wtorek, 14 stycznia 2020

część trzydziesta szósta

Ten rozdział miałam częściowo napisany już trzy lata temu, wracałam tu za każdym razem kiedy usiłowałam coś napisać. Zmieniałam kombinowałam, aż kiedyś w końcu stwierdziłam że już lepiej nie potrafię. Wiecie jak to jest obracać coś w myślach przez tak długi czas? Teraz w końcu to publikuję i jest to dla mnie duże przeżycie bo też jest to jeden z najważniejszych rozdziałów. Dlatego nie szczędźcie mi komentarzy. Jeśli nie wiecie co napisać zostawcie emotkę, lub jakikolwiek ślad, że było warto, że czytacie i mam dla kogo pisać dalej. Wiem, że tam jesteście, ale czasem żeby podtrzymać tę wiedzę chciałabym was zobaczyć. A teraz nie zanudzam. Wstrzymajcie oddech.




Skończyła czytać tę książkę już dawno, ale tak, jak “prosił” zapoznała się dokładniej z obrzędami ślubnymi. Wiedziała już wszystko, co było potrzebne, ale jakiś szczegół nie dawał jej spokoju. Coś, co kazało jej ciągle wracać do tej lektury. Do ślubu zostało już tylko sześć dni, a ona nadal miała do niego taki sam stosunek. Powoli jednak zaczynała się poddawać. Hermiona zgodziła się zostać jej świadkiem, chociaż to Malfoy ją o to poprosił, a nie ona. Od ostatniego razu, kiedy wyszła po rozmowie z nim nie widziały się wcale. Westchnęła głęboko i ponownie zaczęła czytać tę książkę. Poradnik dla młodych wiedźm, było w nim sporo przydatnej wiedzy dla kogoś, kto nie znał magicznych zwyczajów. Ten wolumin musiał być jednym z pierwszych wydań. Część kartek nosiła na sobie ślady zaginania rogów, a rozdział o urządzaniu przyjęć musiał być czytany tyle razy, że tom sam się na nim otwierał. Ona prawie mogłaby zrezygnować z czytania gdyby nie to, że przedstawiał dokładnie to, czego będzie od niej wymagał Malfoy. Poza zasadami, które wpajała jej matka, był tu opisany szereg wymogów dotyczących starych, czystokrwistych rodów. I tak na przykład dobre wychowanie nie pozwalało na pocałunki w towarzystwie, natomiast członkowie starych rodów obowiązani byli w towarzystwie traktować się chłodno, okazywanie jakiejkolwiek czułości było zakazane za co dziękowała w duchu Merlinowi. Przed ślubem miała szereg dodatkowych obowiązków, a po ślubie powinna wziąć udział w rytuale przyjęcia do rodu. Po ślubie jej stroje, zachowanie, a nawet fryzura miały być zgodne ze ściśle określonym wzorcem. Ta perspektywa jeśli to w ogóle możliwe, wydała jej się jeszcze gorsza. To miał być całkowity koniec jej wolności. 




Siedziała w salonie więc od czasu do czasu słyszała głosy ludzi przechodzących obok ich drzwi. Nie spodziewała się nikogo, dlatego była w szoku, kiedy nagle te drzwi się otworzyły i weszło przez nie trzech obcych mężczyzn. Oblał ją zimny pot, kiedy rozpoznała jednego z nich. On był wtedy w tamtym lochu. Patrzył teraz na nią z takim wyrazem twarzy jakby miał się na nią rzucić. Poderwała się z krzesła i cofnęła o krok. A on był coraz bliżej.
- Kochanie? - jej przerażony wzrok powędrował w kierunku Malfoya, dopiero teraz go dostrzegła, wszedł jako ostatni. Czy zauważył co się z nią dzieje? - Zechcesz zostawić nas samych? - to nie była prośba, to było polecenie i wykonała je natychmiast. Bez słowa sprzeciwu. Ten mężczyzna nie spuszczał z niej wzroku, dopóki nie zniknęła za drzwiami do sypialni. Oparła się o nie i poczuła ulgę, słysząc, że Malfoy ją zamknął. Nie mogła wyjść, ale też nikt nie mógł tu wejść bez wzbudzania podejrzeń. Drżała na całym ciele. To niespodziewane spotkanie wywołało falę mdłości. Oddychała ciężko starając się opanować. Słyszała z salonu ich głosy. Jakieś pytanie. Odpowiedź Malfoya a potem śmiech tamtych. To z niej się śmiali. Zadrżała. Nie znosiła go, ale w jakiś sposób była mu wdzięczna za to, że nie zmuszał jej do pozostania w ich towarzystwie. Po kilkunastu minutach wyszli. Zaraz potem zamek w drzwiach znowu kliknął. Nie wróciła tam, nie była gotowa. Dopiero po jakimś czasie, kiedy była już zupełnie spokojna poszła po książkę z zamiarem dalszego czytania w sypialni, jednak nie zabrała jej ze stolika, coś zmusiło ją do pozostania w miejscu. Pod okładką ktoś zostawił ukryty sztylet. Drżącą ręką sięgnęła po niego i ukryła ostrożnie w rękawie bluzki, tak żeby ktoś obserwujący ją niczego nie zauważył. Wiedziała już, że Malfoy wysyła skrzaty, żeby jej pilnowały dlatego działała tak, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Na początku zamierzała schować nóż tak, by był w gotowości, gdyby Malfoy pokazał swoją prawdziwą twarz. Porzuciła książkę, bo nie potrafiła się skupić, kręciła się po komnatach szukając odpowiedniego miejsca, by ukryć swoją broń. Nie potrafiła jednak wypuścić sztyletu z ręki. Każde miejsce wydawało się zbyt oczywiste, a skrzaty zaglądały wszędzie. Po jakimś czasie w jej głowie zaczął klarować się pewien plan. Wzięła książkę, ale nie zamierzała jej czytać, potrzebowała jej by ukryć swoje zamiary, usiadła jak najbliżej drzwi i czekała.
***
Wracał do swoich komnat zadowolony. Poszedł do Snape'a, żeby z nim porozmawiać o roli Hermiony w ich planie. Na początku mężczyzna się spiął, ale Draco wiedział jak go podejść. Zarzucił mu brak logiki w jego postępowaniu. Potrzebna im była każda pomoc, a ona była bardzo inteligentna i potrafiła tych swoich idiotów wyciągnąć z niemal każdej opresji. Jedyne z czym musiał się pilnować, to nie powiedzieć,- tego, co podejrzewał już od dawna, że on nie chce jej pomocy, bo za bardzo się boi. Boi się o nią, że mógłby ją stracić, bo zadurzył się jak ostatni idiota. I teraz rezygnuje z idealnego rozwiązania tylko dlatego, że groziłoby jej niebezpieczeństwo. Jak setki razy wcześniej z resztą, w końcu, jak często narażała się dla Pattera i Weasleya? A skoro już o Weasleyach mowa to był jeszcze jeden powód jego zadowolenia tego wieczora. Przyszli teściowie odpisali na jego list, zgodzili się i podpisali kontrakt, a także przesłali paczkę dla Ginny. Napisali co jest w środku, nie otwierał, ale dla pewności sprawdził ją kilkoma zaklęciami. Była czysta, nie licząc niewielkiej kartki, ale nie spodziewał się, żeby mogła ona stanowić jakiekolwiek zagrożenie, choć zamierzał później o nią zapytać. Sam nie wiedział czy wolałby, żeby dziewczyna jeszcze nie spała, by mógł zobaczyć jej reakcję, czy lepiej by było, by odpakowała przesyłkę dopiero rano. Otworzył drzwi do swoich komnat. W powietrzu błysnęło ostrze. Starał się uchylić, ale wiedział, że nie zdąży. W następnej sekundzie ze zdziwieniem zarejestrował pieczenie na ramieniu, choć nóż wycelowany był prosto w jego serce.
***
Długo czekała nasłuchując pod drzwiami. Na zewnątrz było już całkowicie ciemno, ale ona była zdeterminowana wykorzystać swoją szansę. W końcu usłyszała kroki, które zdążyła już poznać. Podeszła do drzwi. On się zbliżał, zatrzymał a potem klamka się poruszyła. Podniosła rękę do ciosu. Ostrze błysnęło w świetle kilku świec. Usłyszała zaskoczony jęk, a w powietrzu uniósł się metaliczny zapach krwi. Z ostrza kapnęła na dywan szkarłatna kropla. Trafiła go! Już miała zacząć uciekać, ale jej nadgarstki zostały zamknięte w stalowym uścisku. Podniosła wzrok i napotkała jego spojrzenie. Było nieprzeniknione, nie potrafiła nawet powiedzieć, czy jest wściekły jej atakiem. Wykręcił jej rękę i upuściła nóż. Drżała na całym ciele. Chciała uciec, wyrwać się, ale zaczął przypierać ją do ściany. W akcie desperacji udało jej się trafić pięścią w jego ramię, gdzie koszula była mokra od krwi. Zaskoczony puścił ją. Schyliła się, złapała sztylet i uciekła w drugi koniec pokoju. Wiedziała, że nie ma żadnych szans. Czekała tylko, aż on wyciągnie różdżkę i ją rozbroi. Powoli podchodził, a ona coraz bardziej drżała. Nie miała dokąd uciec. Pozostało jej tylko jedno. Nie pozwoli się zniewolić. Już śmierć będzie lepsza. Zacisnęła palce na rękojeści sztyletu i ostrze wycelowała w swój brzuch. Kiedy na ułamek sekundy spuściła wzrok Malfoy złapał ją i ponownie zmusił, żeby upuściła sztylet. Czekała na jakąś jego reakcję cokolwiek, ale on uparcie milczał. Patrzył tylko, ale ten wzrok działał na nią, palił, przeszywał jej umysł. Nie potrafiła zebrać myśli. Nogi się pod nią ugięły. Nie pozwolił jej upaść, podtrzymując, niemal niosąc, zaprowadził ją do kanapy. Usiadł i pociągnął ją za sobą. Znalazła się na jego kolanach. Jedną ręką ściskał obie jej dłonie, które wydawały się tak sztywne, że nie mogła nimi poruszyć. Nagle, jakby straciła wszystkie siły. Oparł jej głowę na swoim ramieniu i trzymał, kiedy starała się odsunąć. Widziała czerwoną plamę powiększającą się z każdą chwilą na rękawie jego koszuli. Z całą mocą uświadamiała sobie, że próbowała zabić człowieka. Oczy miała szeroko otwarte. Po policzkach płynęły łzy. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Była i roztrzęsiona i spokojna. Wiedziała tylko jedno i była tym całkowicie przerażona. Próbowała zabić człowieka. Łapała spazmatyczne oddechy a w głowie huczała jej tylko jedna myśl. Próbowała zabić. Próbowała zabić. Zabić. Zabić…
Świece się wypaliły. Ostatnia z nich zgasła z sykiem. Oddech jej się wyrównał. Policzki wyschły. Jego uścisk jakby zelżał. Poruszyła się chcąc się od niego odsunąć. Jego bliskość wpływała na nią niepokojąco. W jednej chwili wzmógł czujność. Nie pozwolił jej się ruszyć nawet o centymetr.
- Puść mnie. - z jej gardła wydobył się ledwie szept.
- Wypowiedz moje imię. - to była jego jedyna odpowiedź. Próbowała się wyszarpać, ale nie na wiele się to zdało. Wahała się kilka minut jakby to jedno słowo nie chciało jej przejść przez gardło.
- Draco. - w jednej chwili była wolna. Uciekła, ale w jej głowie nadal kołatała się ta myśl. Próbowała zabić. Próbowała zabić człowieka. Próbowała zabić Draco.

***
Jeszcze długo potem nie potrafił zrozumieć, co się działo. W jaki sposób odebrał jej nóż, ile czasu siedzieli na kanapie, zanim ją puścił, ani dlaczego kazał jej wypowiedzieć swoje imię. Czuł tylko krew, która ściekała mu powoli po ramieniu i palący ból. Dziwił się, że nadal żyje. Poruszył się i w nikłym blasku żaru z kominka dostrzegł porzucone na podłodze ostrze, podszedł tam i je podniósł. Zabezpieczył je, a potem odłożył do przeszklonej gabloty w gabinecie z zamiarem późniejszego zbadania. Miał iść prosto do  łazienki, ale po drodze zabrał jeszcze rzuconą niedbale paczkę, położył ją na komodzie w sypialni i poszedł się umyć. Zamknął za sobą drzwi. Zaczął powoli ściągać z siebie koszulę. Rana już prawie nie krwawiła, ale materiał przykleił się, szarpnięciem oderwał go od przeciętej skóry i z bólu aż jęknął. Krew znowu pociekła choć cięcie nie był bardzo głębokie. Wystarczyłoby zaklęcie, żeby je zamknąć, ale nie użył różdżki. Rozebrał się i wszedł pod chłodny strumień wody. Jego myśli błądziły wciąż na nowo odtwarzając atak. Ułamek sekundy dzielił go od ciosu w serce. Ułamek sekundy…
Powinien dowiedzieć się skąd wzięła nóż… Ostatnio potroił zabezpieczenia, ale nadal coś musiał przegapić… Tak bardzo go nienawidziła, że próbowała go zabić kiedy tylko nadarzyła się okazja… Co powinien z nią teraz zrobić..? Jak się zachować..?
W głowiecmiał pustkę. Był wściekły nie tylko na nią, ale na całą tę sytuację, na Lucjusza, na śmierciożerców, na samego siebie. Nie zachował dostatecznej czujności. Zaczynała się przełamywać i to go zmyliło. Powinien był się bardziej pilnować. Nie mógł się tego spodziewać, ale mógł przynajmniej zachować ostrożność. 
***
Wyszedł z łazienki ubrany w same bokserki. Wielkie łóżko zapraszało do spania. Dzisiejsze wydarzenia, upływ krwi i stres wykończyły go. Położył się i już miał zasnąć, gdy przewrócił się na drugi bok i zobaczył ją siedzącą w kącie. Znowu. Nie spała jak zwykle, oczy miała szeroko otwarte, a wzrok nieobecny. Normalnie by się podniósł... Ale już miał dosyć. Ile można. Wieczne proszenie się o najdrobniejsze rzeczy, płaszczenie się przed nią, traktowanie jej, jakby była zrobiona z delikatnego, cienkiego kryształu. I co z tego miał? Wymówki, awantury, dźganie nożem, w najlepszym razie ponure milczenie.



Niech sobie tam siedzi, jeśli tak bardzo jej się tam podoba. Zaklęciem wysłał jej koc, być może zbyt gwałtownie, bo pled odbił się z głuchym odgłosem o jej kolana, zsunął na podłogę i zwinął przy jej kostkach. Ale on nie miał zamiaru się tym przejmować. Przecież nie jest dzieckiem, potrafi się przykryć. Odwrócił się do niej plecami i próbował zasnąć, ale nie mógł - w świetle jednej świecy dostrzegł zarys paczki. Miał jej ją dzisiaj dać, ale nie zasłużyła sobie. Nie obchodziło go to wcale, miał dosyć niańczenia jej. Zamknął oczy, był tak zmęczony, że nie miał siły kiwnąć nawet palcem, ale za każdym razem, kiedy otwierał oczy ta cholerna paczka tam była. Nie chciał na nią patrzeć. Przekręcił się na drugi bok, ale to niewiele pomogło, bo teraz w zasięgu jego wzroku znowu była Ginny.
Po jakimś czasie spędzonym na wmawianiu sobie, że nic go ona nie obchodzi, podniósł się. Nadal patrzyła gdzieś w dal tym niewidzącym wzrokiem. Podszedł do niej a ona zdawała się go nie zauważać, choć jej usta poruszały się bezgłośnie. Podniósł ją z zamiarem położenia do łóżka. W pierwszej chwili nie broniła się, z jej gardła wydobył się tylko szept.
- Nie, ja nie chcę. Nie chcę. - zaczęła odpychać jego ręce i mówić coraz głośniej. - Nie! Nie zmuszaj mnie Nie chcę. Nie! - w końcu zaczęła się z nim szarpać. Nie mógł jej utrzymać nie doniósłby jej do łóżka, więc upuścił ją na stojący najbliżej fotel. Skuliła się uważnie obserwując każdy jego krok. Poszedł w jej kąt, podniósł koc i przykrył ją starając się jednocześnie nie podchodzić za blisko. Poszedł do szafki i wyciągnął drugi koc dla siebie, zajął stojący naprzeciwko fotel i okrył nagi tors i nogi. Było mu zimno. Patrząc na nią czuł, jakby jego serce naprawdę przypominało górę lodową. Ciągle szeptała jak w jakimś transie - nie chcę, nie chcę być zła. - Co miał z nią zrobić, kiedy była w takim stanie? 
- Ginny, spójrz na mnie. - odwróciła głowę w jego stronę, ale wiedział, że tak naprawdę go nie widzi. - Iskra - zawołał w przestrzeń, a chwilę później jego ulubiona skrzatka pojawiła się w pokoju. - Pójdziesz do Snape'a. Jeśli jest sam powiesz mu, że potrzebuję eliksiru uspokajającego i wzmacniającego. Jeśli ktoś z nim będzie powiedz, że masz ważną wiadomość i czekaj. Nikt poza nim nie może tego usłyszeć. Powiedz mu, że nic poważnego się nie stało. Jeżeli zapyta czy potrzebuję pomocy powiedz, że w razie czego go wezwę. Zapamiętałaś? -
- Tak panie. - skrzata zniknęła by wykonać zadanie. A on starał się zrozumieć, co może dziać się w głowie Ginny. Wiedział, że to nie jest najlepszy moment na przesłuchanie, ale nie miał pomysłu co z nią teraz zrobić, jej stan niepokoił go. Był jeszcze jeden powód dla którego postanowił działać teraz. Musiał się dowiedzieć skąd wzięła nóż, im wcześniej tym lepiej. Veritaseum miał u siebie tak jak wiele innych eliksirów, ale zapas mikstur po które posłał Iskrę zużył ostatnio podając Ginny. Nie sądził, że będą mu znowu potrzebne.
Skrzatka pojawiła się z fiolkami po kilku minutach.
- Iskra – Draco odezwał się kiedy skrzatka odłożyła eliksiry na stolik. - musisz dyskretnie sprawdzić, czy ktoś nie czai się w pobliżu, być może ktoś czeka na moją narzeczoną, muszę wiedzieć kto to jest. Podpytaj też delikatnie tutejsze skrzaty, może one coś wiedzą. Tylko uważaj. Nikt nie może się dowiedzieć co zrobiła Ginny. - Draco sądził, że skrzatka zniknie, ale ta stała i patrzyła na niego. Czekała na pozwolenie by się odezwać. - Wiesz, że możesz mówić swobodnie. Słucham. - był tym wszystkim zmęczony, ale zachowanie skrzata dało mu do zrozumienia, że to musi być coś ważnego.
- Panie Psotka jest w bardzo złym stanie. Mówi, że to jej wina, że źle pilnowała pani. Przytrzasnęła sobie uszy piekarnikiem i… Jest załamana. - widział jej wahanie w końcu niewielu jest panów których by to obeszło.
- Jest w Malfoy Manor? - kiedy skrzatka pokiwała głową Draco westchnął,
- Przyślij ją tu. 
Stworzonko zniknęło. Draco spojrzał na wciąż skuloną na fotelu Ginny. Dziewczyna zupełnie nie zdawała sobie sprawy, co się wokół niej dzieje. Podszedł do stolika i nalał do szklanki trochę wody. Odmierzył odpowiednie dawki eliksiru wzmacniającego i uspokajającego a potem poszedł do gabinetu po veritaserum. Sztylet błysnął w świetle księżyca przyciągając jego wzrok. Na jego czubku zaschła odrobina krwi. Jego krwi. Postanowił na razie go tu zostawić, oczywiście pod odpowiednimi zaklęciami. Wyciągnął eliksir z biurka i zamknął szufladę niewerbalnym zaklęciem. Nadal się wahał czy powinien teraz podawać miksturę Ginny. Wolał jednak mieć to za sobą. Wystarczyły trzy krople. Kiedy wszystko było gotowe podszedł i nim zaczęła walczyć siłą wlał jej wodę z eliksirami do gardła. Zakrztusiła się, ale połknęła wszystko. Patrzył na nią chwilę wiedział, że mikstury potrzebują czasu, żeby zacząć działać.
Pyknięcie a potem cichutki szloch świadczyły o pojawieniu się Psotki. Przyjrzał jej się uważnie, była jeszcze bardzo młoda, jak na skrzacie standardy. Uszy miała byle jak przewiązane bandażem. To był jeden z gorszych dni w jego życiu…



Chodź za mną. - Draco usiadł na kanapie w salonie i kazał to samo zrobić skrzatce. Jej wielkie załzawione oczy patrzyły na niego z niedowierzaniem - no siadaj. Dobrze, a teraz powiedz co widziałaś i słyszałaś, niczego nie pomiń. 
- Psotka pilnowała cały czas. - skrzatka mówiła pociągając nosem - Pani czytała, potem przyszedł Pan z tamtymi panami. Psotka poszła za Panią. Potem pani poszła po książkę, spacerowała, a potem znowu czytała. A potem… Potem… - z jej oczu znowu pociekły łzy, zakryła twarz dłońmi. - Psotka jest złym skrzatem, nie ostrzegła Pana. Psotka zasłużyła na karę. 
- Nie Psotko! To nie jest twoja wina. - Draco starał się mówić spokojnie, ale był jeszcze bardziej wściekły na Ginny za to co się stało. - To pani jest chora, nie panuje nad sobą dlatego kazałem jej pilnować.  Czy widziałaś ten nóż? Widziałaś skąd go wzięła? - stworzonko pokręciło głową, a z jednego ucha niemal całkowicie spadł bandaż. - Trudno. A teraz posłuchaj mnie uważnie. Wypełniłaś moje polecenie i nie zasłużyłaś na karę dlatego pójdziesz teraz do Tyranki, która cię porządnie opatrzy. Potem możesz odpocząć. - Draco najchętniej zrobiłby to samo, ale nie mógł, jeszcze nie. - A jeżeli jeszcze raz to się powtórzy bez mojego wyraźnego polecenia- wskazał na poparzone uszy skrzatki - dopiero wtedy zasłużysz sobie na mój gniew. Czy to jest jasne? 
- Tak panie. - Psotka tuż przed zniknięciem spojrzała ze strachem na uchylone drzwi do sypialni, ale kiedy Draco się odwrócił nikogo już nie było, słyszał za to szybkie kroki i dźwięk moszczenia się na fotelu. Wziął głęboki oddech przygotowując się na ciężką przeprawę. A potem podniósł się i poszedł do sypialni. Już w progu dało się zauważyć, że eliksiry zaczęły działać. Jej bystry wzrok utkwiony był w nim. Bez słowa podszedł i usiadł naprzeciwko ponownie okrywając się kocem. Ona swój ściskała niczym tarczę. 
- Nie wiesz, że nieładnie jest podsłuchiwać? - zacisnęła usta z hardą miną, ale serum prawdy musiało już zacząć działać. 
- Wiem - odpowiedziała mimo woli, a jej oczy zrobiły się nagle okrągłe jak spodki. Jej oddech przyspieszył. - co mi podałeś? - pisnęła spanikowana. 
- Opanuj się, chcę tylko znać odpowiedź na kilka pytań. Oddychaj, bo będę musiał podać Ci drugą dawkę eliksiru na uspokojenie. - spojrzała na stolik, na którym nadal spoczywały fiolki z eliksirami. 
- Co jeszcze mi podałeś? - to on miał tu zadawać pytania, ale nie przejął się tym. Niech wie, że milczenie i kłamstwa nie wchodzą w grę. 
Eliksir wzmacniający i veritaserum. - jego głos był neutralny, ale ona prawie podskoczyła, kiedy usłyszała ostatnią nazwę. 
To przesłuchanie? - cała jej postawa świadczyła o buncie przeciw temu, co zrobił. Wyprostowała się, w jej oczach płonął gniew a oddech miała przyspieszony. Bała się tego, co może mu powiedzieć. 
- Nie. Chcę po prostu znać odpowiedź na kilka pytań, a po tym co zrobiłaś nie mogę sobie pozwolić, by wierzyć ci na słowo. - nadal oddychała spazmatycznie. Dopiero po kilku minutach panika powoli zaczęła ustępować. Nadal jednak nie spuszczała z niego wzroku. Oparł się wygodniej i przymknął oczy. Ból w ramieniu pulsował. Zastanawiał się czy Iskra coś znalazła, ale nie mógł jej teraz wezwać. Potrzebowała czasu, by tutejsze skrzaty zaczęły mówić. Były bardziej zastraszone niż się spodziewał. Wierzył jednak, że Iskra sobie poradzi. Była sprytna dlatego Draco tak ją lubił. 
- Długo zamierzasz to ciągnąć? - jej gniewne słowa wytrwały go z zamyślenia. - Jaka kara czeka mnie za to co zrobiłam? 
- Słucham? - nie od razu dotarł do niego sens jej słów. 
- Skrzatce kazałeś poparzyć uszy… - z trudem opanował się żeby nie krzyczeć. 
- Przeze mnie? - nie wierzyła mu, oczywiście.
- Tak. Miała pilnować żebyś nie zrobiła nic głupiego, a ty, co? Przez ciebie sama się ukarała, bo nie ostrzegła mnie przed tobą. Skąd wzięłaś ten cholerny nóż? - skuliła się w sobie, Draco miał wrażenie, że chce uciec, ale nie ruszyła się z fotela. 
- Znalazłam. - zaczęła bronić się przed działaniem mikstury widział to w jej spojrzeniu. Nie chciała mu tego mówić, dlatego tym bardziej chciał się dowiedzieć. 
- Gdzie? 
- Pod książką, którą sam mi dałeś. - zmrużyła oczy, ale nie odwróciła wzroku. 
- Kiedy? 
- Kilka dni temu - nie tego oczekiwał.
- Nie! Kiedy znalazłaś nóż? 
- Dzisiaj. Kiedy wyszliście ty i twoi przyjaciele. - pogarda w jej głosie, kiedy mówiła o śmierciożercach sprawiła, że przeszedł go dreszcz. - Poszłam po książkę, sztylet leżał pod nią. Schowałam go w rękaw potem chciałam ukryć, żeby mieć czym się bronić. - czyli nie od razu myślała o użyciu go tylko gdyby zaatakował? Dlaczego więc sama to zrobiła? 
- Dlaczego chciałaś mnie zabić? 
- Bo musiałam wykorzystać moją szansę! Bo jesteś zły! Bo zmuszasz mnie do tego ślubu! -Bo chcesz żebym stała się taka jak ty! Nie zrobisz że mnie śmierciożercy! - wszystkiego się spodziewał tylko nie tego. Ostatni zarzut zaskoczył go. 
- Co? Co Ci w ogóle przyszło do głowy? 
- Więc po co jestem Ci potrzebna? Chcesz mnie przeciągnąć na swoją stronę. Wykorzystać moją rodzinę do zniszczenia Zakonu. Nie będę taka jak ty. Nie chcę być. - w jej oczach znowu dostrzegł strach przed tym co mówi. Bała się wyznać mu swoją wersję prawdy, tak o nim myślała, ale teraz nie mógł wytłumaczyć jej wszystkiego. A nawet gdyby to zrobił nie uwierzyłaby mu. 
Kto podłożył ten nóż? Kontaktujesz się z nimi? - to teraz było najważniejsze. Skoro już wiedział, że udało jej się oszukać Psotkę, mogła robić to już wcześniej. 
-- Ty go podłożyłeś i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! - ona naprawdę myślała, że to on? Sam zabezpieczył wszystko w tych komnatach. Nawet sztućce, którymi jedli nie mogły wyrządzić nikomu krzywdy, a ona… Nie myśli logicznie. Po prostu przypisuje mu wszystko co najgorsze. 
-To nie ja. - powiedział z naciskiem, ale tylko pokręciła głową, starał się uspokoić. To co o nim myśli nie ma przecież żadnego znaczenia. Żadnego. -   Musiał to zrobić któryś z mężczyzn, którzy przyszli dzisiaj ze mną. Który? 
- Nie znam żadnego, ale jeden... on był w lochu kiedy Malfoy mnie gwałcił. - jej oczy znowu zrobiły się wielkie z przerażenia. Nerwowo targała krawędź koca, który znowu wydawał się stanowić barierę między nimi. Niech tak będzie jeśli to miało jej pomóc. Ważne, że nie próbowała uciekać. - Był na ceremonii, kiedy Malfoy mnie gwałcił... 
- Próbowałem temu zapobiec – powiedział, ale ona kontynuowała jakby w ogóle go nie słyszała. 
- Patrzył dzisiaj na mnie jakby sam chciał, chciał to zrobić. - Draco zacisnął ręce w pięści. Teraz to jemu przydałby się eliksir uspokajający. Nie wiedział co jej odpowiedzieć. Mogła mieć rację co do Averyego, ale sens jej słów zabolał go. Pomimo tego, ile wysiłku wkładał w przywrócenie jej do równowagi, ona nadal go nienawidziła. 
- Milczysz. - to nie było pytanie ani stwierdzenie, to był wyrzut. Wyrzut w jego stronę, że nie zareagował, być może spodziewała się innego zachowania po nim. 
- Będę miał go na oku. Nie skrzywdzi cię.
- On może nie, ale Malfoy tak. - mówiła od rzeczy, ale nie mogła kłamać. Ona tak to właśnie widziała. Przez chwilę zastanowił się jak widzi jego i nie mógł się powstrzymać przed zadaniem tego pytania. To nie było teraz ważne… a jednak było. Być może najważniejsze w tym wszystkim. 
- Kim jestem? 
- Jesteś Draco, próbowałam cię zabić. - powiedziała swobodnie, ale resztę wymógł na niej eliksir. Widział to w jej oczach znowu niemal wpadła w panikę. - Jesteś Malfoy. On jest w tobie, widzę go w tobie. W każdym gniewnym spojrzeniu, w każdej groźbie, każdym wściekłym słowie, gwałtownym geście, grymasie. Widzę go teraz. - zacisnął szczęki. Merlinie, co on miał z nią zrobić? 
- Boisz się mnie? - sam czuł się jakby wypił veritaserum słowa wychodziły z jego ust wbrew jego woli. Wcale nie chciał tego wiedzieć. 
- Boję się Malfoya.
- Nienawidzisz mnie? 
- N… nienawidzę Malfoya - zawahała się. 
- Dlaczego próbowałaś mnie zabić? - z chwila kiedy wypowiedział to pytanie już go żałował.
- Bo mnie zmuszasz. Nie chcę wychodzić za Malfoya. - dlatego? dlatego próbowała? To ma dla niej największe znaczenie? Była blada i przerażona. Jej ręce nadal drżały mimo, że zaciskała je kurczowo. Dowiedział się już wystarczająco, nawet więcej niż musiał, więcej niż chciał. 
- Nie masz innego wyjścia. - powiedział rozgoryczony nie spodziewając się odpowiedzi, to nie było pytanie. 
- Wiem. - jej cichy głos drżał. 
- Z resztą ja też nie. 
- Wiem. - była bliska płaczu, nie wiedział co chce osiągnąć ciągnąć tę rozmowę, ale chciał żeby zrozumiała. 
- Ten ślub musi się odbyć. Nie ma innej możliwości. - nie wiedział czy przekonuje ją czy siebie.
- Wiem. - ukryła twarz w dłoniach, wytarła spływające po policzkach łzy. 
- Więc, dlaczego tak się upierasz? - starał się, żeby jego głos był łagodny. Obawiał się, że jeśli tak dalej pójdzie bez kolejnej dawki środków uspokajających się nie obejdzie. 
- Nie chcę wychodzić za Malfoya. - Rozpacz. Tak właśnie wygląda rozpacz. 
- Wychodzisz za mnie, za Draco! 
- Ty jesteś Draco Malfoy. On jest tobą, ty jesteś nim. - Nie udało mu się do niej dotrzeć. Rozpłakała się na dobre. Nie potrafił powiedzieć już nic więcej. Podniósł się z fotela i podszedł do niej. Sam nie wiedział dlaczego, ale dzięki temu usłyszał jej ciche słowa - proszę nie torturuj mnie już. 
- Ja cię torturuję? - przykucnął przed jej fotelem skuliła się jeszcze bardziej. Jej wzrok przeszywał jego duszę. 
- Nie chcę mówić. Daj mi już spokój. Daj mi spokój. Proszę. 
Podniósł się i poszedł do komody. Torturował ją. Czemu to wszystko nie jest łatwiejsze? Czemu nie mogła mu tego powiedzieć bez veritaserum? Wiedział, ze nie mogła, nie potrafiła z nim rozmawiać, oboje nie potrafili. 
- To dla ciebie. - rzucił paczkę na fotel, na którym przed chwilą siedział. Ta rozmowa kosztowała go więcej niż myślał. Chciał tylko wiedzieć kto dał jej sztylet. Żałował, że zapytał o coś więcej, jej słowa sprawiały mu większy ból niż rana którą mu zadała, teraz naprawdę przeszyła jego serce. Nie chciał być taki jak Lucjusz, a jednak dla niej taki właśnie był. Czy kiedykolwiek zachowywał się względem niej inaczej? Fizycznie, nic strasznego jej nie zrobił nie licząc ceremonii, ale psychicznie? Zastraszał ją, groził… był jej katem, oprawcą, najgorszym koszmarem o imieniu Malfoy. Poszedł jeszcze raz do gabinetu. Tym razem z szuflady wyciągnął eliksir bezsennego snu, zacisnął w dłoni fiolkę, a potem wziął drugą dla siebie. Kiedy wszedł do sypialni płakała owinięta w białą jak śnieg koronkę. Nawet w tak nikłym świetle biel aż lśniła. Ślubny welon Prewettów, przekazywany z matki na córkę od jedenastu pokoleń i każda matka dorabiała nową część. Tyle wiedział z listu Weasleyów, ale to nie była tylko rzecz. To był symbol. 
- Wypij to. Rano veritaserum nie będzie już działać. - popatrzyła na fiolkę ze strachem. - Weź, gdybym miał coś ci zrobić nie obchodziłoby mnie, czy będziesz spała, czy nie. - Niepewnie wyciągnęła rękę. 
- Oni się zgodzili? - znała odpowiedź na to pytanie, ale czuł że musi to powiedzieć.
- Tak. Tak, jak my, nie mieli innego wyjścia. Wypij. - drżącymi rękoma odkorkowała flakonik i wypiła całą zawartość. Patrzył jak zasypia. Po kilku minutach kiedy był pewny, że eliksir działa podniósł ją, nadal okrytą kocem i ściskającą w dłoni welon. Biała materia ciągnęła się za nimi po podłodze kiedy niósł ją w stronę łóżka, była taka lekka. Położył ją nie siląc się na nic więcej poza okryciem jej kołdrą. Położył się i zażył połowę fiolki. Zamierzał wstać przed nią i dać jej to, czego chciała. Dać jej spokój, tak długo, jak to będzie możliwe.

9 komentarzy:

  1. <3
    Nigdy wczesniej nie komentowałam twojej historii
    Bardzo mi się podoba
    Rozdział chwyta za serducho
    Nie mogę doczekać się dalszego rozwoju <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, nie spodziewałam się tak szczegółowego wątku Draco i Ginni, jestem pozytywnie zaskoczona, ale przede wszystkim zaciekawiona dalszym rozwojem ich relacji...ciężko wyobrazic sobie szczęście łączące tych dwoje skoro ona jest zdewastowana emocjonalnie. Uzbrajam się w cierpliwość i czekam. Uwielbiam tą historię... Więc dziękuję, że ją tworzysz:) czekam na wielką dawkę H i S. MjRachel

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie się cieszę z kolejnego rozdziału. Podoba mi się rozszerzony wątek o Ginny i Draco. Wierzę, że dojdzie do siebie i kiedyś będzie szczęśliwa w tym małżeństwie, choć z jej strony na razie się na to nie zapowiada. Współczuję także jemu , że musi znosić całą tą sytuację choć także jej nie chciał. W końcu to i to nie tylko dla swojego bezpieczeństwa, ale również i przede wszystkim dla niej.
    Cudowny rozdział i nie mogę się doczekać kolejnego. Oby szybko wena dała znać o sobie w pełnej okazałości.
    Serdecznie pozdrawiam i dużo dużo weny życzę kochana Senri97

    OdpowiedzUsuń
  4. Ginny jest najbardziej irytująca postacią w tej historiihistorii , aż odrzuca od czytania. Czekam na ciąg dalszy Severusa i Hermiony.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo się cieszę, że wracasz do pisania. Dzięki temu rozdziałowi troszkę lepiej zrozumiałam postępowanie i myślenie Ginny. Czekam na dalsze części. Życzę dużo weny
    Pozdrawiam
    Jakakolwiek

    OdpowiedzUsuń
  6. Wciąga bardzo szybko poproszę o nowy rozdział😊

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział bardzo smutny. Szkoda mi w tym wszystkim Draco, bo biedny się bardzo stara. Mam nadzieję, że Ginny w końcu zrouzmie intencje Draco. Każdym kolejnym rozdziałem udowadniasz, że warto czekać na kontynuację. Nie mogę się doczekać kolejnej części i życzę dużo weny😉

    OdpowiedzUsuń
  8. Do twojego opowiadania ciągnęło mnie od la, ale zawsze uważałam, że do niektórych trzeba dorosnąć. Gdy uznałam, że nadszedł czas, zauważyłam że już nie publikujesz. Nie chciałam pokochać historii, która nie zostanie zakończona. Minęły kolejne lata, z zaczytywania się w fanfiction przeniosłam się na uwielbianie niemieckich i rosyjskich musicali, zagłębieniu się w biologię i zaczytywaniu się w Draculę. Nie wiem co tknęło mnie, by tu zajrzeć. Ale gdy tylko zobaczyłam, że są nowe rozdziały, z miejsca przeczytałam całość. Genialnie piszesz, twoja historia jest wciągająca, szczera i taka... prawdziwa. Nie raz łamie serce, by potem posklejać je tanim klejem i kawałkami taśmy, by przy kolejnym rozdziale znowu rozsypać się w drobny mak. Tworzy tak misterną całość, każde słowo zdaje się dwuznaczne, oznaczające więcej, niż ktokolwiek się spodziewa. Pragnę więcej Voldemorta, poznać jego cele, pragnienia. Co takiego się z nim stało. Czy jego bardziej "ludzka" twarz jest kolejną maską, czy to, co się z nim stało, da bohaterom jeszcze więcej luzu, czy zniszczy delikatną idyllę, którą udaje im się prowadzić. Z niecierpliwością czekam na kolejne części i liczę, że dożyję końca tej opowieści
    J.G

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurcze, ale mi glupio że dopiero teraz czytam i komentuję ten rozdział. Jak zwykle jest świetny! Sytuacja między Draco i Ginny tkwi w trudnym punkcie. Nienawidzę Avery'ego. �� Wszystko pogorszył, chociaż taka chwila szczerości w przyszłości może wyjść im na dobre. Obawiam się jednak, że użycie Veritaserum na Ginny nie przyniesie Draco nic dobrego. Trochę Ginny mnie rozczarowała, chociaż z drugiej strony jestem pełna podziwu, że planowała wykorzystać okazję do ucieczki. Chociaż czy tak naprawdę miala okazję? Myślę, że gdyby bardziej to przemyślała to nie atakowałaby Draco nożem. Przecież jest w domu pełnym smierciożerców! Jak chciała wyjść z ich pokoju? Cp chciała dalej zrobić? Zero planu, co dowodzi w jak złym stanie psychicznym jest Ginny. :(
    Świetny rozdział, przeczytałam go w moment. �� Twój styl pisania dalej mnie zachwyca. Nie wiem jak ty to robisz, że talie trudne sceny tak łatwo się czyta.
    Lecę czytać dalej. �� Pozdrawiam, mlodzia113

    OdpowiedzUsuń