Zadziwiające było to, jak dobrze się czuła,
zważywszy na jej stan jeszcze wczorajszego dnia. To było niemal niewiarygodne.
Wyspała się w czystej pościeli, zjadła śniadanie, które przyniósł jej skrzat.
Założyła czyste ubrania, które zostawił dla niej dzień wcześniej tajemniczy
mężczyzna. Długo zastanawiała się, kim on jest, ale nic nie przychodziło jej do
głowy. Zastanawiała się też, czy jeszcze do niej przyjdzie. Nasłuchiwała
każdych kroków, mając nadzieję, że któreś do niego należą, ale jak do tej pory
były to tylko regularne zmiany wart przy celach więźniów. Niestety wieczorna
zmiana warty przyniosła to, czego się obawiała. Na straży ponownie stanął
Teodor Nott, z daleka słyszała jego parszywy glos. Gdy tylko jego poprzednik
odszedł, chłopak podszedł do krat jej celi.
- Kurwa, tak szybko dostałaś opiekuna... - był
jednocześnie zaskoczony i wściekły. - Szybko to załatwili - mruknął do siebie.
Ginny nic nie odpowiedziała, nie chciała znowu
słuchać o swojej matce. Jeśli miała to być prawda, że jest córka Teodora Notta
seniora, wolała ją zignorować i żyć dalej tak, jakby nic nie wiedziała. Nie
było dla niej ważne, kto ją spłodził. Za to ważne było, kto i jak ją wychował.
I jeśli jej rodzice uznali, że lepiej nie mówić jej prawdy, to niech tak
będzie. Zresztą z perspektywy uznała, że jednak lepiej by było, gdyby nie
wiedziała. Ojciec kochał ją tak samo jak swoich synów, a może i bardziej. Oboje
rodzice nie zasługiwali na to, żeby cierpieć, a na pewno bolałoby ich, gdyby o
tym mówili i gdyby ona powiedziała im, że wie.
- Ciekawe, kto to jest - mówił dalej Nott - muszę
się dowiedzieć, może wpuściłby mnie do twojej celi - Ginny słuchała uważnie,
pomyślała, że powinna zapamiętać każdą informację, jaką usłyszy. A ta była
ciekawa, bardzo ciekawa. Jego słowa oznaczały, że nie każdy może wejść do jej
celi. Ciekawe było też to, że on również nie wiedział, kim jest ten mężczyzna.
- Mój ojciec nie będzie zadowolony, miał
nadzieje, że dorwie cię zanim jeszcze dostaniesz patrona. Nieważne, to jego
problem. To o czym chciałabyś dziś posłuchać? Może o tym, jak Snape traktuje
twoją przyjaciółeczkę? Podobno dziś wziął ją pierwszy raz od ceremonii.
Słyszałem, jak Lucjusz Malfoy mówił, że uaktywniło się zaklęcie współżycia.
Musiało być ciekawie, bo jak widziałem dziś Snape'a, to był nieźle nawalony.
Nic dziwnego, ta szlama jest tak brudna, że na trzeźwo by jej nie tknął - Ginny
przestała słuchać, bo chłopak znowu zaczął opowiadać jak poprzednio. Z początku
niepewnie, a później z coraz większą perfidią. Nie chciała wierzyć, że profesor
Snape mógłby zrobić coś takiego, ale przecież na własne oczy widziała, jak w
obecności wszystkich śmierciożerców zgwałcił Hermionę. Ale skoro pierwsza
historia Notta była prawdziwa, to czy miała wierzyć w kolejną... Wyłączyła się.
Starała się myśleć o czymś innym, o czymś przyjemnym, ale od samego brzmienia
jego głosu i tego obłąkanego śmiechu robiło jej się niedobrze. Miała nadzieję,
że szybko skończy i jak poprzednio pójdzie sobie, ale on zaczął snuć domysły.
Ponieważ nie wiedział, co dokładnie się działo zasypywał ją własnymi pomysłami,
jak obszedłby się ze swoją niewolnicą. Nie mogła go już słuchać. Zaczęła nucić
w myślach każdą piosenkę, jaka przyszła jej do głowy, żeby tylko zagłuszyć
potok słów. Jak poprzednio, zakończył swój wywód szaleńczym śmiechem. Miała
tego dosyć, wolałaby, żeby już więcej tu nie przychodził.
W nocy przez te jego opowieści miała koszmary.
Obudziła się późno a przynajmniej na to wskazywały smugi słonecznego światła na
korytarzu. Nie chciało jej się jeszcze podnosić. Leżała i nasłuchiwała odgłosów
lochu. Kroków strażnika, odgłosów wydawanych przez innych więźniów, cieknącej
gdzieś wody. W pewnym momencie dotarł do niej trzask drzwi. Zaraz po nim
usłyszała energiczne kroki zmierzające do jej celi. Miała nadzieję, że to jej
opiekun, podniosła się z pryczy i czekała.
- Witaj – powiedział swoim miękkim głosem. –
Widzę, że czujesz się już lepiej. Dobrze spałaś?
- Nie bardzo – odpowiedziała szczerze, nie
widziała powodu, żeby kłamać. – Miałam koszmary. Ale to nieważne. Podobno
jesteś moim opiekunem. Nie za bardzo wiem, co to znaczy, ale to chyba dobrze?
- Pewnie, że dobrze, przynajmniej dla ciebie. A
kto ci powiedział o opiekunie?
- Nott, znowu tu był. To przez niego miałam
koszmary. Zaczął mi opowiadać o Hermionie i Snape’ie. Myślisz, że znowu mówił
prawdę o tym, że Snape źle traktuje Hermionę?
- Jeśli tak się tym martwisz, to postaram się
czegoś dowiedzieć, po to w sumie tu jestem. Zajmę się chyba tym Nottem, będzie
miał tyle roboty, że nie będzie już miał siły zgłaszać się na strażnika –
wyczarował sobie krzesło i usiadł. – Brakuje ci może czegoś? Chciałabyś, żebym
coś ci przyniósł? Możesz tu jeszcze trochę posiedzieć, więc trochę rozrywki nie
zawadzi.
- Zaskocz mnie czymś. I przynieś szachy, może jak
będziesz miał czas, to zagrasz ze mną? – umilkła na chwilę, chciała zadać ważne
dla niej pytanie, ale najpierw musiała zebrać się na odwagę. – Czy to zawsze
tak wygląda? Wiesz, to całe ofiarowanie niewolnicy jej nowemu panu.
- Niestety tak, to jeszcze tradycja z czasów
przed upadkiem Czarnego Pana. Musi się to odbyć na oczach świadków, żeby nie
było żadnych wątpliwości, do kogo należy dana kobieta. To nie będzie przyjemne,
ale będziesz musiała jakoś to znieść – cierpliwie wszystko jej wytłumaczył.
- A wiesz, kto najprawdopodobniej mnie dostanie?
– zaciekawiła się. Gdyby wiedziała, mogłaby się jakoś przygotować.
- Bardzo wiele zależy od tego, kto najbardziej
się wykaże, ale Lord podejmuje decyzję dopiero w czasie ceremonii. Czasem
zależy to od oryginalnego pomysłu albo – jak w przypadku Snape’a – od tego, że
tak dawno nie prosił o żadną niewolnicę – Ginny musiała przemyśleć to, co jej
powiedział. Kilka minut minęło w ciszy. Aż w końcu opiekun podniósł się z
wyczarowanego przez siebie krzesła i jednym machnięciem różdżki odesłał je w
niebyt. – Muszę zaraz iść. Zastanów się, czy jeszcze czegoś ci trzeba. Przyjdę
pojutrze i wtedy postaram się mieć więcej czasu. Był już prawie przy kratach,
gdy wypaliła znienacka.
- A jest jakaś szansa, żebym mogła wziąć
prysznic? – zrobiła się przy tym czerwona jak burak, bo już wcześniej
zastanawiała się, w jaki sposób poprzednio usunął z niej brud i pot.
- Chyba to jest niewykonalne, musisz pozostać w
tej celi, aż sam Czarny Pan po ciebie pośle, a czary rzucone z zewnątrz celi
nie działają w środku. To zabezpieczenie na wypadek, gdyby ktoś próbował zrobić
ci coś złego. Musiałbym być w środku, a to raczej nie byłoby dla ciebie
komfortowe – wyczuła w jego głosie rozbawienie, o dziwo wcale jej to nie
zdenerwowało. - Mogę zrobić dla ciebie tylko to… - machnął różdżką rzucając
niewerbalnie jakieś zaklęcie. Od razu poczuła się czystsza, miała nadzieję, że
poprzednio dokonał tego w ten sam sposób. – Do zobaczenia – powiedział na
odchodne i już go nie było.
Jeszcze tego samego dnia skrzat przyniósł jej
kilka książek i pudełko eleganckich szachów. Zdziwiła się, widząc wśród tomów
mugolską Meyer, ale podobno w jej rodzinie było kilku czarodziejów, a ona, choć
sama nie została obdarzona magią, zawsze o tym marzyła, i to właśnie z tych
marzeń o niezwykłości powstał „Zmierzch”. Otworzyła książkę, chcąc się trochę
zrelaksować taką lekką lekturą, niestety światło w jej celi było już tak nikłe,
że litery jej się zlewały. Odłożyła to na później. Znowu zadawała sobie
pytanie, kim jest ten tajemniczy mężczyzna, ale jakoś nic nie przychodziło jej
do głowy. Serce podpowiadało, że go zna… Tylko skąd? Zdegustowana tym, że
ciągle nie wie, kim on jest, położyła się spać. Pomyślała, że może sen pozwoli
jej sobie przypomnieć coś, co pozwoliłoby jej przypisać te oczy i głos do
twarzy...
Od tej pory odliczała czas od jednego do
kolejnego spotkania z jej opiekunem. Przychodził do niej co dwa dni. Dzięki
niemu jej warunki bardzo się poprawiły. Miała światło kiedy chciała, książki i
szachy, w które z nią grał. Zawsze rozgrywali przynajmniej jedną partię. Oboje
byli dobrzy, ale żadne z nich nie miało widocznej przewagi w wygranych. Ginny
dobrze się czuła w jego towarzystwie. Gdyby nie miała pewności, że jest
śmierciożercą, nigdy by w to nie uwierzyła. Był dla niej taki miły i
sympatyczny. Razem się śmiali i dogryzali sobie jak dobrzy znajomi, w tych
momentach Ginny zapominała nawet o swojej niewoli i o ciążącym na niej
ciężarze, jakim miało być jej podarowanie jakiemuś poddanemu Voldemorta.
Pewnego razu przemycił jej nawet w opasłym tomie butelkę piwa kremowego z
przykazaniem, żeby wypiła tak, by nikt nie widział, bo inaczej może mieć
kłopoty. Niemal żałowała, że nie spędzał z nią zwykle więcej niż godzinę,
najwyżej dwie.
Po kilku dniach zaczęła się zastanawiać, czy
gdyby została właśnie jego niewolnicą, to czy tak bardzo by jej to
przeszkadzało… zapytała go nawet, czy jest taka możliwość, ale zaprzeczył.
Pozostawił jej jednak furtkę, dzięki której ciągle miała nadzieję. Powiedział,
że to bardzo mało prawdopodobne i Czarny Pan tylko kilka razy zrobił coś
takiego, więc jednak było to możliwe.
Czas mijał jej szybko, prawie niezauważalnie.
Pewnego dnia bardzo zaskoczyła ją wizyta kogoś, kogo nie chciała więcej widzieć
w swoim życiu. Gdyby miała przy sobie różdżkę, na pewno mocno by go
poturbowała. Mówiła sobie, że by go zabiła, ale w końcu zdała sobie sprawę, że
nigdy nie byłaby zdolna zabić. Czytała właśnie jedną z książek, kiedy nagle w
jej celi zrobiło się ciemniej. Spojrzała w górę i jej oczy spotkały się z
czarnymi tęczówkami jej profesora.
- Witam panią, panno Weasley – powiedział, bez
problemu otwierając kraty i wchodząc do jej celi. Wyczarował sobie krzesło i
usiadł, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi. Dziewczynę po prostu zatkało,
jeszcze kilka dni temu widziała, jak ten człowiek krzywdzi jej przyjaciółkę, a
teraz wchodzi tu sobie jak gdyby nigdy nic. Co on sobie wyobraża... Już miała
mu wygarnąć, ale odezwał się cicho, spoglądając ukradkiem na kraty. Ona również
spojrzała i zauważyła, że strażnik wyraźnie przysunął się do krat jej celi i podsłuchuje.
Zagryzła język i nie odezwała się słowem.
- Widzę, że twój opiekun o ciebie dba bardziej,
niż powinien. Wręcz cię rozpieszcza. Czarny Pan na pewno się o tym dowie.
Doszły mnie słuchy, że bardzo się z nim zbliżyłaś. Obyś tego nie żałowała –
zabrzmiało to jak groźba, ale raczej odebrała to tak, jakby to jej opiekunowi
groziło jakieś niebezpieczeństwo w związku z tym.
- Myślałam, że od tego jest patron.
- Ach co za naiwność, Weasley, on jest tylko po
to, byś była w dobrej formie, kiedy nasz Pan odda cię jednemu ze swoich
wiernych sług, a podobno ma się to wydarzyć już niedługo – jego jedwabisty
głos, jakim zawsze posługiwał się dając jej szlaban, kazał jej zachować
najwyższą czujność i analizować każde usłyszane słowo. – A wtedy twoja sielanka
się skończy. Widzisz, niewolnice są zupełnie inaczej traktowane niż te, które
są pod opieką Czarnego Pana w osobie protektora – mówił, przysuwając się do
niej coraz bliżej, ledwo dostrzegła kątem oka, jak wsuwa coś między kartki
książki, którą trzymała na kolanach. – Nic nie mówisz, Weasley, czyżby odebrało
ci mowę? – spod swojej rudej grzywki zerknęła na strażnika, przyglądał im się.
– Już niedługo, Weasley, podzielisz los swojej przyjaciółeczki. Muszę przyznać,
że ta mała szlama całkiem nieźle ogrzewa mi łóżko, a niedługo i ciebie to czeka
– powiedział i śmiejąc się, wyszedł z jej celi.
Nie odważyła się od razu poszukać tego, co jej
zostawił. Odczekała kilka godzin, aż zmienił się strażnik. W tym czasie starała
się dokładnie odtworzyć każde słowo i zrozumieć, co starał się jej przez to
przekazać. Na pewno chciał, żeby się przygotowała do ceremonii i ostrzegał ją,
by zbytnio nie przywiązała się do opiekuna. Wiedziała już na pewno, że Hermiona
żyje.
W końcu drżącymi rękoma zaczęła przeszukiwać
książkę. Specjalnie odwróciła się tyłem do krat i wcisnęła książkę tak, żeby
nie było jej widać. W końcu znalazła złożony na czworo kawałek pergaminu.
Hermiona prosiła mnie, żebym sprawdził co z tobą i przekazał ci, że
jest cała i zdrowa.
Masz jeszcze około tygodnia spokoju przed ceremonią.
Postaraj się nie wyciągać z opiekuna za wiele informacji, jesteś pod
stałą obserwacją.
Do jutra ten pergamin będzie tylko czystą kartą, ukryj go do tego
czasu.
Niewiele myśląc, złożyła pergamin i wcisnęła go
między deski pryczy. Miała szczęście, bo kilka minut później pojawił się jej
patron. Przywitała się z nim jak zwykle.
- Miałam dziś gościa. Snape tu przyszedł –
zauważyła, że mężczyzna spiął się lekko.
- I co chciał? – zapytał bez większego
zainteresowania.
- Powiedział, że już długo tu nie posiedzę.
- Czyli pewnie Lord podaruje cię komuś po
nadchodzącej misji. Ja też się na nią wybieram, jak większość młodszych
Śmierciożerców. Zostaną tylko ci najważniejsi. To nie powinno potrwać długo,
cztery, może pięć dni – miała nie wyciągać od niego informacji, ale on sam tak
chętnie się nimi dzielił. – Postaram się przyjść do ciebie jeszcze raz, zanim
wyjadę. Jakaś jesteś dzisiaj milcząca. Snape chyba nie powiedział ci nic, co by
cię zasmuciło. Z Hermioną jest wszystko w porządku, widziałem ją wczoraj na
korytarzu. Wyglądała całkiem dobrze.
- Rozmawiałeś z nią? – zapytała, uradowana tą
wiadomością. Ufała mu trochę, więc teraz po liściku Snape’a i słowach opiekuna
bardzo jej ulżyło.
- Nie, tylko widziałem, jak gdzieś szła, ale nie
miała żadnych siniaków, co jest dość rzadkie wśród niewolnic, więc raczej Snape
dobrze ją traktuje.
- To dobrze, bo po tym, co naopowiadał mi Nott,
myślałam ciągle i martwiłam się, co u niej – odpowiedziała mu szczerze.
- Masz może ochotę na partyjkę szachów? – zmienił
temat na weselszy.
- Pewnie jedną z ostatnich… - szepnęła smutno.
- Dlaczego?
- Snape powiedział też, że długo już tu nie
zostanę, a skoro wyjeżdżasz na kilka dni, to możemy się już nie zobaczyć.
- Będziesz tęsknić? – zapytał jakimś dziwnym
głosem, ni to poważnie, ni na żarty.
- Chciałbyś – odpowiedziała spokojnie, wyciągając
pudełko z szachami. Ale musiała się przyznać sama przed sobą, że kłamała...
Wstaw dzisiaj kolejny. ; ]
OdpowiedzUsuńSuper blog przeczytałam cały i jest niezły :) styl pisania... Nie no musze powiedziec że super. Czekam na kolejny. :)
OdpowiedzUsuńaaaa dziękuję za dedykacje :*
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest po prostu genialne. Gratuluję talentu do pisania;) oraz dużo weny i czasu na pisanie życzę.
OdpowiedzUsuńTylko Malfy wchodzi w rachubę, jeśli chodzi o Ginny. Musiał kłamać. No chyba, że znalazł się kolejny ,,dobry" Śmierciożerca, ale chyba byłoby ich tu już za dużo. Koniec teorii spiskowych, czytam dalej. :)
OdpowiedzUsuń