poniedziałek, 7 kwietnia 2014

część osiemnasta

Tym razem już na bieżąco. Najnowszy rozdział trochę mniej w nim akcji ale za to duża dawka emocji Hermiony. Pozdrawiam jeśli ktoś jeszcze tu zagląda.



- Co masz na myśli mówiąc, że będzie z nami mieszkał? – Hermiona poderwała się z łóżka i spojrzała uważnie na Severusa.
- Nie rób scen, wracaj do łóżka – dziewczyna przez chwilę nie wiedziała, co ma zrobić, ale zapraszający gest Severusa był zbyt kuszący, by go odrzucić. Wróciła pod kołdrę i wtuliła się w jego bezpieczne ramiona. Wolała się nie zastanawiać, jak by się zachowywał, gdyby nie wypił tej butelki whisky. – To krew Draco ze mnie zmywałaś. Twoi przyjaciele – to słowo powiedział niemal jak przekleństwo – tak go poturbowali, że ledwo przeżył. Niemal wykrwawił się na śmierć, któryś potraktował go sectumsemprą. Nadal jest w ciężkim stanie, a nie chcę, żeby były przy nim tylko skrzaty, one nie są wyczulone na zmiany stanu chorego, poza tym, kiedy się obudzi, chcę... Po prostu się nim zajmij – mówił spokojnie, ale zaczęła w niej narastać panika. Musiał to wyczuć, kiedy się odezwała.
- Malfoy... – chciała powiedzieć, że ojciec będzie chciał go odwiedzić, ale przerwał jej.
- To jest Draco, nie Lucjusz, nic ci z jego strony nie grozi, poza tym nie będzie miał nawet siły podnieść różdżki, kiedy się obudzi.
- Ale... – próbowała mu wytłumaczyć, ale znowu jej przerwał, tym razem już rozdrażniony.
- Zajmiesz się nim czy mam go przenieść gdzieś indziej? – Nie widziała jego twarzy w mroku, ale czuła, że mu na tym zależy, więc zgodziła się i postanowiła wypytać o wszystko następnego dnia.
- Zaopiekuję się nim, najlepiej jak potrafię – jej odpowiedź wyraźnie go zadowoliła. – Chciałabym tylko wiedzieć, gdzie będzie spał, bo chyba nie z nami w jednym łóżku...
- Ciasno by nam na pewno nie było, ale nie preferuję trójkątów. Mam tu jeszcze jeden pokój. Zwykle nie jest mi potrzebny.
- A czy ja…
- Ty śpisz ze mną – stwierdził i przyciągnął ją jeszcze bliżej zaborczym gestem. – Apropos, lepiej już śpij, bo jutro będziesz miała ciężki dzień.
***
- Czego się mogę spodziewać? – zapytała stojąc w nogach łóżka, na które Severus właśnie przelewitował młodego Malfoy’a. Nie była pewna, czy chce się nim zająć, ale postanowiła, że powinna mu się odwdzięczyć za to, że nie wydał jej, kiedy przyłapał ją na podsłuchiwaniu. Później dopiero uświadomiła sobie, co by się mogło z nią stać, gdyby wtedy spotkała kogoś innego.
- Kilka godzin temu podałem mu eliksir, który powinien przyspieszyć powrót do zdrowia, ale to może oznaczać dużą gorączkę, którą będzie trzeba zbijać okładami – tego eliksiru nie wolno mieszać z niczym innym.
- Eliksir Harpera – mruknęła do siebie, ale w cichym pomieszczeniu czarnowłosy usłyszał jej słowa.
- To eliksir na poziomie specjalizacji, ale powinienem się spodziewać, że będziesz go znała. W takim razie jestem przekonany, że wiesz, jakie ma skutki uboczne. Jeśli działoby się coś niepokojącego, wezwij skrzata, przekaże mi wiadomość.
Miała wrażenie, że zachowywał się jakoś oschle, a przynajmniej był dużo mniej przystępny niż jeszcze kilka dni temu. Chciała go zapytać, jak ma mierzyć Malfoy’owi temperaturę bez różdżki, a że stał blisko, odruchowo położyła mu rękę na przedramieniu.
- Severusie... – nic więcej nie powiedziała, bo przeszył ją wzrokiem szybko zabrał rękę i odsunął się o krok.
- Nie spoufalaj się. To, co się wczoraj wydarzyło, już się nie powtórzy. Lucjusz niedługo straci wszelkie funkcje w wewnętrznym kręgu. A już teraz jego słowa nie mają dla Czarnego Pana większego znaczenia. Zaklęcia monitorujące zachowania niewolnic przestaną działać za kilka dni – biło od niego takim chłodem, że aż sama się cofnęła. Mężczyzna wyszedł, zamykając za sobą cicho drzwi. Jeśli chciał ją do siebie zrazić, to robił to dość skutecznie, jednak Hermiona dokładnie wiedziała, dlaczego tak się zachowuje i nie miała do niego żalu. Nie mogła już tłumaczyć sobie, że jest z nim tylko dla bezpieczeństwa. Miała nadzieję, że od czasu do czasu uda jej się przezwyciężyć ten chłód, w końcu jego magia jest ogniem – wystarczy tylko iskra, aby go rozpalić.
Westchnęła i odwróciła się w stronę Malfoy'a. Chłopak wyglądał strasznie, jego skóra wydawała się być wręcz przezroczysta. Pod oczami miał głębokie sińce. Zrobiło jej się go żal. W końcu to jej przyjaciele doprowadzili go do takiego stanu. Nie wiedziała dokładnie, co tam się stało, ale i tak czuła się winna. Niby nic nie mogła zrobić, ale gdyby nie oddaliły się wtedy z Ginny od reszty gości weselnych, zdążyłyby uciec, a tak... Tyle nieszczęść je spotkało od tamtej pory. Jej samej trafiło się jak ślepej kurze ziarno. Z Severusem nie musi się bać o swoje bezpieczeństwo, ale Ginny... Najpierw tyle czasu w lochu, gwałt, a zaraz potem pobyt w prywatnych komnatach samego Voldemorta. Z tego, co mówił Severus, ceremonia zniewolenia jej nie ominie, a jeśli trafi do jakiegoś okrutnego pana? Wiedziała, że to na pewno nie będzie Malfoy… wróć. Wiedziała, że to na pewno nie będzie Lucjusz Malfoy, ale jeśli zostałby nim Draco… Wiedziała oczywiście, że jej rozważania nie mają żadnego sensu, na niewolnicę trzeba sobie zasłużyć, a nie znała pozycji chłopaka wśród zwolennkików Voldemorta. Podeszła do jego łóżka i położyła mu rękę na czole. Było chłodne, więc eliksir jeszcze nie rozpoczął ostatniej fazy działania. Jednak jeśli Severus podał mu lek tuż przed powrotem do swoich komnat, temperatura powinna wkrótce wzrosnąć. Nie zwlekając dłużej, przywołała skrzata i poprosiła go o przyniesienie jakiejś miski i kompresów, którymi miała zamiar schładzać czoło chłopaka. Przeszukała szafkę przy łóżku, ale nigdzie nie znalazła termometru, a bez różdżki nie mogła dokładnie zmierzyć temperatury, więc tym razem wysłała skrzata do Severusa. Jakie było jej zdziwienie, kiedy stworzonko wróciło z najnowszym osiągnięciem mugolskiej technologii.
Na szczęście, blondyn miał na razie tylko stan podgorączkowy, więc spokojnie poszła do saloniku i zjadła śniadanie. Niestety, potem nie było już tak kolorowo. Temperatura podskoczyła o cały stopień. W ciągu kolejnej godziny przybył następny. Zaczęła robić mu okłady, ale nie przynosiło to rezultatów. Sfrustrowana, odrzuciła przykrywające go koce i zaczęła przemywać zimną wodą cały jego tors, szyję, ręce. Przykryła go znowu kocami i poszła wymienić wodę na zimniejszą. Nie sposób było nie zauważyć zmian, jakie zaszły w Ślizgonie. Jego ciało było przyjemnie umięśnione. Szerokie ramiona, silne ręce, płaski brzuch z wyraźnie zaznaczonymi mięśniami... ale najdziwniejsze było to, że nic przy nim nie czuła. Był bardzo przystojny, jednak Hermiona miała wrażenie, że ogląda marmurowy posąg. Z Severusem czuła się zupełnie inaczej. Wystarczyło jedno spojrzenie jego czarnych oczu, by niemal wrzała, jeden dotyk, by się rozpływała. W tej chwili miała swobodny dostęp do jednego z najprzystojniejszych chłopaków w Hogwarcie... a potrafiła myśleć tylko o Severusie i ich ostatniej nocy.
Jej rozważania przerwał ledwo słyszalny jęk. Gryfonka szybko wróciła do pokoju. Draco zrzucił z siebie część przykrycia i ciągle walczył z ostatnim kocem. Zmierzyła temperaturę, ale ta na razie pozostawała bez zmian – trzydzieści dziewięć stopni. To niby nie była jakaś wielka gorączka, ale eliksir był na tyle silny, że temperatura mogła wzrosnąć o kilka stopni w zaledwie kilka minut, wolała więc nie ryzykować przegrzania. Znowu ściągnęła z niego koce i zaczęła przemywać jego ciało. Ślady po sectumsemprze były bardzo widoczne na tle bladej skóry. Rany zostały już dawno zasklepione, ale pozostały długie, wąskie blizny, które powinny zniknąć po dłuższym czasie. Nie mogła uwierzyć, że Harry mógłby ponownie użyć tej klątwy, przecież ostatnio był tak przerażony i roztrzęsiony. Myślała, że już nigdy jej nie użyje. Ale jeśli to nie Harry, to kto? Tylko ich trójka, nie licząc śmierciożerców, znała działanie tego zaklęcia. Zostawał więc tylko Ron. Obawiała się, że w chwili furii byłby zdolny go użyć, nawet jeśli zwykle nie był najlepszy w rzucaniu klątw. A jego tak łatwo było wyprowadzić z równowagi. Dlatego właśnie nie mogła z nim wytrzymać, wściekał się o byle co. Niby tak samo szybko się uspokajał i przepraszał później, ale te ciągłe awantury były nie do zniesienia. A jeśli ktoś go specjalnie prowokował, było jeszcze gorzej i obawiała się, że w tym przypadku mogło właśnie tak być. Malfoy zawsze lubił się z niego podśmiewać i na co mu się to zdało...
Ten dzień naprawdę był dla niej ciężki. Może nie tyle okłady, ale stres związany z cała tą sytuacją – mimo jej wysiłków temperatura ciągle powoli rosła. Draco od czasu do czasu pojękiwał, często odrzucał przykrycie, a potem trząsł się z zimna. Co jakiś czas podawała mu wodę, ale nie chciał jej pić, krztusił się i kasłał. Bała się, że się odwodni, dlatego nie ustawała w wysiłkach.
Najgorsze przyszło po południu. Mimo okładów, gorączka ciągle rosła. Hermiona postanowiła, że jeżeli temperatura podskoczy jeszcze trochę i osiągnie czterdzieści jeden i pół stopnia, będzie musiała wezwać Severusa. Na razie tylko wysłała skrzata, żeby przyniósł jej trochę lodu do maksymalnego ochłodzenia wody. Po kilku takich okładach sama szczękała zębami, ale przynajmniej zbiła odrobinę temperaturę. Usiadła wycieńczona na krześle i przymknęła oczy.
- Mamo – Gryfonka ocknęła się zszokowana, musiała się zdrzemnąć. Draco leżał tylko pod jednym cienkim prześcieradłem, reszta okryć walała się w nieładzie po podłodze. Dziewczyna szybko się poderwała i złapała za termometr. Pomiar wynosił czterdzieści jeden i trzy dziesiąte stopnia. Szybko ściągnęła z niego okłady i namoczyła w lodowatej wodzie.
- Mamo – to wołanie było przerażające. Hermionie ścisnęło się gardło, sama niedawno wysłała rodziców do Australii, też za nimi tęskniła, ale ten jęk był jak rozpaczliwe zawodzenie małego dziecka, które się zgubiło. Wyjęła kompresy z wody i tym razem nie wyciskała ich tak mocno, tylko pozwoliła wodzie skapywać na łóżko. Jeden położyła na czole chłopaka, a drugi rozłożyła na jego klatce piersiowej. Draco próbował zrzucić z siebie zimny materiał i znowu wołał matkę, musiała go jakoś uspokoić.
- Draco, słyszysz mnie? Jestem tu, to ja, Hermiona. Nie jesteś sam – chłopak jakby ją usłyszał, otworzył na chwilę oczy, ale zaraz znowu je zamknął. Znowu zaczął mówić, tym razem szybko i niewyraźnie, ledwo rozumiała słowa.
- Mamo, ja nie mogłem nic zrobić. Ojciec, on... nie pomogłem jej… – nie miała pojęcia, o co chodzi. Nie wiedziała, komu nie pomógł, ale w tej chwili nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Obiecała Severusowi, że się nim zajmie, więc musiała zrobić, co w jej mocy, żeby się uspokoił i przestał ściągać z siebie kompresy.
- Ciii – uspokajała, zanurzając ponownie okład w wodzie. – To nie twoja wina. – Prześcieradło było przemoczone, ale nie przejmowała się tym – kiedy będzie trzeba, poprosi skrzata o suche.
- Nienawidzę go… – znowu usłyszała szept blondyna. – Tak bardzo go nienawidzę. Gdyby nie on, może byłabyś teraz ze mną, mamo... – Hermiona wolała nawet nie próbować zrozumieć znaczenia tych słów, ale starała się jakoś ukoić stratę chłopaka. Miała nadzieję, że to pomoże mu pokonać gorączkę
- Ona będzie z tobą zawsze... Tutaj – położyła mu rękę nad sercem.
- Zawsze – chłopak powtórzył po niej jak echo.
Stała tak, dopóki się nie zorientowała, że w oczach stoją jej łzy, a gardło ma tak ściśnięte, że nie miała pojęcia, jak zdołała powiedzieć cokolwiek. W tych kilku krótkich zdaniach było tyle cierpienia, tyle poczucia winy. Jak kiedykolwiek mogła być tak głupia, żeby oceniać ojca i syna jedną miarą? Draco wyraźnie powiedział, że nienawidzi swojego ojca. Nawet w tych cichych słowach wypowiedzianych w gorączce było tyle pewności, że uwierzyła mu i postanowiła nigdy więcej nie popełnić błędu i nie dać się zwieść pozorom. Mimo że Draco był tak podobny do swojego ojca z wyglądu, nie był taki jak on. Właśnie to musiał mieć na myśli Severus, kiedy powtarzał jej, że Draco to nie Lucjusz. Opanowała się trochę i sięgnęła po termometr. To było wprost nieprawdopodobne, ale gorączka spadła bardzo szybko. Czytała o tym eliksirze. Owszem, było napisane, że po minięciu krytycznego momentu gorączka spada, ale nie sądziła, że ledwie po kilku minutach Draco będzie miał tylko trzydzieści osiem stopni. Opadła wycieńczona na krzesło, zawołała skrzata i poprosiła, żeby zmienił pościel na suchą i zabrał kompresy. Ciągle nie mogła się przyzwyczaić do tego, że wysługuje się skrzatami domowymi, ale nie miała wyjścia, bez różdżki nic by nie wskórała, a skrzaty były tak chętne do pomocy. Dopilnowała, żeby blondyn był dobrze przykryty i zamówiła jeszcze coś do jedzenia. Była potwornie głodna, od śniadania nic nie jadła. Niby dostała obiad, ale nie miała czasu nawet o nim myśleć, a co dopiero go jeść. Posiliła się w pokoju Draco, co kilka minut sprawdzając temperaturę, ale ta ciągle spadała – już nie tak szybko, ale przy ostatnim pomiarze był już tylko lekki stan podgorączkowy. Odprężyła się trochę, przysunęła sobie fotel do łóżka i rozsiadła się wygodnie z książką na kolanach i termometrem pod ręką.
***
Obudziła się w łóżku Severusa, nawet nie wiedziała, kiedy zasnęła. Przekręciła się na drugi bok i przeciągnęła.
- Dzień dobry – otworzyła oczy i zobaczyła Severusa spokojnie jedzącego śniadanie. – Przyłączysz się? – Jej brzuch wybrał sobie właśnie ten moment na oznajmienie głośnym burczeniem, że nie jadła porządnej kolacji. Mężczyzna schował twarz za kurtyną włosów, ale wiedziała, że gości na niej ten zadowolony uśmieszek. Bez słowa wstała i zajęła miejsce przy stole. Miała na sobie wczorajszą szatę, ale i tak przestała się wstydzić Severusa, a przesadna skromność nie leżała w jej naturze.
- Co z Draco? – zapytała bez żadnych wstępów.
- Lepiej niż się spodziewałem, jest młody i silny. Wydobrzeje, ale musi tu zostać jeszcze parę dni w razie jakichś powikłań. Dobrze się wczoraj spisałaś.
- W pewnym momencie już miałam cię wzywać. Gorączka była bardzo wysoka i Draco zaczął majaczyć, mówił coś o matce. Co się właściwie z nią stało?
- Nie żyje, tylko tyle musisz wiedzieć – widząc, że chce zaprotestować, dodał jeszcze: – jeśli kiedyś uznam, że to dotyczy w jakiś sposób ciebie, to ci powiem, a na razie, jak jesteś taka ciekawska, to sama go zapytaj.
- Może tak zrobię. Myślisz, że obudzi się dzisiaj?
- Całkiem możliwe – wytarł ręce w serwetkę. – Muszę już iść, za pół godziny muszę wrzucić kolejny składnik do eliksiru.
- Mogłabym się zobaczyć z Ginny? – zdążyła jeszcze zapytać, zanim wyszedł z pokoju. Zatrzymał się w progu.
- Zastanowię się nad tym, jak mój chrześniak wydobrzeje. Na razie wolałbym, żebyś była blisko. Mógłbym ją tu przyprowadzić, ale obawiam się, że nie zareaguje najlepiej, jeśli go tu spotka – nie oglądając się za siebie wyszedł.

rozdział osiemnasty



Draco czuł się już lepiej Ale Hermiona ciągle przy nim czuwała. Severus pojawił się jakieś pół godziny wcześniej, zapytał o stan chłopaka, a potem zaszył się w swoim magazynie. Dziewczyna już prawie przysypiała – pogoda była okropna, a ona już trochę zmęczona opieką nad Ślizgonem. Nagle rozległ się ogromny huk. Niemal spadła z krzesła. Poderwała się i pobiegła do gabinetu, bo była niemal pewna, że to stamtąd dochodził dźwięk. Hermiona stanęła jak wryta na widok kolorowej pary wydobywającej się z sekretnego pokoju. Po chwili, chwiejąc się na nogach, w jego drzwiach pojawił się Severus. Ciężko oparł się o półki z książkami. Ramiona mu drżały. Podeszła bliżej, chciała sprawdzić, czy nic mu nie jest, ale wtedy on podniósł głowę. Oczy mu świeciły, a na jego twarzy gościł szeroki uśmiech. Dziewczyna cofnęła się, bo mężczyzna wyglądał wręcz przerażająco z takim wyrazem twarzy.
- Moja słodka Hermionka. Chodź tutaj – złapał ją i przyciągnął do siebie bardzo blisko. – Jesteś moja – powiedział, patrząc jej głęboko w oczy, i pocałował z pasją. Kiedy się od niej odsunął, dziewczyna poczuła jakiś lekki uścisk na przegubie. Ale nie przejęła się tym zbytnio, bo Severus, ciągle trzymając ją w ramionach, ruszył krokiem tanga przez salonik i sypialnię do pokoju Draco. W uszach dźwięczał jej śmiech Severusa. Była tak oszołomiona, że nawet nie próbowała mu się wyrwać. Zresztą nie za daleko by odeszła, bo jej prawa ręka była zamknięta w metalowej obręczy powleczonej wściekle różowym futerkiem, dziwnie przypominającej mugolskie kajdanki. Od obręczy odchodził długi cienki łańcuch połączony z drugą obręczą, która znajdowała się nigdzie indziej, jak na przegubie lewej ręki czarnowłosego mężczyzny. Z impetem wtargnęli do pokoju chłopaka.
- Mój chrześniak jeszcze słodko chrapie. Kochany chłopak, może powinienem mu umilić trochę sny… – wycelował różdżkę w blondyna. Z jej końca wyleciała delikatna mgiełka, która powoli przybierała postać puszystej chmurki. – Specjalnie dla ciebie, Draco, taniec hula – chmurka pomknęła w stronę chłopaka, a tuż przed tym, jak dostała się do jego ucha, Hermiona ujrzała na jej powierzchni, jak w telewizorze, tańczące młode dziewczyny w słomianych spódniczkach.
Severus zachichotał – ZACHICHOTAŁ – i wybiegł z pokoju, ciągnąc ją za sobą. Zatrzymał się dopiero tuż przed drzwiami na korytarz. Które z rozmachem otworzył. Hermiona potknęła się na widok osoby, która stała za drzwiami z uniesioną ręką, którą jakby właśnie miała zapukać.
- Nasz Pan cię wzywa.
Severus wybuchnął śmiechem i złapał dziewczynę zanim upadła. Pomógł jej stanąć stabilnie i odezwał się z nieukrywanym jadem w głosie:
- Ach, witaj Lucuś. Dla ciebie też coś mam – zanim blondwłosy zdążył się zorientować, stał już nagi, zakneblowany i przykuty do ściany w taki sposób, że tylna część jego ciała była wypięta w dość sugestywny sposób. Na ścianie widniał wielki napis „UŻYWAJ, ILE WLEZIE” a po obu stronach mężczyzny na ścianie wisiały różnego rodzaju zabawki erotyczne, w których przeważały bicze. Tym razem i Hermiona nie wytrzymała. Wybuchnęła śmiechem. Nie trwało to jednak długo, bo Severus pociągnął ją wzdłuż korytarza. Lucjusz zaczął się szamotać, ale Sev nawet nie obejrzał się za siebie. Poruszał się niemal tanecznym, sprężystym krokiem, ale dziewczyna prawie biegła za nim. W końcu nie wytrzymała szaleńczego tempa i przystanęła ze spuszczoną głową, próbując złapać oddech.
- Co się dzieje, kruszynko? – wymruczał jej wprost do ucha. Nie zauważyła nawet, kiedy się do niej zbliżył. Wyprostowała się, powoli szukając go wzrokiem. Stał dokładnie za nią, odgarnął jej włosy i zaczął całować po szyi i karku.
- Nie mogę dalej biec, nie mam siły – odpowiedziała, próbując zebrać myśli.
- Mmm… zaraz coś z tym zrobimy – przygryzł delikatnie jej ucho i już go nie było. Czuła się taka oszołomiona jego zachowaniem, że nie od razu zauważyła różnicę. Poruszała się, ale nie używała do tego własnych nóg. Unosiła się kilkanaście centymetrów nad ziemią. – Ładne? – zapytał, nie odwracając nawet głowy.
- Co ładne? – zapytała, ciągle przyglądając się swoim stopom lewitującym nad podłogą.
- Skrzydła, słodziaczku.
- Skrzy… Co?
- Masz je na plecach, kochanie – odwróciła się i zobaczyła piękne skrzydła. Wyglądały jak skrzydła motyla i były bajecznie kolorowe, ale poruszały się powoli. Podziwianie przerwało jej dotarcie do komnat Czarnego Pana.
- Wzywałeś mnie, Volduś? – Przywitał się z szaleńczym uśmiechem. – A gdzie Nagini? A zresztą nieważne, dam ci nową. – Z jego różdżki wystrzeliło wściekle zielone boa i owinęło się wokół szyi czarnoksiężnika. Hermiona stała za Severusem i próbowała jak najmniej rzucać się w oczy. Nic to jednak nie dało. Voldemort wychylił się zza Severusa, zasłonił dłonią usta i zapytał przyciszonym głosem:
- Co mu jest?
- Nie jestem pewna, chyba jakiś eliksir – odpowiedziała speszona. Severus odwrócił się tak, że jego głowa znalazła się tuż przy głowach Hermiony i Voldemorta.
- Eliksir zmiany osobowości – powiedział również szeptem. – Za jakieś cztery minuty powinien przestać działać.
W tym momencie drzwi do pokoju Ginny uchyliły się i dziewczyna wyjrzała.
- Hermiona? – jej oczy zrobiły się okrągłe niczym spodki. Patrzyła zdziwionym wzrokiem po zebranych. Najpierw patrzyła na szeroko uśmiechniętego Severusa, potem na Voldemorta, a w końcu na Hermionę. Zafascynowana podeszła kilka kroków żeby się lepiej przyjrzeć.
- Ginewra! – wykrzyknął uradowany Severus. Podszedł do dziewczyny i okręcił ją wokół własnej osi jak w tańcu. – Dla ciebie też mam prezent. Na pewno ci się przyda – po chwili w dłoniach dziewczyny znalazła się książka zatytułowana dumnie „JAK WYTRESOWAĆ SMOKA”. – Kiedyś mi podziękujesz.
- Hermionko, chyba musimy już iść – widziała, jak jego wzrok powoli się zmienia. Jego świecące radością oczy zamieniły się znowu w te czarne dziury, nie pozwalające ujawnić żadnych emocji. Odwrócił się od niej i rozejrzał po zebranych.
- Co to, kurwa, jest? Co tu się dzieje? Prima aprilis, do kurwy nędzy? – szybkim zaklęciem unicestwił futerkowe kajdanki i wyszedł, trzaskając drzwiami.