piątek, 26 kwietnia 2013

część pierwsza

Właśnie zaczynam moją przygodę na blogspocie. Jeśli ktoś ma ochotę można znaleźć to opowiadanie również na bloxie. OSTRZEŻENIA: możecie się spodziewać brutalności, krwi, przekleństw, tortur, gwałtu, seksu i co mi tam jeszcze przyjdzie do głowy. Dlaczego drugi raz publikuję to opowiadanie od początku? Ktoś mi powiedział, że ta witryna jest bardziej popularny więc chciałam to sprawdzić. proszę o komentarze wszystkich czytających. Jeśli ktoś jest chętny do stworzenia szablonu bardzo chętnie skorzystam. Pozdrawiam rapsodia89




Obudziła się w ciemnym pomieszczeniu. Niczego nie widziała. Dochodził do niej tylko daleki odgłos bijącego zegara i równomierny odgłos czyjegoś oddechu.
- Ginny? Ginny, czy to ty? – nie doczekała się odpowiedzi. Próbowała sobie przypomnieć, co wydarzyło się przed tym jak straciła przytomność.
Pamiętała ślub Billa Weasley’a. To musiało być niedawno, ciągle miała na sobie sukienkę. Bawiła się z Ginny, ale odeszły kawałek od zebranych gości, żeby porozmawiać. Trwało to kilka minut, w końcu zatrzymały się na obrzeżu ochronnego pola. W pewnym momencie usłyszały krzyki na polanie, ale nie przejęły się tym zbytnio, w końcu to wesele. Dopiero kiedy krzyki przerodziły się w paniczne wrzaski zorientowały się, że coś jest nie tak. Próbowały się ruszyć, ale przed nimi pojawiły się dwie czarne sylwetki. Hermiona złapała Ginny za ramię, ale nie zdążyła już uaktywnić świstoklika zawieszonego na szyi. Następnym, co pamiętała, był opętańczy śmiech i obezwładniająca ciemność.
Nic więcej. Przez chwilę zastanawiała się czy jeszcze ktoś został złapany, ale nie zamierzała się tym zbytnio martwić. Nic nie mogła na to poradzić. Teraz należało zająć się Ginny, jeśli to naprawdę jej oddech słyszała. Skoncentrowała się i zaczęła nasłuchiwać, zlokalizowała źródło dźwięku i próbowała tam podejść, jednak kiedy się poruszyła, coś ją zablokowało. Na nadgarstkach miała kajdany, przykute łańcuchami do ściany. Mogła usiąść, a nawet się położyć, ale nie mogła zbliżyć się do przyjaciółki, była za daleko. Sprawdziła pochewkę na różdżkę przymocowaną do uda, ale nawet nie spodziewała się jej tam zastać.
- Ginny, obudź się! Ginny! – znowu nie otrzymała odpowiedzi. Postanowiła poczekać i nasłuchiwać czy coś się dzieje.
Od czasu do czasu lokalizowała jakieś dźwięki dochodzące z góry, tak jak wcześniejsze bicie zegara, ale nie było to nic konkretnego. Tylko stuki, szuranie, a raz nawet wydawało jej się, że słyszy kroki, ale tak ciche, że odbierała je bardziej jak szmer niż wyraźny dźwięk. Bała się. Nie wiedziała ani gdzie jest, ani kto jeszcze został uwięziony. Zdawała sobie sprawę, że trafiła w ręce Śmierciożerców.
Nie wiedziała, jak długo siedzi w ciemności. Dopiero kiedy ponownie usłyszała bicie zegara zrozumiała, że minęła zaledwie godzina, odkąd się obudziła. Czas wlókł się w nieskończoność.
Zdrętwiały jej nogi, chciała się jakoś inaczej usadowić. Kiedy próbowała się podnieść, przeszkodził jej dotkliwy ból w nodze w okolicach kostki. Dotknęła tego miejsca, było opuchnięte, ale bolało tylko wtedy, kiedy ruszała nogą – to znaczy, że nie była złamana. Szybko sprawdziła czy nie ma jakiś innych obrażeń, ale wszystko było w porządku. Robiło jej się za to coraz zimniej. Podłoga, na której siedziała, była twarda, nierówna i zimna. Tak samo ściana za nią, nieprzyjemnie uwierająca ją w plecy. Na myśl przyszedł jej średniowieczny, mugolski loch z łańcuchami do przykuwania i różnymi wymyślnymi narzędziami tortur. Szubko jednak otrząsnęła się z tego. Pomyślała rozsądnie. Porwali ją czarodzieje, raczej wątpliwe, żeby używali mugolskich sposobów tortur. Powinna się raczej przygotować psychicznie na czarnomagiczne klątwy i niewybaczalne…
Przez kilka godzin nic się nie działo. Po uderzeniach zegara zdążyła się zorientować, że spędziła w lochu całą noc i przedpołudnie. Co godzinę próbowała krzykiem ocucić nieprzytomną przyjaciółkę. Niestety, nie udało jej się to. Martwiła się o nią coraz bardziej. Czy podczas ich pojmania ci barbarzyńcy mogli jej coś zrobić? Dlaczego jeszcze się nie obudziła, skoro ona sama jest przytomna już od kilku godzin?
Kolejne godziny popołudnia wlokły się niemiłosiernie. Nikt do nich nie zaglądał. Na domiar złego zaczęły dawać o sobie znać potrzeby fizjologiczne. Czuła nieprzyjemny uścisk i ból, domagający się ulżenia pęcherzowi, oraz głód, który coraz głośniejszym burczeniem przypominał, że ostatni posiłek jadła kilkanaście godzin wcześniej.
Było już mocno po dziewiętnastej, kiedy blisko siebie usłyszała przeciągły i pełen bólu jęk.
- Ginny?! – zawołała pełna nadziei, że przyjaciółka w końcu odzyskała świadomość.
- Nie krzycz tak, głowa mnie boli jak po wypiciu całej butelki ognistej na czas – usłyszała zachrypnięty głos Weasley’ówny.
- Nic ci nie jest? Strasznie długo się nie budziłaś, zaczęłam się martwić… - tym razem odezwała się niemal szeptem. Rozległy się szelesty satynowej sukienki i brzęk łańcuchów.
- Poza ogromnym guzem na głowie, jestem cała. Gdzie jesteśmy? Jestem przykuta do ściany.
- Nie wiem, Ginny, nic tu nie słychać, tylko bicie zegara. I nikogo nie było.
W momencie, kiedy skończyła mówić, usłyszały zbliżające się ciężkie kroki dwóch osób. Otworzyły się drzwi i komnatę zalało światło, oślepiając obie dziewczyny. Hermiona poczuła, że kajdany opadły, ale jej nadgarstki zostały magicznie spętane. W nozdrzach wyczuła okropny odór niemytego ciała i przetrawionego alkoholu. Ktoś brutalnie postawił ją na nogi, ale zwichnięta kostka nie utrzymała jej ciężaru. Gdyby nie ściskająca jej ramię męska łapa, na pewno by upadła. Oczy powoli przyzwyczajały się do magicznego światła, ale nie dostrzegła nic poza ciemnym kapturem i wodnistymi, niebieskimi oczyma pod maską śmierciożercy. Mężczyzna przycisnął ją do siebie. Był żylasty, ale ściskał ją niemal jak imadło. Usłyszała ordynarny rechot i głos, którego nie potrafiła powiązać z żadnym ze znanych jej śmierciożerców.
- Twoja przyjaciółeczka w końcu się obudziła, co, szlamo? Czarny Pan już nie mógł się was doczekać – słowa, które wypowiedział i smród wydobywający się z jego ust przyprawiłby ją o wymioty, gdyby jej żołądek nie był pusty. – Idziemy! Ruszaj się, mówię – pociągnął ją za sobą w kierunku wyjścia i na schody. Starała się tak stawiać nogę, żeby jak najmniej obciążać kostkę, jednak to nie było łatwe. Za sobą słyszała od czasu do czasu pojękiwania Ginny. Zostały wywleczone na elegancki korytarz, ale nie miała okazji przyjrzeć się miejscu, bo zaraz potem weszli do dużej komnaty, oświetlonej kilkoma świecami wiszącymi w powietrzu. Ściany pokoju tonęły w ciemności. Zobaczyła krąg odzianych w czerń postaci, ale jej uwagę zwrócił jedyny obecny ze zdjętym kapturem. Stał na podwyższeniu, jego czerwone oczy wwiercały się w jej umysł. Starała się jak mogła kontrolować swoją barierę, jednak po chwili nie miała szans, kiedy nacisk przewyższył jej wytrzymałość. Wiedziała, co musi zrobić. Zalała swój umysł nieistotnymi wspomnieniami z dzieciństwa, lekcjami, odrabianiem lekcji, nie myślała o niczym ważnym, nie pozwoliła żadnemu istotnemu szczegółowi wypłynąć na powierzchnię. Nie było to łatwe, zważywszy na ogromny ból, jaki sprawiał jej obcy umysł w jej wnętrzu, ale po kilku chwilach nacisk zelżał i wycofał się. Ulga była natychmiastowa, jednak znowu jej strażnik musiał ją ratować przed upadkiem.
- A więc chcesz ze mną walczyć… Hermiono Granger, ogromnie cieszę się, że mogę cię gościć w tych skromnych progach. Kiedy to ostatnio się widzieliśmy… W ministerstwie, mam rację?… Tyle czasu – ciągnął, przeciągając każde “s” tak, że coraz mniej zaczynała rozumieć, zdawało się, że Voldemort wcale nie mówi po angielsku, tylko w jakimś obcym jej języku. Po jeszcze kilku kurtuazyjnych uwagach przeniósł zainteresowania na Ginny. – I panna Weasley, takie odwiedziny nie zdarzają się często – w tym momencie usłyszała krzyk przyjaciółki, musiał sprawdzać również jej umysł. – Jesteś tak samo nieprzydatna jak ta szlama… Ale to nic, to nic, już niedługo zaczniecie śpiewać jak skowronki… Potrzeba wam tylko dobrej zachęty… Wybacz, Ginewro, starsi mają pierwszeństwo.
Nie miała pojęcia, o co chodzi. Jednak widocznie wszyscy obecni dokładnie wiedzieli, co mają robić. Ustawili je po obu stronach Czarnego Pana i zostawili, nie miała jednak odwagi się poruszyć. Wszyscy zebrani zaczęli powiększać krąg, zostawiając miejsce dla kolejnych zamaskowanych postaci, przybywających co kilka sekund. Krąg śmierciożerców powiększył się tak, że ledwo mogła dostrzec zarysy poszczególnych osób. Okazało się, że pokój jest naprawdę wielki lub został magicznie powiększony, by pomieścić całą rzeszę zwolenników Voldemorta. Kiedy stawili się już wszyscy, ich Pan przemówił.
- Witajcie wszyscy, moi drodzy. Zebraliśmy się dziś tutaj, by oddać tę oto kobietę jednemu z was pod opiekę, na wieczne posiadanie – zamilkł na chwilę, ale jego słowa dziwnie kojarzyły jej się z przemową przed ślubem Billa. – Zebraliśmy się wszyscy, żeby każdy z was miał szansę wyrazić chęć posiadania tej szlamy. Ustawcie się więc według rangi, zaczniemy od najniższego kręgu – zapanowało poruszenie. Z jednego wielkiego okręgu powstało kilka mniejszych, w najbliższym okręgu znajdowało się tylko kilka osób. A więc to muszą być najbardziej zaufani. – Dziś mamy wyjątkowych gości, dlatego chcę, żeby każdy, kto wyrazi chęć posiadania Hermiony powiedział też nam wszystkim, dlaczego jej pragnie na swoją zabawkę – w tym momencie zrozumiała, po co to całe zamieszanie. Chcą ją oddać jako niewolnicę jednemu ze śmierciożerców, czy tak właśnie kończyły wszystkie kobiety trafiające w ich ręce? Czy jest jakaś szansa na wydostanie się z tej chorej pułapki? W pewnym momencie usłyszała jak Ginny wciąga głęboko powietrze, musiała zrozumieć to samo, co ona, od tej pory będą własnością któregoś z tych łajdaków. – Zaczynajcie – zagrzmiał Voldemort. Na koniec wyczarował sobie wspaniały, marmurowy tron z zielonymi poduszkami i usiadł na nim. Podchodzili po kolei, klękali przed nim i mówili głośno i wyraźnie, aż przechodziły ją dreszcze. Zrobił to specjalnie, żeby napawać się jej strachem, a ona nawet nie miała odwagi się odezwać. Z największego kręgu wystąpili niemal wszyscy, ale większość z nich musiała być świeżym narybkiem w kręgach. Zwykle ich wypowiedź brzmiała raczej normalnie.
- Nie miałem jeszcze pod opieką nikogo, chciałbym przysłużyć się sprawie – ale w miarę jak przechodzili na wyższy krąg, pomysły na jej wykorzystanie były coraz bardziej przerażające.
- Panie, powierz mi opiekę nad tą szlamą, będzie świetnym okazem badawczym w moich eksperymentach na mugolach i szlamach, wydaje się zdrowa, dłużej przeżyje.
- Panie, moja ostatnia zabawka próbowała uciec. Sam wyznaczyłeś karę za próbę ucieczki. Ta na pewno byłaby bardziej uległa i jest wyjątkowo przyjemnie zbudowana, dlatego proszę cię, Panie, przekaż ją mnie – rozpoznała głos mężczyzny, który ją tu przyprowadził. Jednak nie dostał odpowiedzi, zaraz po nim zjawiła się następna osoba. Ta jeszcze bardziej ją zaskoczyła i przyprawiła o dreszcze grozy.
- Panie, potrzebuję tej szlamy. Zajmę się nią odpowiednio. Ostatnia była słaba, nie wytrzymała nawet tygodnia. Ale ta posłuży mi dłużej, o ile trochę poprawię jej tę gładką buźkę – to była Bellatrix Lestrange. Jej głos i sposób, w jaki zarechotała na koniec, był najbardziej przerażającym, jaki kiedykolwiek słyszała. Nie spodziewała się, że kobiety też zostały wezwane.
Kolejnych śmierciożerców rozpoznawała coraz częściej.
- Jej głowa pięknie wyglądałaby wbita na pal, Panie, oczywiście dopiero wtedy, kiedy przestałaby być użyteczna w inny sposób – McNair.
- Te włosy, Panie, sprawiają, że chciałbym je złapać i zerżnąć ją tyle razy, że zdechłaby z wyczerpania, ale dopiero po tym, jak by mi się znudziły inne zabawy z nią w roli głównej – Crabbe.
- Panie, jedna z moich kobiet zginęła, bo próbowała uciec, wiesz, że nie wystarcza mi jedna, dlatego proszę, daj ją mnie – Goyle.
- Panie, słyszałem, że ma bardzo zwinny język, chciałbym go wykorzystać do czegoś lepszego niż gadanie – Rokwood.
- Wiesz, Panie, jak bardzo lubię uczennice. Żałuję tylko, że nie jest trochę młodsza, ale nadal jest w wieku szkolnym, na pewno jest jeszcze dosyć niewinna – Avery.
- Mój syn niedługo bierze ślub, Panie. Nie mogę pozwolić, by wszedł w ten związek niedoświadczony we wszystkich rodzajach zachcianek. Ta szlama byłaby dla niego świetnym materiałem treningowym - Zabini senior.
- Moja żona zmarła. Potrzebuję pociechy po jej stracie, myślę, że ona świetnie by się do tego nadała, podobno jest bardzo pojętna, szybko nauczy się wszystkiego - Malfoy senior.
Ale to ostatni głos wprawił ją w największe osłupienie. – Panie, chcę dostać tę szlamę, chcę ją nauczyć szacunku. Przez wszystkie lata jej nauki próbowałem, jednak była pod ochroną, teraz mógłbym pokazać jej, jak powinna się do mnie odnosić – to był nikt inny, jak Severus Snape. Zabójca Dumbledore’a, zdrajca, najgorsza plugawa świnia z nich wszystkich.
- Severusie, jak dawno nie prosiłeś mnie o zabawkę? – zdziwiło ją to, Voldemort odezwał się pierwszy raz, odkąd zaczęła się wyliczanka sposobów na jej wykorzystanie. Ale jeszcze bardziej zdziwiła ją następna wymiana zdań.
- Od dwudziestu lat, Panie.
- Tak, to bardzo długo. Przypomnij mi, kogo ostatnio chciałeś mieć, i dlaczego jej nie dostałeś.
- Panie. To była Lily Evans… Lily Potter, ona też mnie nie szanowała, chciałem ją nauczyć szacunku, ale Ty, Panie, w swojej mądrości przewidziałeś dla niej inny los.
- Ach, jedna brudna szlama Pottera, a teraz druga brudna szlama Pottera i obie cię nie szanowały. Tamta nie była przeznaczona na zabawkę, ale ta będzie świetną zabawką dla ciebie. Nauczysz ją szacunku. Podoba mi się ten pomysł – następnie odezwał się do wszystkich. – Czy ktoś chciałby wyrazić sprzeciw, by Severus dostał szlamę? – Malfoy się poruszył, ale Czarny Pan bardzo szybko uciął jego protest. – Nie, Lucjuszu, jeszcze będzie szansa na znalezienie dla ciebie idealnej kandydatki, ta będzie idealna dla Severusa, tak dawno o nic nie prosił. Muszę wynagrodzić go za wierną służbę i za zabicie mojego największego wroga. Możesz ją teraz naznaczyć jako swoją na oczach nas wszystkich, Severusie – mówiąc to, wyczarował na środku okręgu ogromny stół, choć dla niej wyglądał bardziej jak ołtarz ofiarny, z kajdanami wiszącymi po obu stronach.
Co to wszystko ma znaczyć? Co to za szaleństwo? Jakie naznaczenie? O co w tym wszystkim chodzi? – chciała krzyczeć, jednak nie mogła się poruszyć. Zaklęcie Voldemorta sparaliżowało ją i uniosło w górę. Przeleciała nad salą do środka wszystkich kręgów śmierciożerców. Z każdym kolejnym kręgiem znikała jedna część jej ubrania, zaczynając od sukienki, a kończąc na bieliźnie. Niemal krzyknęła, kiedy jej ciało znalazło się na zimnym drewnie stołu. Kajdany same zatrzasnęły się na jej nadgarstkach i napięły, rozciągając ją niemiłosiernie. Próbowała się poruszyć, ale to sprawiło jej tylko jeszcze większy ból. Przekręciła głową. Udało jej się dostrzec Ginny, stała z lewej strony tronu Voldemorta, miała zaciśnięte pięści, z oczu leciały jej łzy, a czarny Pan szeptał jej coś do ucha. W pewnym momencie próbowała się od niego odsunąć, krzyknęła, ale wtedy rozległ się zimny głos Snape’a.
- Jeśli będziesz się tak drzeć, twoja przyjaciółeczka będzie tylko bardziej cierpiała – obróciła głowę w kierunku, z którego dochodził jego głos. Powoli zbliżał się do niej. Jej ciało zaczęło drżeć jeszcze mocniej, nie tylko z powodu zimna emanującego od ołtarza, ale i ze strachu. Przerażał ją. Zdjął maskę i płaszcz. Jego blada skóra odcinała się od czerni koszuli. W końcu stanął obok jej głowy, wyciągnął rękę i dotknął nagiej skóry na jej piersi. Zadrżała, to było niemal jak pieszczota, jednak to, co stało się potem, na pewno nie przypominało nic podobnego. Przeszedł wzdłuż stołu, dotykając jej. Kiedy znalazł się przy jej nogach, złapał mocno za kostki. Przeszył ją ogromny ból. Czuła się okropnie, wystawiona na pożądliwe spojrzenia wszystkich zgromadzonych wokół. Miała wrażenie, że krąg śmierciożerców coraz bardziej się zacieśnia, zbliżając się do niej. Mogli zobaczyć każdy zakątek jej ciała, kiedy Snape rozsunął jej nogi i pociągnął mocno do siebie. Łańcuchy na jej nadgarstkach zagrzechotały, ale ustąpiły i wydłużyły się a jej plecy i pośladki przejechały po zimnym, gładkim drewnie. Puścił jej kostki i podszedł. Znajdował się idealnie między jej nogami. Wiedziała, co teraz nastąpi. Przez dłuższą chwilę patrzył na nią, w końcu i ona spojrzała mu w oczy, wyrażając w tym spojrzeniu całą nienawiść i złość, jaką do niego czuła, ale nie odważyła się odezwać. Nachylił się nad nią. Wplótł rękę w jej włosy, niemal wyrywając część z nich, zacisnął rękę i jednym szarpnięciem przyciągnął ją do siebie. Jakby krępujące ją kajdany w ogóle nie istniały. Przez cienki materiał jego koszuli czuła bijący od niego żar. Jego usta znalazły się milimetry od jej ucha.
- Krzycz, jeśli chcesz żyć – szepnął tak cicho, że równie dobrze mogło jej się tylko wydawać. Odciągnął jej głowę do tyłu, na szyi poczuła jego gorący oddech a później język, zostawiający na skórze mokry ślad. Chwilę później zrobiła, co jej kazał, kiedy jego zęby znalazły się na miejscu języka i ścisnęły wrażliwą skórę.
- Podoba ci się… - powiedział cicho, ale w komnacie panowała taka cisza, że wszyscy go słyszeli. – Dotykał cię kiedyś prawdziwy mężczyzna, szlamo?
- Nie jesteś mężczyzną, plugawy zboczeńcu – warknęła kilka centymetrów od jego twarzy. W jego oczach widziała, że tego właśnie oczekiwał. Przez chwilę przemknęło jej nawet przez myśl, czy mu się nie sprzeciwić i nie milczeć, ale wolała nie ryzykować życiem dla głupiej chęci postawienia na swoim.
- Zostawię na tobie moje piętno. Od tej chwili będziesz moja. Będziesz moją niewolnicą i wykonasz każdy mój rozkaz – wysyczał, patrząc jej prosto w oczy.
- Nigdy nie będę twoja, morderco, nie dotykaj mnie tymi brudnymi łapami! – puścił jej włosy, ale w tym momencie łańcuchy znowu napięły się z taką siłą, że jej głowa wydała głuchy dźwięk, uderzając o blat. Niemal zamroczyło ją z bólu. Usłyszała nad sobą śmiechy zebranych. Snape już jej nie dotykał, za to zaczął powoli rozpinać pasek swoich czarnych spodni. Popatrzyła mu w oczy, ale widziała w nich tylko pustkę, mroczną, obezwładniającą, lodowatą pustkę. Wtedy zaczęła się szarpać z łańcuchami, chciała kopać, wierzgała nogami, jednak nie trwało to długo. Snape pstryknął palcami, a jej nogi oplotły kolejne łańcuchy, przytrzymując je w miejscu. Nie potrzebował do tego nawet różdżki. Jej wzrok powoli przesunął się w dół jego ciała. Tam, gdzie jeszcze przed chwilą była sprzączka paska, teraz sterczała dumnie jego męskość. Zaledwie kilka centymetrów od kwintesencji jej kobiecości. Zaczęła krzyczeć żeby ją zostawił, że nie chce, ale to tylko podsyciło śmiechy. Już nie wiedziała, co się wokół niej dzieje, nagle znowu zrobiło się całkiem cicho. Złapał ją za biodra i jeszcze bardziej pociągnął do siebie tak, że jej pośladki znalazły się w powietrzu. Przycisnął ją do siebie, czuła jego pulsującego penisa. W głowie huczała jej krew. Widok jego główki wystającej spomiędzy włosów łonowych wydał jej się groteskowy. Ale w następnej sekundzie wszystkie myśli gdzieś uciekły, kiedy wszedł w nią brutalnie. Krzyknęła z zaskoczenia i bólu, który przeszył nie tylko jej najintymniejsze miejsca, ale także głowę. W jej umysł po raz kolejny tego wieczoru wbijał się myślowy sztylet Voldemorta. Straciła całkowicie panowanie nad sobą, choć kolejne pchnięcia Snape’a nie były już tak bolesne, to penetracja jej umysłu stawała się coraz gorsza. Przestała rejestrować cokolwiek innego niż ból. Krzyczała ile sił w płucach, nie zdawała sobie sprawy, że płacze, aż słone kropelki spłynęły jej po policzkach. Wydawało jej się, że od jednego pchnięcia do drugiego mijają godziny, podczas gdy jej głowa pękała miliony razy na sekundę. Pragnęła teraz tylko zemdleć, tylko przestać czuć. Myślała tylko o bólu, ból przesłonił wszystkie inne myśli, stawiając nieprzeniknioną barierę dla próbującej wyciągnąć z niej jak najwięcej informacji myślowej macki.
Ból rozdzierający jej głowę zniknął tak nagle, jak się pojawił. Nie wiedziała, jak długo to trwało, ale równie dobrze mogła być to minuta, co godzina. Powoli zaczęły do niej docierać otaczające ją dźwięki, słyszała szloch, gwizdy i śmiechy. Choć ból w głowie minął, ciągle krzyczała tak, jak kazał jej Snape. Nie wiedziała, co się stało i w jaki sposób, ale szybkim i mocnym pchnięciom już nie towarzyszył ból, nagła ulga wywołała w jej oczach kolejne łzy. Spojrzała na swojego oprawcę, nie widziała go wyraźnie, jednak on wpatrywał się w jej twarz. Jego rysy wyostrzyły się, wyglądał jak ucieleśnienie najgorszego koszmaru z obłędem w oczach. Czuła go w sobie, jak gładko wysuwa się i wsuwa głęboko w jej ciało. Czuła się brudna, zbrukana, niegodna niczego lepszego. Śmierciożercy stali nad nią jak stado sępów, gotowych rzucić się na swoją ofiarę. Pocieszała się tylko tym, że żaden z nich jej nie dotknie, skoro jest własnością Snape’a, chyba że on im na to pozwoli. W tamtej chwili dziękowała Merlinowi za to, że nie była dziewicą ani że nie jest to żaden z dni, kiedy mogłaby zajść w ciążę.
Pchnięcia stawały się coraz szybsze, a z jego gardła wydobywały się gardłowe dźwięki, niemal warknięcia. Jej poniżenie miało się niedługo skończyć. Jej krzyki mieszały się z jego, kiedy dochodził ona również niemal odczuła radość, ale w tym momencie znowu przeszył ją ostry ból. Zaczęła oplatać ją czarna magia, jakieś nieznane jej klątwy, rzucane przez Lucjusza Malfoy’a. Wyraźnie słyszała gdzieś nad sobą jego głos, jednak nie rozumiała znaczenia wypowiadanych słów. Ich krzyki i głos Malfoy’a dziwnie brzmiał jej w uszach, rezonując tworzył kakofonię dźwięków. W swoim wnętrzu poczuła ciepło, ból zniknął, a ją ogarnęła ciemność…  



7 komentarzy:

  1. No cześć . ;3 według mnie fajny początek . ;) Ale ciekawi mnie jedno ... Czy Hermionka cały czas będzie u Snape'a ? No ale taki mroczny klimat .. Podoba mi się . ^-^ Więc masz czytelniczkę ;)
    Także , ten , no . Życzę dużo ceny i czekam na następny rozdzial
    :) Pozdrowionka ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo przyjemnie się to zapowiada - czy właśnie zabrzmiałam jak socjopatka o dziwnych perwersjach? W każdym razie chodziło mi o mroczny klimat, praktyczny brak błędów i delikatny zarys wykreowanych postaci, które nie odbiegają od kanonu... To znaczy, odbiegają, bo kanon jest stworzony dla dzieci, ale te sceny są, jak żywcem zebrane z moich wyobrażeń, co też Riddle robił na swoich zebraniach, bo na pewno nie popijał herbatki, dyskutując ze Śmierciożercami o lubionej drużynie quidditcha.
    W każdym razie, domyślałam się, że Severus nie będzie tu grał tego złego, choć jego brutalność jest więcej niż okrutna, to można ją wytłumaczyć. Stałoby się Hermionie o wiele gorsze rzeczy, niż tylko gwałt, kiedy dostałby ją np. McNair, czy jakiś tam inny szaleniec.
    Czekam na dalsze zaskoczenie, więc idę czytać dalej. :)
    Salvio
    http://powojenna-historia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. #RóżoweCiasteczka #SłoneCiacha
    Z początku czytało się ciężko, później mnie wciągnęłaś i zbudowałaś napięcie, a pod koniec… Hm, sama nie wiem. Niby jest ok, ale jakoś nie potrafię wyobrazić sobie Snape’a w takiej sytuacji (lub w jakiejkolwiek sytuacji, gdzie dochodzi do zbliżenia z kobietą). Podoba mi się, że wspomniałaś tutaj o Lily, która niewątpliwie należy do ogromnej części życia Severusa. Cieszy mnie też realistyczne (jak do tej pory) wykreowanie postaci, nie odbiega wiele od książki (np. Voldemorta przedstawiłaś świetnie). Jest kilka literówek i błędów interpunkcyjnych, ale mam nadzieję, że nie będziesz zła, jeśli nie będę ich po kolei wymieniać. Cóż, może oprócz jednego błędu, który rzuca mi się w oczy. Jest to odmiana nazwiska „Malfoy”. Jest to jeden z wyjątków, kiedy po samogłosce nie stawiamy apostrofy, gdy chcemy ten wyraz odmienić, ponieważ przed Y stoi inna samogłoska, a mianowicie O. Wtedy nie daje się apostrofu, czyli za każdym razem powinno być „Malfoya”, to samo tyczy się „Weasleya”. No i w części pierwszej literki są znacznie mniejsze niż w pozostałych. Wpływa to na estetykę bloga, ale też na mój wzrok (w sumie kogo to obchodzi, ale jednak małe literki czyta się niewygodnie i non stop się gubię; co więcej, tekst się dłuży przy takiej czcionce).

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam twoje opowiadanie już po raz trzeci i po raz trzeci się w nim zakochuję. Jesteś najlepszą autorką, jakiej kiedykolwiek czytałam opowiadania. po prostu Cię kocham.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak dobrze wrócić czasem to dobrych opowiadań. Zaczynam czytać już kolejny raz i za każdym razem takie same emocje :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dopiero zaczęłam czytać, ale przyznać muszę, że ciekawie się zapowiada :)

    OdpowiedzUsuń