Następne dni były trudne zarówno dla Hermiony jak
i dla Severusa. Jak zwykle wracał w nocy, ale był milczący i chłodny. Nie
patrzył jej w oczy. Zachowywał się oschle. Kiedy go o coś pytała, odpowiadał,
ale nie tak, jak wcześniej. Były to raczej zdawkowe wyjaśnienia. Wiedziała, że
jest podenerwowany. Ciągle próbował odkryć, kto go zaczarował, ale za każdym
razem kiedy go o to pytała, odpowiadał „nie”, tyle że to nie było słowo. W jego
wykonaniu było to raczej warknięcie. Starała się go zrozumieć. Sama przez
ostatnich kilka dni nie mogła znaleźć sobie miejsca. Wydawało jej się, że dla
Severusa ten imperius był jakąś osobistą zniewagą. Próbowała z nim o tym
porozmawiać i jakoś poprawić mu humor. Niestety, gdy powiedziała mu o tym
otwarcie, warknął tylko, że humor mu się poprawi kiedy zabije tego idiotę,
który ośmielił się go przekląć. W tamtej chwili przeraziła się i już nie
odezwała tej nocy więcej. Może w jej wykonaniu takie słowa byłyby śmieszne, ale
w jego wykonaniu ta groźba była bardzo realna. Coraz bardziej zaczynała się
gubić w sytuacji. Niby trochę ufała Snape’owi i wierzyła w to, co jej mówił,
ale też bała się go, gdy zachowywał się w taki sposób. Ciągle dręczyły ją
dziwne sny. Czasem w nocy czuła się, jak gdyby się dusiła, jak gdyby oplatały
ją jakieś liny, jednak kiedy się budziła, wszystko było w porządku. Ciągle też
dręczyło ją zachowanie Snape’a względem niej. W porównaniu z tym Severusem,
tamten sprzed kilku dni wydawał jej się miły i zabawny. Z każdym dniem była
coraz bardziej rozbita. Dręczył ją jakiś irracjonalny lęk. W końcu była na tyle
bezpieczna, na ile się dało, ale ta niepewność... Nie wiedziała, co spowodowało
zmianę zachowania Snape’a. Czy był to tamten imperius, czy tamten seks,
czy może tamta rozmowa… jeśli w ogóle można było to nazwać rozmową.
Tamtego dnia wyszedł z łazienki dopiero po ponad
godzinie. W pełni ubrany, z suchymi już włosami. Chciało jej się śmiać z
dziecinnego spostrzeżenia, że wcale nie były tłuste, ale wyglądały jak
nieprzenikniona kurtyna. Idealnie proste i czarne jak skrzydło kruka.
Powiedział, że już może skorzystać z łazienki, jeśli ma ochotę. Dość dziwne
słowa jak na niego, ale nie przywiązała do nich zbyt wielkiej uwagi. Podniosła
się i zabrała swoje rzeczy. Nie patrzyła na niego. Myślała, że wyszedł, ale kiedy
była już przy drzwiach od łazienki, usłyszała ciche słowa, których nigdy nie
zapomni. Wypowiedziane pełnym emocji głosem, tak niepodobnym do niego. „Wybacz
mi Hermiono...”. Odwróciła się i chciała mu powiedzieć, że nie ma mu czego
wybaczać, ale jego już nie było. Nie usłyszała nawet kliknięcia drzwi saloniku.
Jakby w ogóle go tam nie było. Jakby te słowa tylko jej się przyśniły. Stała
tam i patrzyła w przestrzeń, aż nagląca potrzeba zmusiła ją do wejścia do
łazienki. Potem jeszcze, pod prysznicem, zastanawiała się czy naprawdę słyszała
te słowa, czy były tylko wytworem jej wyobraźni, ale nie potrafiła odpowiedzieć
sobie na to pytanie. Kolejne już pozostało bez odpowiedzi, jak tak wiele przed
nim. Odkąd znalazła się w tym miejscu, wcale nie czuła się już taka mądra.
Zawsze na wszystko miała gotową odpowiedź. Wszystko potrafiła sobie logicznie
wytłumaczyć. A teraz? Czuła się jak mała dziewczynka, która zgubiła się w
jakimś wielkim sklepie i za każdym zakrętem zamiast odnaleźć rodziców,
znajdowała tylko coraz więcej zagadek.
Tego dnia Hermiona siedziała w saloniku z książką
na kolanach. Czytała, ale zdarzało się, że po przewróceniu strony nie miała
pojęcia, co było na poprzedniej. Zastanawiała się czy przyjdzie do niej
dzisiaj, w końcu minęło już kilka dni a on zawsze zjawiał się dość
niespodziewanie. Słuchała wszystkich kroków na korytarzu, ale żadne nie
należały do Severusa. Zdążyła poznać jego nawyki na tyle, żeby wiedzieć, że nie
usłyszy jego przybycia. Chodził bardzo cicho jak na tak dużego mężczyznę. Tym razem
było tak samo. Podniosła wzrok dopiero, gdy usłyszała trzask drzwi. Zdążyła
uchwycić spojrzeniem tylko skraj czarnego płaszcza, niknącego w drzwiach do
gabinetu. Podniosła się i poszła za nim. Ciekawiło ją, gdzie się tak spieszy.
Stał przed jednym z regałów z książkami i kreślił skomplikowane wzory różdżką.
Po chwili mebel wsunął się w ścianę i ukazał obszerny magazyn, zastawiony
niezliczoną ilością półek z eliksirami oraz składnikami. Wszedł do środka,
nawet nie zauważając, że stoi za nim. Miała już wejść do magazynu. Była o krok,
gdy usłyszała jego chłodny głos.
- Jeśli chcesz żyć, lepiej się tu nie pchaj –
sposób, w jaki wypowiedział te słowa, osadził ją w miejscu dużo szybciej niż
ich treść. Poczekała aż zebrał wszystkie potrzebne rzeczy i stanęła tak, by nie
mógł wyjść, zanim nie powie jej, co się stało. Bo jasne było dla niej, że coś
się stało. Co chwilę przeklinał i rzucał groźby, nie skierowane do nikogo
konkretnego. W końcu stanął przed nią. Próbował ją wyminąć, ale mu nie
pozwoliła. Nie odezwał się ani słowem, tylko wyciągnął różdżkę i podstawił jej
pod nos. Ich oczy się spotkały. Zobaczyła w nich bezgraniczny gniew, ale
wiedziała, że nie był on skierowany w jej stronę.
- Złaź mi z drogi, bo cię z niej usunę – od razu
wyczuła zapach alkoholu.
- Powiedz mi najpierw, co się stało – wiedziała,
że dużo ryzykuje, ale nie przypuszczała, że Severus spełni swoją groźbę.
- W sumie, czemu nie – sarknął – najwyżej twoja
przyjaciółka pocierpi trochę dłużej.
- Ginny? Coś jej się stało? – musiał wyczuć jej wahanie,
bo jednym ruchem odsunął ją sobie z drogi i wyszedł z gabinetu. Machnięciem
różdżki zamknął magazyn. Myślała już, że wyjdzie trzaskając drzwiami, ale
zatrzymał się przed wyjściem ze swoich kwater. Ścisnął dwoma palcami nasadę
nosa i wyraźnie widziała, jak stara się uspokoić.
- Twoja przyjaciółka została zgwałcona przez
Malfoy’a i Nott’a – jego słowa zamurowały ją, ale najgorsza była mina Severusa,
kiedy z cichym kliknięciem zamykał drzwi prowadzące na korytarz. Przez ułamek
sekundy malowało się na niej ogromne poczucie winy, a chwilę później była na
niej już standardowa, obojętna mina.
Wcale się nie dziwiła. Był tam. Sama prosiła go,
żeby poszedł sprawdzić co z Ginny, a teraz prawdopodobnie dowiedział się, jak
dokładnie wyglądała sytuacja. Gdy uświadomiła sobie, co powiedział Severus,
zalała się łzami. Ginny spotkał taki sam los jak ją. A właściwie gorszy od
tego, co jej się przydarzyło. Malfoy i Nott… ale Draco i Teodor czy Lucjusz i
Nott senior? Twarz zalewały jej łzy, a w głowie ciągle kotłowało się tyle
myśli. To było jeszcze gorsze niż te ostatnie dni. Ginny… jej mała, zawsze
pełna życia przyjaciółka została… Było ich dwóch… Draco czy Lucjusz…? Draco?
Był dla niej całkiem miły. Nie chciała wierzyć, że to on. Jej rówieśnik… Dużo
bardziej mogła sobie wyobrazić w takiej sytuacji Lucjusza, w końcu groził…
interesował się, ale po co były mu te informacje, to już nie wiedziała… a jeśli
dla syna?
Siedziała na dywanie długie godziny, ale nawet
nie zauważyła upływu czasu. Płakała, rozmyślała i zastanawiała się nad tym, co
usłyszała od Snape’a. I nad nim samym. Poczuła od niego alkohol, jak wtedy
pierwszym razem po ceremonii. Nie wiedziała, co o tym myśleć. Bała się, że
znowu potraktuje ją w taki sposób. Alkohol zawsze wywoływał w niej lęk, jeszcze
z dzieciństwa. Do tej pory czasem śniły jej się te przekrwione oczy i cuchnący
oddech jej sąsiada... To była stara historia, jednak ciągle podsycała jej lęk.
Kiedy miała pięć lat, sąsiad wrócił rano z jakiejś mocno zakrapianej imprezy.
Ona siedziała w ogrodzie i bawiła się. Traf chciał, że mężczyzna zobaczył, jak
przywołuje do siebie ulubioną zabawkę. Naskoczył wtedy na nią. Podbiegł,
słaniając się na nogach i zaczął nią szarpać, żądając wyjaśnień. Przeżyła wtedy
chwile grozy. Patrzył na nią dziko i krzyczał, plując jej na twarz. Nigdy nie
zapomni tamtej chwili. Na szczęście jej tata usłyszał hałas i wybiegł z domu.
Odciągnął od niej sąsiada, ale to zdarzenie dużo ją kosztowało. Nawet po tylu
latach bała się pijanych osób. Harry i Ron dobrze wiedzieli, że mają do niej
nie podchodzić po alkoholu. Na imprezach albo zamykała się w dormitorium, albo
chowała gdzieś i wracała dopiero po zakończeniu zabawy. Teraz przypomniała
sobie, jaki Snape był wtedy. Wydawało jej się, że panował nad sobą i pewnie nie
wypił dużo, ale jednak tę sytuację również mocno przeżyła. Do tego jeszcze
doszło to, jak brutalnie wlał jej coś do gardła. Dużo czasu zajęło
rozszyfrowanie jej otępiałemu umysłowi, jaki eliksir wtedy jej podał. Taki sam
miał dziś, gdy wyszedł z magazynu. Eliksir antykoncepcyjny. Dobrze, że Severus
o tym pomyślał. Gdyby Ginny zaszła w ciążę, pewnie całkiem by się załamała.
Podniosła się z podłogi dopiero gdy skrzatka
przyszła zapalić świece i napalić w kominku, bo wieczór był chłodny. Severusa
ciągle nie było. Ogarnęło ją ogromne zmęczenie, dlatego szybko się umyła i
położyła. Nie mogła jednak usnąć. Przewracała się z boku na bok, aż w końcu po
długim czasie przeniosła się w niespokojny, pełen cierpienia sen.
Obudziła ją kropla wody, spływająca po policzku.
Jej otępiały umysł w pierwszej chwili przyjął, że to łza ale kiedy na jej
policzku wylądowała druga kropla, otworzyła oczy. Przez chwilę nic nie
widziała. Tuż przy swoim uchu usłyszała ochrypły głos Snape’a.
- Granger – owiał ją jego ciepły oddech. Pachniał
alkoholem. Znowu odezwał się w niej ten lęk. Wyskoczyła z pościeli, odpychając
go przy okazji. Chciała uciekać, ale nie miała dokąd. – Stój – usłyszała za
sobą, a ból zaczął w niej kiełkować z kolejnym krokiem. – Granger, wracaj tu –
zatrzymała się i odwróciła w jego kierunku. Leżał na łóżku z jej strony, ale
musiał przed chwilą do niego wejść, bo jego włosy ciągle ociekały wodą. Dziwne,
że w ogóle nie usłyszała jak wchodził do kwater, zwykle ją budził. – Wracaj do
łóżka – wydał kolejny rozkaz, ale ona się bała, nie chciała, żeby zrobił to w
takim stanie.
- Nie. Jesteś pijany. Ja nie… Ja nie chcę… - głos
jej się załamał, a w oczach stanęły łzy, sama nie wiedziała czy były
spowodowane coraz silniejszym bólem, czy strachem.
- Hermiono, chodź do mnie – pokręciła przecząco
głową. W blasku ostatniej świecy nie widziała dobrze jego twarzy. Przesunął się
na drugą stronę łóżka, bliżej miejsca, gdzie stała. – Hermiono, chodź… Proszę –
cały ból nagle zniknął. Poczuła ogromną ulgę i dopiero po chwili dotarł do niej
sens jego słów. Jak w transie podeszła i położyła swoją dłoń na jego,
wyciągniętej w jej kierunku. On nigdy nie prosił, ale teraz… nie mogła się
oprzeć wyrazowi jego oczu. Były tak pełne bólu , poczucia winy i ogromnej,
szczerej prośby. W tej chwili zgodziłaby się na wszystko. Pociągnął ją
delikatnie i chwilę później leżała już w jego ramionach, z plecami wtulonymi w
jego nagi tors. Czuła przez swoją szatę bijące od niego ciepło. Jego silne ramiona dawały jej poczucie
bezpieczeństwa. Była skołowana, przed chwilą bała się go, a teraz za nic w
świecie nie ruszyłaby się.
- Jestem dzisiaj zupełnie niegroźny – mruknął w
jej włosy, a ona dokładnie wiedziała, o co mu chodzi. – Moja matka
przewróciłaby się w grobie, gdybym cię tknął w takim stanie. I tak już raz to
zrobiła. Ale nie. Nigdy więcej to się nie powtórzy – te słowa wymruczał tak
cicho, że mogły być czymś zupełnie innym, a tylko jej wyobraźnia przekształciła
je w takie właśnie zdania. Chciała w to wierzyć. Nie odpowiedziała na te słowa,
bo niby co miałaby mu powiedzieć? Nie odpowiedziała, bo sama nie wiedziała, czy
naprawdę coś słyszała.
Leżeli kilka minut w ciszy, ale Hermiona
wiedziała, że on nie śpi. Co chwilę zanurzał twarz w jej włosach i wzdychał,
niemal mrucząc z zadowolenia. Delikatnie przesuwał palcami po jej nagim
ramieniu. Wywoływał na nim gęsią skórkę.
Czuła, jak coraz bardziej się odpręża. Ona też próbowała uspokoić się po
jego słowach, ale niepewność ciągle nie dawała jej spokoju. Przerwała w końcu
ciszę.
- Severusie. To był Lucjusz czy Draco? –
natychmiast spiął wszystkie mięśnie. Ręka, która przed chwilą wywoływała tak
przyjemne doznania, teraz była zaciśnięta w pięść. Dopiero teraz pomyślała, że
mogła zapytać najpierw o coś innego. – Przepraszam… ja nie chciałam cię
zdenerwować, ja tylko boję się o Ginny.
- Lucjusz. Pieprzony sadysta. Ginewra jest teraz
w prywatnych kwaterach Czarnego Pana i jest tam bezpieczna. Chyba że zrobi coś
głupiego – wymamrotał i kontynuował. - Wyliże się – znowu zaczął mówić cicho,
jakby do siebie. – Martwi mnie tylko, że się nie odzywa. Może powinienem
zasugerować Czarnemu Panu wasze spotkanie, jeśli tak będzie dalej.
- Co teraz z nią będzie?
- Jak to co? Wyzdrowieje i zostanie komuś oddana
– już wiedziała, że kiedy tak mruczy, po prostu wypowiada swoje myśli, tak jak
i tym razem. – Miejmy nadzieję, że to będzie ktoś zupełnie inny niż Malfoy.
Czarny Pan obiecał mu porządną karę, więc wątpię, żeby oddał mu dziewczynę, ale
z nim nigdy nie wiadomo.
Milczała przez dłuższy czas, zastanawiając się
czy on zdaje sobie sprawę z tych cichych słów. Jej mózg intensywnie pracował
nad tym, jak mogła by wykorzystać tę jego niedyskrecję. Na które pytanie
najbardziej chciała poznać odpowiedź?
- Severusie? – zapytała niepewnie.
- Mmmm – usłyszała w odpowiedzi jego zadowolone
mruknięcie, kiedy jego palce wznowiły swoją wędrówkę po jej ramieniu.
- Dlaczego byłeś dla mnie taki oschły przez
ostatnie dni? – zapytała, ale nie była wcale pewna czy chce poznać odpowiedź na
to pytanie.
- Bo się we mnie zakochujesz – odpowiedział, a
potem cicho dodał – bo zaklęcie Malfoy’a działa szybciej i mocniej niż
przypuszczałem, a ja nie mam pojęcia, jak je zdjąć. – Głośno dodał – pomyśl, co
będzie jak w końcu wrócisz do przyjaciół. – A potem znowu ledwo słyszalnie
mruczał – pomyśl, co się stanie jak się dowiedzą, że zadurzyłaś się w starym,
żałosnym nietoperzu. Nigdy tego nie zaakceptują, dlatego muszę jak najszybciej
znaleźć przeciwzaklęcie – pomimo jego słów nadal błądził palcami po jej skórze.
Z ramienia przeniósł się na szyję. Muśnięcia jego palców były tak przyjemne, a
robił to chyba bez udziału myśli, bo jego gesty mówiły jej zupełnie co innego,
niż słowa. Długie, smukłe palce gładziły jej szyję coraz niżej, na chwilę
zatrzymując się w zagłębieniu u podstawy jej szyi. – Muszę się tak zachowywać,
bo nie zniósłbym twojego cierpienia, gdyby twoi przyjaciele cię odrzucili –
mówił do siebie, ale wsłuchała się już na tyle, że dużo łatwiej było jej
rozpoznać poszczególne słowa. Choć ręka błądząca teraz w okolicy jej dekoltu
wcale nie ułatwiała jej skupienia. – Nie zasługuję na to, żebyś mnie
usprawiedliwiała. Jestem zły i nic tego nie zmieni, nawet jeśli pomogę Zakonowi
wygrać, nic nie zmieni tego, że jestem mordercą. Nie wiesz o mnie wszystkiego.
Gdybyś wiedziała, na pewno uciekałabyś ode mnie jak najprędzej. Może powiem ci.
Wtedy na pewno się nie poddasz działaniu tych głupich zaklęć. Tylko one
trzymają cię tu przy mnie. Tylko dzięki nim tak ufnie leżysz w moich ramionach.
Ale już niedługo cię uwolnię. A wtedy zaczniesz się brzydzić tym, że
kiedykolwiek pozwoliłaś mi się dotknąć – ciągnął swój monolog, zbliżając się
coraz bardziej do jej piersi. To uczucie oczekiwania powróciło. Wiedziała to,
miała rację. Gdyby tylko chciał... Uczucia, jakie teraz w niej wywoływał,
mogłyby być tylko początkiem wielkiej rozkoszy, jaką mógłby jej sprawić.
Wciągnęła głośno powietrze, kiedy musnął przez cienki materiał szaty jej
nabrzmiały sutek. Napięcie w dole brzucha stało się jeszcze mocniejsze. Jak
bardzo chciałaby, żeby właśnie tak zaczynało się ich zbliżenie. Ręką objął jej
pierś, ściskając delikatnie.
Musiała zadać mu jeszcze jedno pytanie. Skoro
odpowiadał jej tak szczerze, musiała wykorzystać to do końca. Czuła, że nie ma
już wiele czasu, bo jego słowa stawały się coraz bardziej przeciągłe. Severus
usypiał.
- Severusie – nie mogła się powstrzymać przed
wymawianiem jego imienia. Uwielbiała jego brzmienie. – Dlaczego nie patrzysz mi
w oczy? – nie wiedziała, jak to inaczej wyrazić, ale on zdawał się wiedzieć, o
co chodzi.
- Nie twoja sprawa – odpowiedział, ale ona nie
przejęła się tymi słowami, czekała na te ciche. Te, które powiedzą jej prawdę.
– Nie chcę zobaczyć tego samego, co widziałem u wszystkich innych kobiet. Nie
chcę zobaczyć w twoich oczach wstrętu, kiedy cię dotykam. Nie chcę zobaczyć...
nie chcę zobaczyć, jak twoja twarz wykrzywia się w wyrazie obrzydzenia, kiedy
słyszysz dźwięki mojej przyjemności, kiedy w tobie dochodzę, nie chcę zobaczyć
nienawiści w tych pięknych oczach, które czasem wydają się patrzeć na mnie z
sympatią. Jedynych, które kiedykolwiek uśmiechnęły się na mój widok. Poza
oczami mojej matki... – jego ramiona na chwilę zacisnęły się na niej, jakby
chciał się w nią wtulić jeszcze mocniej. W jej oczach stanęły łzy, kiedy go
słuchała. Jego głos był pełen cierpienia i nienawiści do samego siebie. Było
jej go żal, ale wiedziała, że jest on człowiekiem, który nie zniósłby tego,
żeby się nad nim litowano. Tak bardzo chciała mu powiedzieć, że nie zobaczyłby
ani wstrętu, ani nienawiści, ale i tak by w to nie uwierzył, a poza tym chwilę
później już spał z twarzą w jej włosach, przywierając do niej jak największą
powierzchnią ciała. Myślała, że po tym, co usłyszała, nie zaśnie całą noc, ale
po chwili ona sama też spała. Ukołysana jego równym oddechem. Bezpieczna w jego
silnych ramionach.