Zapraszam do komentowania
Łacińskie słowa wirowały wokół
niej, tworząc dziwną, splątaną sieć. Rozumiała pojedyncze słowa, jednak nie
składały się w całość, jakby każde z nich żyło swoim własnym życiem i nie chciało
się połączyć z żadnym innym. Słyszała je, jedne wyraźnie, inne wydawały jej się
odległym szeptem.
Nagły błysk i towarzyszący mu
ogłuszający grzmot wyrwały ją ze snu. Usiadła spanikowana, ale teraz słyszała
wyłącznie deszcz, walący o szyby ukrytych okien. Gdzieś w oddali przetoczył się
kolejny grzmot, nie był jednak tak głośny, jak poprzedni. Ten musiał uderzyć
bardzo daleko. Gdzieś w jej świadomości znowu odezwały się stłumione łacińskie
wyrazy, teraz już nie tak wyraźne, to był tylko sen, tylko… Czy na pewno
wszystko było snem? Na pewno jej umysł nie mógłby stworzyć czegoś tak chorego
jak to, co ją spotkało. Skupiła się przez chwilę na sobie. To było takie
dziwne, po tym, co się zdarzyło, powinna być obolała, ale wszystko było w
porządku. Może tylko to pulsowanie w dole brzucha…
Dopiero teraz zdała sobie sprawę,
że nie ma pojęcia, gdzie jest. To na pewno nie był loch. Pokój był ciemny, lecz
od czasu do czasu jakaś odległa błyskawica lekko rozświetlała pomieszczenie,
czyniąc je upiornym, pełnym dziwnych powykręcanych cieni. Wrażeniu temu
przeczyła jednak miękkość otaczającej ją pościeli w wielkim łożu. W blasku
kolejnego wyładowania dostrzegła zarys postaci, odcinający się jasnością skóry
od ciemnego jedwabiu. Nim zdążyła dostrzec cokolwiek, pokój znowu pogrążył się
w ciemności, jednak nie odwracała wzroku. Gdy kolejny grom rozświetlił
pomieszczenie, dostrzegła, że nie tylko ona wpatruje się w osobę leżącą obok.
Przepastne, czarne oczy były w niej utkwione. Rozpoznała je, lecz krzyk, który
chciała wydać, zamarł jej w gardle – to był ON.
W pierwszym ataku paniki zerwała
się z łóżka i zaczęła uciekać, jednak polecenie wypowiedziane zimnym głosem na
chwilę zatrzymało ją w miejscu.
- Stój - nie posłuchała go. Nadal
uparcie zbliżała się do drzwi, jednak z każdym kolejnym krokiem narastał w niej
dziwny ból. Kiedy stał się nieznośny zatrzymała się, a obezwładniające uczucie
natychmiast zniknęło. Co się z nią dzieje…? Stała nieruchomo, świadoma jego
wzroku na swoim ciele, skóra paliła ją pad tym mrocznym spojrzeniem, jednak nie
odważyła się odwrócić. Dopiero po kolejnym beznamiętnym poleceniu została do
tego zmuszona następną falą tego dziwnego, wszechobecnego bólu. W głowie jej
zawirowało, nagle zrozumiała część słów, które słyszała we śnie. To było
zaklęcie. Bardzo dziwne i złożone, zmuszające ją do posłuszeństwa. Jak mogłaby
oprzeć się temu? Cichy zimny głos wyrwał ją z zamyślenia i przywrócił do
rzeczywistości.
- Możesz mi wyjaśnić, gdzie
wybierałaś się w takim stroju w domu pełnym śmierciożerców, którzy po dzisiejszym
wieczorze chętnie zaspokoją z tobą żądzę, jaką rozbudziły w nich twoje krzyki?
- jego głos zmroził jej krew w żyłach, natomiast wzrok przesuwający się po jej
nagiej skórze palił ją niczym ognie piekielne. Stała tam, ciągle nie odważyła
się nawet odezwać ani poruszyć. On też się nie poruszał, patrzył tylko, leżąc
spokojnie w łożu, wsparty na łokciu. Ledwo go widziała w rozbłyskach
nadchodzącej burzy. Była zdezorientowana, strach nie pozwalał jej logicznie
myśleć. Nie miała pojęcia, czego ma się spodziewać po tym człowieku. Jeszcze
niedawno ufała mu, ale to, co jej dziś zrobił i fakt, że Dumbledore zginął z
jego ręki, całkowicie ją rozstroił. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić.
Zadrżała, choć nie wiedziała, co
wywołało dreszcz i gęsią skórkę. Czy był to wynik chłodu, czy może tego
aksamitnego głosu, którym wydał kolejne polecenie.
- Podejdź - tym razem spodziewała
się już tego bólu, nie czekała, aż ogarnie ją nieznośną falą. Ruszyła powoli w
jego stronę, stawiając niepewnie każdy krok. Ciągle nie odważyła się odezwać,
jednak on tego oczekiwał.
- Nie odpowiedziałaś na moje
pytanie – stwierdził, kiedy znalazła się w połowie drogi do łóżka.
Co ma mu odpowiedzieć? Sama
dokładnie nie wiedziała, gdzie chciała iść. Po prostu chciała uciec jak
najdalej od niego, ale powiedzenie tego nie wydawało jej się najmądrzejszym
posunięciem. Gdzie mogłaby się wybierać w środku nocy…?
- Szukałam łazienki – skłamała
drżącym głosem w nadziei, że nie zdenerwuje go zanadto.
- To marne kłamstwo, Granger –
prychnął i pokręcił głową. Jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności na tyle, że
widziała go leżącego wciąż na łóżku. - Liczyłem, że wymyślisz coś godnego
Złotej Trójcy. Zawiodłem się na tobie. Jednak dobrze, niech będzie na twoje.
Łazienka jest tam - wskazał wąskie drzwi po jej lewej stronie. – Masz dziesięć
minut – jego głos był drwiący, w innych okolicznościach mogłaby pomyśleć, że
nawet wesoły, ale ten człowiek był nieprzewidywalny. Nie wiedziała, co ma ze
sobą zrobić, ale po chwili postanowiła jednak podtrzymać to kłamstwo. Przynajmniej
będzie miała chwilę, żeby się spokojnie zastanowić jak powinna się zachować.
Otworzyła drzwi, oślepiło ją światło. Weszła jednak i zamknęła za sobą cicho
drzwi. Oparła się o nie i rozejrzała. Właściwie to pomieszczenie wyglądało jak
wiele łazienek mugoli, brakowało tylko włącznika do światła, a w kinkietach
przy lustrze zamiast żarówek znajdowały się jakieś dziwne, świecące miękkim
światłem kule.
Chciało jej się płakać, jednak
była na to zbyt praktyczna. Zastanawiała się, co ją czeka, kiedy stąd wyjdzie.
Czego będzie od niej oczekiwał? Czy mógł zrobić jej coś jeszcze gorszego niż do
tej pory? Zimno podłogi wyłożonej kafelkami pozwoliło jej się uspokoić.
Poukładać wszystkie fakty. Jej sytuacja wyglądała niezbyt ciekawie, nie była
jednak beznadziejna… Za drzwiami czekał na nią Severus Snape, jej były
nauczyciel. Została mu ofiarowana przez Voldemorta jako niewolnica, cokolwiek
to słowo dla niego znaczy. Do tego miał nad nią władzę. Wiedziała, że będzie
słuchała jego rozkazów, nie bała się bólu, ale po co niepotrzebnie przysparzać
sobie cierpienia. Przynajmniej do czasu, kiedy Zakon ją uwolni. Miała nadzieję,
jednak niezbyt wielką, że nie potrwa to długo. Sam Snape powiedział, że jest w
domu pełnym śmierciożerców. Sama raczej nie zdołałaby się wymknąć. Ale co
zrobi, jeżeli on znowu będzie chciał ją wykorzystać? Czy zniesie to znowu…? Już
wiedziała, że tak. Jeżeli była jakakolwiek nadzieja na odzyskanie wolności,
była gotowa na wszystko. Zresztą dużo gorsze niż gwałt było penetrowanie jej
umysłu przez Voldemorta. Zadrżała na to wspomnienie, tak, to było w tym
wszystkim zdecydowanie najgorsze. Spojrzała na swoje ręce, dziwne, spodziewała
się ujrzeć na nadgarstkach jakieś otarcia, w końcu kajdany mocno wrzynały się w
jej ciało. Widziała jednak tylko nieskazitelną, jasną skórę, na kostkach tak
samo. Może jednak nie jest aż tak źle, jak sądziła do tej pory… Wyleczył ją,
nie miała nawet żadnych siniaków, a dobrze wiedziała jak wrażliwą ma skórę,
czasem wystarczyło lekkie uderzenie, a zaraz zdobił ją fioletowo-żółty siniec.
Czyli zależy mu, żeby dobrze się czuła…? Co za głupie myśli ją ogarnęły? Jakie
miało znaczenie kilka siniaków, jeśli gwarantowałyby jej przeżycie? Może nie
tylko kilka siniaków, ale wolała o tym teraz nie myśleć. Poważnie zastanowiła
się nad tym, czy nie zapytać go wprost, czego od niej chce… Nie była w końcu
jakąś przestraszoną myszą, tylko Gryfonką. Jedną z najzdolniejszych, ale czy
tym samym jedną z najodważniejszych? Czy kiedy wyjdzie z tego bezpiecznego
pomieszczenia i stanie z nim twarzą w twarz, będzie miała tyle odwagi, żeby się
odezwać?
Kolejny bliski grzmot sprawił, że
nogi niemal się pod nią ugięły. Parsknęła, zniesmaczona własnym zachowaniem.
Była przerażona, ale to nie znaczy, że ma się kulić i płakać. Po co od razu
okazywać słabość? Najpierw musi się dowiedzieć, czy zapewniłaby sobie tym
współczucie, czy tylko wściekłość… Wróciło do niej wspomnienie szalonych oczu
Snape’a. Czy to naprawdę był ten sam człowiek, który tyle lat uczył ją
eliksirów? Oczywiście, wiele razy widziała go bliskiego furii, zwykle jednak
udawało mu się ją poskromić. Teraz nie ma powodu, by poskramiać emocje, była
jego własnością i mógł z nią zrobić wszystko… Skarciła się za takie myśli.
Musiała jak najszybciej wyjść, bo jeżeli zostanie tu dłużej, opuści ją cała
odwaga.
Chwilę później poczuła delikatne
ukłucie bólu. Nasilało się z każdą chwilą. Czy to znaczy, że jej dziesięć minut
już minęło? Na to wyglądało. Skorzystała jeszcze z tego, że już była w
łazience. Swoją drogą, to zaklęcie było bardzo ciekawe. Miało podobne działanie
do imperio, ale nie pozbawiało jej
całkowicie wolnej woli… Nie zamierzała się teraz nad tym zastanawiać, bo ból
powoli stawał się coraz mocniejszy. Wyprostowała się i wyszła z jasnej,
bezpiecznej łazienki do niebezpiecznej, oświetlonej jedynie błyskawicami
sypialni.
Zamknęła za sobą drzwi i
poczekała, aż jej wzrok przywyknie do ciemności. Dopiero wtedy ruszyła ku łożu.
Snape wyglądał jakby w ogóle się nie poruszył, odkąd zniknęła w łazience. Teraz
też pozostawał w bezruchu. Nie odezwał się do niej. Gdyby nie grzmoty, w
komnacie panowałaby idealna cisza, bo jej bose stopy nie robiły najmniejszego
hałasu na grubym dywanie. Przez chwilę pomyślała, że powinna się zakryć, w
końcu paradowała przed nim nago, ale czy to miało jakikolwiek sens? W tym
stanie widział ją już, a zresztą nie tylko on, ale i całe stado śmierciożerców.
Chciała mu zadać tyle pytań, jedno trafniejsze od drugiego, ale kiedy już
stanęła przy krawędzi łóżka, wyrwało jej się tyl:
- Czy Ginny skrzywdziliście tak
samo, jak mnie? – dopiero kiedy wypowiedziała już te słowa zrozumiała, że mogła
zadać to pytanie w inny sposób. Tak tylko niepotrzebnie odkryła przed nim, że
czuje się wykorzystana.
- Nie – odpowiedział krótko. Nie
powiedział nic więcej, tylko wpatrywał się w nią nieodgadnionym wzrokiem.
- Czy nic jej nie jest? – tym
razem jej głos był trochę mocniejszy niż poprzednio, jednak nadal lekko drżał.
- Na razie jest bezpieczna – znowu
tylko zdawkowa odpowiedź, może powinna go zapytać o coś innego… Miała dziwne
wrażenie, że ta cała sytuacja go bawi. Nie odezwał się więcej, ona przez
dłuższy czas też nic nie mówiła. Czuła się dziwnie, stojąc przed nim. Burza od
czasu do czasu oświetlała ich, a deszcz przybierał na sile. W komnacie panował
jednak bezruch. Nie zrobił żadnego gestu wskazującego, czego od niej chce. W
końcu nie wytrzymała napięcia.
- Co mam robić? – zapytała, tym
razem sama zadziwiona, że powiedziała to niemal z wyrzutem, nie oczekiwała po
nim takiego zupełnego spokoju. Nie po tym, co zrobił tam, przy wszystkich tych
śmierciożercach. – Czego pan ode mnie oczekuje, profesorze?
- Oczekuje? – wydawał się
zaskoczony. – Niczego. Może tylko tego, że nie będziesz próbowała uciekać albo
mnie… zabić. Mogłabyś też mówić mi po imieniu. Nie jestem już twoim
nauczycielem.
- Teraz jesteś moim panem –
wypaliła bez zastanowienia. W jednej chwili pożałowała, że nie zastanowiła się
dwa razy, zanim otworzyła usta.
Zerwał się z łóżka i pochwycił ją
mocno za ramiona, jego twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od jej
własnej. Była jak sparaliżowana, nie zdążyła zareagować, znalazł się przy niej
tak szybko. Miał na sobie tylko czarne bokserki, jednak nie odważyła się
spojrzeć na niego. Jej wzrok spoczął na jego wykrzywionej w dziwnym wyrazie
twarzy.
- Tak. Ale jeśli będziesz
posłuszna, nic ci nie grozi. Przez najbliższe trzy dni nie masz prawa wychodzić
z tego pokoju. Dla własnego bezpieczeństwa. Radzę ci, bądź posłuszna –
wysyczał, jednak równie dobrze mógłby krzyczeć, jego słowa wwiercały się w jej
świadomość.
- A jeżeli nie będę?
- Trafisz na bandę napalonych
śmierciożerców, którym mało własnych zabawek. Nie nasłuchałaś się
wystarczająco?
- Nie chodziło mi o wychodzenie
stąd. Co, jeśli nie będę posłuszna wobec pana w innych przypadkach? – wydawało
jej się, że go zaskoczyła swoją konkretną wypowiedzią.
- Będziesz uległa – stwierdził,
pewny siebie, ciągle paraliżując ją wzrokiem.
- Bo inaczej znowu zacznie boleć?
– widziała jego jeszcze większe zaskoczenie po tych słowach. – Kiedy nie
wykonałam polecenia, czułam ból – puścił ją niespodziewanie. Była tak
zaskoczona jego zachowaniem, że nogi się pod nią ugięły, mało brakowało, żeby
upadła. Nawet tego nie zauważył. Odwrócił się do niej plecami i zaczął miotać
przekleństwa. Kiedy w końcu się uspokoił, usiadł na łóżku i powiedział bardziej
do siebie niż do niej:
- Mogłem bardziej uważać, jakie
zaklęcia rzuca na ciebie Lucjusz. Pierdolony sadysta, zawsze musi wszystko
skomplikować! Jutro muszę się dokładnie dowiedzieć, jakie to były zaklęcia.
Nic nie odpowiedziała, patrzyła na
niego, zaskoczona tym nagłym wybuchem. Teraz była jeszcze bardziej
skonfundowana niż przed rozmową. Co to wszystko znaczy? Czy on wcale nie
chciał, żeby rzucono na nią te klątwy? Czy chciał pomóc jej się stąd wydostać?
Czy mogła mu zaufać? Nie miała odpowiedzi na te pytania.
- Co się dzieje? – chciała
wiedzieć. Spojrzał na nią ostro.
- Nie czas teraz na to. Kładź się
– rozkazał.
- Nie! Nie chcę! – krzyknęła
przestraszona. Jej ciało znowu ogarnął tępy ból. Zrobiła kilka kroków w tył. Co
się z nim dzieje? W jednej chwili jest rozbawiony, a zaraz potem wściekły, a
teraz chce ją znowu... – prychnięcie było jego jedyną reakcją na jej
zachowanie.
- Chodziło mi, żebyś położyła się
spać, jesteś zmęczona, a ja też mam jutro kilka ważnych rzeczy do zrobienia –
patrzyła na niego niepewnie, a choć ból narastał z każdą chwilą, nie poruszyła
się do chwili, kiedy położył się na łóżku w tym samym miejscu, co
wcześniej. Odrzucił kołdrę z jej strony.
- Chodź, bo całkiem przemarzniesz
– powiedział miękko. Czy miała jakikolwiek wybór, skoro tak pewnie stwierdził
wcześniej, że będzie uległa? Podeszła powoli do łóżka. Ból malał z każdym
krokiem. Sama była bardzo ciekawa zaklęć, jakie zostały na nią rzucone. Co
jeszcze mogło się wiązać z tym, że została jego niewolnicą? Nie patrzyła na
nią, ułożył się na plecach z rękami pod głową i wpatrywał w sufit. Położyła się
jak najbliżej krawędzi łoża, które było tak wielkie, że miedzy nimi zmieściłoby
się trzech dorosłych mężczyzn. Zapanowała cisza, przerywana odgłosami burzy. Po
kilku minutach usłyszała, że się poruszył, zerknęła na niego, jednak odwrócił
się do niej plecami. Oddychał równomiernie, czyżby zasnął? Nie miała zamiaru
sprawdzać. Powoli zaczęła się rozgrzewać pod ciepłą, miękka pościelą. Dopiero
teraz zauważyła, jak bardzo było jej zimno. Brakowało tylko, żeby zaczęła
szczękać zębami. Zmęczenie także dawało o sobie znać. Oczy same zaczęły się jej
zamykać, kiedy przekonała się, że naprawdę nic jej już dziś nie grozi. Do snu
ukołysał ją deszcz i równomierny oddech Severusa Snape’a, jej pana…
***
Słońce przeświecało przez zaciągnięte na okna
zasłony. Zamknęła jednak z powrotem oczy. Nie chciała się obudzić i stawiać
czoła temu, co zdarzyło się poprzedniego dnia i w nocy. Wolałaby się nigdy nie
obudzić, jednak w końcu otworzyła oczy. Nie była w sypialni sama. Obok stolika
pod oknem stał najmniejszy skrzat domowy, jakiego w życiu widziała. Miał
wielkie oczy i uszy, przez chwilę wydawało jej się, że cały składa się tylko z
tych oczu i uszu. Gdy tylko zauważył, że Hermiona otworzyła oczy, zapiszczał:
- Witaj, panienko, jestem
Markotka. Pan Snape przydzielił Markotkę, żeby spełniała panienki życzenia.
- Dziękuję, Markotko. Czy mogłabym
dostać coś do jedzenia i jakieś ubrania? – powiedziała, podnosząc się. Skrzatka
ukłoniła się, niemal kładąc uszy na podłodze, i zniknęła.
Hermiona rozejrzała się, ale
komnata wyglądała zupełnie inaczej niż w nocy. Na puszysty szmaragdowy dywan
spadały smugi światła słonecznego. Meble wyglądały na dość stare, ale solidne,
w hiszpańskim stylu, z wieloma rzeźbieniami. Pomimo dużego rozmiaru sypialnia
była przytulna. Wszędzie panowały odcienie zieleni i ciemne drewno. Po obu
stronach łoża naprzeciwko siebie znajdowały się drzwi. Jedne musiały prowadzić
do łazienki, chciała sprawdzić drugie, ale postanowiła poczekać z tym, aż będzie
mogła coś na siebie włożyć. Opadła na poduszki. To był drugi powód, dla którego
wolałaby w ogóle nie wstawać. Nie była przyzwyczajona do takich wygód. Łóżko
było miękkie i ogromne, a pościel z czarnego jedwabiu pieściła jej skórę, czuła
się jakby leżała na chmurze.
Po kilku minutach wróciła
skrzatka, miała ze sobą tacę ze śniadaniem i jakąś zwiewną czarną szatę.
- Panienko, pan Snape kazał
przekazać panience, żeby panienka nie wychodziła z jego komnat – wyskrzeczała
odsłaniając zasłony na ogromnych oknach. Światło słoneczne zalało sypialnię. Po
wczorajszej burzy nie było nawet śladu.
- To znaczy z tego pokoju? –
zapytała, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej o miejscu, w którym się znalazła.
- Nie, panienko, pan ma jeszcze
salonik i gabinet – wskazała na drzwi, które Hermiona miała zamiar sprawdzić. –
Nikt nie może wejść do komnat bez pozwolenia pana. Pan kazał też przekazać, że
może panienka robić na co ma ochotę i że w gabinecie są książki.
- Czy możesz mi powiedzieć gdzie
jesteśmy, Markotko?
- To jest rezydencja rodowa
McNair, panienko. Jest największa ze wszystkich posiadłości wyznawców Czarnego
Pana, dlatego zbierają się właśnie tutaj. Większość z najbardziej zasłużonych
ma tu swoje prywatne kwatery, tak jak pan Snape – skrzatka okazała się dość
gadatliwa, jednak Gryfonka wolała nie ryzykować zbytnio, że zostanie za to
ukarana, dlatego postanowiła poczekać do następnego razu z kolejnymi pytaniami.
- Dziękuję. Chciałabym się teraz
ubrać, zostaw mnie samą – nie wstydziła się skrzatki, ale chciała w spokoju
obejrzeć resztę pokoi, po których mogła się bezpiecznie poruszać. Ciekawiło ją,
jak wielki jest ten dom, jednak wczorajsza groźba Snape’a wydawała się być
realna.
- Gdyby panienka potrzebowała
Markotki, proszę wołać – z tymi słowami zniknęła.
Hermionie zaburczało w brzuchu,
gdyż zaczęły do niej dochodzić zapachy jajek na bekonie i innych smakołyków.
Podejrzewała, że jedzenie jest magicznie ocieplane, więc najpierw chciała się
ubrać. Nie spodziewała się tego, co zobaczyła. Wraz ze zwiewną szatą skrzatka
przyniosła jej bieliznę: jedwabny gorset wiązany z przodu, wykończony koronką i
do tego skąpe figi w tym samym stylu, oczywiście czarne. Zastanawiała się przez
chwilę czy powinna to zakładać, bo komplet był tak zmysłowy i seksowny, że ją
samą pobudzał do grzesznych myśli, a co dopiero jakiegoś mężczyznę. Nie miała
jednak zamiaru chodzić nago lub w samej szacie. To mogłoby być dla Snape’a
jeszcze bardziej pobudzające. Ubrała się więc. Bielizna idealnie podkreślała
jej kształty, nie miała jednak dużego wyboru, mogła chodzić w tym, co skrzat
jej przyniósł albo nago. Mogłaby jeszcze poszukać jakiejś szafy z ubraniami
Snape’a, jednak w sypialni niczego takiego nie było, wątpiła też, że może ją
znaleźć w salonie lub w gabinecie. Zajrzała do ozdobnej komody, ale większość
szuflad była pusta. W jednej znalazła coś w rodzaju płaszcza, którym mogłaby
się owinąć cztery razy. W innej zaś kilka par butów. Zdziwiła się trochę,
widząc między nimi mugolskie adidasy. Żałowała, że nie było tam nic pasującego
na jej stopy. Poddała się wiec i założyła szatę, która okazała się długą do
ziemi suknią w stylu antycznego Rzymu. Można by uznać ją nawet za skromną,
gdyby nie rozcięcia, które przy każdym kroku ukazywały jej gołe nogi niemal po
same pachwiny. Do tego była opięta na biuście, który dodatkowo podniesiony
gorsetem wyglądał na sporo większy. Głęboka czerń podkreślała jasność jej cery,
gdyby nie okoliczności, czułaby się w tym stroju jak bogini.
Śniadanie pochłonęła bardzo szybko
i ruszyła na zwiedzanie. Za drzwiami sypialni znajdował się salon z wygodnymi
sofami i niewielkim stolikiem, jak wyjęte żywcem z dziewiętnastowiecznej,
arystokratycznej Anglii. Nie znalazła tu jednak nic ciekawego poza małą
gablotka z kilkoma eliksirami. Miedzy innymi z eliksirem bezsennego snu i na
syndrom dnia następnego, ale nic godnego uwagi. Tu też znajdowały się podwójne
drzwi, które, jak się domyśliła, prowadziły na korytarz, oraz inne – do
gabinetu.
Wybrała te bezpieczniejsze.
Znalazła się w pokoju ze ścianami od góry do dołu zastawionymi regałami. To
właśnie miał na myśli skrzat mówiąc, że są tu książki. Gdyby nie wielkie,
ciężkie biurko pod oknem pomyślałaby, że jest w bibliotece, bo była tam też
wygodna sofa i fotel naprzeciwko kominka, doskonały na zimowe wieczory. Zanim
jednak wzięła się za przeglądanie tytułów, zajrzała do wszystkich szuflad
starego mebla. Tylko jedna, największa, była zamknięta zaklęciem i pewnie
obwarowana hasłem. W pozostałych niestety znowu nie znalazła nic ciekawego,
kilka piór, pergamin, kałamarze i inne przybory piśmiennicze. Kalendarz z
zeszłego roku z pozaznaczanymi niektórymi datami, jednak bez przypisków.
Poddała się i zaczęła przeglądać zawartość półek. Były tam książki ze
wszystkich dziedzin. Zauważyła jednak, że nie ze wszystkich mogła skorzystać.
Na co ciekawsze czarnomagiczne tytuły rzucone było zaklęcie odpychające, nie
pozwalało zbliżyć jej ręki do tomu na więcej niż pięć centymetrów. Reszta była
po prostu skarbnicą wiedzy, poczynając od eliksirów, których było najwięcej, aż
po numerologię, a nawet znalazło się kilka pozycji z mugoloznawstwa. Wybrała
sobie kilka tytułów i rozsiadła na sofie.
Godziny mijały szybko. Koło
pierwszej zjawiła się Markotka z obiadem. Wtedy Hermiona znowu zadała jej kilka
pytań. Ciekawiło ją głównie ubranie, jakie dostała. Ale zapytała też, kto
aktualnie przebywa w posiadłości. Dowiedziała się, że to właściciele wybierają
stroje dla swoich niewolnic. Większość jednak w ogóle nie dawała im ubrań,
tylko bieliznę lub półprzezroczyste szatki. W tamtej chwili poczuła
wdzięczność, że jej strój jest przynajmniej trochę bardziej przyzwoity. Gdy
rozmowa zeszła na goszczących w domu śmierciożerców, zmroziło jej krew w
żyłach. Wyglądało na to, że było tu ponad dwie setki mniej lub bardziej znanych
śmierciożerców, a także sam Lord Voldemort.
Reszta dnia minęła jej na
czytaniu. Snape nie pokazał się przez cały dzień. Wieczorem Skrzatka przyniosła
jej kolację, zaraz potem zniknęła, nim Hermionie udało się zadać jej
jakiekolwiek pytanie. Trochę rozczarowana pochłonęła kolejny tom. Było dobrze
po dwudziestej trzeciej, kiedy w końcu położyła się do łóżka. Nie zdjęła sukni,
tylko sam gorset. Nie lubiła, gdy we śnie coś ją za bardzo opinało, czuła się
wtedy jakby się dusiła, miała koszmary. Zasnęła zastanawiając się, gdzie
podziewa się Snape i co ją czeka. Nie spodziewała się szybkiego działania
Zakonu, jednak była trochę zawiedziona, że nic się nie wydarzyło. Od czasu do
czasu słyszała czyjeś kroki na korytarzu i jakieś głosy, szybko jednak się
oddalały. A jej pozostawało czekanie…
Fajnie piszesz. Będę czytała. ;]
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że ktoś kto ma tak mało komentarzy może mieć aż tak dobrą pracę i wciągnąć mnie już na początek. Hermiona nie jest rozhisteryzowaną dziewczynką, na dodatek bawi mnie motyw, że nie była dziewicą - czyżby Ron? Możliwe, mam nadzieję, że się tego dowiem.
OdpowiedzUsuńZa to Snape działa bardzo nietypowo, jest tajemniczy, a nie złośliwy czy może przesiąknięty po koniuszki uszu kpiną, no i darł się w niebo głosy. Zwykle tak go opisują, a przecież w książce był tajemniczy. Nigdy szczególnie nie podnosił głosu, bo i bez uchodził za przerażającego. Nie wiem, jak chcesz to rozegrać, ale jeśli, jak teraz to jestem zaciekawiona.
Piszesz ciężki temat w lekko-ciężkim wydaniu, zależy od chwili, co mi odpowiada. Hermiona jest prawdziwą Hermioną, chociaż może jeszcze brak mi tej zadziorności, ale w końcu słynęła z rozumu. Nie wiem, mam lekki mętlik.
#RóżoweCiasteczka #SłoneCiacha
OdpowiedzUsuńDrugą część czytało mi się przyjemniej niż pierwszą. Jednak jest tam coś, co po prostu mi nie gra. Nie, nie i nie. A mianowicie jest to fragment ze skrzatem. Hermiona, która założyła specjalne stowarzyszenie, bo nie chciała, aby skrzaty usługiwały w Hogwarcie (czy też gdziekolwiek indziej), wykorzystuje skrzata. Hermiona pyta grzecznie o jedzenie i ubrania, a mimo to… Wydaje mi się, że Granger prędzej zapytałaby, gdzie może dostać ubrania/jedzenie lub gdzie może je znaleźć – aby oczywiście sama je sobie wziąć, bo biedne skrzaty nic za swoje usługi nie dostają. To chyba jak na razie jedyna rzecz, która mi w Twojej Hermionie przeszkadza. Nie czytam wielu opowiadań, tym bardziej z Hermioną, ale we wszystkich z nich była ona taka… nijaka. Autorzy robili z niej całkiem inną postać, niż ta, którą znamy z książek. U Ciebie widzę silną i umiejącą postawić na swoim młodą kobietę. Martwi się o innych, potrafi myśleć racjonalnie i zachowała jeszcze coś ze zdrowego rozsądku. Jeżeli chodzi o samą akcję w tym rozdziale, to wiele się nie dzieje, ale rozumiem, że to przecież taki wstępniak.
Bardzo podobne do "gdy jesteśmy sami" trochę słabo.
OdpowiedzUsuńAutorka "gdy jestesmy sami" inspiorwala sie tym opowiadnaiem. Sama to przyznała w niby(?) rodziale pod tytulem "informacje o opowiadaniu".
Usuń