czwartek, 10 października 2013

część piętnasta

Po bardzo długim czasie ale jest kolejny rozdział.


Obudziła się w jasnym pokoju, w miękkiej pościeli, w ogromnym łóżku. Zaczynała sobie powoli przypominać wydarzenia poprzedniego dnia. Snape musiał dać jej eliksir nasenny, bo nie pamiętała, żeby wychodził. Przekręciła się i zdziwiła, że plecy prawie nie bolały, ale skóra na nich była tak jakoś dziwnie naprężona. Nie bolała jednak tak, jak przez ostatnie dni. Podniosła się, znowu mile zaskoczona spostrzegła, że ma na sobie bawełnianą koszulę nocną. Chciała położyć stopy na podłodze żeby poszukać łazienki, ale niemal pisnęła ze strachu, kiedy stanęła na czymś walcowatym i skórzastym. Jakież było jej zdziwienie, kiedy z podłogi usłyszała syk.
- Uważaj, gdzie stajesz – to niezaprzeczalnie była Nagini, ale w jaki sposób ją zrozumiała… myślała, że ta umiejętność zniknęła wraz ze zniszczeniem dziennika Riddle’a. Nigdy potem nie próbowała… nawet nie chciała pamiętać o tamtych wydarzeniach. Nie chciała wierzyć, że jest zła, a zawsze tak się czuła, kiedy wracała myślami do swojego pierwszego roku w Hogwarcie. Zawsze zastanawiała się, czemu to właśnie ona została opętana, w końcu była Gryfonką. Teraz miała podejrzenia, że jednak w jakiś sposób Riddle rozpoznał jej ślizgońskie geny. Wzięła kilka głębszych oddechów i odłożyła te rozważania na inny termin, teraz miała pilniejszy problem. Rozejrzała się. W sypialni, w której została umieszczona, było troje drzwi. Jedne to te, którymi weszła wczoraj razem z Voldemortem. Szybko sprawdziła pierwsze z brzegu i – na szczęście – odnalazła łazienkę. Dziękowała Merlinowi za taki luksus. Zrobiła co miała zrobić, a potem długo zastanawiała się czy powinna wziąć prysznic. Obawiała się o swoje rany, ale z drugiej strony miała perspektywę zmycia z siebie całego brudu, zmęczenia i tego ohydnego zapachu, który na sobie czuła. Była to mieszanka jej własnego potu, smrodu celi i zapachów, których nawet nie chciała nazywać. Poddała się w końcu. Chciała poczuć się znowu czysto, przynajmniej fizycznie. Przez te kilka dni ochłonęła trochę po tym, co się stało. Nie chciała już umierać. Chciała żyć i móc się zemścić. Nienawiść do Malfoy’a i Nott’a dała jej siłę, by stanąć przed Voldemortem i nie czuć strachu. Nie obchodziło jej, co się z nią stanie, chciała tylko zobaczyć jak Malfoy zostaje poniżony i upokorzony, tak samo jak ona. Miała na to tylko jedną szansę. Wczoraj otrzymała ją od samego Czarnego Pana, i zamierzała z niej skorzystać.
Woda przyjemnie obmywała jej ciało, ale nadal czuła się zbrukana. Kiedy zamykała oczy, widziała jasnowłosego mężczyznę pochylającego się nad nią, jego szalony wzrok. Czuła obrzydzenie do samej siebie. Gdyby mogła tylko zrobić coś, żeby temu zapobiec. Ale nie mogła. Całe życie czuła się silna, czuła, że może wszystko, bo jest czarownicą, a teraz okazuje się, że bez różdżki, bez tego kawałka drewna jest niczym. Odetchnęła głęboko i znowu odpędziła od siebie natrętne myśli. One tylko pogarszały jej samopoczucie.
Już wczoraj zwróciła uwagę na zupełnie inny fakt. Coś co ją zastanowiło i dało do myślenia. Może nie miała pełnego obrazu sytuacji, ale wydawało jej się, że Voldemort był jakiś dziwny. Zupełnie inaczej się zachowywał na ceremonii Hermiony. Był wtedy władczy, wzbudzał strach. Samym wzrokiem rozstawiał wszystkich śmierciożerców po kątach. Poprzedniego dnia był zupełnie inny. Wydawało jej się nawet, że pobłaża i jej, i Snape’owi, i opiekunowi również. Czuła się dziwnie, kiedy do niej podchodził. Niemal spanikowała, kiedy był tylko kilka centymetrów od niej. Czuła jego moc, ale zupełnie inną niż kiedy stało się blisko Dumbledore’a. Trudno było jej uwierzyć, że jest to ten sam człowiek, którego poznała dzięki jego dziennikowi. Tamten przystojny młodzieniec tak bardzo różnił się wyglądem od Voldemorta, ale kiedy przez chwilę patrzyła mu w oczy, widziała tę samą żądzę władzy, tę samą chęć bycia niepokonanym, nieśmiertelnym. Zastanawiała się czy on zdaje sobie sprawę z ich przyjaźni, jeśli można było to tak nazwać. Czy wie, co się wydarzyło w Komnacie Tajemnic. Czy mogłaby to w jakiś sposób odwrócić na swoją korzyść.
Z takimi myślami wyszła z łazienki, owinięta ręcznikiem. Widok Voldemorta w koszuli i spodniach trochę zbił ją z tropu. Nie chciała patrzeć mu w oczy, ale nie wiedziała, gdzie ma podziać wzrok.
- Dzień dobry, Ginewro. Nagini powiedziała mi, że już nie śpisz. Jak się czujesz? – nie odpowiedziała. Gdyby nie stała przed samym Voldemortem przysięgłaby, że usłyszała, jak cicho westchnął, ale to nie było możliwe. – Tu masz śniadanie – kontynuował, nie zrażony jej milczeniem - Ostrzegam cię, dowiem się, jeśli nie zjesz wszystkiego. Musisz nabrać sił – powiedział, wskazując mały, zastawiony stolik. Słowa układały się w groźbę, ale ton jego głosu wydawał jej się niemal żartobliwy. Stop. Przecież Lord Voldemort nie żartuje. Nigdy. – Nagini narzekała, że na nią stanęłaś. – A może jednak żartuje? Wiedziała, że w ten sposób próbuje ją zmusić do mówienia. Zastanawiała się nad tym, ale nie chciała jeszcze się odzywać. Nie do niego. – Niedługo będzie tu Severus. Sprawdzi jak twoje siniaki i rany. Widzę, że mają się już trochę lepiej – mówił, obchodząc ją dookoła. – Oczekuję od ciebie posłuszeństwa. Do czasu ceremonii zostaniesz tu. Pod moją osobistą opieką.
Rozległo się pukanie do drzwi. Mężczyzna wyszedł, zostawiając otwarte drzwi do swojego saloniku. Ginny stanęła przy nich. Niby nieładnie było podsłuchiwać, ale jeśli od tego miała zależeć jej przyszłość, nie miała najmniejszego zamiaru się tym przejmować.
- Ach, dobrze, Severusie, że ją przyprowadziłeś. Może coś pomoże. Idź do Ginewry, a ja tymczasem zostanę z twoją towarzyszką.
- Tak, panie – usłyszała głos Snape’a i zdążyła odsunąć się od drzwi, zanim mężczyzna wszedł. Przywitał się, ale ona nie chciała na niego patrzeć. Nie wiedzieć czemu czuła się winna, że nie posłuchała jego rady. Gdyby zaufała mu, może nie doszłoby do tego wszystkiego. Szybko się uwinął ze sprawdzeniem jej pleców i siniaków. I wyszedł, a chwilę później wrócił Voldemort.
- Severus twierdzi, że plecy dobrze się goją. Skrzat zaraz przyniesie ci ubrania. Jak się ubierzesz, daj znać. Masz gościa. Czeka na ciebie – czyżby mówił o Hermionie albo Opiekunie? Miała ogromną nadzieję, że to jednak jej przyjaciółka. – Zjedzcie razem śniadanie – znowu to dziwne zachowanie. Czyżby ten najgroźniejszy czarnoksiężnik pozwolił jej się spotkać z przyjaciółką? A może to jej opiekun na nią czeka? Miała nadzieję, że jednak nie, nie chciała go widzieć. A właściwie chciała, musiała mu coś powiedzieć. Skrzat pojawił się zaraz po zniknięciu Czarnego Pana, przyniósł jej lekkie spodnie i bluzkę bez pleców. Ktoś zadbał, żeby nic nie podrażniało jej ran. Kiedy skończyła, podeszła do drzwi i zajrzała do połączonego z jej pokojami salonu. Voldemort rozmawiał ze Snape’em nad jakimiś papierami leżącymi na stole. Hermiona stała niedaleko, przyglądając się z ciekawością mężczyznom. Nie wyglądała na przestraszoną czy pobitą. A to znaczyło, że Nott nie miał racji. Snape musiał ją dobrze traktować. Miała na sobie ładne ubranie, włosy lśniły, oczy błyszczały, policzki były lekko zarumienione. Nawet w szkole czasem nie wyglądała tak dobrze. Ginny odchrząknęła, by zwrócić na siebie uwagę. Wszystkie oczy zwróciły się w jej kierunku. Hermiona najpierw się uśmiechnęła promiennie, ale po chwili jej uśmiech zgasł. Musiała dojrzeć siniaki. Snape patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Voldemort wyglądał na zadowolonego z tego, co widzi. Zauważyła też szybką wymianę spojrzeń między Hermioną a Snape’em wydawało jej się, że mężczyzna niemal niedostrzegalnie skinął głową, dopiero wtedy Hermiona podeszła do niej. Kiedy w końcu były same, Ginny rzuciła się w objęcia przyjaciółki i wybuchnęła płaczem. Ta próbowała ją pocieszać, głaskała po gęstych, rudych włosach i płakała razem z nią. Dziewczyna uspokoiła się po kilku minutach. Zaprowadziła przyjaciółkę do zastawionego stołu i obie usiadły. Przez chwilę przyglądały się sobie.
- Wiem, co się stało. Nie mogę w to uwierzyć. Tak mi przykro, Ginny – nie odpowiedziała, ale widać przyjaciółka się tym nie przejęła, bo kontynuowała. – Severus powiedział mi, co się stało, i mówił też, że się nie odzywasz – Ginny zamrugała oczami. Coś bardzo nie pasowało jej w wypowiedzi Hermiony, ale przez chwilę nie mogła zorientować się, co to było. – Ja czułam, że cos się dzieje, Malfoy groził, że coś ci zrobi, ale kiedy Severus poszedł sprawdzić – dopiero teraz zorientowała się, co jej nie pasowało w wypowiedzi przyjaciółki – było już za późno.
- Severus? – zapytała zaskoczona, zanim zdołała się powstrzymać. Miała nic nie mówić, ale teraz już chyba nie było sensu udawać niemowy. Na szczęście powstrzymała się od krzyku. – Nazywasz Snape’a po imieniu?
Jej słowa musiały chyba urazić nieco jej przyjaciółkę. Spojrzała na swoje ręce, a dopiero po chwili odpowiedziała.
- Nie oceniaj mnie, proszę – jej cichy głos był jednocześnie smutny i odrobinę oskarżycielski. – Sam to zaproponował, a poza tym, dużo łatwiej mi myśleć o nim jako o Severusie, w końcu muszę z nim… pomyśl, jakie to by było niewłaściwe, gdybym ciągle zwracała się do niego “profesorze”.
- Rozumiem, ale on cię krzywdzi – o dziwo, Hermiona pokręciła przecząco głową.
- Robi to, co musi, żeby zapewnić nam bezpieczeństwo i uwierz, nie czuję się z tym tak źle, jak myślisz – prawdopodobnie wyglądała bardzo głupio z otwartą buzią, bo Hermiona uśmiechnęła się do niej przebiegle. – Nie robi nic, na co bym się nie zgadzała, a muszę powiedzieć, że wczoraj było całkiem przyjemnie.
- Błagam, bez szczegółów. Snape. Brrrr – Hermiona to wiedziała, jak poprawić jej humor, pomimo tematu ich rozmowy poczuła się dużo lepiej. Ucieszyła się na wieść, że Hermiona czuje się całkiem dobrze w sytuacji, w jakiej się znalazła.
- A tak na poważnie, to Snape jest zupełnie inny, niż myśleliśmy w szkole. Traktuje mnie niemal jak równą sobie i bierze na poważnie, rozmawia ze mną. Nigdy nie sądziłam, że z nim da się tak po prostu porozmawiać. A, i mam do ciebie prośbę, bo widzę, że znowu się zaczyna – powiedziała między jednym a drugim kęsem tosta z dżemem. Ona sama jakoś nie mogła jeść, miała przed sobą talerz wypełniony po brzegi jej ulubioną jajecznicą, ale nie mogła nic przełknąć. - Jakbyś usłyszała ode mnie jakiś pochwały na temat Snape’a, nie bierz ich nazbyt poważnie, to przez to zaklęcie Malfoy’a – na dźwięk tego nazwiska Ginny wydała dźwięk, który brzmiał niemal jak warknięcie.
- Co za zaklęcie? Co oni ci zrobili? – nagle ogarnął ją strach, po raz pierwszy zastanowiła się, jakie konsekwencje będzie miała cała ta ich niewola. Ona sama już nigdy nie będzie taka jak kiedyś, a Hermiona zaczyna wychwalać Snape’a
- Nic groźnego – wydawała się tym zupełnie nie przejmować. – Głównie denerwuje mnie klątwa, którą Malfoy niedawno wymyślił i rzucił tylko na mnie. To ma niby być odpowiednik amortencji, ale obawiam się, że ma dużo głębsze działanie. Zresztą, sama nie wiem. Czasami wydaje się, że ta klątwa nie działa wcale, ale czasem mam wrażenie, jakby kierowało mną coś zupełnie niezrozumiałego. Niby jestem sobą, ale zupełnie gubię się w swoich uczuciach – spojrzenie Hermiony było odrobinę smutne i nieobecne, ale na jej ustach błądził delikatny uśmiech. – Obawiam się, że zaczynam się naprawdę zakochiwać w Severusie, i to prawdopodobnie nie jest wynik zaklęcia, a jeśli jest, to wcale mi to nie przeszkadza... – nie przerywała jej, wiedziała, że mimo lekkiego tonu to, co mówi, jest dla niej ważne. – Pamiętasz, jak zawsze się zachowywałam? Zawsze tylko myślałam, a nigdy nie poddawałam się emocjom. Najpierw Krum, potem Kormac, twój brat Ron, Justin… Niby mnie interesowali, ale ja nie potrafiłam się w nich zakochać. Nawet tak szaleńczo i krótko jak Lavender. Nigdy wcześniej nie czułam się tak, jak przy Snape’ie, rozumiesz? Ja nie wiem już, co myśleć o tym wszystkim, ale czasem mam wrażenie, że nigdy się nie zakocham i to, co mnie spotkało, to moja jedyna szansa na miłość…
- Nie mów tak, po prostu nie spotkałaś jeszcze tego jedynego – nie wiedziała, co o tym myśleć. Hermiona mówiła jej kiedyś, że żaden chłopak jej tak naprawdę nie pociągał. Miała ich kilku, ale z żadnym nie była dłużej niż kilka tygodni. Szybko nudziła się nimi. Uważała, że nie mają wspólnych tematów, a ich obchodzą tylko dwie rzeczy: Quiditch i seks, w tej kolejności. Pamiętała, jak kiedyś Hermiona zaczęła spotykać się z jednym Krukonem, miał na imię Bob czy Rob, już nawet nie pamiętała, ale tak denerwowało ją to, że cały czas próbował udowodnić jej, że jest od niej mądrzejszy. To był jedyny facet, z którym według niej Hermiona rozmawiała za dużo. Ale to były beztroskie czasy szkoły, a teraz to jest rzeczywistość. Cichy głos Hermiony po krótkiej ciszy był niemal jak tchnienie wiatru. Musiała się domyślać, co tak naprawdę usłyszała.
- A jeśli spotkałam tego jedynego i jest nim właśnie Severus?... – przez chwilę nie mogła uwierzyć w to, co słyszała, a głupio jej było prosić przyjaciółkę o to, by powtórzyła. Hermiona wydawała się pogodzić już z tym, co przed chwilą powiedziała, a nawet być z tego zadowolona. I jeśli jej przyjaciółka miałaby być szczęśliwa, to kim była, żeby jej to szczęście burzyć? Pytanie tylko, co na to wszystko Snape. Czy pokocha Hermionę? Czy on w ogóle jest zdolny do uczuć? Jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić Mistrza Eliksirów jako kochającego męża… ale kto tu mówi o małżeństwie, jeśli ich przyszłość była tak niepewna? 
- Wiesz co? Moim zdaniem, powinnaś korzystać z tego, co zesłał ci Merlin i nie przejmować się tym, co powiedzą inni, w końcu nie wiadomo, ile jeszcze pożyjemy.
- Nie mów tak – zaperzyła się Hermiona. – Wszystko będzie dobrze, zakon nas uwolni, Harry pokona Czarnego Pana i będziecie żyli długo i szczęśliwie.
Przez chwilę zastanawiała się czy obciążać Hermionę swoimi problemami, ale musiała się tym z kimś podzielić. Na Hermionę zawsze mogła liczyć, dlaczego nie teraz?
- Boję się, Herm. Ta cała ceremonia. Pan, do którego mam należeć… Co się dzieje z moją rodziną? Z Harrym, z Zakonem? Oni nic nie robią, żeby nas uwolnić. A co, jeśli mój Pan będzie jakiś okrutnikiem albo jeśli nie przeżyję tego wszystkiego?
- Nie możesz się poddawać. Rób wszystko, by jak najmniej odczuć to, co się dzieje, i jeśli możesz zrobić coś, na czym mogłabyś skorzystać, nie zastanawiaj się. Zakon na pewno wkrótce nas uwolni, może już jutro…
- Tego bym się nie spodziewał – usłyszały cichy głos Snape’a. Ginny zauważyła na twarzy Hermiony panikę i dobrze ją rozumiała, żadna z nich nie zauważyła czarnowłosego mężczyzny stojącego w drzwiach. Żadna nie wiedziała, jak długo tam był i jak wiele z ich rozmowy usłyszał. – Idziemy, Granger, panna Weasley musi odpocząć i w końcu coś zjeść – dodał, gdy jego wzrok padł na stół.
Hermiona bez słowa podniosła się z miejsca, Ginny zrobiła to samo i uścisnęły się krótko. – Trzymaj się, Ginny, i nie załamuj, będzie dobrze – szepnęła jej do ucha i ruszyła za Snape’em, wychodzącym z jej pokojów. Obejrzała się jeszcze przy drzwiach i posłała pokrzepiający uśmiech.
No tak, Hermiona potrafiła znaleźć dobrą stronę nawet w najgorszym zdarzeniu. Niepoprawna optymistka... ale może dzięki temu było jej łatwiej. Zastanowiła się przez chwilę i sama uznała, że sytuacja, w jakiej się znalazła, wcale nie była tak beznadziejna jak myślała. W końcu miała asa w rękawie, którego zamierzała wyciągnąć, nawet jeśli miałoby to być niebezpieczne, w końcu nie wiadomo, jak na jej rewelacje zareaguje najbardziej zainteresowany. Była ciekawa, ile wiedział z tego, co się wtedy wydarzyło, w końcu nikomu nie mówiła o ich przyjaźni. Bo niezależnie od tego, co później się wydarzyło, nadal uważała go za przyjaciela…

wtorek, 18 czerwca 2013

część czternasta

Odzyskałam laptopa. nowy rozdział mam nadzieję że spodoba się tym nielicznym czytającym. pozdrawiam.



Następne dni były trudne zarówno dla Hermiony jak i dla Severusa. Jak zwykle wracał w nocy, ale był milczący i chłodny. Nie patrzył jej w oczy. Zachowywał się oschle. Kiedy go o coś pytała, odpowiadał, ale nie tak, jak wcześniej. Były to raczej zdawkowe wyjaśnienia. Wiedziała, że jest podenerwowany. Ciągle próbował odkryć, kto go zaczarował, ale za każdym razem kiedy go o to pytała, odpowiadał „nie”, tyle że to nie było słowo. W jego wykonaniu było to raczej warknięcie. Starała się go zrozumieć. Sama przez ostatnich kilka dni nie mogła znaleźć sobie miejsca. Wydawało jej się, że dla Severusa ten imperius był jakąś osobistą zniewagą. Próbowała z nim o tym porozmawiać i jakoś poprawić mu humor. Niestety, gdy powiedziała mu o tym otwarcie, warknął tylko, że humor mu się poprawi kiedy zabije tego idiotę, który ośmielił się go przekląć. W tamtej chwili przeraziła się i już nie odezwała tej nocy więcej. Może w jej wykonaniu takie słowa byłyby śmieszne, ale w jego wykonaniu ta groźba była bardzo realna. Coraz bardziej zaczynała się gubić w sytuacji. Niby trochę ufała Snape’owi i wierzyła w to, co jej mówił, ale też bała się go, gdy zachowywał się w taki sposób. Ciągle dręczyły ją dziwne sny. Czasem w nocy czuła się, jak gdyby się dusiła, jak gdyby oplatały ją jakieś liny, jednak kiedy się budziła, wszystko było w porządku. Ciągle też dręczyło ją zachowanie Snape’a względem niej. W porównaniu z tym Severusem, tamten sprzed kilku dni wydawał jej się miły i zabawny. Z każdym dniem była coraz bardziej rozbita. Dręczył ją jakiś irracjonalny lęk. W końcu była na tyle bezpieczna, na ile się dało, ale ta niepewność... Nie wiedziała, co spowodowało zmianę zachowania Snape’a. Czy był to tamten imperius, czy tamten seks, czy może tamta rozmowa… jeśli w ogóle można było to nazwać rozmową.
Tamtego dnia wyszedł z łazienki dopiero po ponad godzinie. W pełni ubrany, z suchymi już włosami. Chciało jej się śmiać z dziecinnego spostrzeżenia, że wcale nie były tłuste, ale wyglądały jak nieprzenikniona kurtyna. Idealnie proste i czarne jak skrzydło kruka. Powiedział, że już może skorzystać z łazienki, jeśli ma ochotę. Dość dziwne słowa jak na niego, ale nie przywiązała do nich zbyt wielkiej uwagi. Podniosła się i zabrała swoje rzeczy. Nie patrzyła na niego. Myślała, że wyszedł, ale kiedy była już przy drzwiach od łazienki, usłyszała ciche słowa, których nigdy nie zapomni. Wypowiedziane pełnym emocji głosem, tak niepodobnym do niego. „Wybacz mi Hermiono...”. Odwróciła się i chciała mu powiedzieć, że nie ma mu czego wybaczać, ale jego już nie było. Nie usłyszała nawet kliknięcia drzwi saloniku. Jakby w ogóle go tam nie było. Jakby te słowa tylko jej się przyśniły. Stała tam i patrzyła w przestrzeń, aż nagląca potrzeba zmusiła ją do wejścia do łazienki. Potem jeszcze, pod prysznicem, zastanawiała się czy naprawdę słyszała te słowa, czy były tylko wytworem jej wyobraźni, ale nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie. Kolejne już pozostało bez odpowiedzi, jak tak wiele przed nim. Odkąd znalazła się w tym miejscu, wcale nie czuła się już taka mądra. Zawsze na wszystko miała gotową odpowiedź. Wszystko potrafiła sobie logicznie wytłumaczyć. A teraz? Czuła się jak mała dziewczynka, która zgubiła się w jakimś wielkim sklepie i za każdym zakrętem zamiast odnaleźć rodziców, znajdowała tylko coraz więcej zagadek.
Tego dnia Hermiona siedziała w saloniku z książką na kolanach. Czytała, ale zdarzało się, że po przewróceniu strony nie miała pojęcia, co było na poprzedniej. Zastanawiała się czy przyjdzie do niej dzisiaj, w końcu minęło już kilka dni a on zawsze zjawiał się dość niespodziewanie. Słuchała wszystkich kroków na korytarzu, ale żadne nie należały do Severusa. Zdążyła poznać jego nawyki na tyle, żeby wiedzieć, że nie usłyszy jego przybycia. Chodził bardzo cicho jak na tak dużego mężczyznę. Tym razem było tak samo. Podniosła wzrok dopiero, gdy usłyszała trzask drzwi. Zdążyła uchwycić spojrzeniem tylko skraj czarnego płaszcza, niknącego w drzwiach do gabinetu. Podniosła się i poszła za nim. Ciekawiło ją, gdzie się tak spieszy. Stał przed jednym z regałów z książkami i kreślił skomplikowane wzory różdżką. Po chwili mebel wsunął się w ścianę i ukazał obszerny magazyn, zastawiony niezliczoną ilością półek z eliksirami oraz składnikami. Wszedł do środka, nawet nie zauważając, że stoi za nim. Miała już wejść do magazynu. Była o krok, gdy usłyszała jego chłodny głos.
- Jeśli chcesz żyć, lepiej się tu nie pchaj – sposób, w jaki wypowiedział te słowa, osadził ją w miejscu dużo szybciej niż ich treść. Poczekała aż zebrał wszystkie potrzebne rzeczy i stanęła tak, by nie mógł wyjść, zanim nie powie jej, co się stało. Bo jasne było dla niej, że coś się stało. Co chwilę przeklinał i rzucał groźby, nie skierowane do nikogo konkretnego. W końcu stanął przed nią. Próbował ją wyminąć, ale mu nie pozwoliła. Nie odezwał się ani słowem, tylko wyciągnął różdżkę i podstawił jej pod nos. Ich oczy się spotkały. Zobaczyła w nich bezgraniczny gniew, ale wiedziała, że nie był on skierowany w jej stronę.
- Złaź mi z drogi, bo cię z niej usunę – od razu wyczuła zapach alkoholu.
- Powiedz mi najpierw, co się stało – wiedziała, że dużo ryzykuje, ale nie przypuszczała, że Severus spełni swoją groźbę.
- W sumie, czemu nie – sarknął – najwyżej twoja przyjaciółka pocierpi trochę dłużej.
- Ginny? Coś jej się stało? – musiał wyczuć jej wahanie, bo jednym ruchem odsunął ją sobie z drogi i wyszedł z gabinetu. Machnięciem różdżki zamknął magazyn. Myślała już, że wyjdzie trzaskając drzwiami, ale zatrzymał się przed wyjściem ze swoich kwater. Ścisnął dwoma palcami nasadę nosa i wyraźnie widziała, jak stara się uspokoić.
- Twoja przyjaciółka została zgwałcona przez Malfoy’a i Nott’a – jego słowa zamurowały ją, ale najgorsza była mina Severusa, kiedy z cichym kliknięciem zamykał drzwi prowadzące na korytarz. Przez ułamek sekundy malowało się na niej ogromne poczucie winy, a chwilę później była na niej już standardowa, obojętna mina.
Wcale się nie dziwiła. Był tam. Sama prosiła go, żeby poszedł sprawdzić co z Ginny, a teraz prawdopodobnie dowiedział się, jak dokładnie wyglądała sytuacja. Gdy uświadomiła sobie, co powiedział Severus, zalała się łzami. Ginny spotkał taki sam los jak ją. A właściwie gorszy od tego, co jej się przydarzyło. Malfoy i Nott… ale Draco i Teodor czy Lucjusz i Nott senior? Twarz zalewały jej łzy, a w głowie ciągle kotłowało się tyle myśli. To było jeszcze gorsze niż te ostatnie dni. Ginny… jej mała, zawsze pełna życia przyjaciółka została… Było ich dwóch… Draco czy Lucjusz…? Draco? Był dla niej całkiem miły. Nie chciała wierzyć, że to on. Jej rówieśnik… Dużo bardziej mogła sobie wyobrazić w takiej sytuacji Lucjusza, w końcu groził… interesował się, ale po co były mu te informacje, to już nie wiedziała… a jeśli dla syna? 
Siedziała na dywanie długie godziny, ale nawet nie zauważyła upływu czasu. Płakała, rozmyślała i zastanawiała się nad tym, co usłyszała od Snape’a. I nad nim samym. Poczuła od niego alkohol, jak wtedy pierwszym razem po ceremonii. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Bała się, że znowu potraktuje ją w taki sposób. Alkohol zawsze wywoływał w niej lęk, jeszcze z dzieciństwa. Do tej pory czasem śniły jej się te przekrwione oczy i cuchnący oddech jej sąsiada... To była stara historia, jednak ciągle podsycała jej lęk. Kiedy miała pięć lat, sąsiad wrócił rano z jakiejś mocno zakrapianej imprezy. Ona siedziała w ogrodzie i bawiła się. Traf chciał, że mężczyzna zobaczył, jak przywołuje do siebie ulubioną zabawkę. Naskoczył wtedy na nią. Podbiegł, słaniając się na nogach i zaczął nią szarpać, żądając wyjaśnień. Przeżyła wtedy chwile grozy. Patrzył na nią dziko i krzyczał, plując jej na twarz. Nigdy nie zapomni tamtej chwili. Na szczęście jej tata usłyszał hałas i wybiegł z domu. Odciągnął od niej sąsiada, ale to zdarzenie dużo ją kosztowało. Nawet po tylu latach bała się pijanych osób. Harry i Ron dobrze wiedzieli, że mają do niej nie podchodzić po alkoholu. Na imprezach albo zamykała się w dormitorium, albo chowała gdzieś i wracała dopiero po zakończeniu zabawy. Teraz przypomniała sobie, jaki Snape był wtedy. Wydawało jej się, że panował nad sobą i pewnie nie wypił dużo, ale jednak tę sytuację również mocno przeżyła. Do tego jeszcze doszło to, jak brutalnie wlał jej coś do gardła. Dużo czasu zajęło rozszyfrowanie jej otępiałemu umysłowi, jaki eliksir wtedy jej podał. Taki sam miał dziś, gdy wyszedł z magazynu. Eliksir antykoncepcyjny. Dobrze, że Severus o tym pomyślał. Gdyby Ginny zaszła w ciążę, pewnie całkiem by się załamała.
Podniosła się z podłogi dopiero gdy skrzatka przyszła zapalić świece i napalić w kominku, bo wieczór był chłodny. Severusa ciągle nie było. Ogarnęło ją ogromne zmęczenie, dlatego szybko się umyła i położyła. Nie mogła jednak usnąć. Przewracała się z boku na bok, aż w końcu po długim czasie przeniosła się w niespokojny, pełen cierpienia sen.
Obudziła ją kropla wody, spływająca po policzku. Jej otępiały umysł w pierwszej chwili przyjął, że to łza ale kiedy na jej policzku wylądowała druga kropla, otworzyła oczy. Przez chwilę nic nie widziała. Tuż przy swoim uchu usłyszała ochrypły głos Snape’a.
- Granger – owiał ją jego ciepły oddech. Pachniał alkoholem. Znowu odezwał się w niej ten lęk. Wyskoczyła z pościeli, odpychając go przy okazji. Chciała uciekać, ale nie miała dokąd. – Stój – usłyszała za sobą, a ból zaczął w niej kiełkować z kolejnym krokiem. – Granger, wracaj tu – zatrzymała się i odwróciła w jego kierunku. Leżał na łóżku z jej strony, ale musiał przed chwilą do niego wejść, bo jego włosy ciągle ociekały wodą. Dziwne, że w ogóle nie usłyszała jak wchodził do kwater, zwykle ją budził. – Wracaj do łóżka – wydał kolejny rozkaz, ale ona się bała, nie chciała, żeby zrobił to w takim stanie.
- Nie. Jesteś pijany. Ja nie… Ja nie chcę… - głos jej się załamał, a w oczach stanęły łzy, sama nie wiedziała czy były spowodowane coraz silniejszym bólem, czy strachem.
- Hermiono, chodź do mnie – pokręciła przecząco głową. W blasku ostatniej świecy nie widziała dobrze jego twarzy. Przesunął się na drugą stronę łóżka, bliżej miejsca, gdzie stała. – Hermiono, chodź… Proszę – cały ból nagle zniknął. Poczuła ogromną ulgę i dopiero po chwili dotarł do niej sens jego słów. Jak w transie podeszła i położyła swoją dłoń na jego, wyciągniętej w jej kierunku. On nigdy nie prosił, ale teraz… nie mogła się oprzeć wyrazowi jego oczu. Były tak pełne bólu , poczucia winy i ogromnej, szczerej prośby. W tej chwili zgodziłaby się na wszystko. Pociągnął ją delikatnie i chwilę później leżała już w jego ramionach, z plecami wtulonymi w jego nagi tors. Czuła przez swoją szatę bijące od niego ciepło.  Jego silne ramiona dawały jej poczucie bezpieczeństwa. Była skołowana, przed chwilą bała się go, a teraz za nic w świecie nie ruszyłaby się.
- Jestem dzisiaj zupełnie niegroźny – mruknął w jej włosy, a ona dokładnie wiedziała, o co mu chodzi. – Moja matka przewróciłaby się w grobie, gdybym cię tknął w takim stanie. I tak już raz to zrobiła. Ale nie. Nigdy więcej to się nie powtórzy – te słowa wymruczał tak cicho, że mogły być czymś zupełnie innym, a tylko jej wyobraźnia przekształciła je w takie właśnie zdania. Chciała w to wierzyć. Nie odpowiedziała na te słowa, bo niby co miałaby mu powiedzieć? Nie odpowiedziała, bo sama nie wiedziała, czy naprawdę coś słyszała.
Leżeli kilka minut w ciszy, ale Hermiona wiedziała, że on nie śpi. Co chwilę zanurzał twarz w jej włosach i wzdychał, niemal mrucząc z zadowolenia. Delikatnie przesuwał palcami po jej nagim ramieniu. Wywoływał na nim gęsią skórkę.  Czuła, jak coraz bardziej się odpręża. Ona też próbowała uspokoić się po jego słowach, ale niepewność ciągle nie dawała jej spokoju. Przerwała w końcu ciszę.
- Severusie. To był Lucjusz czy Draco? – natychmiast spiął wszystkie mięśnie. Ręka, która przed chwilą wywoływała tak przyjemne doznania, teraz była zaciśnięta w pięść. Dopiero teraz pomyślała, że mogła zapytać najpierw o coś innego. – Przepraszam… ja nie chciałam cię zdenerwować, ja tylko boję się o Ginny.
- Lucjusz. Pieprzony sadysta. Ginewra jest teraz w prywatnych kwaterach Czarnego Pana i jest tam bezpieczna. Chyba że zrobi coś głupiego – wymamrotał i kontynuował. - Wyliże się – znowu zaczął mówić cicho, jakby do siebie. – Martwi mnie tylko, że się nie odzywa. Może powinienem zasugerować Czarnemu Panu wasze spotkanie, jeśli tak będzie dalej.
- Co teraz z nią będzie?
- Jak to co? Wyzdrowieje i zostanie komuś oddana – już wiedziała, że kiedy tak mruczy, po prostu wypowiada swoje myśli, tak jak i tym razem. – Miejmy nadzieję, że to będzie ktoś zupełnie inny niż Malfoy. Czarny Pan obiecał mu porządną karę, więc wątpię, żeby oddał mu dziewczynę, ale z nim nigdy nie wiadomo.
Milczała przez dłuższy czas, zastanawiając się czy on zdaje sobie sprawę z tych cichych słów. Jej mózg intensywnie pracował nad tym, jak mogła by wykorzystać tę jego niedyskrecję. Na które pytanie najbardziej chciała poznać odpowiedź?
- Severusie? – zapytała niepewnie.
- Mmmm – usłyszała w odpowiedzi jego zadowolone mruknięcie, kiedy jego palce wznowiły swoją wędrówkę po jej ramieniu.
- Dlaczego byłeś dla mnie taki oschły przez ostatnie dni? – zapytała, ale nie była wcale pewna czy chce poznać odpowiedź na to pytanie.
- Bo się we mnie zakochujesz – odpowiedział, a potem cicho dodał – bo zaklęcie Malfoy’a działa szybciej i mocniej niż przypuszczałem, a ja nie mam pojęcia, jak je zdjąć. – Głośno dodał – pomyśl, co będzie jak w końcu wrócisz do przyjaciół. – A potem znowu ledwo słyszalnie mruczał – pomyśl, co się stanie jak się dowiedzą, że zadurzyłaś się w starym, żałosnym nietoperzu. Nigdy tego nie zaakceptują, dlatego muszę jak najszybciej znaleźć przeciwzaklęcie – pomimo jego słów nadal błądził palcami po jej skórze. Z ramienia przeniósł się na szyję. Muśnięcia jego palców były tak przyjemne, a robił to chyba bez udziału myśli, bo jego gesty mówiły jej zupełnie co innego, niż słowa. Długie, smukłe palce gładziły jej szyję coraz niżej, na chwilę zatrzymując się w zagłębieniu u podstawy jej szyi. – Muszę się tak zachowywać, bo nie zniósłbym twojego cierpienia, gdyby twoi przyjaciele cię odrzucili – mówił do siebie, ale wsłuchała się już na tyle, że dużo łatwiej było jej rozpoznać poszczególne słowa. Choć ręka błądząca teraz w okolicy jej dekoltu wcale nie ułatwiała jej skupienia. – Nie zasługuję na to, żebyś mnie usprawiedliwiała. Jestem zły i nic tego nie zmieni, nawet jeśli pomogę Zakonowi wygrać, nic nie zmieni tego, że jestem mordercą. Nie wiesz o mnie wszystkiego. Gdybyś wiedziała, na pewno uciekałabyś ode mnie jak najprędzej. Może powiem ci. Wtedy na pewno się nie poddasz działaniu tych głupich zaklęć. Tylko one trzymają cię tu przy mnie. Tylko dzięki nim tak ufnie leżysz w moich ramionach. Ale już niedługo cię uwolnię. A wtedy zaczniesz się brzydzić tym, że kiedykolwiek pozwoliłaś mi się dotknąć – ciągnął swój monolog, zbliżając się coraz bardziej do jej piersi. To uczucie oczekiwania powróciło. Wiedziała to, miała rację. Gdyby tylko chciał... Uczucia, jakie teraz w niej wywoływał, mogłyby być tylko początkiem wielkiej rozkoszy, jaką mógłby jej sprawić. Wciągnęła głośno powietrze, kiedy musnął przez cienki materiał szaty jej nabrzmiały sutek. Napięcie w dole brzucha stało się jeszcze mocniejsze. Jak bardzo chciałaby, żeby właśnie tak zaczynało się ich zbliżenie. Ręką objął jej pierś, ściskając delikatnie.
Musiała zadać mu jeszcze jedno pytanie. Skoro odpowiadał jej tak szczerze, musiała wykorzystać to do końca. Czuła, że nie ma już wiele czasu, bo jego słowa stawały się coraz bardziej przeciągłe. Severus usypiał.
- Severusie – nie mogła się powstrzymać przed wymawianiem jego imienia. Uwielbiała jego brzmienie. – Dlaczego nie patrzysz mi w oczy? – nie wiedziała, jak to inaczej wyrazić, ale on zdawał się wiedzieć, o co chodzi.
- Nie twoja sprawa – odpowiedział, ale ona nie przejęła się tymi słowami, czekała na te ciche. Te, które powiedzą jej prawdę. – Nie chcę zobaczyć tego samego, co widziałem u wszystkich innych kobiet. Nie chcę zobaczyć w twoich oczach wstrętu, kiedy cię dotykam. Nie chcę zobaczyć... nie chcę zobaczyć, jak twoja twarz wykrzywia się w wyrazie obrzydzenia, kiedy słyszysz dźwięki mojej przyjemności, kiedy w tobie dochodzę, nie chcę zobaczyć nienawiści w tych pięknych oczach, które czasem wydają się patrzeć na mnie z sympatią. Jedynych, które kiedykolwiek uśmiechnęły się na mój widok. Poza oczami mojej matki... – jego ramiona na chwilę zacisnęły się na niej, jakby chciał się w nią wtulić jeszcze mocniej. W jej oczach stanęły łzy, kiedy go słuchała. Jego głos był pełen cierpienia i nienawiści do samego siebie. Było jej go żal, ale wiedziała, że jest on człowiekiem, który nie zniósłby tego, żeby się nad nim litowano. Tak bardzo chciała mu powiedzieć, że nie zobaczyłby ani wstrętu, ani nienawiści, ale i tak by w to nie uwierzył, a poza tym chwilę później już spał z twarzą w jej włosach, przywierając do niej jak największą powierzchnią ciała. Myślała, że po tym, co usłyszała, nie zaśnie całą noc, ale po chwili ona sama też spała. Ukołysana jego równym oddechem. Bezpieczna w jego silnych ramionach.

środa, 5 czerwca 2013

część trzynasta

ta dziwna treść to wina pechowej trzynastki. pozdrawiam.



Wrócił. Chciałby powiedzieć choć raz, że do domu, ale on przecież nie miał domu. Jedynym miejscem, w którym czuł się jak w domu, był Hogwart, ale szkoła nie była tylko jego, więc to nie do końca był jego dom. Powinien sobie kupić jakiś zamek i urządzić go po swojemu, ale tak naprawdę nie chciało mu się poświęcać czasu na coś takiego. Poza tym, gdyby miał jedno stałe miejsce pobytu, jego wrogom dużo łatwiej byłoby zaatakować go. Wszedł do swoich kwater; na szczęście sam mógł je sobie wybrać. Jak zwykle, czekała na niego wiernie jedyna kobieta jego życia. Dotknął jej gładkiej skóry. Poczuł się trochę lepiej, choć w głowie ciągle mu huczało. Przez chwilę próbował sobie przypomnieć, kto zaproponował mu to wygwizdowie. Jakieś rumuńskie góry, na dodatek bezludny region. Jedyne schronienia to jaskinie. Młodzi też wcale nie poprawili mu humoru. Nie dość, że większość z nich to skończeni idioci, to jeszcze myślą tylko o jednym. Wydaje im się, że bycie śmierciożercą to świetna zabawa. Że można sobie pozwolić na wszystko. Chcieli tylko wpaść do jakiejś mugolskiej wioski, gwałcić, torturować i zabijać. A to przecież nie o to chodziło. Sam lubił czasem posłuchać krzyków torturowanych, ale zwykle miał do tego powód, a młodzi… Próbował im wbić do głowy jakieś idee, ale nic. Jedyny Draco rozumiał coś z tego, co mówił, no i może trochę młody Zabini, ale reszta… Totalne bezmózgowie. Mugole przecież wcale nie musieli ginąć. Wystarczyło żeby się bali, wielbili czarodzieja jako swojego boga. Oddawali mu cześć. Wtedy osiągnąłby nad nimi władzę, byłby potężny. Oczywiście jakieś małe tortury dla przykładu nigdy nie zaszkodzą, ale po co od razu zabijać?    
Próbował się rozgrzać i odpocząć, ale jak zwykle coś mu przeszkadzało. Myśli ciągle zbaczały z wyznaczonych torów. Położył się do łóżka, a ciepłe ciało zaraz go oplotło. Ciągle jednak gdzieś w środku czuł zimno. W ciągu kilku ostatnich tygodni brakowało mu czegoś. Wsłuchał się w siebie i nie mógł wyjść z podziwu, że to właśnie to tak go mierziło. Ostatnio w jego świadomości nie pojawiały się te przebłyski… nie było żadnych wybuchów euforii i poczucia bezpieczeństwa. Gdzieś zniknęła radość życia. Pozostał smutek, poczucie beznadziei i bezsilności. Czuł się dziwnie, tamto życie było dla niego od kilku lat odskocznią. Próbował w nie ingerować wiele razy, ale nigdy nie wywarł na nie aż takiego wpływu. Te przebłyski były zawsze pełne ciepła, radości i przyjaźni. Na początku strasznie się tym denerwował, nie mógł znieść tego wszystkiego. Tych śmiechów, cieszenia się małymi rzeczami. Później przyzwyczaił się do tego i poczuł, jakby to było częścią jego samego. Wiele razy się nad tym zastanawiał i wciąż dochodził do tego samego wniosku. To musiała być TA krew. Krew, z której powstał. Dawała mu poznać namiastkę innego życia. Pozwalała mu poczuć jak to jest, kiedy ma się przyjaciół, kiedy ktoś się o ciebie troszczy. A teraz sam to zniszczył. Nie było żadnego szczęśliwego przebłysku od… no właśnie, odkąd? Tak, to musiał być atak na Norę. To wtedy tamto życie się zmieniło.
Miał właśnie zamiar rozebrać się i spróbować zasnąć, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
Obok siebie usłyszał zirytowane syknięcie.
- Nie dadzą ci chwili spokoju.
- Kto tam? – zawołał, chcąc odprawić natręta.
- To ja, Severus, panie. Przyszedłem złożyć ci raport – podła odpowiedź zza drzwi.
- A może po prostu go zjem, wtedy będziesz mógł odpocząć.
- O nie, moja piękna, Snape jest zbyt żylasty, jeszcze by ci zaszkodził. A poza tym, z kim mógłbym wtedy tak inteligentnie porozmawiać? – odpowiedział w języku węży.
- No tak, wokół nas są sami kretyni. Obudź mnie, jak już sobie pójdzie – skwitowała i położyła swoją trójkątna głowę na pościeli.
- Wejdź, mój wierny sługo – zawołał, wstając z łóżka i  poprawiając szatę.
- Panie. Właściwie przyszedłem z raportem, ale mamy też poważniejszy problem.
- Złe wieści? – spojrzał w czarne oczy swojego sługi, ale nie użył legilimencji, nie było potrzeby, ostatnio Severus wystarczająco dowiódł swojej wierności zabijając tego cholernego starca, który myślał, że miłość go uratuje.
- Na drugi dzień po twoim wyjeździe, Panie, zszedłem do lochów sprawdzić, co z młodą Weasley’ówną. Niestety nie pamiętam, co się działo, odkąd zamknąłem drzwi do podziemi. Ktoś rzucił na mnie imperio i prawdopodobnie obliviate. Niestety, zaklęcia były na tyle silne, że nie udało mi się odzyskać wspomnień i bardzo długo trwało, zanim przełamałem kontrolę. Obawiam się, że to był ktoś z wewnętrznego kręgu. Byłem później na miejscu, ale nie znalazłem żadnego śladu. Nie wiem nawet, czy dotarłem do cel. Byłem też u panny Weasley, ale spała, a ponieważ nie miałem pewności, nie chciałem jej w to wciągać. Strażnik, który powinien pełnić wtedy służbę, również został potraktowany obliviate, ale twierdzi, że to ja zwolniłem go z warty. Nie wie, jak to się stało, musieli mnie zaskoczyć, a to znowu wskazuje na kogoś zaufanego.
Słuchał tego z coraz większym gniewem. Ktoś podniósł rękę na jego najwierniejszego sługę, i to na dodatek jego zastępcę. Musiał odkryć, kto to był i przykładnie go ukarać. Już planował, jak to zrobić, kiedy znowu rozległo się pukanie do drzwi.
- Może jednak ich pozjadam – usłyszał syk Nagini, ale wiedział, że w ten sposób wyraża swoje niezadowolenie.
- Kto tam? – zapytał od niechcenia, ale zaraz potem nakazał sobie wzmożoną czujność, kiedy usłyszał znajomy głos. – Wejdź, opiekunie – drzwi otworzyły się i stanął w nich mężczyzna w czarnym płaszczu z maską na twarzy. Miał ją właśnie ściągać. – Przywitaj się z bratem Severusem – powiedział, powstrzymując jego zamiar. Niby Severus był jego zastępcą, ale nawet on nie powinien poznać tożsamości opiekuna. W końcu jego niewolnica jest przyjaciółką Ginewry, a wiedział, jak szybko tajemnice wychodzą na jaw. – Z czym przychodzisz? – zapytał, kiedy chłopak skinął głową czarnowłosemu i ponownie spojrzał na swojego Pana.
- Coś jest nie tak z Weasley. Dziwnie się zachowuje. Nie chciała ze mną rozmawiać. Kiedy wyjeżdżaliśmy, zostawiłem ją w bardzo dobrym stanie. Nie wiem, co mogło się stać. Skrzat, któremu nakazałem przynoszenie dziewczynie jedzenia i ubrań powiedział, że od kilku dni nic nie je i prawie się nie rusza z miejsca – chłopak był niemal roztrzęsiony, ale nic dziwnego, w końcu chciał jej dla siebie.
- Kolejne złe wieści. Mam wrażenie, Severusie, że niedługo wszystko się wyjaśni. Przyprowadź ją tutaj, opiekunie. Chcę z nią porozmawiać – w oczach chłopaka zobaczył zaskoczenie i niepokój.
- Panie, czy mógłbym być obecny przy tej rozmowie? – nie zawahał się. I to bardzo mu się spodobało. Dobrze, że chłopak był zdecydowany, ale jak zwykle decyzja zapadnie dopiero podczas ceremonii. Skinął tylko głową, a młody mężczyzna opuścił jego kwatery. 
Wyciągnął z barku karafkę z ognistą. Poczęstował Severusa i sam wychylił szklaneczkę bursztynowego alkoholu. Miał wrażenie, że rozmowa z Ginewrą wcale nie będzie należała do przyjemnych. Opiekun wrócił po kilkunastu minutach, przepuścił w drzwiach swoją podopieczną i zamknął je za nimi.
Dziewczyna stanęła z wysoko uniesioną głową i opuszczonymi rękami. Opiekun przyglądał jej się. Próbował to ukryć, ale był zaniepokojony.
Tom Marvolo Riddle przyjrzał się uważnie obojgu. A potem wyczarował fotel dla Gryfonki.
- Usiądź. Wezwałem cię tutaj, bo możesz mieć istotne dla mnie informacje – starał się mówić bez nutki groźby w głosie, ale nie za bardzo mu to wyszło. Ciągle był wściekły po rewelacjach Severusa. Weasley patrzyła ciągle przed siebie twardym wzrokiem i nawet nie spojrzała na fotel, który stał kilka kroków od niej. Nie przejął się tym zbytnio i kontynuował. – Prawdopodobnie dzień po moim i twojego opiekuna wyjeździe na misję był u ciebie Severus Snape. Widziałaś się z nim? – żadnej reakcji, nawet najmniejszej oznaki, że słyszy co do niej mówi. Nie chciał wcześniej tego robić, ale złość coraz bardziej w nim buzowała. – Odpowiadaj, jak do ciebie mówię – zażądał, ale znów nie doczekał się reakcji. Powoli podszedł do niej. – Nie zmuszaj mnie, żebym użył moich zdolności – zagroził, ale było tak, jak się spodziewał. Dziewczyna nic nie robiła sobie z jego słów. Podchodził do niej krok za krokiem. Jeśli nie chce po dobroci, to zmusi ją, żeby powiedziała mu, co wie. A że coś wie – był pewien.
Był już o krok od niej, kiedy wyczuł dziwne wibracje. To musiały być jakieś zaklęcia.
- Opiekunie – zwrócił się do zamaskowanego – czy rzucałeś na swoją podopieczną jakieś zaklęcia, gdy była w celi?
- Tylko zaklęcie odświeżające. Nic więcej – zastanowił się, ale wibracje były zbyt silne jak na takie zaklęcie. Podszedł jeszcze krok. Dzieliło go od niej zaledwie kilka centymetrów. Tym razem już bez żadnych wątpliwości mógł stwierdzić, że rzucone na nią zaklęcia w większości są czarnomagiczne. Wibrował wokół niej ślad, który potrafili wyczuć i rozpoznać tylko bardzo utalentowany czarodziej.
- Severusie. Rzuć sondę na pannę Weasley. Chcę wiedzieć, jakie zaklęcia zostały na niej użyte.
Mężczyzna zaczął powoli wymieniać zaklęcie po zaklęciu. Były to głównie zaklęcia maskujące. Ale było też kilka krępujących. Nie zastanawiał się długo. Wyciągnął własną różdżkę. Rudowłosa nawet nie pisnęła, kiedy jedną klątwą pozbył się jej odzieży wierzchniej, pozostawiając ją w samej bieliźnie. Powinna krzyczeć, zakrywać się, ale nic. Już większy protest widział oczach jej opiekuna. Nie przejął się tym zbytnio. Zaczął zdejmować z niej czary dokładnie w takiej kolejności, jaką podał Snape, żeby żadnego nie pominąć. Widział dokładnie, jak pięści młodego mężczyzny zaciskają się coraz mocniej. Jak Severus skupia się na kontroli swojego oddechu, żeby tylko ukryć własną wściekłość. Na twarzy i rękach dziewczyny pojawiało się coraz więcej siniaków. Uda i pośladki były jednym wielkim krwiakiem. Plecy wyglądały najgorzej. Skóra była tam otarta do krwi. Nie było tam strupa, jak na kilku innych skaleczeniach, tylko wielka, ślimacząca się rana. Zastanawiał się, kto jej to zrobił. Kto był tak głupi, że odważył się zaatakować jego podopieczną. Musiał się dowiedzieć kto to, nie mógł pozwolić na taka niesubordynację. Jeszcze nigdy wśród jego sług nie zdążyło się coś takiego. W jego głowie już zaczynał kiełkować pomysł jak przykładnie ukarać winowajcę. Tak, by już nigdy nikt nie odważył się tknąć jego własności.
Postanowił nie wymuszać na dziewczynie posłuszeństwa.
- Severusie, myślodsiewnia – wydał rozkaz, a chwilę później misa ozdobiona tajemniczymi wzorami stała przed nim na wyczarowanym stole. – Ginewro – zwrócił się do dziewczyny – jeżeli chce pani, by pani oprawca cierpiał tak samo, jak pani, albo nawet bardziej, proszę pozwolić mi obejrzeć swoje wspomnienie z tamtego dnia. Nie mogę powiedzieć wszystkim, że będzie to kara za pani krzywdę, ale ten ktoś nie posłuchał moich rozkazów, a za to mogę ukarać go, jak tylko mam na to ochotę – a muszę przyznać, że mam ogromną. Teraz wszystko w pani rękach. Pani musi dać mi tylko to wspomnienie, a gwarantuję, że będzie pani mogła wymyślić część kary tego osobnika – miał pewność, że jego wywód zadziałał, bo kiedy przyłożył dziewczynie różdżkę do skroni, ta spojrzała mu w oczy. Była w nich tak wielka nienawiść, że nawet niektórzy śmierciożercy nigdy nie wykrzesali z siebie aż tyle. Ależ mogłaby rzucić pięknego crutiatusa. Szaleństwo Belli było niczym w porównaniu do tak czystej, nieokiełznanej nienawiści. Odrywając różdżkę od jej głowy, poczuł niewypowiedzianą satysfakcję. Będzie miał tego idiotę i da mu taką szkołę, że do końca życia pozostaną mu ślady po jego gniewie.  
Przeniósł srebrną mgiełkę do starożytnego naczynia. I patrzył, jak zawartość wiruje przez chwilę.
- Panie? – usłyszał za sobą głos opiekuna.
- Tak, wszyscy obejrzymy to wspomnienie – pochylili się nad naczyniem i chwilę później wszyscy znaleźli się w lochu. Nie było trudno zidentyfikować napastników. Idioci, nawet się nie pofatygowali założyć masek. Pewnie myśleli, że nie zainteresuje go to, że ktoś poturbował Weasley, w końcu była tylko więźniem. Ale nie pomyśleli też, że była bardzo cennym więźniem, dzięki niej mógł mieć w szachu całą jej rodzinkę. Była czystokrwista i nie należało traktować jej jak zwykłej mugolaczki. A oni? No dobrze, Avery i Nott mogli się jeszcze jakoś tłumaczyć, byli tak pijani, że pewnie na drugi dzień nawet nie pamiętali, co zrobili, ale Lucjusz? Jeden z jego najwierniejszych? Nigdy wcześniej nie złamał jego rozkazów, zawsze ślepo za nim podążał, nie zadając żadnych pytań wykonywał polecenia. Nie musiał się długo zastanawiać, kiedy Lucjusz zaczął się zmieniać. To było wtedy, kiedy dowiedzieli się o chorobie Narcyzy. Wcześniej, kiedy Marvolo na nich patrzył, niemal zaczynał wierzyć, że jest coś takiego jak miłość. Ale potem? Lucjusz zaczął się staczać… Czerwonooki nie potrzebował więcej. Miał swój dowód. Patrzenie na cierpienie tej dziewczyny wcale nie sprawiało mu radości. Zaczynał za to podziwiać ją za jej charakter. Nawet nie pisnęła, a przecież Malfoy bił ją naprawdę mocno i nie patrzył wcale, gdzie padają ciosy. Usłyszał w pewnej chwili ciche słowa od strony opiekuna, które brzmiały jak: „zabiję skurwysyna, przysięgam, że go zabiję”. Ale nie mógł być pewien. Za dźwięki krztuszenia, jakie wydawał, kiedy do Ginewry podszedł Nott, były jednoznaczne. Dla niego samego to było niewłaściwe. A dla chłopaka, który pragnął tej dziewczyny dla siebie… Lucjusz w tym czasie wyszedł z celi.
Tak się zamyślił, że dopiero po krzyku Severusa zorientował się, że coś się zmieniło. Czarnowłosy mężczyzna aż emanował wściekłością, choć jego twarz wydawała się spokojna, jego oczy pałały żądzą zemsty. Krzyczał jednak nie on, ale ten drugi Severus, po drugiej stronie krat. Chciał wyciągnąć różdżkę, ale wtedy uderzyło go w plecy zaklęcie Malfoy’a, a zaraz później następne. Rozkaz wypowiedziany zimnym, szyderczym głosem, a później słowa, których Weasley prawdopodobnie w ogóle nie słyszała. Słowa, których nigdy nie spodziewałby się usłyszeć od Lucjusza.
- Zobaczysz, Severusie, już niedługo i ją będę ją miał. Tym razem mi nie ucieknie – Malfoy chcący dotknąć szlamy…? Wtedy na galerii myślał, że dziewczyna histeryzuje, bo Malfoy ją przestraszył, ale po tych słowach ciągle nie mógł uwierzyć. Przecież on nigdy wcześniej z własnej woli nie tknął szlamy końcem różdżki…
Wspomnienie skończyło się wraz z utratą przez dziewczynę świadomości. Marvolo bez chwili wahania wskazał opiekunowi łazienkę, miał wrażenie, że ten już długo nie wytrzyma, ale po tym, co wszyscy widzieli, wcale mu się nie dziwił. Severus odreagowywał zupełnie inaczej. Nie bawił się w szklanki, tylko od razu sięgnął po karafkę z ognistą. Dość szybko opróżnił ją i odstawił, dopiero wtedy się odezwał.
- Powinienem chyba przynieść odpowiednie eliksiry dla Ginewry – aż dziwne, że sam o tym nie pomyślał. Mimo tego, że siniaki były już sinozielone, to plecy nie wyglądały najlepiej i trzeba było je opatrzyć. Dziewczyna nie wyglądała najlepiej. Widać było jej zmęczenie i ból, mimo że próbowała je ukryć. Dość szybko postanowił, co z nią zrobić. Nie chciał, żeby wracała do lochów, gdzie miałaby czekać na Ceremonię. Powinna być pod opieką magomedyka, ale miał tylko Mistrza Eliksirów, a ten całe dnie spędzał w pracowni nad kociołkami, więc nie mógł się nią zajmować. Potrzebował miejsca, gdzie byłaby bezpieczna, a gdzie będzie bezpieczniejsza, jak nie w jego własnych kwaterach? Miał przecież do dyspozycji całe skrzydło. Apartament, który zajmował, musiał należeć kiedyś do pana domu. Był największy i najlepiej urządzony, a do niego przylegał drugi, podobnych rozmiarów. Prawdopodobnie należący do pani domu. Podjął decyzję, że właśnie tam umieści Ginewrę. Wystarczy tylko założyć na tamte komnaty odpowiednie zaklęcia i gotowe. Nie musiałby nawet wychodzić na korytarz, żeby do niej zajrzeć, bo do tamtych pokojów prowadziły specjalne, ukryte drzwi. Zaprowadził ją tam i powiedział, co zamierza, ale jedyną reakcją było lekkie kiwnięcie głową.
- Zostań tu. Zaraz przyjdzie Severus z lekami dla ciebie – powiedział i zostawił ją samą. Wrócił do siebie gdzie zastał opiekuna.
- Wybacz mi, Panie, moją słabość.
- Nadal chcesz jej dla siebie?
- Tak, Panie. To niczego nie zmienia.
- Więc lepiej wymyśl coś oryginalnego na ceremonię. A teraz już idź, wezwę cię, kiedy będziesz mi potrzebny.
Kilka minut później wrócił Severus. Miał zamiar jeszcze z nim porozmawiać na temat tego, co widzieli i co zrobić z Lucjuszem, ale postanowił zaczekać z tym. Musiał porządnie odpocząć, bo po tych czterech dniach i ostatnich wydarzeniach padał z nóg. Niby był najpotężniejszym czarnoksiężnikiem, ale ciągle był też w pewnym stopniu człowiekiem i musiał odpoczywać. Więc zamienił z nim jeszcze tylko kilka słów na temat Weasley i poszedł wygrzać się przy ciepłym ciele Nagini.