- Hej, obudź się w końcu. No, ile
można spać – znajomy głos wdarł się w jej niespokojne sny. – Wstawaj, bo
skończy się moja warta i moje poświęcenie pójdzie na marne – zrzędził dalej,
pomagając jej wrócić do rzeczywistości. – Nie po to zgłaszałem się na ochotnika
na nocną wartę, żebyś mogła spokojnie spać. Powinienem przewidzieć już kiedy
zemdlałaś, że jesteś wykończona.
Otworzyła w końcu oczy. Od razu
poznała celę, w której była uwięziona razem z Hermioną. Ten sam odór i posłanie
z podartych strzępów materiału. Pomyślała o przyjaciółce i powróciły wszystkie
straszne obrazy. Poczuła nagłą falę mdłości. Suche torsję miotały nią przez
kilka minut. Gdyby nie miała pustego żołądka, na pewno byłoby dużo gorzej.
Skuliła się na zimnej podłodze celi i czekała, aż skurcze miną. Jej uwagę
przykuł zielony materiał opinający jej kolana, które podciągnęła pod samą
brodę. To była sukienka, którą miała na ślubie brata. Łzy same napłynęły jej do
oczu. Jeszcze niedawno była taka szczęśliwa. Przypomniała sobie uśmiechnięte
twarze członków rodziny… Co się z nimi stało? Miała nadzieję, że zdążyli uciec.
W końcu podczas tego okropnego rytuału Śmierciożerców nie widziała żadnej
znajomej twarzy. Oczywiście, prócz wykrzywionej nienawiścią twarzy Snape’a i
przerażonej Hermiony. Łzy popłynęły jeszcze mocniej… Co się stało z Hermioną po
tym, jak zemdlała?
Powoli zaczęła wracać do
równowagi. Ktoś coś do niej mówił, jednak nie rozumiała ani słowa. Skupiła się
na tym głosie, kojarzył się jej z czymś niebezpiecznym, ale jednocześnie dawał
ukojenie. Nie rozumiała tego. Wytężyła wzrok, szukając w ciemności źródła
dźwięku. W końcu dojrzała zarys krat i ciemniejszą sylwetkę w smudze
księżycowego światła. Próbowała się podnieść, ale była tak słaba, że nogi
odmówiły jej posłuszeństwa, więc podczołgała się, chciała sprawdzić, skąd zna
wartownika.
Kiedy była na tyle blisko, że
mogła zobaczyć jego twarz, spojrzała w górę. Mężczyzna pochylił się, jednak
jego twarz ciągle pozostawała w cieniu.
- Jak się czujesz? – zapytał,
siadając na kamiennej posadzce. – Masz napij się, dobrze ci zrobi – wyciągnął
do niej rękę z parującym kubkiem. – No, weź. Przecież cię nie otruję – zachęcił
z drwiną w głosie. Pochylił się w jej kierunku sięgając przez kraty, by mogła
chwycić kubek. Dopiero wtedy udało jej się rozpoznać go. To był Teodor Nott.
Chłopak z roku Złotej Trójcy, Ślizgon. Zdziwiło ją to, chłopak nigdy nie był
zwolennikiem Voldemorta. W szkole był raczej typem lowelasa… choć jego ojciec
był śmierciożercą.
Do jej nozdrzy dotarł aromat
mocnej, czarnej herbaty. Mama zawsze dawała jej herbatę na uspokojenie żołądka.
Sięgnęła po kubek i upiła solidny łyk. Poczuła się dużo lepiej, umysł się jej
rozjaśnił i zdała sobie sprawę, że nie powinna mu ufać.
- Miałem zamiar dać ci coś do
jedzenia, ale teraz nie jestem pewien czy to dobry pomysł - po tych słowach
poczuła się zażenowana, że był świadkiem jej poniżenia. Dobrze przynajmniej, że
jej nie widział, bo jej twarz dorównała barwą jej włosom.
- Mógłbyś mi nie przypominać -
mruknęła grobowym głosem. - Po co właściwie mnie budziłeś?
- Muszę cię przeprosić – nie
zrozumiała, o co mu chodzi, więc milczała w nadziei, że wyjaśni jej swoje
motywy. - Widzisz, każda złapana przez Śmierciożerców kobieta zostaje
niewolnicą któregoś z nas... Ja ostatnio bardzo przysłużyłem się Czarnemu Panu
i gdybym poprosił, pewnie zostałabyś oddana mnie... Miałabyś ze mną dobrze.
Przynajmniej bym cię nie bił...
“Ale na pewno byś mnie gwałcił, co
to za różnica?” – pomyślała.
- Tylko że ja nie mogę... –
przerwał na dłuższa chwilę, jednak Ginny ciągle nie rozumiała, o co chodzi
Ślizgonowi. Mówił wszystko z trudem, jakby mu to ciążyło przez bardzo długi
czas. Tylko po co...? Może chciał zdobyć w ten sposób jej zaufanie... A może to
jakaś ich chora gra... W każdym razie zamierzała wysłuchać dokładnie tego, co
mówi, jednak w żadnym wypadku nie wierzyć w żadne jego słowo. Nie odezwała się
słowem, a on po dłuższej przerwie kontynuował. - Nie jestem taki, jak mój
ojciec. Jego nic nie obchodzi. Ja nie mógłbym wziąć własnej siostry.
“Siostry? O czym on mówi?” -
zadawała sobie pytanie. Czuła się coraz bardziej zdezorientowana.
- Bo widzisz, pewnie nie wiesz,
ale jesteś moją siostrą – niewiele brakowało, by wydała z siebie zaskoczone
westchnienie, ale jak sobie postanowiła, zachowała ciszę. Jej rozmówcy wydawało
się to wcale nie przeszkadzać. – Pewnie nie powiedzieli ci o tym, ale to
najprawdziwsza prawda. Opowiem ci, jeśli masz ochotę posłuchać... Zapomniałem,
wybacz, nie masz wyboru, więc i tak ci opowiem. Ze wszystkimi szczegółami –
chłopak już nie wydawał jej się taki niepewny siebie. Mówił z coraz większą
zajadłością w głosie. Teraz była już pewna, że opowie jej coś, co powinno
sprawić jej przykrość. Tylko czy to będzie prawdziwa historia? – Niedługo po
upadku Voldemorta mój ojciec i kilku innych śmierciożerców wybrali się na
popijawę. Mocno nawaleni odwiedzali miejsca, gdzie, jak wiedzieli, były domy
członków Zakonu Feniksa. Traf chciał, że twoja mamuśka wyszła poza
zabezpieczenia otaczające wasz dom. Ojciec zawsze się śmiał, kiedy to
opowiadał. Podobno goniła jakiegoś kurczaka. Oczywiście, nie zmarnowali takiej
szansy, i jako że to mój stary w końcu ją dorwał, zabrali ją do naszego domu.
Umieścili ją w podobnym lochu do tego. Przez tydzień gwałcili ją wszyscy
czterej na zmianę, ale kiedy w końcu wytrzeźwieli, reszta się rozeszła. Został
tylko mój ojciec. Moja matka była wtedy w ciąży ze mną, miała już tak wielki
brzuch, że ojciec nie chciał jej dotykać. Przywiązywał ją zaklęciem i kazał
patrzeć jak sam gwałci twoją matkę. Robił to prawie codziennie. Wyobraź to
sobie, twoja mamuśka traktowana jak zwierzę. Bita i poniewierana. To trwało
jakieś cztery miesiące. Podobno to właśnie przez to moja matka oszalała.
Dopiero po nowym roku twojemu ojcu udało się ją jakoś uwolnić. Wiesz, podobno
tylko wtedy, przez te kilka miesięcy była chuda. A później okazało się, że w
sierpniu urodziłaś się ty. Pewnie gdyby nie to, że moja matka była szalona, a
jemu nie chciało się tracić czasu na bachora, porwałby cię i wychował po
swojemu. Nie byłabyś wtedy taka gryfońska. Teraz z tobą stanie się to samo, co
z twoją matką. Zostaniesz przydzielona któremuś z nas. Aż jestem ciekaw,
któremu. Pewnie mój ojciec nie będzie miał żadnych zahamowań, żeby przekupić
twojego właściciela i rżnąć cię jak twoją matkę. Będzie cię miał, już mi to
zapowiedział. Lepiej się przygotuj – po tych słowach roześmiał się jak
szaleniec. Śmiechem ohydnym, obmierzłym i ociekającym jadem. Ciągle się
śmiejąc, odszedł od jej celi.
Została sama i w końcu pozwoliła
sobie na zwrócenie resztki zawartości żołądka wraz z herbatą, którą jej podał.
Poczuła się taka samotna. Nie chciała wierzyć w to wszystko, co powiedział jej
Nott, ale mówił z takim przekonaniem. Czy to możliwe, żeby jej ojcem nie był Artur
Weasley? Czy nie dowiedziałaby się o tym? Ojciec traktował ją tak samo jak jej
braci, a może nawet lepiej. Nie chciała, nie mogła wierzyć w te brednie. Tak
bardzo chciała znowu znaleźć się w domu, z rodziną. Lepiej by było, gdyby to
wszystko się nigdy nie stało.
Zaczęło kręcić jej się w głowie.
Brzuch zaciskał się w coraz ciaśniejszy węzeł. Miała trudności z oddychaniem.
Kolejna fala mdłości wstrząsnęła jej wnętrznościami. Co się dzieje? –
zastanawiała się. Jej skórę pokrył lepki pot. Robiło jej się zimno, cała się
trzęsła. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Przecież nie reagowała tak na tę
niedorzeczną historię, którą opowiedział jej Nott. Po chwili przypomniała
sobie, że piła podaną jej przez chłopaka herbatę. Musiała być zatruta. Niby ją
zwróciła, jednak dodany tam eliksir musiał już zacząć działać.
Traciła przytomność. Świat wokół
niej wirował. Mdłości nie ustawały. Wydawało jej się, że umiera, że zapada się
w kamień. Po jakimś czasie popadła w otępienie.
Hm, nie podoba mi się wątek Ginny, chociaż bardzo dobrze zmanipulowałaś, żeby Nott na samym początku wydawał się przyjemny, a potem nagle stał się potworem, naprawdę świetny proces. Nabrałam się.
OdpowiedzUsuńAle jak mówiłam wątek Ginny, jej zgwałconej matki mi tu kompletnie nie pasuje, to jest zbyt oderwane od kanonu. Chociaż... jakby nie patrzeć... niewolnictwo też jest niekanoniczne. Chyba jednak chodzi o to, że o Snapie jako Panu, a Granger jako Uległej, przyjemniej się czyta, niż o zdziczałym Teodorze.
#RóżoweCiasteczka #SłoneCiacha
OdpowiedzUsuńA już chciałam powiedzieć, że lubię Notta. Zapowiadało się dobrze, a on taki cham i prostak, no proszę. Hm, Molly Weasley goniąca kurczaka… Brzmi jak ona.
Nie bardzo jednak podoba mi się ten pomysł z rodzeństwem, gwałtem itd. Wydaje mi się, że Molly z łatwością wybroniłaby się z takiej sytuacji, chociażby dzięki różdżce. C’mon, ona używa czarów nawet do mycia naczyń! Czy ktoś chce mi powiedzieć, że nie nosi ona przy sobie różdżki? No ale, jest jak jest. Zdarzają się chwile słabości.
Ach, i jeszcze coś, jeśli chodzi o zapis dialogów. Gdy czynność przy wypowiedzi nie odnosi się bezpośrednio to sposobu wypowiedzi, należy zacząć ją z dużej litery, np.
- Muszę cię przeprosić – nie zrozumiała, o co mu chodzi (...)
Należy po "przeprosić" dać kropkę, a zdanie po myślniku zacząć dużą literą, ponieważ nie miało to wpływu na sposób wypowiadania... Rozumiesz? Marny ze mnie nauczyciel, ale mam nadzieję, że coś tam jednak jest jasne. No i dodatkowo jest mnóstwo poradników w Google, jak pisać dialogi, wystarczy poszukać.