czwartek, 12 grudnia 2019

część trzydziesta piąta

Przybywam do was z kolejną częścią. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Akcja idzie trochę do przodu.
Z tego miejsca chciałam ogromnie podziękować mlodzi113 za przeczytanie tekstu i korekty przed publikacją.
Koniecznie dajcie mi znać jak Wam się podoba rozwój sytuacji. Cierpię na niedobór waszych reakcji. Z weną na razie walczę, ale mam nadzieję już niedługo wróci w normalnej formie. Mam trochę tekstu do przodu, więc na początku nowego roku możecie się spodziewać kolejnego rozdziału. A teraz już nie zanudzam. 


Budzenie się w tym łóżku, jego łóżku, stało się już normą chociaż zawsze zasypiała w swoim kąciku. Niemal od razu zrozumiała, że nie jest sama. Z łazienki dobiegał szum wody. W nogach łóżka leżała wytworna szata w kolorze głębokiego granatu. Znowu ją gdzieś zabierał. Nie chciała tego, znowu będzie zmuszona być blisko niego. Iść pod ramię, uśmiechać się, powiedzieć przy ludziach jakieś czułe słówko. Tego od niej oczekiwał. Musiała grać. Właściwie nie wierzyła by mógł zrobić coś Hermionie, ale nie mogła uciec sama. Wyślizgnęła się z łóżka i zerkając nerwowo na drzwi zaczęła się szybko ubierać. Kiedy była już w pełni ubrana poczuła się trochę pewniej. Pogoda była piękna a ona miała w końcu się stąd wyrwać. Ta wizja bardzo jej się spodobała. Zapatrzyła się w okno. Przestało jej nawet przeszkadzać towarzystwo, ważniejsza była zmiana otoczenia. Zaczęła rozczesywać palcami włosy.
- Miałem nadzieję, że ten kolor będzie pasował do twoich włosów i chyba nie jest źle - drgnęła zaskoczona, nie słyszała kiedy wszedł. Jak długo tam stał? Nie chciała się odwracać w jego stronę, nie chciała na niego patrzeć. Jego widok nadal tak bardzo bolał. Objęła się rękami w obronnym geście. - Chodź, zjedz ze mną. Przymiarki sukni mogą potrwać. - Nie odpowiedziała. Nie poruszyła się. Kontynuował jakby prowadzili miłą pogawędkę. Nie miała pojęcia po co znowu udaje. Nikogo z nimi nie było. - Na co masz dzisiaj ochotę? Kuchnia Włoska? Francuska? Amerykańska? Nie? Może coś bardziej orientalnego? Dobrze, więc skoro nic ci nie odpowiada to standardowo. Psotko. Poprosimy śniadanie, to co zwykle. – kontynuował, kiedy skrzata pojawiła się z cichym pyknięciem - I przynieś to o co cię prosiłem wczoraj. - stworzono skłoniło się i znikło. On znów na nią spojrzał. -Usiądź - nie zareagowała - nie rób tego znowu, dobrze? Wiesz, że twój opór jest bezcelowy. Jak długo tym razem zniesiesz moją obecność? - sztywnym, niepewnym krokiem podeszła do stolika przy którym siedział rozparty na krześle. Usiadła naprzeciw niego i przez chwilę patrzyli sobie w oczy. - Jak miło, że jednak zdecydowałaś się przyłączyć kochanie. - zmarszczyła gniewnie brwi. Dlaczego to do niego nie dociera?
- Nie nazywaj mnie tak. - puścił jej oko jakby wiedział, że na to zareaguje. Wstręt i obrzydzenie mieszały się z nienawiścią i strachem. Na każdy jego najmniejszy ruch chciała się poderwać z krzesła i uciec. Nie potrafiła zapomnieć. Kiedy zamykała oczy pokój znikał a ona znowu znajdowała się w lochu, i choć kiedy je otwierała wracało słońce, to jego widok pozostawał niemal taki sam. Zadrżała znowu. Odwróciła wzrok wpatrując się w otwarte okno starała się uspokoić. Wyrwie się stąd dzisiaj, choć na chwilę. Na stole pojawiły się potrawy, ale ona miała w żołądku supeł. Zmusiła się jednak, żeby wziąć widelec do ręki. Powtarzała sobie w myślach żeby na niego nie patrzeć. Nie widzieć tej aroganckiej, pewnej siebie postawy. Nie pozwolić strachowi sobą zawładnąć. Chciał jej coś odpowiedzieć, ale przerwało mu pojawienie się skrzatki, która dźwigała dość grubą książkę. Zabrał ją, a wtedy stworzonko zniknęło.
- To dla ciebie, są tu opisane czarodziejskiej tradycje. Chcę, żebyś ją przeczytała. Zwróć większą uwagę na rozdział ósmy. Tam jest wszystko, co jest związane ze ślubami. 
- Nie potrzebuję tej książki. Mama nauczyła mnie wszystkiego, co powinnam wiedzieć. Zresztą nie wiem czy pamiętasz, ale porwaliście mnie z wesela mojego brata. - sądziła, że go zdenerwuje tymi słowami, ale on tylko uśmiechnął się z przekąsem. 
- To dobrze, że matka cię uczyła, ale jak zapewne zdajesz sobie sprawę, obrzędy poszczególnych rodów mogą się różnić. Ta książka uwzględnia tradycję starych czystokrwistych rodów takich jak mój. A one bywają bardzo rygorystyczne. Nie chcemy popełnić żadnej gafy na naszym weselu, dlatego przeczytasz tę książkę.
- Nie chcę.
- Przeczytasz inaczej będę zmuszony czytać ci na głos. Nie powiem, to może okazać się całkiem przyjemne. Wyobraź sobie te długie godziny spędzone razem. 
- Dobrze. Wygrałeś. Przeczytam to. - sięgnęła po książkę i chciała ją zabrać. Spojrzał jej w oczy z lekkim uśmiechem.
- Cieszę się. - kiedy chwyciła tom nakrył jej dłoń swoją. Wyrwała się jak oparzona zabierając książkę. Uciekła z nią w stronę swojego kącika, ale zanim tam dotarła zdała sobie sprawę z tego, jak głupio się zachowuje. Potrzebowała chwili, żeby się uspokoić. Dlaczego zareagowała aż tak nerwowo? Udawała, że kartkuje książkę, czuła na sobie jego wzrok, ale nie odwracała się. Nic takiego nie zrobił, dlaczego wzbudził w niej tak skrajne emocje? To przez ten dotyk? Tak delikatny, tak inny od tego co reprezentował sobą do tej pory? Jej galopujące serce w końcu trochę się uspokoiło. Odłożyła książkę na nocną szafkę i z podniesioną wysoko głową i obojętnym wyrazem twarzy wróciła do stolika. Udawanie, że nic się nie stało było łatwiejsze, niż określenie własnych uczuć. Nadal na nią patrzył, ale udawała, że tego nie widzi. Nałożyła sobie jedzenie na talerz. Jadła machinalnie nie zwracając zbytnio uwagi co wkłada do ust. On również zaczął jeść. Obserwowała go ukradkiem. Jego ruchy były celowe, eleganckie i pełne gracji. Twarz spokojna, zrelaksowana nic nie wskazywało na to jak groźny może być. Zwracał się do niej uprzejmie, z szacunkiem. Nie rozumiała go, nie rozumiała siebie, ale... Musi grać. Wybierają się przecież na Pokątną. Nie może zachowywać się w taki sposób. Musi kontrolować strach, ukrywać nienawiść.
***
Ludzie gapili się na nich inaczej niż poprzednio. Wcześniej spojrzenia były ciekawskie i raczej wrogo nastawione do tak niecodziennego widoku. Teraz uświadomiła sobie moc tego artykułu, którego nie miała nawet szansy przeczytać. Ludzie uśmiechali się do nich, machali rękami. Jakiś reporter robił im zdjęcia. Czy jeden artykuł nie wystarczył? Śledzeni przez spojrzenia przeszli znowu do luksusowej części Pokątnej i weszli do salonu, gdzie poprzednio wybierała suknię. Tym razem właścicielka już na nią czekała. Tak jak poprzednio Malfoy zostawił ją z obsługą i poszedł sobie. Stała tam jak manekin, a ekspedientki ubrały ją w jeszcze niedokończoną suknię i dosłownie skakały wokół. Mierzyły koronki, dopasowywały w talii, sprawdzały długość, pytały o każdy szczegół. Starała się znosić to cierpliwie, ale tak naprawdę chciała uciec. Chciałaby móc uciec. Po jakimś czasie w przymierzalni zaroiło się od ludzi, przyszły kobiety z kwiatami, miała wybrać bukiet. Fryzjerka dopytywała o ułożenie włosów. Zjawił się szewc z butami do mierzenia. Każdy czegoś od niej chciał, a ona chciała mieć po prostu święty spokój. Chciała zniknąć. Po kilku godzinach, kiedy odpowiedziała na dziesiątki pytań, wybrała dodatki, miała zaplanowane setki szczegółów pozwolono jej w końcu odpocząć. Przebrała się w szatę od Malfoya i usiadła czekając, aż po nią przyjdzie. Na stoliku leżały magazyny modowe, ale coś przykuło jej uwagę na jednej z okładek dostrzegła godło gryffindoru. Sięgnęła po gazetę i wyciągnęła ze stosu wydanie Proroka, w którym był artykuł o nich. Godło jej domu widniało na jej własnym mundurku. Skąd oni mieli jej szkolne zdjęcie?
Otworzyła Proroka na odpowiedniej stronie i zaczęła czytać o ich wielkiej miłości, o ujawnieniu tajemnicy, o planowanej uroczystości. Czy jej dalsza rodzina w to uwierzy? Jak zareagowali na to jej rodzice? Bracia? Harry?
- Nie dowiedzieli się stąd. - głos Malfoy’a dochodził jakby z daleka. Tak bardzo pogrążyła się w myślach, że nie zauważyła jego przyjścia? Znowu. Wytarła mokre policzki zanim spojrzała na niego zdziwiona. - wysłałem do nich twoje listy. - cała krew odpłynęła jej z twarzy. Znalazł jej listy? - jeszcze nie odpisali, ale mam nadzieję, że to zrobią. - Nie wiedziała co ma mu powiedzieć. W tej chwili na myśl przychodziło jej tylko “dziękuję”, ale nie była gotowa na te słowa. Odłożyła gazetę, wstała, zamrugała kilka razy, żeby odpędzić łzy i podniosła dumnie głowę jak poprzednio. Z wahaniem położyła dłoń na jego przedramieniu. Wyszli znowu na zalaną słońcem ulicę. Szli powoli nie wiedziała gdzie konkretnie, ale to nie miało znaczenia. Miała cieszyć się wyjściem z czterech ścian, ale nie potrafiła. Słońce grzało jej twarz a ona nie umiała wyrzucić go ze swoich myśli. Wysłał jej listy. Dlaczego to zrobił? 
- Hermiona będzie twoim świadkiem jeśli chcesz. Tylko nie zaczynaj znowu, dobrze? Wiem doskonale co sądzisz o naszym ślubie. - przyjęła z ulgą zmianę tematu obiecując sobie, że jeszcze pozna powody. - Zapytaj ją czy się zgodzi, powinniśmy też kupić dla niej suknię. Raczej nie będziemy mogli jej zabrać ze sobą na Pokątną, więc to ty będziesz musiała wybrać jej kreację. Moim świadkiem będzie Snape, sądzę, że to będzie najlepsze wyjście. - znowu nie odpowiedziała, bo co miała odpowiedzieć? Nie chciała planować z nim tego ślubu. Nie zamierzała też nic mu ułatwiać. Poprowadził ją do znanej jej już restauracji, zamówił obiad i czekał. Nie chciała zaczynać rozmowy, ale nie miała wyjścia. Usiedli tak, że nikt nie mógł ich słyszeć więc musiała tylko zadbać o swoją mimikę i pilnować się.
- Dlaczego wysłałeś moje listy? - spojrzał na nią przenikliwie. Gdyby nie to, że byli w miejscu publicznym i wiedziała, że przy ludziach nic jej nie zrobi znowu by uciekła. Mimo strachu pytała dalej. - Jaki masz w tym cel? 
- Potrzebuję, żeby ktoś z twoich bliskich był na naszym ślubie. Inaczej ta cała farsa nie będzie miała większego sensu. - czy to była jedyna odpowiedź? Czy on ją wtedy podpuścił do napisania tych listów? A może tylko wykorzystał je do własnych celów? Co napisał jej rodzinie? Jak chciał ich do siebie przekonać? Próbowała doszukać się drugiego dna, tak jak kiedyś poradziła jej Hermiona, ale nie potrafiła znaleźć dla jego zachowania żadnego wytłumaczenia, poza próbą wykorzystania jej cierpienia. Chciała pytać dalej o jego motywy, ale kelner właśnie przyniósł im obiad. - Zjedz, porozmawiamy jak skończysz. - jego łagodny głos zaskoczył ją, ale zaraz uświadomiła sobie, że kelner nadal jest dość blisko. Jedzenie było wyśmienite, a ona naprawdę była wyczerpana i głodna po całym przedpołudniu. Mogła poczekać jeszcze chwilę. Do głowy zaczęły jej przychodzić tysiące pytań, ale żadne z nich nie było tak ważne jak to jedno. Kiedy skończyli jeść zabrano im talerze i tak jak poprzednio przyniesiono jedną olbrzymią porcję lodów. Przypomniała jej się ich ostatnia rozmowa o jego lodowatym sercu. Nie wierzyła, że mógł się zmienić, nic na to nie wskazywało. Hermiona się myliła. Musiała się mylić. 
- Kiedy zamierzasz wymazać moje wspomnienia? - była pewna, że jeszcze tego nie zrobił. W końcu pamiętała każdy szczegół i pamiętała, że miał to zrobić. Jak bardzo zmodyfikuje jej pamięć? Które wspomnienia zachowa? Czy będzie pamiętała co jej zrobili? Wolałaby pamiętać, czy zapomnieć? 
- Wkrótce kochanie. Już wkrótce. - tym razem nawet nie podniosła swojej łyżeczki. Czuła taki chłód, że nie była w stanie się ruszyć. Powrotu do NcNair Manor prawie nie pamiętała.


***
Hermiona siedziała z Ginny, ale nie mogła się skupić na tym co mówiła dziewczyna. Starała się zrozumieć jej strach, ale dzisiaj nie potrafiła. Jedyne o czym myślała to Severus i jego bezpieczeństwo. Wyrzucała sobie w myślach, że nie potrafi skojarzyć głosu z twarzą. Albo chociaż przypomnieć sobie okoliczności w jakich słyszała ten głos. Severus rozmawiał z Draco w gabinecie. Zostawiła otwarte drzwi do salonu by słyszeć, kiedy skończą.
Ginny znowu zaczęła płakać mówiąc o swojej rodzinie, usuwaniu wspomnień, o jakichś listach. Hermionie było żal przyjaciółki, ale nie wierzyła, że Draco może ją skrzywdzić, ufała mu i powoli brakło jej sił by przekonywać Ginny, że ona też może mu zaufać. Jej tłumaczenia nic nie dawały. Powoli dochodziła do wniosku, że Draco musi sam zdobyć jej zaufanie. To jego czyny muszą o nim świadczyć, a nie jej słowa. Zastanowiła się przez chwilę, jak naprawdę układają się ich stosunki. Czy oni w ogóle ze sobą rozmawiają? Czy Ginny rozumie jego postępowanie? Dziewczyna nadal się go bała, nadal widziała w nim najgorsze, ale czy Draco pokazał jej to co w nim dobre? Czy tylko ją zastrasza, tak jak przed poprzednim wyjściem na Pokątną? Hermiona powoli zaczynała tracić nadzieję że oni mogą się dogadać. Przytulała Ginny, ale jej myśli galopowały. Severus, Ginny, Draco, niebezpieczeństwo, ślub, strach... Strach przeważał… Strach o Severusa... Strach o Ginny... Strach o Draco… Strach Ginny przed Malfoyami… Jej własny strach o bliskich. To zaczynało ją przerastać. Sama niemal się rozpłakała, znowu, powinna z tym skończyć. Szloch Ginny zagłuszył wszystkie dźwięki dlatego Hermiona nie słyszała, kiedy mężczyźni skończyli rozmawiać. Dopiero mignięcie czarnego materiału i trzask drzwi na korytarz uświadomił jej, że któryś z nich wyszedł.
- Przepraszam cię Ginny. - Wstała, przeszył ją ból na widok kupki nieszczęścia jaką była w tej chwili jej przyjaciółka, ale do działania pchała ją troska o Severusa. Weszła do salonu. Przy rozpalonym kominku stał Draco. Coś ją tknęło. Zatrzymała się wpół kroku na jego widok, ale kiedy spojrzał w jej stronę podeszła do niego. 
- Wyszedł? - zacisnęła kurczowo ręce na sukni próbując zdusić strach. 
- Nic mu nie będzie. - odpowiedział wpatrując się w ogień. - poradzi sobie, najważniejsze, że wie kogo ma się wystrzegać.
- Możesz mi powiedzieć, kto to jest? Kto…? - chłopak pokręcił tylko głową. Spodziewała się tego. - Dlaczego on mi nie ufa? - spojrzał na nią lekko zdziwiony. Wyglądało jakby miał coś powiedzieć, ale zrezygnował i zwiesił na chwilę głowę.
- Boi się… - nie dała mu dokończyć.
- Nie musi. Ja… - nie potrafiła tego powiedzieć, nie kiedy była pod działaniem zaklęcia. I tak nikt by jej nie uwierzył. - ja chcę mu pomóc. - Spojrzał na nią. - Mam pewien pomysł, ale Severus nie chciał słuchać. Moglibyśmy zastawić na nich pułapkę. Wydawałoby im się, że mają nas w garści, a to my byśmy wszystko kontrolowali. Potrafię to zrobić. - zawahała się - Ktoś mówił mi kiedyś, że jeżeli Severus każe mi kłamać, to skłamię nawet pod Veritaserum. To może się udać. - emocje zaczęły brać nad nią górę i Draco musiał to zauważyć bo przytulił ją. - Proszę. Może tobie uda się go przekonać? Ja muszę coś robić. Nie mogę siedzieć i czekać, kiedy wam grozi niebezpieczeństwo.
- To mogłoby się udać, ale bardzo wiele zależałoby od ciebie. - Odsunął ją trochę by spojrzeć jej w oczy. -Być może dla niego to zbyt wiele.
- Wiem, ale dam radę. - jej oczy były pełne determinacji, jego nieodgadnione.
- Porozmawiam z nim, ale nic nie mogę obiecać. - Odetchnęła głębiej. Kiedy trochę się uspokoiła poczuła wdzięczność, cieszyła się, że ma w Draco przyjaciela i może na niego liczyć. Odprężyła się trochę i uśmiechnęła. 
- Ginny na nas patrzy. - Mruknął cicho.
- To dobrze. Może da jej to do myślenia. - przytuliła się jeszcze raz do niego - dziękuję Draco, i przepraszam, ale chyba już pójdę - powiedziała tak cicho, żeby tylko on mógł ją usłyszeć. - nie jestem dzisiaj w stanie wspierać Ginny. 
- Bo sama potrzebujesz wsparcia. - po chwili z westchnieniem odsunęła się. - Porozmawiam z nim, a ty trzymaj się jakoś.
Hermiona minęła Ginny, która nadal patrzyła w to samo miejsce z zaskoczeniem wypisanym na twarzy.
Wyszła zostawiając ich samych sobie. Nie mogła słyszeć wymiany zdań, która nastąpiła potem.
***
- Co się tak patrzysz? Pocieszyłaś ją jakoś? 
- To ona potrzebuje pocieszenia? Nic nie mówiła… - podszedł do niej.
- Czy ty widzisz tylko czubek własnego nosa? Ktoś planuje zabić Snape'a. Była bliska ataku paniki, a ty niczego nie zauważyłaś? Zacznij myśleć! Świat nie kręci się wokół ciebie. 
- Tylko wokół ciebie. - mruknęła bardziej do siebie niż do niego. Zmrużył wściekle oczy.
- Jesteś wrzodem na tyłku. - Syknął. Nie potrafił się powstrzymać. 
- To nie ja cię porwałam i trzymam wbrew twojej woli. - jej strach był niemal namacalny, cofała się powoli, ręce trzymała zaciśnięte wzdłuż boków, ale język nadal miała cięty. 
-  Ja cię nie porwałem. Staram się utrzymać cię przy życiu. - próbował załagodzić sytuację, ale gniew w nim narastał. Podszedł ponownie do kominka, by się uspokoić. Zacisnął palce na gzymsie. Nie da jej się sprowokować. 
- Nie. Ty chcesz mnie wykorzystać do własnych celów. Nie pozwalasz mi odejść. Trzymasz mnie tu i chcesz mnie uwiązać do siebie na zawsze. Nienawidzę cię. - jad w jej głosie był jak kropla, która przelała czarę. Odwrócił się gwałtownie w jej kierunku, ale nie wydusił słowa. 
Potem było już tylko trzaśnięcie drzwi. 


***
Cały czas intensywnie myślał, co powinien zrobić. Obserwował wydarzenia szukając jakiejś sposobności. Jak miał się dowiedzieć, co tam się dzieje? Mimo braku zaufania chciał jakoś przekazać Snape'owi, co Voldemort zrobił Hermionie. Nie wiedział, jak to zrobić nie wzbudzając podejrzeń członków Zakonu. Nie miał teraz nawet własnej sowy, którą mógłby wysłać z wiadomością. Nie miał,- też pomysłu, do kogo miałby zaadresować tę wiadomość. Komu miał zaufać? Komu mógł zaufać? Czy Hermiona dostałaby jego list? A Snape? Zważywszy na ich relacje odrzucił tę możliwość niemal od razu. Nie potrafił się przemóc. Ginny nie wysłała własnych listów, więc nie było pewności, czy może je odbierać. Była w takiej samej sytuacji jak Hermiona, zależna, poddana woli kogoś innego. Myślał nad tym kilka dni bez większych postępów. Voldemort wcale nie pomagał w podjęciu decyzji. Po tamtym ranku Harry'emu nie udało się nawiązać połączenia, choć próbował wiele razy. Być może On był zbyt spokojny, by pozwolić swoim emocjom przejąć kontrolę i dotrzeć poza granice własnej świadomości. Harry snuł się po domu samotnie, choć było  kilka osób, które zawsze próbowały go zagadywać. Lupin twierdził, że może mu pomóc, ale Harry bał się otworzyć. Bał się, że ten nie zrozumie, że wymusi na nim obietnicę ćwiczenia oklumencji i będzie nalegał na całkowite zablokowanie połączenia. Nie chciał tego, więc unikał rozmowy. Obserwował za to ukradkiem członków Zakonu pojawiających się na Grimmauld Place. Część osób niemal wróciła do normalnego życia, część prawie cieszyła się z tego ślubu, tylko jego milcząca obecność nie pozwalała im w pełni pokazać, co o tym sądzą. Tonks znowu przybierała wściekle różowy kolor włosów. Pan Weasley z zakłopotaniem otwierał listy, w których dalsza rodzina przesyłała mu gratulacje z powodu tak świetnego zamążpójścia córki. Pani Weasley jakby odzyskała werwę. Była prawie dawną sobą, choć nieco smutniejszą. Przez kilka dni siedziała w bibliotece z piękną białą jak śnieg materią. Ktoś mówił, że to welon, że chcą go wysłać Ginny. Po kilku dniach, kiedy pani Weasley skończyła, Harry podjął wreszcie decyzję. Wziął pergamin i skreślił kilka słów w nadziei, że może zaufać adresatowi. Miał nadzieję, że nie zaszkodzi sobie i Zakonowi, a jednocześnie tak bardzo potrzebował coś zrobić. Siedzenie bezczynnie i czekanie, co przyniesie los doprowadzało go do szaleństwa i być może, to właśnie to szaleństwo popchnęło go do włożenia pergaminu między zwoje welonu Ginny. Upewnił się, że kartka nie wypadnie przypadkiem, poprawił pelerynę niewidkę i wyśliznął się z biblioteki.
***
Hermiona czekała na niego jeszcze długo po zapadnięciu zmroku, w końcu, kiedy się pojawił mogła odetchnąć z ulgą. Usiadła na łóżku, i co chwilę zerkała nerwowo na drzwi łazienki, za którymi zniknął. Zbyt wiele myślała tego wieczora.
- Czekałaś na mnie? - jego aksamitny głos koił jej skołatane nerwy.
- Tak, martwiłam się – stanął, jak wiele razy wcześniej, w smudze księżycowego światła.  Zbliżała się pełnia. Dziewczyna była ciekawa, czy tak samo, jak ona myśli w te dni o Lupinie. Chciała go o to zapytać, ale on pierwszy przerwał milczenie. 
- Nie powinnaś na mnie czekać, ani się martwić. Następnym razem weź po prostu eliksir. - Nie dał jej nic powiedzieć - Twierdziłaś, że chcesz zwodzić moich wrogów, jeśli tak, powinnaś raczej zastanawiać się jakimi obelgami mnie obrzucić, zamiast udawać troskę. - jego głos był wyprany z emocji.
- Udawać troskę? - znowu zapatrzył się w okno. No tak, próbuje wytrącić ją z równowagi, testuje ją, sprawdza. - A zresztą, może masz rację. Kto by się tam troszczył o takiego drania, jak ty? Jesteś najgorszym sukinsynem, jakiego znam, odrażającym potworem bez serca. - Wstała i zaczęła powoli do niego podchodzić. On nawet nie drgnął - Gardzę tobą. Nienawidzę cię. Powinieneś zdechnąć zamknięty w jakiejś podłej, ciemnej celi. Nikt nie wspomniałby nawet twojego imienia. - spojrzał na nią twardym wzrokiem, ale widziała, że robi wszystko by ukryć emocje. Nie zatrzymała się jednak, mówiła dalej, choć wiedziała, że sprawia mu ból. Wyobrażała sobie, że stoi przed kimś zupełnie innym. Musiała mu pokazać, że potrafi to zrobić, a jeśli on sam uwierzy, to inni też to zrobią. - Żałuję, że nie dobili cię kiedy mieli okazję. Nienawidzę, kiedy mnie dotykasz. - Kiedy była już tuż przy nim, wzięła głębszy oddech by kontynuować i to wszystko zniszczyło. Pachniał Severusem. Pomimo prysznica nadal pachniał suszonymi ziołami, eliksirami i książkami, jego skóra przesiąkła tym zapachem, dla niej był oszałamiający. Zamrugała kilka razy, ale nie potrafiła już przywołać tej innej twarzy. - Cholera! Twój zapach wszystko zepsuł. - wydusiła niezadowolona, w jego oczach przez ułamek sekundy dostrzegła zaskoczenie. Stała tuż przy nim, wdychając ten zapach, chłonąc go całą sobą. 
- Nie wyrażaj się. Co jest nie tak z moim zapachem? - gdyby go nie znała powiedziałby, że jest oburzony jej słowami. 
- Nie jest drogą wodą kolońską, jakiej używa Lucjusz Malfoy. - zamknął oczy. Czy próbował w ten sposób ukryć ulgę? Blask księżyca oświetlał jego pooraną zmarszczkami twarz, dotknęła jego policzka opuszkami palców. Przysunęła się jeszcze bliżej. 
- Severusie,
- Mmm…?
- Mam ogromną ochotę cię pocałować. - otworzył oczy, kolejny raz dostrzegła w nich zaskoczenie.
- Walcz z tym to skutek klątwy. - jego cichy głos pobudził ją jeszcze bardziej. Pokręciła głową
- Nie potrafię walczyć, nie chcę. 
- Co… - dotknęła jego ust, by go uciszyć.
- Jest coś jeszcze. Pamiętasz to pytanie Severusie? To, które mi zadałeś tyle razy? "Co czujesz?" Ono nie daje mi spokoju. Chcę poznać na nie odpowiedź. - podniosła się na palce, by dosięgnąć jego warg. Odsunęła rękę, a wtedy on wpił się w jej usta. Był natarczywy, niemal brutalny, ale to jej odpowiadało. Przestał się kontrolować, a ona tego właśnie chciała, tego pragnęła. Zacisnęła pięść na jego włosach. Złapał ją za biodra i uniósł, a ona oplotła go nogami, chwilę później leżała już pod nim na łóżku. Drapała nagą skórę jego pleców, kiedy podgryzał jej szyję. Kiedy złapał i ścisnął jej pierś wydała z siebie okrzyk zachwytu. On jednak nagle się zatrzymał. Ten dźwięk jakby go otrzeźwił. Oparł głowę o jej ramię. 
- Nie przestawaj. - szepnęła z naganą, spojrzał na nią i zaczął się wyplątywać z jej objęć. 
- To była słaba próba, jeśli chciałaś mnie uwieść. - powiedział kładąc się na plecach po swojej stronie łóżka. 
- Oczywiście, że nie chciałam, nawet o tym nie pomyślałam. - skłamała całując go w ramię z uśmiechem igrającym na ustach. Nie poruszył się, więc nie wróciła na swoją stronę. Po jakimś czasie kiedy już myślała, że zasnął usłyszała jego głos.
- Odpowiedziałaś już na swoje pytanie?
- Nie, bo przerwałeś. 
- Słyszałem cię. 
- Na razie było bardzo przyjemnie. 
- W takim razie, zastanów się nad robieniem tego, co trzeba. Czasem to przynosi cierpienie, które ciężko znieść. Co, jeśli coś pójdzie nie tak? Jeżeli popełniamy jakiś błąd? Jak będziesz się czuła, jeśli oni się do ciebie dostaną? Może będzie ich pięciu, sześciu, a może dziesięciu… Jak się będziesz czuła, jeśli w ogóle przeżyjesz? Oni lubią się bawić, przeciągać tortury, podtrzymywać świadomość ofiary tylko po to, by bardziej cierpiała. Pomyślałaś o tym? Pomyślałaś, jak ja się będę czuł wiedząc, że to moja wina? Że na to pozwoliłem?
- Dużo tych jeśli. Ale tak. Myślałam o tym i nie widzę powodu, dla którego tylko ty masz się poświęcać dla sprawy. Dam radę. - wiedziała, że nie można się na coś takiego przygotować. 
- Nie wiesz o czym mówisz. Może powinnaś zobaczyć wspomnienia panny Weasley? Wtedy zrozumiesz. - wydawał się być poruszony jej słowami, ale nadal nie dawał się przekonać. - Jak długo będziesz dochodzić do siebie po czymś takim? 
- Ja podjęłam już decyzję i nic jej nie zmieni. Ufam Ci. - prychnął poirytowany i odwrócił się do niej. 
- A jeśli to ja będę do tego zmuszony? Może przy świadkach? Może będę musiał cię uderzyć? Pobić do nieprzytomności? Użyć cruciatusa. Nadal będziesz mi ufać? 
- Tak. - jej odpowiedź była prosta, a przekonanie niezachwiane. 
- Jestem tym złym. Pamiętasz pojedynek? Odczuwałem wtedy nieziemską przyjemność. Co jeśli się zatracę? Nie zawsze potrafię kontrolować czarną magię. Co jeśli cię zabiję? - Wydawał się być przerażony taką perspektywą. Wyciągnęła rękę, dotknęła jego twarzy. W jego oczach malował się ból. - To niczego nie zmienia. Nic, co powiesz nie zmieni mojego zdania o tobie. - odsunął się. 
- Sama je zmienisz, kiedy zdejmę z ciebie to przeklęte zaklęcie. Kiedy nie będzie już działać wszystko zobaczysz w innym świetle. 
- Nie licz na to. Zawsze pozostaną mi wspomnienia, nawet jeśli zniknie to dziwne przywiązanie, zawsze będę pamiętać jaki naprawdę jesteś. - odwrócił się do niej plecami. - Nie odpychaj mnie Severusie, to jest nie do zniesienia. Nie obchodzi mnie czy to efekt zaklęcia. Chcę być blisko ciebie. - Nie odezwał się już więcej. Nie miał już gdzie uciec, więc przysunęła się do niego, okryła go kołdrą i położyła się za nim. Gładziła jego ramię, sama nie wiedziała, czy chce go uspokoić, czy potrzebuje po prostu jego bliskości. Po chwili złapał jej rękę. Myślała że ją odtrąci, ale on splótł swoje palce z jej. 
- Śpij. 


***
Draco upewnił się, że Hermiona jest w komnatach Snape'a, a potem zszedł do lochów. Miał obietnicę do spełnienia i zamierzał dotrzymać słowa. Nacisnął klamkę a drzwi otworzyły się bez oporów. Snape spojrzał na niego ponad jednym z parujących eliksirów. Dorzucił jakiś składnik a z kociołka buchnęły kłęby krwistoczerwonej pary. Jego czarne oczy i spowita mgłą postać nadawały mu diabolicznego wyglądu.
- Co cię sprowadza? - grobowy głos Snape'a dopełniał wrażenia mroku i niebezpieczeństwa, ale on tylko uśmiechnął się pod nosem. Znał dobrze te sztuczki. Tutaj byli bezpieczni, mogli spokojnie porozmawiać bez czujnych uszu ich wrogów. 
- Przyszedłem sprawdzić jak postępy. Eliksir w porządku? - mężczyzna zamieszał w kociołku i pociągnął swoim wydatnym nosem. 
- Tak. Będzie gotowy jeszcze przed czasem. To wszystko? Z czym jeszcze przychodzisz?
- To może potrwać - Draco rozsiadł się na jednym z wygodnych foteli, które ostatnio na stałe weszły do wystroju tego pomieszczenia. To była zasługa Hermiony, sam Severus zwykle katował się twardym krzesłem. Po kilku minutach gospodarz usiadł naprzeciwko. Draco dostrzegł jego nienajlepszy humor. 
- Napijesz się czegoś? Whisky?
- To zależy jak dużo Veritaserum tam dodałeś.
- Kapeńkę. - na twarz mężczyzny wypłynął drapieżny uśmieszek. Draco tylko pokręcił głową. - Powiesz mi w końcu, po co spotykamy się tutaj? - pomimo obojętnego tonu Draco widział zainteresowanie mężczyzny.
- Myślałem o tym, czy Hermiona nie mogłaby nam pomóc… - spojrzenia Snape'a momentalnie stwardniało.
- To ona cię nasłała. - spodziewał się takiej reakcji i czy nie była właściwa?
- Powiedzmy. Wysłuchałem jej argumentów i są całkiem logiczne, teraz czekam na twoje.
- Nie będzie argumentów. Po prostu się nie zgadzam.
- Snape? - Draco nie zamierzał się tak łatwo poddać, zwłaszcza, że plan Hermiony był sprytny, wymagał co prawda pewnych przygotowań, ale mógł się doskonale powieść. Mieli nazwiska kilku spiskowców, ale obaj nie wierzyli, że oni sami wszystkiego nie wymyślili. Ktoś musiał nimi kierować, ktoś dużo wyżej postawiony niż oni.
- Powiedziałem nie, nie będziemy jej narażać na niebezpieczeństwo z tak głupich powodów. - czyli to był powód jego podłego nastroju. Hermiona nie zmieniła zdania, a on nie mógł tego znieść. 
-To znacznie ułatwiłoby sprawę. Nie sądzisz chyba, że pozwoliłbym, żeby coś jej się stało?
-Ty? - Chłopak wiedział, że naciskiem nic nie zdziała, że Snape musi dojść do takich samych wniosków, jak on. Nawet, jeśli będzie to dla niego trudne, to wie, że to może być najlepsze rozwiązanie. Wiedział jednak dlaczego tak się przed nim broni, tylko czy on sam zdawał sobie z tego sprawę? Nie szkodziło trochę go podejść i wyprowadzić z równowagi, żeby zrozumiał, że jego sprzeciw nic nie zmieni. 
- Dobrze, nie nalegam, ale co Władca ma na ten temat do powiedzenia? - Snape spojrzał na niego wściekle i potarł nasadę nosa. 
- Sam zgadnij. Sądziłem, że chociaż ty staniesz po mojej stronie, ale oczywiście myliłem się. 
- Stanąłbym, gdyby głupie sentymenty nie przesłoniły klarowności twojego umysłu.
- Zapominasz się smarkaczu.
- Wybacz wuju. Pamiętam, że przysięgałeś chronić ją i Ginny za cenę własnego życia, ale Hermiona sama tego chce. Co więcej sądzę, że świetnie sobie poradzi i nie tylko ty będziesz ją chronił. Jeśli będzie trzeba ochronię ją nawet przed tobą. 
- No co ty powiesz? - sarknął.
- Stała się dla mnie na tyle ważna, że jestem w stanie zaakceptować jej wolę. 
- Nie przesadź z tą ważnością. - burknął. 
- Dlaczego? To inteligentna, miła dziewczyna i wydaje się mnie lubić. Może ostatni skok w bok przed ślubem… 
- Skacz sobie ile chcesz, ale nie z nią. - w jego oczach było ostrzeżenie. - Wiem, że musisz jakoś odreagować sytuację z Panną Weasleya, ale na litość Merlina nie prowokuj mnie bezmyślnie. Inaczej zamiast ślubu będziemy urządzać pogrzeb.
- Spokojnie, spokojnie, wiem przecież, że ona należy do ciebie. 
- Nie należy.
- Owszem, należy. A tak na poważnie Wujaszku, ona chce tego. Chce nam pomóc, chce pomóc tobie bo… 
- Przestań. - jego ostrzegawczy ton wcale go nie przestraszył. 
- Bo w tej chwili wydaje jej się, że cię kocha. Nawet jeśli zaklęcie wywołało to uczucie, to moim zdaniem ono samo jest prawdziwe. Hermiona w tej chwili nie widzi świata poza tobą i krzywdzisz ją, nie pozwalając sobie pomóc. - Snape poderwał się z fotela i zaczął się przechadzać. Wściekłość aż w nim buzowała. - To Gryfonka, chyba nie sądzisz, że będzie siedziała z założonymi rękoma i czekała na ciebie? Więc jeśli nie chcesz, żeby zaczęła działać na własną rękę, to wykorzystaj ją. - kiedy Draco skończył mężczyzna podszedł, oparł rękę na jego fotelu i wrzasnął mu prosto w twarz. Wyglądał przerażająco.
- Nie chcę jej wykorzystywać - Draco tylko się uśmiechnął. Widząc jego zachowanie mężczyzna musiał zdać sobie sprawę, że dał się sprowokować. Odsunął się. - oboje niech was trafi jasny szlag! 
- Zachowaj swoje mordercze instynkty na tamtych. Przemyśl to wszystko na chłodno. Wystarczy, że pokażesz im, że ją poniżasz, i że ona cię nienawidzi, a sami do niej przyjdą.
Mężczyzna dłuższy czas chodził w tę i z powrotem.
- Dobrze wygraliście, ale jeżeli coś jej się stanie to ty za to odpowiesz, również przede mną.
Draco podniósł się by wyjść, ale zatrzymał się jeszcze przed drzwiami.
- Powinieneś ją zatrzymać.
- Wiesz, że nie mogę.
- Więc walcz o nią, kiedy to wszystko się skończy. Jest tego warta. - wyszedł zostawiając Snape'a z własnymi myślami.

10 komentarzy:

  1. Rozdział jest super. Bardzo się cieszę, że jest kontynuacja tego opowiadania. Kciuki w górę za wenę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Wena na razie mnie nie opuszcza więc rozdział niedługo powinien się pojawić. ❤️

      Usuń
  2. Doczekałam się xD Rozdział super. W końcu do tego zakutego łba coś dotarło. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Germiona zaczęła kombinować na własną rękę. Z niecierpliwością czekam na kolejny wpis.
    Serdecznie pozdrawiam i dużo dużo weny życzę kochana
    Senri97

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łeb zakuty tu się zgadzam ale żeby te plany Hermiony się nie obróciły przeciwko niej. 😁 Różnie to w życiu bywa. 😋

      Usuń
  3. No nareszcie! Świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału:)

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko! Nowe rozdziały! Sesja poczeka, muszę odświeżyć sobie całość! Bardzo się cieszę, że pojawiła się kontynuacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Studenckie bez spiny są drugie terminy. 😉 Teraz warto zaglądać częściej bo rozdziały będą się pojawiać. Mam trochę tekstu do przodu tylko motywacji do poprawiania własnych błędów w tekście brak 😂. Trzymaj za mnie kciuki.

      Usuń
  6. To opowiadanie jest tak idealne

    OdpowiedzUsuń
  7. No nie, ja dopiero teraz czytam?!? Nie ma za co kochana, piszę się na przyszłość bardzo chętnie. Mistrzem w poprawach nie jestem, ale zawsze coś tam zobaczę.:D :*
    Choćbym nie wiem ile razy czytała ten rozdział, zawsze będę się śmiała ze sposobu, w jaki Draco podszedł Ginny. Teksty o długich godzinach spędzonych przy czytaniu... ;D
    Zastanowiła mnie ucieczka Ginny przed dotykiem Draco. Tu już nie jest tak pewna tego, że spowodował to wstręt. Czuje zmieszanie? Hmm czyżby coś powolutku się zmieniało? Mam nadzieję, strasznie im kibicuję. <3
    Nadal intryguje mnie, czy faktycznie usuną Ginny pamięć. Draco ma rację, Ginny za bardzo skupia się na swoim nieszczęściu, by zauważyć problemy przyjaciółki. Z drugiej strony ma prawo przeżywać swoje nieszczęście. W ogóle tak teram mi przyszło na myśl, że zaklęcie "miłości" Hermiony w stosunku do Snape'a to trochę jak syndrom Sztokholmski. XD
    List Harry'ego.. Adresowany do Ginny, czy do kogoś innego? W ogóle lubię twojego Harry'ego coraz bardziej.
    Wyobraziłam sobie minę Severusa w reakcji na słowa Hermiony o jego zapachu i parsknęłam śmiechem. Znowu. XD
    Mam nadzieję, że Hermionę ominą atrakcje, których doświadczyła Ginny. ;.; Severus jak zwykle widzi same superlatywy. XD Haha czy tylko ja widzę, że Snape w rozmowie z Draco zachowuje się jak mąż w długoletnim małżeństwie? "Ona cię nasłała" tak pięknie do tego pasuje. ;D Haha ostatni skok w bok.. Piękne. ;D Ooo tak, Draco jest szczwanym lisem. Teraz tylko niech zacznie ten spryt wykorzystywać w stosunku do Ginny zamiast gróźb. :D Mam nadzieję, że Snape posłucha chrześniaka i zatrzyma Hermionę. :D
    Jak zwykle świetny rozdział, u ciebie nie można się nudzić. <3
    Już nie mogę się doczekać, aż jutro przeczytam kolejny rozdział. :*

    OdpowiedzUsuń