środa, 15 maja 2013

część dwunasta

ok pobudka Hermiony. mam nadzieję że poprzedni rozdział nie zszokował was aż tak bardzo by i pod tym rozdziałem nie zostawić ani słowa. pozdrawiam




Wiedziała, że to sen, ale był tak dziwny... Przyglądała się wszystkiemu z odległości. Znajdowała się na wielkiej łące. Była sama. Nagle usłyszała tętent kopyt. Obróciła się w tamtą stronę i zobaczyła konia. Ale nie byle jakiego konia. Był piękny, czarny jak bezgwiezdna noc. Nie miał nawet najmniejszej jasnej plamki. Jego sierść błyszczała w słońcu poranka. Przegalopował obok niej. Odwróciła się za nim i dostrzegła gromadkę ludzi. Chcieli go złapać. Rzucali na jego szyję liny, ale żadnemu się nie udawało, aż w końcu dopadły go dwie pętle naraz. Na ich drugich końcach było dwóch mężczyzn. Każdy z nich ciągnął w swoją stronę krzycząc, że koń jest jego. Nagle znalazła się pośród tłumu. Koń wierzgał i bił kopytami, próbował się uwolnić, ale oni byli silni. Chciała mu pomóc. Tak bardzo chciała go uwolnić, ale nie wiedziała jak. Podeszła. Jego kopyta śmigały tuż nad jej głową, ale nie zranił jej. Wyciągnęła rękę, przez chwilę wszystkie jego kopyta stały na ziemi, i wtedy dotknęła jego pyska. Czuła, jak wydycha powietrze wprost na jej rękę. Oczy obu mężczyzn skierowały się na nią, ale tylko na chwilę, bo koń znowu wierzgnął, tym razem tylnymi nogami. Trafił w jednego z przytrzymujących go ludzi. Drugi jednak nie dawał za wygraną, ciągnął coraz mocniej. Chciała mu przeszkodzić, dotknęła liny, a ta nagle puściła. Koń był wolny, pobiegł w dal. Uśmiechnęła się na ten widok. Długo się jednak nie cieszyła, bo obaj mężczyźni patrzyli na nią wściekle. Poczuła się zagrożona, zbliżali się do niej. Byli już prawie na wyciągnięcie ręki, gdy poczuła mocne szarpnięcie. Nie wiedziała, jak nagle znalazła się na grzbiecie konia i poleciała… przysięgłaby, że kiedy koń biegł, nie widziała żadnych skrzydeł, ale teraz je miał, unosił się na ogromnych, pierzastych skrzydłach. Wznosili się coraz wyżej, aż w końcu świat na dole składał się tylko z różnobarwnych plam. Lot był wspaniały, nigdy nie pomyślałaby, że tak właśnie czuli się chłopcy na miotłach, ona sama zawsze się ich bała, były zbyt niestabilne, ale teraz to zupełnie co innego. Po chwili wlecieli w chmury, miała niejasne wrażenie, że zwalniają. Wynurzyli się ponad chmurami i jej oczom ukazał się nieziemski widok. Obłoki stopniowo przechodziły w trawę, a na jednym ze wzgórz wznosił się piękny zamek. Koń wylądował przed nim, a ona zeszła niepewnie, nie widząc, czego się spodziewać, ale stała jak na ziemi. Rozejrzała się i poczuła nagle jak w domu. Mądre oczy konia patrzyły na nią. Obraz trochę jej się zamglił, jakby światło się zmieniło. Zamrugała kilkakrotnie i przez chwilę widziała w czarnych oczach obrzydzenie, ból i strach… przetarła oczy ręką, jeszcze chwilę patrzyła w te oczy, tak pełne emocji. Zaraz jednak kurtyna kruczoczarnych włosów przesłoniła jej widok. Dopiero kiedy oderwała w końcu wzrok od miejsca, gdzie zniknęły te oczy, zrozumiała, że leży w łóżku w sypialni Snape’a, a jej wyśniony przyjaciel gdzieś zniknął. 
Spróbowała się podnieść, ale zakręciło jej się w głowie i poczuła ból. Severus pchnął ją z powrotem na poduszki. Siedział obok niej na pościeli.
- Nie podnoś się jeszcze. Upadając, uderzyłaś głową w komodę… - powiedział i wyczarował fiolkę z eliksirem. Podał jej, nie zaszczycając dziewczyny nawet jednym spojrzeniem. Odkorkowała i powąchała. To był eliksir wzmacniający. Wypiła szybko niesmaczny płyn i oddała mu fiolkę. Uśmiechnęła się z satysfakcją, udało jej się. – I co się tak cieszysz? To, co zrobiłaś, było bardzo głupie. Wiesz, co by było gdybym wyciągnął różdżkę? Mogłaś już nie żyć – jego dobitne słowa wcale nie zbiły jej z tropu. Była z siebie bardzo zadowolona.
- Ale udało się. Przełamałeś kontrolę. Kto tak w ogóle rzucił na ciebie imperio? – była bardzo ciekawa, co się wydarzyło.
- Nie mam pojęcia, i to jest w tym wszystkim najgorsze. Nic nie pamiętam. Wyszedłem stąd i poszedłem do lochów, ale potem mam kompletną pustkę w głowie. Ciągle tylko słyszę to zdanie, ale nie wiem, kto je wypowiedział.
- Rozkaz. Jak to brzmiało, może po jakimś słowie zidentyfikujemy tę osobę? – miała wrażenie, że coś jeszcze jest nie tak, jak powinno. Nie miała pojęcia, co stało się kiedy była nieprzytomna, ale Snape nie patrzył jej w oczy i to ją niepokoiło.
- A teraz, Severusie, bądź tak miły i idź zerżnąć tę swoją szlamę – jego pozbawiony emocji głos wydawał się jej jakiś nieobecny, jeśli można to tak określić.
- To mi nic nie mówi. Wydaje mi się, że skoro nie wiesz, kto wydał ci to polecenie, powinien myśleć, że nadal jesteś pod działaniem jego klątwy – nie wierzyła w to, co mówi, jeszcze kilka dni temu rozpaczała, że ją zgwałcił a teraz sama sugeruje mu, że powinien zrobić to znowu. W końcu po to przecież przyszedł, zanim powiedziała mu o tym dziwnym przeczuciu. Wsłuchała się w siebie, kiedy o tym pomyślała. Uczucie niepokoju gdzieś zniknęło.
- Sugerujesz, że powinienem wziąć cię tu i teraz? – zakpił, jednak jego wzrok utkwiony był gdzieś ponad jej ramieniem.
- W twoich ustach zabrzmiało to dużo gorzej – miała nadzieję, że jej słowa zmuszą go do spojrzenia jej w oczy, ale on tylko prychnął i pokręcił głową.
- Nie zrobię tego.
- Dlaczego? To tylko kilka nieprzyjemnych minut, dla naszego wspólnego bezpieczeństwa – użyła jego własnych słów, żeby nim wstrząsnąć. Zastanawiała się, czy naprawdę tak sądzi, czy tylko chce poznać odpowiedź na pytanie, które kiedyś jej zadał.
- Nie – chciał wstać, ale złapała go za rękę. Była chłodna i odrobinę szorstka, ale nie przeszkadzało jej to. Zatrzymał się, patrząc na ich złączone dłonie. Pociągnęła delikatnie, a on usiadł z powrotem.
- Severusie – znowu pokręcił głową, patrząc gdzieś w dół. Włosy zasłaniały prawie całą jego twarz. – Spójrz na mnie.
- Przecież patrzę – warknął, ale ich spojrzenia ciągle się nie spotykały. Jej zdaniem zachowywał się w tej chwili jak dziecko, ale niezbyt mądrze byłoby mówić mu o tym. Powoli usiadła. Na chwilę zrobiło jej się ciemno przed oczami, ale na szczęście nie zachwiała się. Musiała naprawdę mocno uderzyć o tę szafkę. Wyciągnęła rękę i dotknęła jego brody. Nie potrzebowała wcale siły, żeby przekręcić jego głowę w swoją stronę. Miała sobie pomóc drugą ręką, żeby znowu jej nie uciekł, ale dopiero teraz zauważyła, że ciągle trzyma w niej dłoń Severusa. To było takie naturalne, trzymać go za rękę.
- Powiedz mi – poprosiła, kiedy w końcu ich oczy się spotkały.
- Uderzyłem cię, nie zasługuję na to, żebyś dawała mi bezpieczeństwo – jego głos był taki… nie mogła nawet znaleźć odpowiedniego słowa. Smutny? Zawiedziony? Tak, to chyba było to. Kiedyś myślała, że ten człowiek nie czuje żadnych emocji. W Hogwarcie był zawsze taki opanowany, zimny i władczy. A teraz…? Teraz siedziała z nim na jednym łóżku i próbowała go namówić na seks. Gdyby jeszcze miesiąc temu ktoś powiedział jej, że zrobi coś takiego, wyśmiałaby go.
- To nie twoja wina, byłeś pod działaniem zaklęcia.
- Nie próbuj mnie usprawiedliwiać. Jeszcze kilka dni temu zapewniałem cię, że nie biję kobiet, a teraz…
- Severusie…
- Nie. Nic nie rozumiesz. Gdybyś uderzyła głową kilka centymetrów niżej, już byś nie żyła. Mogłem cię zabić. Powinienem szybciej przełamać kontrolę – próbował się odwrócić, ale nie pozwoliła mu na to. W jego oczach było tyle bólu. Ten cios musiał znaczyć dla niego dużo więcej niż jej mówił.
- Sprowokowałam cię. Pierwsza cię uderzyłam. Zrobiłam to świadomie i z premedytacją, właśnie po to, żebyś mógł się wyrwać – mówiła z pasją.
- Jesteś idiotką, Granger – wstał, nie udało jej się go zatrzymać. Była zdenerwowana. Ta rozmowa zdecydowanie nie przebiegała tak, jak by chciała.
- A co? Może miałam pozwolić, żebyś mnie zg…
- Może tak byłoby lepiej! - wrzasnął, uderzając jednocześnie pięścią o słupek łóżka. – Wtedy przynajmniej mogłabyś mnie nienawidzić… - pokręciła głową nad jego ignorancją.
- Usprawiedliwiałabym cię, tak samo jak teraz.
- Zaklęcia Malfoy’a całkiem pomieszały ci w głowie! – sarknął i ruszył do drzwi. Zatrzymał się jeszcze na chwilę i spojrzał na nią, ciągle siedzącą na łóżku. – Idę sprawdzić, co z Weasley, a ty lepiej się prześpij, może wróci ci trochę rozumu, bo ten upadek widocznie poprzestawiał ci klepki.
Usłyszała trzaśnięcie drzwi saloniku. Sama nie wiedziała, kiedy i dlaczego zaczęła się śmiać. Chichotała nieprzerwanie, zastanawiając się nad absurdalnością całej tej rozmowy i sytuacji. Zastanawiała się nad własnymi słowami i wprost nie mogła uwierzyć, że niektóre z nich wyszły z jej ust. Analizowała też jego słowa. Miała podejrzenie, że śmierciożercy dokładnie wiedzą, kiedy do niej przychodzi i … To mogło być jedno z zaklęć Malfoy’a, zwłaszcza że Snape tak się zdenerwował tego dnia, kiedy mu powiedziała, że czuje ból, kiedy nie wykona rozkazu. Niby nie powinna się tym przejmować, w końcu to jego problem, ale chodziło też o jej bezpieczeństwo. Musiała też przyznać, że wolałaby, gdyby było już po wszystkim. Miałaby kolejnych kilka dni spokoju, a tak znowu będzie siedzieć jak na szpilkach, czekając na niego. Dopiero kiedy przypomniała sobie ostatnie słowa Severusa, przeraziła się. Nie wiedzieli, co działo się z Ginny. Snape poszedł tam i wrócił pod imperiusem. To mogła być sprawka kogoś, kto zagrażał Ginny. Miała wrażenie, że za tym wszystkim stoi Malfoy, ale nie miała żadnych dowodów, a Severus nic nie pamiętał. Nie mogła też w żaden sposób pomóc mu w odkryciu prawdy. Mogła tylko bezczynnie czekać, choć wolałaby działać. W Hogwarcie w takich chwilach zawsze szła do biblioteki. Nie zawsze udawało jej się coś znaleźć, ale przynajmniej szukała i to dawało jej nadzieję.
Ciche kliknięcie drzwi zdziwiło ją. Zwykle Severus wchodził trzaskając nimi i nie przejmując się, że ona może spać. Wszedł do sypialni. Wyglądał na zamyślonego. Jego twarz niby była obojętna, ale zaczynała wychwytywać niuanse niezauważalne dla innych. Lekko zmarszczone brwi i jakby nieobecny wzrok. To pewnie wynik spędzania z nim większej ilości czasu. Wcześniej raczej nie zwróciłaby na to uwagi, ale teraz częściej mu się przyglądała. Najbardziej lubiła kiedy był zrelaksowany, jak wtedy, kiedy razem jedli kolację.
- Rozbierz się Hermiono i połóż na brzuchu – powiedział, kiedy przechodził przez pokój, kierując się do łazienki. Spojrzał na nią tylko na chwilę, ale dostrzegła pożądanie w jego oczach. Czyli jednak go przekonała, a może sam to przemyślał i uznał, że tak będzie lepiej.
 Zrobiła co jej kazał. Z jednej strony cieszyła się, że będzie miała to już za sobą. Że kolejnych kilka dni nie będzie musiała się przejmować. A z drugiej obawiała się tego. Zastanawiała się, jak będzie reagować tym razem na jego bliskość. Niby była ona czysto fizyczna z jego strony, ale jednak jego dotyk, a właściwie wspomnienie tego, jak ona dotykała jego wywoływało jakieś dziwne napięcie. Niepewność, rozedrganie, uścisk w żołądku. Musiała przyznać, że te uczucia – choć tak nowe dla niej – nie były wcale nieprzyjemne. Ciągle chodziła jej po głowie ta myśl, że gdyby chciał, to sprawiłby jej ogromną przyjemność. I może był to tylko wynik zaklęcia, ale jakaś część jej duszy pragnęła tego. Próbowała z tym walczyć jak jej kazał, ale nie potrafiła. Jego ciało podobało jej się, jego głos hipnotyzował. Do tego ciągle wracała do pytania, jakie jej zadał. Co czujesz? Co czujesz… może tym razem uda jej się zidentyfikować te wszystkie uczucia, jakie się w niej kłębiły. Mówił o obrzydzeniu, niechęci do niego, ale wiedziała, że te uczucia mogła wykluczyć. Kiedy dziś trzymała go za rękę, czuła jego ciepło, troskę, jak mogłaby czuć do niego obrzydzenie, skoro tylko w ten sposób mógł ją uratować, nie narażając jednocześnie siebie.
- Panna Weasley spała. Nie chciałem jej przeszkadzać – teraz to ona się zamyśliła i dopiero po chwili dotarł do niej sens jego słów. Odwróciła głowę w jego kierunku, wyszedł z łazienki w samych bokserkach. Powoli podszedł i usiadł na łóżku. Sama ciągle leżała naga na brzuchu. Miał doskonały widok na jej ciało.
- Rozumiem. Pójdziesz do niej później? – cieszyła się, że głos jej nie zadrżał. Jego bliskość znowu wywołała ten mętlik w głowie, ledwo zdołała sklecić zdanie.
- Najwcześniej pojutrze – już miała coś powiedzieć, ale jego twardy wzrok powstrzymał ją. – Nie mogę pojawiać się tam zbyt często. Malfoy obserwuje twoją przyjaciółkę. Mógłby zacząć rozsiewać plotki, które wcale by nam nie pomogły. Dodatkowo poinformuję o wszystkim Czarnego Pana.
- Dlaczego?
- Ponieważ rzucenie imperio na kogoś z wyższego kręgu, na dodatek na zastępcę Pana na czas misji, jest karane bardzo dotkliwie. A jeżeli udowodnię, że to Malfoy, może się okazać, że bardzo na tym zyskamy.
- Też podejrzewałam Malfoy’a, zwłaszcza po tym, co mi powiedział w bibliotece – mężczyzna zmarszczył gniewnie brwi.
- Co? – jego spojrzenie przewiercało ją na wylot, wyglądał w tej chwili jak ucieleśnienie furii. Czyżby aż tak denerwowało go, że Malfoy jej groził? Czy raczej to, że mu o tym nie powiedziała… jego pięści zacisnęły się na pościeli.
- Miałam ci powiedzieć, ale wtedy włączył się podsłuch, a później zapomniałam. Malfoy groził, że będzie mnie miał i Ginny też. Mówił, że proponował ci za mnie pieniądze, ale się nie zgodziłeś – mężczyzna wziął głęboki oddech i po chwili odezwał się już spokojniejszym głosem.
- Kiedyś bym się po nim tego nie spodziewał. Byliśmy przyjaciółmi, ale po śmierci Narcyzy zmienił się nie do poznania.
- Opowiesz mi o tym?
- Jeśli kiedyś uznam, że to dotyczy ciebie… - patrzyła na jego spokojną twarz. Zadziwiające, jak potrafił kontrolować swoją mimikę, zwłaszcza że w jego oczach widziała ogień. Podniósł rękę i palcami przejechał po jej kręgosłupie od karku aż po pośladki. Zadziwiające, że tak lekki gest wywołał gęsią skórkę. Severus przysunął się do niej, położył obok. Patrzył na jej ciało, a ona przyglądała się jego twarzy. Nie czuła wstydu, za to wydawało jej się, że jej skóra płonie. Po chwili złapał ją za biodro i pociągnął tak, że oparła się plecami o jego tors. Niestety, musiała odwrócić od niego głowę. Próbowała ją przekręcić w drugą stronę, żeby móc go widzieć, ale wtedy poczuła, że wtulił twarz w jej włosy. Jego nabrzmiała męskość znalazła się dokładnie pomiędzy jej pośladkami. Nawet nie zauważyła kiedy ściągnął bokserki, ale jak na razie było całkiem miło. Czuła podobne napięcie jak wtedy, gdy go masowała. Rękę, którą trzymał na jej biodrze, przeniósł pod jej kolano i delikatnym naciskiem pokazał jej, w jakiej pozycji ma je położyć. Wchodził w nią powoli, ale przyspieszał z chwili na chwilę. Czuła go w sobie. Wsłuchała się w siebie, próbowała przeanalizować, co czuje, ale nie udało jej się. Snape z gardłowym odgłosem wytrysnął w niej. Chwilę jeszcze leżał bez ruchu, a potem wstał i jak zwykle udał się do łazienki.
I niby jak miała jemu i sobie odpowiedzieć na to pytanie, skoro on jej nie dotykał... Prawie wcale. Praktycznie robił to tylko kiedy musiał, no, może nie licząc tego pierwszego gestu, ale potem… nic.

poniedziałek, 13 maja 2013

część jedenasta

ponownie ostrzegam. ten rozdział wybitnie nie jest przeznaczony dla osób poniżej 18 roku życia. osoby niepełnoletnie nawet jeśli weszły proszone są o pominięcie rozdziału. zapewniam że później będzie można bez problemu zorientować się o co chodziło. pozdrawiam i jak zawsze proszę o komentarze.





Ginny siedziała w lochu, ciągle nasłuchując. Nie mogła się już doczekać, kiedy w końcu przyjdzie jej opiekun. Obiecał, że się pojawi jeszcze przed wyruszeniem na misję. Ale robiło się coraz później, a jego ciągle nie było. Zawsze kiedy o nim myślała, dręczyło ją to dziwne wrażenie, że zna go, i to dość dobrze. Istniało duże prawdopodobieństwo, że chodził do Hogwartu w tym samym czasie co ona, ale przecież nie znała zbyt wielu osób ze starszych roczników. A przynajmniej z żadną z nich nie mogła skojarzyć tych oczu, głosu i tego zapachu, mmmm… Dziwne, że akurat o tym pomyślała. Owszem, kojarzył jej się dobrze, był taki pociągający, ale to były bardzo nieoczekiwane myśli jak na nią. Przecież zawsze kochała się w Harrym, a tu nagle jakieś ciepłe myśli o śmierciożercy, którego prawdopodobnie nie zobaczy więcej po dzisiejszym wieczorze… Zdecydowanie zaczynała już wariować w tym lochu. Wzdrygnęła się, jak tak dalej pójdzie, skończy jak Snape, jako wampir…
Jej myśli nie były zbyt optymistyczne przez ostatnie kilka dni. Czas mijał, a ona powoli zaczynała tracić nadzieję na uwolnienie jeszcze przed ceremonią oddania. Zostało jeszcze tylko kilka dni. Bała się coraz bardziej, że nie uniknie tego przerażającego momentu. Przypomniała sobie, co mówił jej Voldemort. Zapowiedział, że czeka ją to samo, że nie ma innej możliwości niż poddanie – albo śmierć. A musiała przyznać, że umierać nie chciała. Miała rodzinę, przyjaciół, jednym słowem, miała dla kogo żyć. Najgorsza była dla niej ta niepewność. Żeby chociaż miała jakieś przypuszczenia, do kogo będzie należała, ale nie, to wszystko było urządzone tak, żeby jak najbardziej dręczyć więźniów.
Jej ponure rozmyślania przerwał znajomy dźwięk. Głośnie trzaśnięcie drzwi – pomyślała, że jej opiekun lubi mocne wejścia – a później ten energiczny krok, który znała już tak dobrze. Kilka słów zamienionych ze strażnikiem i w końcu pojawił się przy kratach jej celi.
- Witaj – powiedział, otwierając kratę. – Mam dla ciebie niespodziankę, Gin – znowu wypowiedział jej imię w sposób, który tak jej się podobał. Wyczarował sobie krzesło, usiadł i wyjął spod płaszcza dwie butelki piwa kremowego. – Tylko nikomu nie mów.
- A strażnik? Ostatnio pisałeś, że mogą być kłopoty.
- Może dla mnie, ale ty nie masz się co tym martwić. Musimy wypić razem, jeśli mielibyśmy już nigdy nie mieć takiej okazji.
Nie wiedziała, co o tym myśleć, ale bez oporów przyjęła butelkę. Zawsze uwielbiała kremowe piwo. Charlie dzielił się z nią, kiedy jeszcze sama nie mogła go pić. Jak by nie było, jednak jakieś procenty w nim były. Zastanawiała się, czy zadać mu już pytanie, nad którym się zastanawiała od dawna. Wyjdzie na głupią, ale co jej szkodzi, jeśli mieliby się już nie zobaczyć…
- Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o tym, czy opiekun może otrzymać swoją podopieczną? – zaczęła niepewnie. Przytaknął, więc kontynuowała. – Chciałam zapytać, czy będziesz się ubiegał o mnie na ceremonii – wypaliła z policzkami dorównującymi barwą jej włosom. Lepiej mieć to za sobą, później mogłaby się już nie odważyć zapytać go o to. Milczał przez chwilę, przyglądając się jej.
- A chciałabyś? - zapytał, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, dodał. - Zastanów się dobrze, to nie będzie dla ciebie łatwe. Na ceremonii musiałbym zrobić to samo, co Snape, a później też nie dałoby się tego uniknąć. Na wszystkie niewolnice podczas ceremonii rzucanych jest wiele zaklęć. Niewolnice są nagrodą. Te zaklęcia mają spowodować, że będą ślepo posłuszne, wykonają każdy rozkaz i będą gotowe w każdej chwili służyć swojemu panu – zamilkł, więc pomyślała, że skończył. To, co powiedział spowodowało, że w jej głowie kołatało się jeszcze więcej pytań, na które nie znała odpowiedzi... kto będzie jej panem? jak przeżyje ceremonię? jak dalej będzie wyglądało jej życie? Nie wiedziała, co ma robić, dlatego uczepiła się tej ostatniej iskierki nadziei, jaką było oddanie jej opiekunowi.
- Biłbyś mnie, gdyby Voldemort oddał ci mnie? - zauważyła, że spiął się kiedy wypowiedziała to imię, ale nie wzdrygnął jak większość znanych jej czarodziei.
- Lepiej będzie, jak oduczysz się wypowiadać to imię. Dla własnego dobra, twój przyszły pan może być niezadowolony, jeśli ci się wypsnie.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Biłbyś mnie?
- Jeśli wymagałaby tego sytuacja...
- Co to znaczy? Jaka sytuacja?
- Myślisz, że Snape tknąłby Hermionę, gdyby sytuacja tego nie wymagała? - odpowiedział tak cicho, żeby tylko ona usłyszała.
- Bo jest mugolaczką? - zapytała równie cicho.
- Bo jest jego uczennicą, a przynajmniej była. Twoja przyjaciółka jest zbyt cenna, zbyt zdolna, żeby jakiś śmierciożerca zniszczył ją albo zabił.
- Ja nie jestem tak mądra - odpowiedziała z goryczą.
- Nie gadaj głupot, gdyby ten stary dureń mu pozwolił, już jutro Snape zabrałby was obie do domu.
- Dumbledore? Przecież on nie żyje… Kim ty w ogóle jesteś, że tak o nim mówisz? - zapytała, nie licząc nawet na odpowiedź.
- Kimś, kto na swoje nieszczęście wie i widział już za dużo... - wstał i przeszedł się kilka razy po celi w tę i z powrotem, w pierwszej chwili myślała, że chce wyjść, ale na szczęście nie zrobił tego. - Zmieńmy lepiej temat.
Wyjęła szachy i zaczęli grać. Pierwszą partię rozegrali w całkowitym milczeniu. Później też nie rozmawiali dużo, ale Ginny cieszyła się samą jego obecnością. Był u niej kilka godzin, aż w końcu syknął, łapiąc się za ramię. Był już wieczór.
- Czarny Pan mnie wzywa. To znak, że zaraz wyruszamy. Życz mi powodzenia, Gin – powiedział rozbawiony.
- Będziesz bezpieczny? – przytaknął. – Więc powodzenia – wyszedł, machając jej jeszcze na pożegnanie i zostawił własnym myślom.
Czekała na niego, mając nadzieję, że wróci i zostanie jej panem. Ciągle też żywiła nadzieję, że jednak do tej całej ceremonii nie dojdzie. Niestety, następnego dnia po jego wyjeździe zjawił się ktoś, kto zniszczył całą jej nadzieję, cały jej świat przestał istnieć. Zastąpił go ból i rozpacz.
Nic nie zapowiadało, że ten dzień będzie tak tragiczny w skutkach. Rano, jak zwykle, dostała śniadanie i świeże ubrania. Czytała, gdy jej uwagę zwrócił dziwny hałas. Trzaśnięcie drzwiami, a potem kroki kilku osób. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się, żeby ktoś krzyczał, a teraz wyraźnie słyszała rozbawione męskie głosy. Podniosła głowę, ale niczego dziwnego nie dostrzegła.
- Strażnik – nagle usłyszała znajomy, władczy głos – możesz już iść, zostałeś zwolniony z reszty warty. – Mężczyzna patrolujący lochy był bardzo szczęśliwy, że może iść wcześniej.
- Tutaj jej nie maaa – krzyknął ktoś głosem świadczącym o tym, że jego właściciel mocno przesadził z samego rana z alkoholem.
- Tu teszsz jej nieee maa – mężczyźni ewidentnie kogoś szukali. Słyszała, jak powoli zbliżają się w kierunku jej celi, coraz bardziej niepokoiła się, że może chodzić im o nią. Ale dlaczego, zastanawiała się, przecież Voldemort wyjechał, a miała tu zostać aż do ceremonii.
- Znalazłem – wykrzyczał Lucjusz Malfoy, kiedy stanął wyprostowany pod kratą jej celi. Po chwili pojawili się też jego dwaj towarzysze. W przeciwieństwie do niego słaniali się na nogach i musieli trzymać się krat, żeby nie upaść. Po następnych słowach, jakie padły z ust jednego z pijanych mężczyzn, zmroziło jej krew w żyłach.
- Ty to masz szszęśsie, Luss..juszu – usłyszała ponownie bełkotliwy głos. – Myślisssz, sze ciągle jest... nietttkniętaaa?
- Kto pierwszy, ten lepszyy – wybełkotał drugi.
Malfoy bez żadnego trudu otworzył kratę i wszedł do jej celi. Za nim podążyło jego dwóch towarzyszy. Zerwała się z łóżka na ten widok. Mężczyźni tylko zarechotali. Jasne było dla niej, że przyszli ją skrzywdzić. Mogłaby prosić, błagać, ale to i tak nic by nie dało. Obronić się też nie miała jak. Wolała już nie robić nic, niż poniżać się przed tymi ludźmi. Błagać o litość Lucjusza Malfoy’a? O nie, była na to zbyt dumna. Pochodziła z rodziny czystej krwi czarodziejów, miała swoją godność. Stała wyprostowana jak struna, kiedy powoli podchodził do niej.
- Panna Weasley. Jak się pani czuje? Widzę, że pani opiekun jest głupcem, tak o panią dbając. Na szczęście jest też na tyle głupi, żeby powiedzieć, że wyjeżdża i widzisz, jak to się dla ciebie skończyło? Gdyby jeden z moich ludzi nie usłyszał, że ten kretyn wyjeżdża, pewnie nie spotkalibyśmy się dzisiaj – w tym momencie przypomniała jej się wiadomość Snape’a. Żałowała bardzo, że nie posłuchała go i nie uciszyła opiekuna, kiedy jeszcze mogła. Żałowała, że nie zaufała mu na tyle, żeby powiedzieć o wiadomości od Mistrza Eliksirów. – Nic nie mówisz? Zobaczymy, jak głośno będziesz krzyczeć, kiedy już się do ciebie dobiorę – patrzyła mu prosto w oczy. Musiała zadrzeć porządnie głowę, ale nie spuściła wzroku. Kątem oka widziała, że tamci dwaj zamknęli kratę i ustawili się po obu stronach wejścia. Ciągle milczała. Po słowach Malfoy’a postanowiła, że nie da mu satysfakcji, że nie odezwie się nawet słowem, że z jej gardła nie wyrwie się najcichszy dźwięk. Nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc. Tylko tak mogła z nim walczyć.
- A teraz zobaczmy, co tam kryjesz – próbował ją dotknąć, ale odtrąciła jego rękę. Chciała walczyć, ale bardzo szybko sobie z nią poradził, już po kilku minutach leżała pod nim naga, z jego różdżką przyciśniętą do gardła. – Myślisz, że możesz bezkarnie ze mną walczyć? – powiedział, dotykając trzech krwawych śladów na swoim policzku, zostawionych przez jej paznokcie. – Miałem obejść się z tobą delikatnie, ale teraz zapłacisz mi za to – czuła, jak uderzają w nią kolejne klątwy mężczyzny. Patrzyła mu ciągle w oczy nie wydając żadnego dźwięku, w tym spojrzeniu zawarła całą nienawiść do niego, całe obrzydzenie i satysfakcję, że udało jej się przynajmniej w nieznacznym stopniu odpłacić mu za to, co jej robił.
Podniósł się, zostawiając ją rozkrzyżowaną na zimnej, kamiennej posadzce. Chciała się ruszyć, ale jego zaklęcia nie pozwoliły jej na to. Patrzyła, jak się rozbiera od pasa w dół. Między jej nogi rzucił jej własne ubrania, a potem na nich ukląkł.
- Zaraz się przekonamy, co z ciebie za jedna. Cnotka czy dziwka – jego zimne palce wbiły się w jej biodra. Jego pożądliwy uśmieszek przyprawiał ją o mdłości. Gdyby w tej chwili miała jakikolwiek wybór, wybrałaby śmierć.
Jednym mocnym ruchem wbił się w nią. Całe jej ciało przeszył niewyobrażalny ból. Chciała walczyć, chciała kopać, chciała krzyczeć. Zacisnęła mocno szczęki, przygryzając sobie policzek do krwi. Nie pozwoli mu się poniżyć. Wyszedł z niej i wbił się drugi raz. Myślała że umiera, wolałaby umrzeć, ale nie, ciągle słyszała nad sobą jego sapanie. Nie chciała na niego patrzeć, zamknęła oczy. Czuła się brudna, czuła się skalana, a on się tylko śmiał.
- Jednak cnotka – wysapał, informując swoich popleczników, że pozbawił ją niewinności. Pozbawił ją złudzeń, marzeń, zostawił tylko ból. – Krzycz, do cholery – sapnął, kiedy po kolejnym mocnym pchnięciu nawet nie pisnęła, choć rozrywał ją od wewnątrz, choć kamienna posadzka zdzierała jej z pleców skórę. – Krzycz! – nie doczekał się i wtedy padł pierwszy cios. Gdyby nie zaklęcia podtrzymujące ją przy świadomości, na pewno zemdlałaby pod jego siłą. Nie wiedziała jak, ale i tym razem udało jej się nie wydać żadnego dźwięku.
Nie wiedziała, jak długo to trwało, ale w końcu Malfoy z obleśnym sapaniem wytrysnął nasieniem w jej wnętrzu. Niemal zwymiotowała, kiedy w końcu doszedł. Chwilę później stał nad nią, wycierając z siebie jej dziewiczą krew i wyzywając od dziwek. Gdyby to nie dotyczyło jej, pewnie roześmiałaby się z absurdalności sytuacji, ale teraz wcale nie było do śmiechu. Miejsce Malfoy’a zajął jeden z jego towarzyszy. Był tak pijany, że chwiał się na nogach, ale przyciągnął ją do siebie z ogromną siłą.
- Witaj, córeczko – odezwał się do niej. Miała wrażenie, że wariuje. Cały świat stanął na głowie. Jej własny, biologiczny ojciec był obłąkany. Zgwałcił własną córkę cały czas się śmiejąc. Jego chichot rozbrzmiewał w jej celi tysiącem głosów. Nie mogła na niego patrzeć, ale zmusiła się, chciała się przekonać, czy jest między nimi jakiekolwiek podobieństwo. Na szczęście niczego takiego nie zauważyła. Mężczyzna miał jasnobrązowe włosy i piwne oczy. Na szczęście prawdą było to, co zawsze jej powtarzano – że jest żywym odbiciem matki.
Mężczyzna skończył szybko. Podchodził do niej właśnie drugi, gdy zza krat usłyszała znajomy głos.
- Co tu się dzieje, do kurwy nędzy! – jego głos wprost emanował furią. Podniosła wzrok i ich oczy spotkały się na ułamek sekundy, zanim trafił w niego niebieski promień.
- Obliviate – rozległ się głos Malfoy’a, a zaraz po nim drugie zaklęcie – imperio – kolejny promień pomknął w stronę Mistrza Eliksirów. Nawet nie próbował się uchylić. Widać było zmianę, kiedy zaklęcie owładnęło nim. – A teraz, Severusie, bądź tak miły i idź zerżnąć tę swoją szlamę – krew zmroziło jej w żyłach. Jej przyjaciółka miała cierpieć tak samo jak ona. Nie mogła nic na to poradzić, nic zrobić. Kolejny raz poczuła się taka bezradna. – Lepiej się zbierajmy, nie wiem, jak długo Snape będzie pod działaniem mojej klątwy. Udało mi się nad nim zapanować tylko dzięki zaskoczeniu, ale mam wrażenie, że to nie potrwa długo.
- Ale teraz moja kolej. Teraz ja miałem się z nią zabawić! – krzyknął trzeci mężczyzna.
- Znajdziemy ci inna zabawkę – stwierdził Malfoy.
- Ale ja chcę właśnie ją. Tę rudą wywłokę.
- Śmiesz mi się sprzeciwiać, Avery? – ton Malfoy’a był władczy i oschły.
- Nie, Lucjuszu, wybacz, ja tylko chciałem…
- Milcz, idioto. Musimy się szybko stąd ulotnić – wyciągnął różdżkę w jej stronę, zobaczyła fioletowy promień. Niewerbalne zaklęcie trafiło ją, pozbawiając świadomości.