Skończyła
czytać tę książkę już dawno, ale tak, jak “prosił”
zapoznała się dokładniej z obrzędami ślubnymi. Wiedziała już
wszystko, co było potrzebne, ale jakiś szczegół nie dawał jej
spokoju. Coś, co kazało jej ciągle wracać do tej lektury. Do
ślubu zostało
już
tylko sześć dni, a ona nadal miała do niego taki sam stosunek.
Powoli jednak zaczynała się poddawać. Hermiona zgodziła się
zostać jej świadkiem, chociaż to Malfoy ją o to poprosił, a nie
ona. Od ostatniego razu, kiedy wyszła po rozmowie z nim nie widziały
się wcale. Westchnęła głęboko i ponownie zaczęła czytać tę
książkę. Poradnik dla młodych wiedźm, było w nim sporo
przydatnej wiedzy dla kogoś, kto nie znał magicznych zwyczajów.
Ten wolumin musiał być jednym z pierwszych wydań. Część kartek
nosiła na sobie ślady zaginania rogów, a rozdział o urządzaniu
przyjęć musiał być czytany tyle razy, że tom sam się na nim
otwierał. Ona prawie mogłaby zrezygnować z czytania gdyby nie to,
że przedstawiał dokładnie to, czego będzie od niej wymagał
Malfoy. Poza zasadami, które wpajała jej matka,
był
tu opisany szereg wymogów dotyczących starych, czystokrwistych
rodów. I tak na przykład dobre wychowanie nie pozwalało na
pocałunki w towarzystwie, natomiast członkowie starych rodów
obowiązani byli w towarzystwie traktować się chłodno, okazywanie
jakiejkolwiek czułości było zakazane za co dziękowała w duchu
Merlinowi. Przed ślubem miała szereg dodatkowych obowiązków, a po
ślubie powinna wziąć udział w rytuale przyjęcia do rodu. Po
ślubie jej stroje, zachowanie, a nawet fryzura miały być zgodne ze
ściśle określonym wzorcem. Ta perspektywa jeśli to w ogóle
możliwe, wydała jej się jeszcze gorsza. To miał być całkowity
koniec jej wolności.
Siedziała
w salonie więc od czasu do czasu słyszała głosy ludzi
przechodzących obok ich drzwi. Nie spodziewała się nikogo, dlatego
była w szoku, kiedy nagle te drzwi się otworzyły i weszło przez
nie trzech obcych mężczyzn. Oblał ją zimny pot, kiedy rozpoznała
jednego z nich. On był wtedy w tamtym lochu. Patrzył teraz na nią
z takim wyrazem twarzy jakby miał się na nią rzucić. Poderwała
się z krzesła i cofnęła o krok. A on był coraz bliżej.
-
Kochanie? - jej przerażony wzrok powędrował w kierunku Malfoya,
dopiero teraz go dostrzegła, wszedł jako ostatni. Czy zauważył co
się z nią dzieje? - Zechcesz zostawić nas samych? - to nie była
prośba, to było polecenie i wykonała je natychmiast. Bez słowa
sprzeciwu. Ten mężczyzna nie spuszczał z niej wzroku, dopóki nie
zniknęła za drzwiami do sypialni. Oparła się o nie i poczuła
ulgę, słysząc,
że
Malfoy ją zamknął. Nie mogła wyjść, ale też nikt nie mógł tu
wejść bez wzbudzania podejrzeń. Drżała na całym ciele. To
niespodziewane spotkanie wywołało falę mdłości. Oddychała
ciężko starając się opanować. Słyszała z salonu ich głosy.
Jakieś pytanie. Odpowiedź Malfoya a potem śmiech tamtych. To z
niej się śmiali. Zadrżała. Nie znosiła go, ale w jakiś sposób
była mu wdzięczna za to, że nie zmuszał jej do pozostania w ich
towarzystwie. Po kilkunastu minutach wyszli. Zaraz potem zamek w
drzwiach znowu kliknął. Nie wróciła tam, nie była gotowa.
Dopiero po jakimś czasie, kiedy była już zupełnie spokojna poszła
po książkę z zamiarem dalszego czytania w sypialni, jednak nie
zabrała jej ze stolika, coś zmusiło ją do pozostania w miejscu.
Pod okładką ktoś zostawił ukryty sztylet. Drżącą ręką
sięgnęła po niego i ukryła ostrożnie w rękawie bluzki, tak żeby
ktoś obserwujący ją niczego nie zauważył. Wiedziała już, że
Malfoy wysyła skrzaty, żeby jej pilnowały dlatego działała tak,
żeby nie wzbudzać podejrzeń. Na początku zamierzała schować nóż
tak, by był w gotowości, gdyby Malfoy pokazał swoją prawdziwą
twarz. Porzuciła książkę, bo nie potrafiła się skupić, kręciła
się po komnatach szukając odpowiedniego miejsca, by ukryć swoją
broń. Nie potrafiła jednak wypuścić sztyletu z ręki. Każde
miejsce wydawało się zbyt oczywiste, a skrzaty zaglądały
wszędzie. Po jakimś czasie w jej głowie zaczął klarować się
pewien plan. Wzięła książkę, ale nie zamierzała jej czytać,
potrzebowała jej by ukryć swoje zamiary, usiadła jak najbliżej
drzwi i czekała.
***
Wracał
do swoich komnat zadowolony. Poszedł do Snape'a, żeby z nim
porozmawiać o roli Hermiony w ich planie. Na początku mężczyzna
się spiął,
ale
Draco wiedział jak go podejść. Zarzucił mu brak logiki w jego
postępowaniu. Potrzebna im była każda pomoc, a ona była bardzo
inteligentna i potrafiła tych swoich idiotów wyciągnąć z niemal
każdej opresji. Jedyne z czym musiał się pilnować, to nie
powiedzieć,-
tego,
co
podejrzewał już od dawna, że on nie chce jej pomocy, bo za bardzo
się boi. Boi się o nią, że mógłby ją stracić, bo zadurzył
się jak ostatni idiota. I teraz rezygnuje z idealnego rozwiązania
tylko dlatego, że groziłoby jej niebezpieczeństwo. Jak setki razy
wcześniej z resztą, w końcu, jak często narażała się dla
Pattera i Weasleya? A skoro już o Weasleyach mowa to był jeszcze
jeden powód jego zadowolenia tego wieczora. Przyszli teściowie
odpisali na jego list, zgodzili się i podpisali kontrakt, a także
przesłali
paczkę dla Ginny. Napisali co jest w środku, nie otwierał, ale dla
pewności sprawdził ją kilkoma zaklęciami. Była czysta, nie
licząc niewielkiej kartki, ale nie spodziewał się, żeby
mogła
ona stanowić jakiekolwiek zagrożenie, choć zamierzał później o
nią zapytać. Sam nie wiedział czy wolałby, żeby dziewczyna
jeszcze nie spała, by mógł zobaczyć jej reakcję, czy lepiej by
było, by odpakowała przesyłkę dopiero rano. Otworzył drzwi do
swoich komnat. W powietrzu błysnęło ostrze. Starał się uchylić,
ale wiedział, że nie zdąży. W następnej sekundzie ze zdziwieniem
zarejestrował pieczenie na ramieniu, choć nóż wycelowany był
prosto w jego serce.
***
Długo
czekała nasłuchując pod drzwiami. Na zewnątrz było już
całkowicie ciemno, ale ona była zdeterminowana wykorzystać swoją
szansę. W końcu usłyszała kroki, które zdążyła już poznać.
Podeszła do drzwi. On się zbliżał, zatrzymał a potem klamka się
poruszyła. Podniosła rękę do ciosu. Ostrze błysnęło w świetle
kilku świec. Usłyszała zaskoczony jęk, a w powietrzu uniósł się
metaliczny zapach krwi. Z ostrza kapnęła na dywan szkarłatna
kropla.
Trafiła
go! Już miała zacząć uciekać, ale jej nadgarstki zostały
zamknięte w stalowym uścisku. Podniosła wzrok i napotkała jego
spojrzenie. Było nieprzeniknione, nie potrafiła nawet powiedzieć,
czy jest wściekły jej atakiem. Wykręcił jej rękę i upuściła
nóż. Drżała na całym ciele. Chciała uciec, wyrwać się, ale
zaczął przypierać ją do ściany. W akcie desperacji udało jej
się trafić pięścią w jego ramię, gdzie koszula była mokra od
krwi. Zaskoczony puścił ją. Schyliła się, złapała sztylet i
uciekła w drugi koniec pokoju. Wiedziała, że nie ma żadnych
szans. Czekała tylko, aż on wyciągnie różdżkę i ją rozbroi.
Powoli podchodził, a ona coraz bardziej drżała. Nie miała dokąd
uciec. Pozostało jej tylko jedno. Nie pozwoli się zniewolić. Już
śmierć będzie lepsza. Zacisnęła palce na rękojeści sztyletu i
ostrze
wycelowała
w swój brzuch. Kiedy na ułamek sekundy spuściła wzrok Malfoy
złapał ją i ponownie zmusił, żeby upuściła sztylet. Czekała
na jakąś jego reakcję cokolwiek, ale on uparcie milczał. Patrzył
tylko, ale ten wzrok działał na nią, palił, przeszywał jej
umysł. Nie potrafiła zebrać myśli. Nogi się pod nią ugięły.
Nie pozwolił jej upaść, podtrzymując, niemal niosąc, zaprowadził
ją do kanapy. Usiadł i pociągnął ją za sobą. Znalazła się na
jego kolanach. Jedną ręką ściskał obie jej dłonie, które
wydawały się tak sztywne, że nie mogła nimi poruszyć. Nagle,
jakby straciła wszystkie siły. Oparł jej głowę na swoim ramieniu
i trzymał,
kiedy
starała się odsunąć. Widziała czerwoną plamę powiększającą
się z każdą chwilą na rękawie jego koszuli. Z całą mocą
uświadamiała sobie, że próbowała zabić człowieka. Oczy miała
szeroko otwarte. Po policzkach płynęły łzy. Nie wiedziała co się
z nią dzieje. Była i roztrzęsiona i spokojna. Wiedziała tylko
jedno i była tym całkowicie przerażona. Próbowała zabić
człowieka. Łapała spazmatyczne oddechy a w głowie huczała jej
tylko jedna myśl. Próbowała zabić. Próbowała zabić. Zabić.
Zabić…
Świece
się wypaliły. Ostatnia z nich zgasła z sykiem. Oddech jej się
wyrównał. Policzki wyschły. Jego uścisk jakby zelżał. Poruszyła
się chcąc się od niego odsunąć. Jego bliskość wpływała na
nią niepokojąco. W jednej chwili wzmógł czujność. Nie pozwolił
jej się ruszyć nawet o centymetr.
-
Puść mnie. - z jej gardła wydobył się ledwie szept.
-
Wypowiedz moje imię. - to była jego jedyna odpowiedź. Próbowała
się wyszarpać, ale nie na wiele się to zdało. Wahała się kilka
minut jakby to jedno słowo nie chciało jej przejść przez gardło.
-
Draco. - w jednej chwili była wolna. Uciekła,
ale
w jej głowie nadal kołatała się ta myśl. Próbowała zabić.
Próbowała zabić człowieka. Próbowała zabić Draco.
***
Jeszcze
długo potem nie potrafił zrozumieć, co się działo. W jaki sposób
odebrał jej nóż, ile czasu siedzieli na kanapie, zanim ją puścił,
ani dlaczego kazał jej wypowiedzieć swoje imię. Czuł tylko krew,
która ściekała mu powoli po ramieniu i palący ból. Dziwił się,
że nadal żyje. Poruszył się i w nikłym blasku żaru z kominka
dostrzegł porzucone na podłodze ostrze, podszedł tam i je
podniósł. Zabezpieczył je,
a
potem odłożył do przeszklonej gabloty w gabinecie z zamiarem
późniejszego zbadania. Miał iść prosto do łazienki, ale
po drodze zabrał jeszcze rzuconą niedbale paczkę, położył ją
na komodzie w sypialni i poszedł się umyć. Zamknął za sobą
drzwi. Zaczął powoli ściągać z siebie koszulę. Rana już prawie
nie krwawiła, ale materiał przykleił się, szarpnięciem oderwał
go od przeciętej skóry i
z
bólu aż jęknął. Krew znowu pociekła choć cięcie nie był
bardzo głębokie. Wystarczyłoby zaklęcie, żeby je
zamknąć,
ale nie użył różdżki. Rozebrał się i wszedł pod chłodny
strumień wody. Jego myśli błądziły wciąż na nowo odtwarzając
atak. Ułamek sekundy dzielił go od ciosu w serce. Ułamek sekundy…
Powinien
dowiedzieć się skąd wzięła nóż… Ostatnio potroił
zabezpieczenia, ale nadal coś musiał przegapić… Tak bardzo go
nienawidziła, że próbowała go zabić kiedy tylko nadarzyła się
okazja… Co powinien z nią teraz zrobić..? Jak się zachować..?
W
głowiecmiał pustkę. Był wściekły nie tylko na nią, ale na całą
tę sytuację, na Lucjusza, na śmierciożerców, na samego siebie.
Nie zachował dostatecznej czujności. Zaczynała się przełamywać
i to go zmyliło. Powinien był się bardziej pilnować. Nie mógł
się tego spodziewać, ale mógł przynajmniej zachować ostrożność.
***
Wyszedł
z łazienki ubrany w same bokserki. Wielkie łóżko zapraszało do
spania. Dzisiejsze wydarzenia, upływ krwi i stres wykończyły go.
Położył się i już miał zasnąć, gdy przewrócił się na drugi
bok i zobaczył ją siedzącą w kącie. Znowu. Nie spała jak
zwykle, oczy miała szeroko otwarte, a wzrok nieobecny. Normalnie by
się podniósł... Ale już miał dosyć. Ile można. Wieczne
proszenie się o najdrobniejsze rzeczy, płaszczenie się przed nią,
traktowanie jej, jakby była zrobiona z delikatnego, cienkiego
kryształu. I co z tego miał? Wymówki, awantury, dźganie nożem, w
najlepszym razie ponure milczenie.
Niech
sobie tam siedzi, jeśli tak bardzo jej się tam podoba. Zaklęciem
wysłał jej koc, być może zbyt gwałtownie, bo pled odbił się z
głuchym odgłosem o jej kolana, zsunął na podłogę i zwinął
przy jej kostkach. Ale on nie miał zamiaru się tym przejmować.
Przecież nie jest dzieckiem, potrafi się przykryć. Odwrócił się
do niej plecami i próbował zasnąć, ale nie mógł - w świetle
jednej świecy dostrzegł zarys paczki. Miał jej ją dzisiaj dać,
ale nie zasłużyła sobie. Nie obchodziło go to wcale, miał dosyć
niańczenia jej. Zamknął oczy, był tak zmęczony, że nie miał
siły kiwnąć nawet palcem, ale za każdym razem, kiedy otwierał
oczy ta cholerna paczka tam była. Nie chciał na nią patrzeć.
Przekręcił się na drugi bok, ale to niewiele pomogło,
bo
teraz w zasięgu jego wzroku znowu była Ginny.
Po
jakimś czasie spędzonym na wmawianiu sobie, że nic go ona nie
obchodzi,
podniósł
się. Nadal patrzyła gdzieś w dal tym niewidzącym wzrokiem.
Podszedł do niej a ona
zdawała
się go nie zauważać, choć jej usta poruszały się bezgłośnie.
Podniósł ją z zamiarem położenia do łóżka. W pierwszej chwili
nie broniła się,
z
jej gardła wydobył się tylko szept.
-
Nie, ja nie chcę. Nie chcę. - zaczęła odpychać jego ręce i
mówić coraz głośniej. - Nie! Nie zmuszaj mnie Nie chcę. Nie! - w
końcu zaczęła się z nim szarpać. Nie mógł jej utrzymać nie
doniósłby jej do łóżka, więc upuścił ją na stojący
najbliżej fotel. Skuliła się uważnie obserwując każdy jego
krok. Poszedł w jej kąt, podniósł koc i przykrył ją
starając
się jednocześnie nie podchodzić za blisko. Poszedł do szafki i
wyciągnął drugi koc dla siebie, zajął stojący naprzeciwko fotel
i okrył nagi tors i nogi. Było mu zimno. Patrząc na nią czuł,
jakby
jego serce naprawdę przypominało górę lodową. Ciągle szeptała
jak w jakimś transie - nie chcę, nie chcę być zła. - Co miał z
nią zrobić,
kiedy
była w takim stanie?
-
Ginny, spójrz na mnie. - odwróciła głowę w jego stronę, ale
wiedział, że tak naprawdę go nie widzi. - Iskra - zawołał w
przestrzeń, a chwilę później jego ulubiona skrzatka pojawiła się
w pokoju. - Pójdziesz do Snape'a. Jeśli jest sam powiesz mu, że
potrzebuję eliksiru uspokajającego i wzmacniającego. Jeśli ktoś
z nim będzie powiedz, że masz ważną wiadomość i czekaj. Nikt
poza nim nie może tego usłyszeć. Powiedz mu, że nic poważnego
się nie stało. Jeżeli zapyta czy potrzebuję pomocy powiedz, że w
razie czego go wezwę. Zapamiętałaś? -
-
Tak panie. - skrzata zniknęła by wykonać zadanie. A on starał się
zrozumieć, co może dziać się w głowie Ginny. Wiedział, że to
nie jest
najlepszy
moment na przesłuchanie,
ale
nie miał pomysłu co z nią teraz zrobić, jej stan niepokoił go.
Był jeszcze jeden powód dla którego postanowił działać teraz.
Musiał
się dowiedzieć skąd wzięła nóż, im wcześniej tym lepiej.
Veritaseum miał u siebie tak jak wiele innych eliksirów, ale zapas
mikstur po które posłał Iskrę
zużył
ostatnio podając Ginny. Nie sądził, że będą mu znowu potrzebne.
Skrzatka
pojawiła się z fiolkami po kilku minutach.
-
Iskra – Draco odezwał się kiedy skrzatka odłożyła eliksiry na
stolik. - musisz dyskretnie sprawdzić,
czy
ktoś nie czai się w pobliżu, być może ktoś czeka na moją
narzeczoną, muszę wiedzieć kto to jest. Podpytaj też delikatnie
tutejsze skrzaty, może one coś wiedzą. Tylko uważaj. Nikt nie
może się dowiedzieć co zrobiła Ginny. - Draco sądził, że
skrzatka zniknie, ale ta stała i patrzyła na niego. Czekała na
pozwolenie by się odezwać. - Wiesz, że możesz mówić swobodnie.
Słucham. - był tym wszystkim
zmęczony,
ale zachowanie skrzata dało mu do zrozumienia, że to musi być coś
ważnego.
-
Panie Psotka jest w bardzo złym stanie. Mówi,
że
to jej wina, że źle pilnowała pani. Przytrzasnęła sobie uszy
piekarnikiem i… Jest załamana. - widział jej wahanie w końcu
niewielu jest panów których by to obeszło.
-
Jest w Malfoy Manor? - kiedy skrzatka pokiwała głową Draco
westchnął,
-
Przyślij ją tu.
Stworzonko
zniknęło. Draco spojrzał na wciąż skuloną na fotelu Ginny.
Dziewczyna zupełnie nie zdawała sobie sprawy,
co
się wokół niej dzieje. Podszedł do stolika i nalał do szklanki
trochę wody. Odmierzył odpowiednie
dawki
eliksiru
wzmacniającego
i
uspokajającego a potem poszedł do gabinetu po veritaserum. Sztylet
błysnął w świetle księżyca przyciągając jego wzrok. Na jego
czubku zaschła odrobina krwi. Jego krwi. Postanowił na razie go tu
zostawić,
oczywiście
pod odpowiednimi zaklęciami. Wyciągnął eliksir z biurka i zamknął
szufladę niewerbalnym zaklęciem. Nadal się wahał czy powinien
teraz podawać miksturę Ginny. Wolał jednak mieć to za sobą.
Wystarczyły trzy krople. Kiedy wszystko było gotowe podszedł i nim
zaczęła walczyć siłą wlał jej wodę z eliksirami do gardła.
Zakrztusiła się,
ale
połknęła wszystko. Patrzył na nią chwilę wiedział, że
mikstury
potrzebują
czasu,
żeby
zacząć działać.
Pyknięcie
a potem cichutki szloch świadczyły o pojawieniu się Psotki.
Przyjrzał jej się uważnie, była jeszcze bardzo młoda, jak na
skrzacie standardy. Uszy miała byle jak przewiązane bandażem. To
był jeden z gorszych dni w jego życiu…
Chodź
za mną. - Draco usiadł na kanapie w salonie i kazał to samo zrobić
skrzatce. Jej wielkie załzawione oczy patrzyły na niego z
niedowierzaniem - no siadaj. Dobrze,
a
teraz powiedz co widziałaś i słyszałaś, niczego nie pomiń.
-
Psotka pilnowała cały czas. - skrzatka mówiła pociągając nosem
- Pani czytała,
potem
przyszedł Pan z tamtymi panami. Psotka poszła za Panią. Potem pani
poszła po książkę, spacerowała,
a
potem znowu czytała. A potem… Potem… - z jej oczu znowu pociekły
łzy, zakryła twarz dłońmi. - Psotka jest złym skrzatem,
nie
ostrzegła Pana. Psotka zasłużyła na karę.
-
Nie Psotko! To nie jest twoja wina. - Draco starał się mówić
spokojnie,
ale
był jeszcze bardziej wściekły na Ginny za to co się stało. - To
pani jest chora, nie panuje nad sobą dlatego kazałem jej pilnować.
Czy widziałaś ten nóż? Widziałaś skąd go wzięła? -
stworzonko pokręciło głową, a z jednego ucha niemal całkowicie
spadł bandaż. - Trudno. A teraz posłuchaj mnie uważnie.
Wypełniłaś moje polecenie i nie zasłużyłaś na karę dlatego
pójdziesz teraz do Tyranki, która
cię
porządnie opatrzy. Potem
możesz
odpocząć. - Draco najchętniej zrobiłby to samo, ale nie mógł,
jeszcze nie. - A jeżeli jeszcze raz to się powtórzy bez mojego
wyraźnego polecenia- wskazał na poparzone uszy skrzatki - dopiero
wtedy zasłużysz sobie na mój gniew. Czy to jest jasne?
-
Tak panie. - Psotka tuż przed zniknięciem spojrzała ze strachem na
uchylone drzwi do sypialni, ale kiedy Draco się odwrócił nikogo
już nie było, słyszał za to szybkie kroki i dźwięk moszczenia
się na fotelu. Wziął głęboki oddech przygotowując się na
ciężką przeprawę. A potem podniósł się i poszedł do sypialni.
Już w progu dało się zauważyć, że eliksiry zaczęły działać.
Jej bystry wzrok utkwiony był w nim. Bez słowa podszedł i usiadł
naprzeciwko ponownie okrywając się kocem. Ona swój ściskała
niczym tarczę.
-
Nie wiesz, że nieładnie jest podsłuchiwać? - zacisnęła usta z
hardą miną,
ale
serum prawdy musiało już zacząć działać.
-
Wiem - odpowiedziała mimo woli,
a
jej oczy zrobiły się nagle okrągłe jak spodki. Jej oddech
przyspieszył. - co mi podałeś? - pisnęła spanikowana.
-
Opanuj się, chcę tylko znać odpowiedź na kilka pytań. Oddychaj,
bo
będę musiał podać Ci drugą dawkę eliksiru na uspokojenie. -
spojrzała na stolik,
na
którym nadal spoczywały
fiolki
z eliksirami.
-
Co jeszcze mi podałeś? - to on miał tu zadawać pytania, ale nie
przejął się tym. Niech wie,
że
milczenie i kłamstwa nie wchodzą w grę.
Eliksir
wzmacniający i veritaserum. - jego głos był neutralny,
ale
ona prawie podskoczyła,
kiedy
usłyszała ostatnią nazwę.
To
przesłuchanie? - cała jej postawa świadczyła
o
buncie przeciw temu,
co
zrobił. Wyprostowała się,
w
jej oczach płonął gniew a
oddech
miała przyspieszony. Bała się tego,
co
może mu powiedzieć.
-
Nie. Chcę po prostu znać odpowiedź na kilka pytań, a po tym co
zrobiłaś nie mogę sobie pozwolić,
by
wierzyć ci na słowo. - nadal oddychała spazmatycznie. Dopiero
po kilku minutach panika powoli zaczęła ustępować. Nadal
jednak nie spuszczała z niego wzroku. Oparł się wygodniej i
przymknął oczy. Ból w ramieniu pulsował. Zastanawiał się czy
Iskra coś znalazła, ale nie mógł jej teraz wezwać.
Potrzebowała
czasu,
by
tutejsze skrzaty zaczęły mówić. Były bardziej zastraszone niż
się spodziewał. Wierzył jednak,
że
Iskra sobie poradzi. Była sprytna dlatego Draco tak ją lubił.
-
Długo zamierzasz to ciągnąć? - jej gniewne słowa wytrwały go z
zamyślenia. - Jaka kara czeka mnie za to co zrobiłam?
-
Słucham? - nie od razu dotarł do niego sens jej słów.
-
Skrzatce kazałeś poparzyć uszy… - z trudem opanował się żeby
nie krzyczeć.
-
Przeze mnie? - nie wierzyła mu, oczywiście.
-
Tak. Miała pilnować żebyś nie zrobiła nic głupiego, a ty, co?
Przez ciebie sama się ukarała, bo nie ostrzegła mnie przed tobą.
Skąd wzięłaś ten cholerny nóż?
-
skuliła się w sobie, Draco miał wrażenie,
że
chce uciec, ale nie ruszyła się z fotela.
-
Znalazłam. - zaczęła bronić się przed działaniem mikstury
widział to w jej spojrzeniu.
Nie
chciała mu tego mówić,
dlatego
tym bardziej chciał się dowiedzieć.
-
Gdzie?
-
Pod książką,
którą
sam
mi
dałeś. - zmrużyła oczy,
ale
nie odwróciła wzroku.
-
Kiedy?
-
Kilka dni temu - nie tego oczekiwał.
-
Nie! Kiedy znalazłaś nóż?
-
Dzisiaj. Kiedy wyszliście ty i
twoi
przyjaciele. - pogarda w jej głosie,
kiedy
mówiła o śmierciożercach sprawiła, że przeszedł go dreszcz. -
Poszłam po książkę, sztylet leżał pod nią. Schowałam go w
rękaw potem chciałam ukryć, żeby mieć czym się bronić. - czyli
nie od razu myślała o użyciu go tylko gdyby zaatakował? Dlaczego
więc sama to zrobiła?
-
Dlaczego chciałaś mnie zabić?
-
Bo musiałam wykorzystać moją szansę! Bo jesteś zły! Bo zmuszasz
mnie do tego ślubu! -Bo chcesz żebym stała się taka jak ty! Nie
zrobisz że mnie śmierciożercy! - wszystkiego się spodziewał
tylko nie tego. Ostatni zarzut zaskoczył go.
-
Co? Co Ci w ogóle przyszło do głowy?
-
Więc po co jestem Ci potrzebna? Chcesz mnie przeciągnąć na swoją
stronę. Wykorzystać moją rodzinę do zniszczenia Zakonu. Nie będę
taka jak ty. Nie chcę być. - w jej oczach znowu dostrzegł strach
przed tym co mówi. Bała się wyznać mu swoją wersję prawdy, tak
o nim myślała,
ale
teraz nie mógł wytłumaczyć jej wszystkiego. A nawet gdyby to
zrobił nie uwierzyłaby mu.
Kto
podłożył ten nóż? Kontaktujesz się z nimi? - to teraz było
najważniejsze. Skoro już wiedział,
że
udało jej się oszukać Psotkę, mogła robić to już wcześniej.
--
Ty go podłożyłeś i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! - ona
naprawdę myślała,
że
to on? Sam zabezpieczył wszystko w tych komnatach. Nawet sztućce,
którymi
jedli nie mogły wyrządzić nikomu krzywdy, a ona… Nie myśli
logicznie. Po prostu przypisuje mu wszystko co najgorsze.
-To
nie ja. - powiedział z naciskiem, ale tylko pokręciła głową,
starał się uspokoić. To co o nim myśli nie ma przecież żadnego
znaczenia. Żadnego. - Musiał to zrobić któryś z mężczyzn,
którzy
przyszli dzisiaj ze mną. Który?
-
Nie znam żadnego, ale jeden... on był w lochu kiedy Malfoy mnie
gwałcił. - jej oczy znowu zrobiły się wielkie z przerażenia.
Nerwowo targała krawędź koca,
który
znowu wydawał się stanowić barierę między nimi. Niech tak będzie
jeśli to miało jej pomóc. Ważne,
że
nie próbowała uciekać. - Był na ceremonii,
kiedy
Malfoy mnie gwałcił...
-
Próbowałem temu zapobiec – powiedział,
ale
ona kontynuowała jakby w ogóle go nie słyszała.
-
Patrzył dzisiaj na mnie jakby sam chciał, chciał to zrobić. -
Draco zacisnął ręce w pięści. Teraz to jemu przydałby się
eliksir uspokajający. Nie wiedział co jej odpowiedzieć. Mogła
mieć rację co do Averyego, ale sens jej słów zabolał go. Pomimo
tego,
ile
wysiłku wkładał w przywrócenie jej do równowagi,
ona
nadal go nienawidziła.
-
Milczysz. - to nie było pytanie ani stwierdzenie,
to
był wyrzut. Wyrzut w jego stronę,
że
nie zareagował, być może spodziewała się innego zachowania po
nim.
-
Będę miał go na oku. Nie skrzywdzi cię.
-
On może nie, ale Malfoy tak. - mówiła od rzeczy, ale nie mogła
kłamać. Ona tak to właśnie widziała. Przez chwilę zastanowił
się jak widzi jego i nie mógł się powstrzymać przed zadaniem
tego pytania. To nie było teraz ważne… a jednak było. Być może
najważniejsze w tym wszystkim.
-
Kim jestem?
-
Jesteś Draco, próbowałam cię zabić. - powiedziała swobodnie,
ale
resztę wymógł na niej eliksir. Widział to w jej oczach znowu
niemal wpadła w panikę. - Jesteś Malfoy. On jest w tobie, widzę
go w tobie. W każdym gniewnym spojrzeniu, w każdej groźbie, każdym
wściekłym słowie, gwałtownym geście, grymasie. Widzę go teraz.
- zacisnął szczęki. Merlinie,
co
on miał z nią zrobić?
-
Boisz się mnie? - sam czuł się jakby wypił veritaserum słowa
wychodziły z jego ust wbrew jego woli. Wcale nie chciał tego
wiedzieć.
-
Boję się Malfoya.
-
Nienawidzisz mnie?
-
N… nienawidzę Malfoya - zawahała się.
-
Dlaczego próbowałaś mnie zabić? - z chwila kiedy
wypowiedział to pytanie już go żałował.
-
Bo mnie zmuszasz. Nie chcę wychodzić za Malfoya. - dlatego? dlatego
próbowała? To ma dla niej największe znaczenie? Była blada i
przerażona. Jej ręce nadal drżały mimo, że zaciskała je
kurczowo. Dowiedział się już wystarczająco, nawet więcej niż
musiał, więcej niż chciał.
-
Nie masz innego wyjścia. - powiedział rozgoryczony nie spodziewając
się odpowiedzi, to nie było pytanie.
-
Wiem. - jej cichy głos drżał.
-
Z resztą ja też nie.
-
Wiem. - była bliska płaczu, nie wiedział co chce osiągnąć
ciągnąć tę rozmowę, ale chciał żeby zrozumiała.
-
Ten ślub musi się odbyć. Nie ma innej możliwości. - nie
wiedział czy przekonuje ją czy siebie.
-
Wiem. - ukryła twarz w dłoniach, wytarła spływające po
policzkach łzy.
-
Więc, dlaczego tak się upierasz? - starał się, żeby jego głos
był łagodny. Obawiał się,
że
jeśli tak dalej pójdzie bez kolejnej dawki środków uspokajających
się nie obejdzie.
-
Nie chcę wychodzić za Malfoya. - Rozpacz. Tak właśnie wygląda
rozpacz.
-
Wychodzisz za mnie, za Draco!
-
Ty jesteś Draco Malfoy. On jest tobą, ty jesteś nim. - Nie udało
mu się do niej dotrzeć. Rozpłakała się na dobre. Nie potrafił
powiedzieć już nic więcej. Podniósł się z fotela i podszedł do
niej. Sam nie wiedział dlaczego,
ale
dzięki temu usłyszał jej ciche słowa - proszę nie torturuj mnie
już.
-
Ja cię torturuję? - przykucnął przed jej fotelem skuliła się
jeszcze bardziej. Jej wzrok przeszywał jego duszę.
-
Nie chcę mówić. Daj mi już spokój. Daj mi spokój. Proszę.
Podniósł
się i poszedł do komody. Torturował ją. Czemu to wszystko nie
jest łatwiejsze? Czemu nie mogła mu tego powiedzieć bez
veritaserum? Wiedział, ze nie mogła, nie potrafiła z nim
rozmawiać, oboje nie potrafili.
-
To dla ciebie. - rzucił paczkę na fotel, na którym przed chwilą
siedział. Ta rozmowa kosztowała go więcej niż myślał. Chciał
tylko wiedzieć kto dał jej sztylet. Żałował,
że
zapytał o coś więcej, jej słowa sprawiały mu większy ból niż
rana którą mu zadała, teraz naprawdę przeszyła jego serce. Nie
chciał być taki jak Lucjusz, a
jednak
dla niej taki właśnie był. Czy kiedykolwiek zachowywał się
względem niej inaczej? Fizycznie, nic strasznego jej nie zrobił nie
licząc ceremonii,
ale
psychicznie? Zastraszał ją, groził… był jej katem, oprawcą,
najgorszym koszmarem o imieniu Malfoy. Poszedł jeszcze raz do
gabinetu. Tym razem z szuflady wyciągnął eliksir bezsennego snu,
zacisnął w dłoni fiolkę, a potem wziął drugą dla siebie. Kiedy
wszedł do sypialni płakała owinięta w białą jak śnieg koronkę.
Nawet w tak nikłym świetle biel aż lśniła. Ślubny welon
Prewettów, przekazywany z matki na córkę od jedenastu pokoleń i
każda matka dorabiała nową część. Tyle wiedział z listu
Weasleyów,
ale
to nie była tylko rzecz. To był symbol.
-
Wypij to. Rano veritaserum nie będzie już działać. - popatrzyła
na fiolkę ze strachem. - Weź, gdybym miał coś ci zrobić nie
obchodziłoby mnie, czy będziesz spała, czy nie. - Niepewnie
wyciągnęła rękę.
-
Oni się zgodzili? - znała odpowiedź na to pytanie,
ale
czuł że musi to powiedzieć.
-
Tak. Tak, jak my, nie mieli innego wyjścia. Wypij. - drżącymi
rękoma odkorkowała flakonik i wypiła całą zawartość. Patrzył
jak zasypia. Po kilku minutach kiedy był pewny,
że
eliksir działa podniósł ją, nadal okrytą kocem i ściskającą w
dłoni welon. Biała materia ciągnęła się za nimi po podłodze
kiedy niósł ją
w
stronę łóżka, była taka lekka. Położył ją nie siląc się na
nic więcej poza okryciem jej kołdrą. Położył się i zażył
połowę fiolki. Zamierzał wstać przed nią i dać jej to,
czego
chciała.
Dać
jej spokój,
tak
długo,
jak
to będzie możliwe.
<3
OdpowiedzUsuńNigdy wczesniej nie komentowałam twojej historii
Bardzo mi się podoba
Rozdział chwyta za serducho
Nie mogę doczekać się dalszego rozwoju <3
Wow, nie spodziewałam się tak szczegółowego wątku Draco i Ginni, jestem pozytywnie zaskoczona, ale przede wszystkim zaciekawiona dalszym rozwojem ich relacji...ciężko wyobrazic sobie szczęście łączące tych dwoje skoro ona jest zdewastowana emocjonalnie. Uzbrajam się w cierpliwość i czekam. Uwielbiam tą historię... Więc dziękuję, że ją tworzysz:) czekam na wielką dawkę H i S. MjRachel
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę z kolejnego rozdziału. Podoba mi się rozszerzony wątek o Ginny i Draco. Wierzę, że dojdzie do siebie i kiedyś będzie szczęśliwa w tym małżeństwie, choć z jej strony na razie się na to nie zapowiada. Współczuję także jemu , że musi znosić całą tą sytuację choć także jej nie chciał. W końcu to i to nie tylko dla swojego bezpieczeństwa, ale również i przede wszystkim dla niej.
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział i nie mogę się doczekać kolejnego. Oby szybko wena dała znać o sobie w pełnej okazałości.
Serdecznie pozdrawiam i dużo dużo weny życzę kochana Senri97
Ginny jest najbardziej irytująca postacią w tej historiihistorii , aż odrzuca od czytania. Czekam na ciąg dalszy Severusa i Hermiony.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że wracasz do pisania. Dzięki temu rozdziałowi troszkę lepiej zrozumiałam postępowanie i myślenie Ginny. Czekam na dalsze części. Życzę dużo weny
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jakakolwiek
Wciąga bardzo szybko poproszę o nowy rozdział😊
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo smutny. Szkoda mi w tym wszystkim Draco, bo biedny się bardzo stara. Mam nadzieję, że Ginny w końcu zrouzmie intencje Draco. Każdym kolejnym rozdziałem udowadniasz, że warto czekać na kontynuację. Nie mogę się doczekać kolejnej części i życzę dużo weny😉
OdpowiedzUsuńDo twojego opowiadania ciągnęło mnie od la, ale zawsze uważałam, że do niektórych trzeba dorosnąć. Gdy uznałam, że nadszedł czas, zauważyłam że już nie publikujesz. Nie chciałam pokochać historii, która nie zostanie zakończona. Minęły kolejne lata, z zaczytywania się w fanfiction przeniosłam się na uwielbianie niemieckich i rosyjskich musicali, zagłębieniu się w biologię i zaczytywaniu się w Draculę. Nie wiem co tknęło mnie, by tu zajrzeć. Ale gdy tylko zobaczyłam, że są nowe rozdziały, z miejsca przeczytałam całość. Genialnie piszesz, twoja historia jest wciągająca, szczera i taka... prawdziwa. Nie raz łamie serce, by potem posklejać je tanim klejem i kawałkami taśmy, by przy kolejnym rozdziale znowu rozsypać się w drobny mak. Tworzy tak misterną całość, każde słowo zdaje się dwuznaczne, oznaczające więcej, niż ktokolwiek się spodziewa. Pragnę więcej Voldemorta, poznać jego cele, pragnienia. Co takiego się z nim stało. Czy jego bardziej "ludzka" twarz jest kolejną maską, czy to, co się z nim stało, da bohaterom jeszcze więcej luzu, czy zniszczy delikatną idyllę, którą udaje im się prowadzić. Z niecierpliwością czekam na kolejne części i liczę, że dożyję końca tej opowieści
OdpowiedzUsuńJ.G
Kurcze, ale mi glupio że dopiero teraz czytam i komentuję ten rozdział. Jak zwykle jest świetny! Sytuacja między Draco i Ginny tkwi w trudnym punkcie. Nienawidzę Avery'ego. �� Wszystko pogorszył, chociaż taka chwila szczerości w przyszłości może wyjść im na dobre. Obawiam się jednak, że użycie Veritaserum na Ginny nie przyniesie Draco nic dobrego. Trochę Ginny mnie rozczarowała, chociaż z drugiej strony jestem pełna podziwu, że planowała wykorzystać okazję do ucieczki. Chociaż czy tak naprawdę miala okazję? Myślę, że gdyby bardziej to przemyślała to nie atakowałaby Draco nożem. Przecież jest w domu pełnym smierciożerców! Jak chciała wyjść z ich pokoju? Cp chciała dalej zrobić? Zero planu, co dowodzi w jak złym stanie psychicznym jest Ginny. :(
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, przeczytałam go w moment. �� Twój styl pisania dalej mnie zachwyca. Nie wiem jak ty to robisz, że talie trudne sceny tak łatwo się czyta.
Lecę czytać dalej. �� Pozdrawiam, mlodzia113