środa, 1 maja 2013

część druga



Zapraszam do komentowania




Łacińskie słowa wirowały wokół niej, tworząc dziwną, splątaną sieć. Rozumiała pojedyncze słowa, jednak nie składały się w całość, jakby każde z nich żyło swoim własnym życiem i nie chciało się połączyć z żadnym innym. Słyszała je, jedne wyraźnie, inne wydawały jej się odległym szeptem.
Nagły błysk i towarzyszący mu ogłuszający grzmot wyrwały ją ze snu. Usiadła spanikowana, ale teraz słyszała wyłącznie deszcz, walący o szyby ukrytych okien. Gdzieś w oddali przetoczył się kolejny grzmot, nie był jednak tak głośny, jak poprzedni. Ten musiał uderzyć bardzo daleko. Gdzieś w jej świadomości znowu odezwały się stłumione łacińskie wyrazy, teraz już nie tak wyraźne, to był tylko sen, tylko… Czy na pewno wszystko było snem? Na pewno jej umysł nie mógłby stworzyć czegoś tak chorego jak to, co ją spotkało. Skupiła się przez chwilę na sobie. To było takie dziwne, po tym, co się zdarzyło, powinna być obolała, ale wszystko było w porządku. Może tylko to pulsowanie w dole brzucha…
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia, gdzie jest. To na pewno nie był loch. Pokój był ciemny, lecz od czasu do czasu jakaś odległa błyskawica lekko rozświetlała pomieszczenie, czyniąc je upiornym, pełnym dziwnych powykręcanych cieni. Wrażeniu temu przeczyła jednak miękkość otaczającej ją pościeli w wielkim łożu. W blasku kolejnego wyładowania dostrzegła zarys postaci, odcinający się jasnością skóry od ciemnego jedwabiu. Nim zdążyła dostrzec cokolwiek, pokój znowu pogrążył się w ciemności, jednak nie odwracała wzroku. Gdy kolejny grom rozświetlił pomieszczenie, dostrzegła, że nie tylko ona wpatruje się w osobę leżącą obok. Przepastne, czarne oczy były w niej utkwione. Rozpoznała je, lecz krzyk, który chciała wydać, zamarł jej w gardle – to był ON.
W pierwszym ataku paniki zerwała się z łóżka i zaczęła uciekać, jednak polecenie wypowiedziane zimnym głosem na chwilę zatrzymało ją w miejscu.
- Stój - nie posłuchała go. Nadal uparcie zbliżała się do drzwi, jednak z każdym kolejnym krokiem narastał w niej dziwny ból. Kiedy stał się nieznośny zatrzymała się, a obezwładniające uczucie natychmiast zniknęło. Co się z nią dzieje…? Stała nieruchomo, świadoma jego wzroku na swoim ciele, skóra paliła ją pad tym mrocznym spojrzeniem, jednak nie odważyła się odwrócić. Dopiero po kolejnym beznamiętnym poleceniu została do tego zmuszona następną falą tego dziwnego, wszechobecnego bólu. W głowie jej zawirowało, nagle zrozumiała część słów, które słyszała we śnie. To było zaklęcie. Bardzo dziwne i złożone, zmuszające ją do posłuszeństwa. Jak mogłaby oprzeć się temu? Cichy zimny głos wyrwał ją z zamyślenia i przywrócił do rzeczywistości.
- Możesz mi wyjaśnić, gdzie wybierałaś się w takim stroju w domu pełnym śmierciożerców, którzy po dzisiejszym wieczorze chętnie zaspokoją z tobą żądzę, jaką rozbudziły w nich twoje krzyki? - jego głos zmroził jej krew w żyłach, natomiast wzrok przesuwający się po jej nagiej skórze palił ją niczym ognie piekielne. Stała tam, ciągle nie odważyła się nawet odezwać ani poruszyć. On też się nie poruszał, patrzył tylko, leżąc spokojnie w łożu, wsparty na łokciu. Ledwo go widziała w rozbłyskach nadchodzącej burzy. Była zdezorientowana, strach nie pozwalał jej logicznie myśleć. Nie miała pojęcia, czego ma się spodziewać po tym człowieku. Jeszcze niedawno ufała mu, ale to, co jej dziś zrobił i fakt, że Dumbledore zginął z jego ręki, całkowicie ją rozstroił. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić.
Zadrżała, choć nie wiedziała, co wywołało dreszcz i gęsią skórkę. Czy był to wynik chłodu, czy może tego aksamitnego głosu, którym wydał kolejne polecenie.
- Podejdź - tym razem spodziewała się już tego bólu, nie czekała, aż ogarnie ją nieznośną falą. Ruszyła powoli w jego stronę, stawiając niepewnie każdy krok. Ciągle nie odważyła się odezwać, jednak on tego oczekiwał.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – stwierdził, kiedy znalazła się w połowie drogi do łóżka.
Co ma mu odpowiedzieć? Sama dokładnie nie wiedziała, gdzie chciała iść. Po prostu chciała uciec jak najdalej od niego, ale powiedzenie tego nie wydawało jej się najmądrzejszym posunięciem. Gdzie mogłaby się wybierać w środku nocy…?
- Szukałam łazienki – skłamała drżącym głosem w nadziei, że nie zdenerwuje go zanadto.
- To marne kłamstwo, Granger – prychnął i pokręcił głową. Jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności na tyle, że widziała go leżącego wciąż na łóżku. - Liczyłem, że wymyślisz coś godnego Złotej Trójcy. Zawiodłem się na tobie. Jednak dobrze, niech będzie na twoje. Łazienka jest tam - wskazał wąskie drzwi po jej lewej stronie. – Masz dziesięć minut – jego głos był drwiący, w innych okolicznościach mogłaby pomyśleć, że nawet wesoły, ale ten człowiek był nieprzewidywalny. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, ale po chwili postanowiła jednak podtrzymać to kłamstwo. Przynajmniej będzie miała chwilę, żeby się spokojnie zastanowić jak powinna się zachować. Otworzyła drzwi, oślepiło ją światło. Weszła jednak i zamknęła za sobą cicho drzwi. Oparła się o nie i rozejrzała. Właściwie to pomieszczenie wyglądało jak wiele łazienek mugoli, brakowało tylko włącznika do światła, a w kinkietach przy lustrze zamiast żarówek znajdowały się jakieś dziwne, świecące miękkim światłem kule.
Chciało jej się płakać, jednak była na to zbyt praktyczna. Zastanawiała się, co ją czeka, kiedy stąd wyjdzie. Czego będzie od niej oczekiwał? Czy mógł zrobić jej coś jeszcze gorszego niż do tej pory? Zimno podłogi wyłożonej kafelkami pozwoliło jej się uspokoić. Poukładać wszystkie fakty. Jej sytuacja wyglądała niezbyt ciekawie, nie była jednak beznadziejna… Za drzwiami czekał na nią Severus Snape, jej były nauczyciel. Została mu ofiarowana przez Voldemorta jako niewolnica, cokolwiek to słowo dla niego znaczy. Do tego miał nad nią władzę. Wiedziała, że będzie słuchała jego rozkazów, nie bała się bólu, ale po co niepotrzebnie przysparzać sobie cierpienia. Przynajmniej do czasu, kiedy Zakon ją uwolni. Miała nadzieję, jednak niezbyt wielką, że nie potrwa to długo. Sam Snape powiedział, że jest w domu pełnym śmierciożerców. Sama raczej nie zdołałaby się wymknąć. Ale co zrobi, jeżeli on znowu będzie chciał ją wykorzystać? Czy zniesie to znowu…? Już wiedziała, że tak. Jeżeli była jakakolwiek nadzieja na odzyskanie wolności, była gotowa na wszystko. Zresztą dużo gorsze niż gwałt było penetrowanie jej umysłu przez Voldemorta. Zadrżała na to wspomnienie, tak, to było w tym wszystkim zdecydowanie najgorsze. Spojrzała na swoje ręce, dziwne, spodziewała się ujrzeć na nadgarstkach jakieś otarcia, w końcu kajdany mocno wrzynały się w jej ciało. Widziała jednak tylko nieskazitelną, jasną skórę, na kostkach tak samo. Może jednak nie jest aż tak źle, jak sądziła do tej pory… Wyleczył ją, nie miała nawet żadnych siniaków, a dobrze wiedziała jak wrażliwą ma skórę, czasem wystarczyło lekkie uderzenie, a zaraz zdobił ją fioletowo-żółty siniec. Czyli zależy mu, żeby dobrze się czuła…? Co za głupie myśli ją ogarnęły? Jakie miało znaczenie kilka siniaków, jeśli gwarantowałyby jej przeżycie? Może nie tylko kilka siniaków, ale wolała o tym teraz nie myśleć. Poważnie zastanowiła się nad tym, czy nie zapytać go wprost, czego od niej chce… Nie była w końcu jakąś przestraszoną myszą, tylko Gryfonką. Jedną z najzdolniejszych, ale czy tym samym jedną z najodważniejszych? Czy kiedy wyjdzie z tego bezpiecznego pomieszczenia i stanie z nim twarzą w twarz, będzie miała tyle odwagi, żeby się odezwać?
Kolejny bliski grzmot sprawił, że nogi niemal się pod nią ugięły. Parsknęła, zniesmaczona własnym zachowaniem. Była przerażona, ale to nie znaczy, że ma się kulić i płakać. Po co od razu okazywać słabość? Najpierw musi się dowiedzieć, czy zapewniłaby sobie tym współczucie, czy tylko wściekłość… Wróciło do niej wspomnienie szalonych oczu Snape’a. Czy to naprawdę był ten sam człowiek, który tyle lat uczył ją eliksirów? Oczywiście, wiele razy widziała go bliskiego furii, zwykle jednak udawało mu się ją poskromić. Teraz nie ma powodu, by poskramiać emocje, była jego własnością i mógł z nią zrobić wszystko… Skarciła się za takie myśli. Musiała jak najszybciej wyjść, bo jeżeli zostanie tu dłużej, opuści ją cała odwaga.
Chwilę później poczuła delikatne ukłucie bólu. Nasilało się z każdą chwilą. Czy to znaczy, że jej dziesięć minut już minęło? Na to wyglądało. Skorzystała jeszcze z tego, że już była w łazience. Swoją drogą, to zaklęcie było bardzo ciekawe. Miało podobne działanie do imperio, ale nie pozbawiało jej całkowicie wolnej woli… Nie zamierzała się teraz nad tym zastanawiać, bo ból powoli stawał się coraz mocniejszy. Wyprostowała się i wyszła z jasnej, bezpiecznej łazienki do niebezpiecznej, oświetlonej jedynie błyskawicami sypialni.
Zamknęła za sobą drzwi i poczekała, aż jej wzrok przywyknie do ciemności. Dopiero wtedy ruszyła ku łożu. Snape wyglądał jakby w ogóle się nie poruszył, odkąd zniknęła w łazience. Teraz też pozostawał w bezruchu. Nie odezwał się do niej. Gdyby nie grzmoty, w komnacie panowałaby idealna cisza, bo jej bose stopy nie robiły najmniejszego hałasu na grubym dywanie. Przez chwilę pomyślała, że powinna się zakryć, w końcu paradowała przed nim nago, ale czy to miało jakikolwiek sens? W tym stanie widział ją już, a zresztą nie tylko on, ale i całe stado śmierciożerców. Chciała mu zadać tyle pytań, jedno trafniejsze od drugiego, ale kiedy już stanęła przy krawędzi łóżka, wyrwało jej się tyl:
- Czy Ginny skrzywdziliście tak samo, jak mnie? – dopiero kiedy wypowiedziała już te słowa zrozumiała, że mogła zadać to pytanie w inny sposób. Tak tylko niepotrzebnie odkryła przed nim, że czuje się wykorzystana.
- Nie – odpowiedział krótko. Nie powiedział nic więcej, tylko wpatrywał się w nią nieodgadnionym wzrokiem.
- Czy nic jej nie jest? – tym razem jej głos był trochę mocniejszy niż poprzednio, jednak nadal lekko drżał.
- Na razie jest bezpieczna – znowu tylko zdawkowa odpowiedź, może powinna go zapytać o coś innego… Miała dziwne wrażenie, że ta cała sytuacja go bawi. Nie odezwał się więcej, ona przez dłuższy czas też nic nie mówiła. Czuła się dziwnie, stojąc przed nim. Burza od czasu do czasu oświetlała ich, a deszcz przybierał na sile. W komnacie panował jednak bezruch. Nie zrobił żadnego gestu wskazującego, czego od niej chce. W końcu nie wytrzymała napięcia.
- Co mam robić? – zapytała, tym razem sama zadziwiona, że powiedziała to niemal z wyrzutem, nie oczekiwała po nim takiego zupełnego spokoju. Nie po tym, co zrobił tam, przy wszystkich tych śmierciożercach. – Czego pan ode mnie oczekuje, profesorze?
- Oczekuje? – wydawał się zaskoczony. – Niczego. Może tylko tego, że nie będziesz próbowała uciekać albo mnie… zabić. Mogłabyś też mówić mi po imieniu. Nie jestem już twoim nauczycielem.
- Teraz jesteś moim panem – wypaliła bez zastanowienia. W jednej chwili pożałowała, że nie zastanowiła się dwa razy, zanim otworzyła usta.
Zerwał się z łóżka i pochwycił ją mocno za ramiona, jego twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od jej własnej. Była jak sparaliżowana, nie zdążyła zareagować, znalazł się przy niej tak szybko. Miał na sobie tylko czarne bokserki, jednak nie odważyła się spojrzeć na niego. Jej wzrok spoczął na jego wykrzywionej w dziwnym wyrazie twarzy.  
- Tak. Ale jeśli będziesz posłuszna, nic ci nie grozi. Przez najbliższe trzy dni nie masz prawa wychodzić z tego pokoju. Dla własnego bezpieczeństwa. Radzę ci, bądź posłuszna – wysyczał, jednak równie dobrze mógłby krzyczeć, jego słowa wwiercały się w jej świadomość.
- A jeżeli nie będę?
- Trafisz na bandę napalonych śmierciożerców, którym mało własnych zabawek. Nie nasłuchałaś się wystarczająco?
- Nie chodziło mi o wychodzenie stąd. Co, jeśli nie będę posłuszna wobec pana w innych przypadkach? – wydawało jej się, że go zaskoczyła swoją konkretną wypowiedzią.
- Będziesz uległa – stwierdził, pewny siebie, ciągle paraliżując ją wzrokiem.
- Bo inaczej znowu zacznie boleć? – widziała jego jeszcze większe zaskoczenie po tych słowach. – Kiedy nie wykonałam polecenia, czułam ból – puścił ją niespodziewanie. Była tak zaskoczona jego zachowaniem, że nogi się pod nią ugięły, mało brakowało, żeby upadła. Nawet tego nie zauważył. Odwrócił się do niej plecami i zaczął miotać przekleństwa. Kiedy w końcu się uspokoił, usiadł na łóżku i powiedział bardziej do siebie niż do niej:
- Mogłem bardziej uważać, jakie zaklęcia rzuca na ciebie Lucjusz. Pierdolony sadysta, zawsze musi wszystko skomplikować! Jutro muszę się dokładnie dowiedzieć, jakie to były zaklęcia.
Nic nie odpowiedziała, patrzyła na niego, zaskoczona tym nagłym wybuchem. Teraz była jeszcze bardziej skonfundowana niż przed rozmową. Co to wszystko znaczy? Czy on wcale nie chciał, żeby rzucono na nią te klątwy? Czy chciał pomóc jej się stąd wydostać? Czy mogła mu zaufać? Nie miała odpowiedzi na te pytania.
- Co się dzieje? – chciała wiedzieć. Spojrzał na nią ostro.
- Nie czas teraz na to. Kładź się – rozkazał.
- Nie! Nie chcę! – krzyknęła przestraszona. Jej ciało znowu ogarnął tępy ból. Zrobiła kilka kroków w tył. Co się z nim dzieje? W jednej chwili jest rozbawiony, a zaraz potem wściekły, a teraz chce ją znowu... – prychnięcie było jego jedyną reakcją na jej zachowanie.
- Chodziło mi, żebyś położyła się spać, jesteś zmęczona, a ja też mam jutro kilka ważnych rzeczy do zrobienia – patrzyła na niego niepewnie, a choć ból narastał z każdą chwilą, nie poruszyła się do chwili, kiedy położył się na łóżku w tym samym miejscu, co wcześniej.  Odrzucił kołdrę z jej strony.
- Chodź, bo całkiem przemarzniesz – powiedział miękko. Czy miała jakikolwiek wybór, skoro tak pewnie stwierdził wcześniej, że będzie uległa? Podeszła powoli do łóżka. Ból malał z każdym krokiem. Sama była bardzo ciekawa zaklęć, jakie zostały na nią rzucone. Co jeszcze mogło się wiązać z tym, że została jego niewolnicą? Nie patrzyła na nią, ułożył się na plecach z rękami pod głową i wpatrywał w sufit. Położyła się jak najbliżej krawędzi łoża, które było tak wielkie, że miedzy nimi zmieściłoby się trzech dorosłych mężczyzn. Zapanowała cisza, przerywana odgłosami burzy. Po kilku minutach usłyszała, że się poruszył, zerknęła na niego, jednak odwrócił się do niej plecami. Oddychał równomiernie, czyżby zasnął? Nie miała zamiaru sprawdzać. Powoli zaczęła się rozgrzewać pod ciepłą, miękka pościelą. Dopiero teraz zauważyła, jak bardzo było jej zimno. Brakowało tylko, żeby zaczęła szczękać zębami. Zmęczenie także dawało o sobie znać. Oczy same zaczęły się jej zamykać, kiedy przekonała się, że naprawdę nic jej już dziś nie grozi. Do snu ukołysał ją deszcz i równomierny oddech Severusa Snape’a, jej pana…
***
 Słońce przeświecało przez zaciągnięte na okna zasłony. Zamknęła jednak z powrotem oczy. Nie chciała się obudzić i stawiać czoła temu, co zdarzyło się poprzedniego dnia i w nocy. Wolałaby się nigdy nie obudzić, jednak w końcu otworzyła oczy. Nie była w sypialni sama. Obok stolika pod oknem stał najmniejszy skrzat domowy, jakiego w życiu widziała. Miał wielkie oczy i uszy, przez chwilę wydawało jej się, że cały składa się tylko z tych oczu i uszu. Gdy tylko zauważył, że Hermiona otworzyła oczy, zapiszczał:
- Witaj, panienko, jestem Markotka. Pan Snape przydzielił Markotkę, żeby spełniała panienki życzenia.
- Dziękuję, Markotko. Czy mogłabym dostać coś do jedzenia i jakieś ubrania? – powiedziała, podnosząc się. Skrzatka ukłoniła się, niemal kładąc uszy na podłodze, i zniknęła.
Hermiona rozejrzała się, ale komnata wyglądała zupełnie inaczej niż w nocy. Na puszysty szmaragdowy dywan spadały smugi światła słonecznego. Meble wyglądały na dość stare, ale solidne, w hiszpańskim stylu, z wieloma rzeźbieniami. Pomimo dużego rozmiaru sypialnia była przytulna. Wszędzie panowały odcienie zieleni i ciemne drewno. Po obu stronach łoża naprzeciwko siebie znajdowały się drzwi. Jedne musiały prowadzić do łazienki, chciała sprawdzić drugie, ale postanowiła poczekać z tym, aż będzie mogła coś na siebie włożyć. Opadła na poduszki. To był drugi powód, dla którego wolałaby w ogóle nie wstawać. Nie była przyzwyczajona do takich wygód. Łóżko było miękkie i ogromne, a pościel z czarnego jedwabiu pieściła jej skórę, czuła się jakby leżała na chmurze.
Po kilku minutach wróciła skrzatka, miała ze sobą tacę ze śniadaniem i jakąś zwiewną czarną szatę.
- Panienko, pan Snape kazał przekazać panience, żeby panienka nie wychodziła z jego komnat – wyskrzeczała odsłaniając zasłony na ogromnych oknach. Światło słoneczne zalało sypialnię. Po wczorajszej burzy nie było nawet śladu.    
- To znaczy z tego pokoju? – zapytała, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej o miejscu, w którym się znalazła.
- Nie, panienko, pan ma jeszcze salonik i gabinet – wskazała na drzwi, które Hermiona miała zamiar sprawdzić. – Nikt nie może wejść do komnat bez pozwolenia pana. Pan kazał też przekazać, że może panienka robić na co ma ochotę i że w gabinecie są książki.
- Czy możesz mi powiedzieć gdzie jesteśmy, Markotko?
- To jest rezydencja rodowa McNair, panienko. Jest największa ze wszystkich posiadłości wyznawców Czarnego Pana, dlatego zbierają się właśnie tutaj. Większość z najbardziej zasłużonych ma tu swoje prywatne kwatery, tak jak pan Snape – skrzatka okazała się dość gadatliwa, jednak Gryfonka wolała nie ryzykować zbytnio, że zostanie za to ukarana, dlatego postanowiła poczekać do następnego razu z kolejnymi pytaniami.
- Dziękuję. Chciałabym się teraz ubrać, zostaw mnie samą – nie wstydziła się skrzatki, ale chciała w spokoju obejrzeć resztę pokoi, po których mogła się bezpiecznie poruszać. Ciekawiło ją, jak wielki jest ten dom, jednak wczorajsza groźba Snape’a wydawała się być realna.  
- Gdyby panienka potrzebowała Markotki, proszę wołać – z tymi słowami zniknęła.
Hermionie zaburczało w brzuchu, gdyż zaczęły do niej dochodzić zapachy jajek na bekonie i innych smakołyków. Podejrzewała, że jedzenie jest magicznie ocieplane, więc najpierw chciała się ubrać. Nie spodziewała się tego, co zobaczyła. Wraz ze zwiewną szatą skrzatka przyniosła jej bieliznę: jedwabny gorset wiązany z przodu, wykończony koronką i do tego skąpe figi w tym samym stylu, oczywiście czarne. Zastanawiała się przez chwilę czy powinna to zakładać, bo komplet był tak zmysłowy i seksowny, że ją samą pobudzał do grzesznych myśli, a co dopiero jakiegoś mężczyznę. Nie miała jednak zamiaru chodzić nago lub w samej szacie. To mogłoby być dla Snape’a jeszcze bardziej pobudzające. Ubrała się więc. Bielizna idealnie podkreślała jej kształty, nie miała jednak dużego wyboru, mogła chodzić w tym, co skrzat jej przyniósł albo nago. Mogłaby jeszcze poszukać jakiejś szafy z ubraniami Snape’a, jednak w sypialni niczego takiego nie było, wątpiła też, że może ją znaleźć w salonie lub w gabinecie. Zajrzała do ozdobnej komody, ale większość szuflad była pusta. W jednej znalazła coś w rodzaju płaszcza, którym mogłaby się owinąć cztery razy. W innej zaś kilka par butów. Zdziwiła się trochę, widząc między nimi mugolskie adidasy. Żałowała, że nie było tam nic pasującego na jej stopy. Poddała się wiec i założyła szatę, która okazała się długą do ziemi suknią w stylu antycznego Rzymu. Można by uznać ją nawet za skromną, gdyby nie rozcięcia, które przy każdym kroku ukazywały jej gołe nogi niemal po same pachwiny. Do tego była opięta na biuście, który dodatkowo podniesiony gorsetem wyglądał na sporo większy. Głęboka czerń podkreślała jasność jej cery, gdyby nie okoliczności, czułaby się w tym stroju jak bogini.
Śniadanie pochłonęła bardzo szybko i ruszyła na zwiedzanie. Za drzwiami sypialni znajdował się salon z wygodnymi sofami i niewielkim stolikiem, jak wyjęte żywcem z dziewiętnastowiecznej, arystokratycznej Anglii. Nie znalazła tu jednak nic ciekawego poza małą gablotka z kilkoma eliksirami. Miedzy innymi z eliksirem bezsennego snu i na syndrom dnia następnego, ale nic godnego uwagi. Tu też znajdowały się podwójne drzwi, które, jak się domyśliła, prowadziły na korytarz, oraz inne – do gabinetu.
Wybrała te bezpieczniejsze. Znalazła się w pokoju ze ścianami od góry do dołu zastawionymi regałami. To właśnie miał na myśli skrzat mówiąc, że są tu książki. Gdyby nie wielkie, ciężkie biurko pod oknem pomyślałaby, że jest w bibliotece, bo była tam też wygodna sofa i fotel naprzeciwko kominka, doskonały na zimowe wieczory. Zanim jednak wzięła się za przeglądanie tytułów, zajrzała do wszystkich szuflad starego mebla. Tylko jedna, największa, była zamknięta zaklęciem i pewnie obwarowana hasłem. W pozostałych niestety znowu nie znalazła nic ciekawego, kilka piór, pergamin, kałamarze i inne przybory piśmiennicze. Kalendarz z zeszłego roku z pozaznaczanymi niektórymi datami, jednak bez przypisków. Poddała się i zaczęła przeglądać zawartość półek. Były tam książki ze wszystkich dziedzin. Zauważyła jednak, że nie ze wszystkich mogła skorzystać. Na co ciekawsze czarnomagiczne tytuły rzucone było zaklęcie odpychające, nie pozwalało zbliżyć jej ręki do tomu na więcej niż pięć centymetrów. Reszta była po prostu skarbnicą wiedzy, poczynając od eliksirów, których było najwięcej, aż po numerologię, a nawet znalazło się kilka pozycji z mugoloznawstwa. Wybrała sobie kilka tytułów i rozsiadła na sofie.
Godziny mijały szybko. Koło pierwszej zjawiła się Markotka z obiadem. Wtedy Hermiona znowu zadała jej kilka pytań. Ciekawiło ją głównie ubranie, jakie dostała. Ale zapytała też, kto aktualnie przebywa w posiadłości. Dowiedziała się, że to właściciele wybierają stroje dla swoich niewolnic. Większość jednak w ogóle nie dawała im ubrań, tylko bieliznę lub półprzezroczyste szatki. W tamtej chwili poczuła wdzięczność, że jej strój jest przynajmniej trochę bardziej przyzwoity. Gdy rozmowa zeszła na goszczących w domu śmierciożerców, zmroziło jej krew w żyłach. Wyglądało na to, że było tu ponad dwie setki mniej lub bardziej znanych śmierciożerców, a także sam Lord Voldemort.
Reszta dnia minęła jej na czytaniu. Snape nie pokazał się przez cały dzień. Wieczorem Skrzatka przyniosła jej kolację, zaraz potem zniknęła, nim Hermionie udało się zadać jej jakiekolwiek pytanie. Trochę rozczarowana pochłonęła kolejny tom. Było dobrze po dwudziestej trzeciej, kiedy w końcu położyła się do łóżka. Nie zdjęła sukni, tylko sam gorset. Nie lubiła, gdy we śnie coś ją za bardzo opinało, czuła się wtedy jakby się dusiła, miała koszmary. Zasnęła zastanawiając się, gdzie podziewa się Snape i co ją czeka. Nie spodziewała się szybkiego działania Zakonu, jednak była trochę zawiedziona, że nic się nie wydarzyło. Od czasu do czasu słyszała czyjeś kroki na korytarzu i jakieś głosy, szybko jednak się oddalały. A jej pozostawało czekanie…

5 komentarzy:

  1. Fajnie piszesz. Będę czytała. ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spodziewałam się, że ktoś kto ma tak mało komentarzy może mieć aż tak dobrą pracę i wciągnąć mnie już na początek. Hermiona nie jest rozhisteryzowaną dziewczynką, na dodatek bawi mnie motyw, że nie była dziewicą - czyżby Ron? Możliwe, mam nadzieję, że się tego dowiem.
    Za to Snape działa bardzo nietypowo, jest tajemniczy, a nie złośliwy czy może przesiąknięty po koniuszki uszu kpiną, no i darł się w niebo głosy. Zwykle tak go opisują, a przecież w książce był tajemniczy. Nigdy szczególnie nie podnosił głosu, bo i bez uchodził za przerażającego. Nie wiem, jak chcesz to rozegrać, ale jeśli, jak teraz to jestem zaciekawiona.
    Piszesz ciężki temat w lekko-ciężkim wydaniu, zależy od chwili, co mi odpowiada. Hermiona jest prawdziwą Hermioną, chociaż może jeszcze brak mi tej zadziorności, ale w końcu słynęła z rozumu. Nie wiem, mam lekki mętlik.

    OdpowiedzUsuń
  3. #RóżoweCiasteczka #SłoneCiacha
    Drugą część czytało mi się przyjemniej niż pierwszą. Jednak jest tam coś, co po prostu mi nie gra. Nie, nie i nie. A mianowicie jest to fragment ze skrzatem. Hermiona, która założyła specjalne stowarzyszenie, bo nie chciała, aby skrzaty usługiwały w Hogwarcie (czy też gdziekolwiek indziej), wykorzystuje skrzata. Hermiona pyta grzecznie o jedzenie i ubrania, a mimo to… Wydaje mi się, że Granger prędzej zapytałaby, gdzie może dostać ubrania/jedzenie lub gdzie może je znaleźć – aby oczywiście sama je sobie wziąć, bo biedne skrzaty nic za swoje usługi nie dostają. To chyba jak na razie jedyna rzecz, która mi w Twojej Hermionie przeszkadza. Nie czytam wielu opowiadań, tym bardziej z Hermioną, ale we wszystkich z nich była ona taka… nijaka. Autorzy robili z niej całkiem inną postać, niż ta, którą znamy z książek. U Ciebie widzę silną i umiejącą postawić na swoim młodą kobietę. Martwi się o innych, potrafi myśleć racjonalnie i zachowała jeszcze coś ze zdrowego rozsądku. Jeżeli chodzi o samą akcję w tym rozdziale, to wiele się nie dzieje, ale rozumiem, że to przecież taki wstępniak.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo podobne do "gdy jesteśmy sami" trochę słabo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autorka "gdy jestesmy sami" inspiorwala sie tym opowiadnaiem. Sama to przyznała w niby(?) rodziale pod tytulem "informacje o opowiadaniu".

      Usuń