poniedziałek, 17 lutego 2020

częsć trzydziesta siódma

Ten rozdział zaplanowałam sobie na walentynki, niestety nie wyrobiłam się.
Życie potrafi zaskoczyć, ale i wykończyć tak, że jedyne o czym się myśli jest sen.
Trzymajcie za mnie kciuki przy następnych częściach żebym przed tym snem miała chwilę na
napisanie chociaż kilku zdań. 

Za pracę nad tekstem dziękuję Mlodzi113 i Małej Mi.
Obudził się nad ranem. Słońce było jeszcze nisko. Ubrał się, uważając na zranioną rękę. Jego wzrok wciąż i wciąż wędrował do niej. Welon nadal tkwił w jej zaciśniętej dłoni. Rude włosy rozsypane na poduszce błyszczały w blasku słońca. Poszedł na drugą stronę łóżka i spojrzał w jej spokojną twarz. Wiedział, że to zasługa eliksiru, że inaczej oboje by tej nocy nie zasnęli. Wyciągnął rękę, żeby jej dotknąć, ale zrezygnował. Miał ją zostawić w spokoju. Kłębiło się w nim tyle uczuć – złość, rozczarowanie, zawód. Jego nadzieja umarła. Spuścił wzrok. Będzie musiał bardzo wiele przemyśleć. Część welonu walała się na podłodze. Nie powinno tak być. Podniósł go i poczuł dziwne wibracje, była w nim magia, pierwotna, czysta magia kobiet z jej rodziny. Miłość, troska, czułość, poczucie przynależności pomimo zmian. Draco pogładził delikatne sploty i uniósł materiał, by położyć go na łóżku, a kiedy koronka rozwinęła się do końca, na podłogę spadł kawałek pergaminu. Wczoraj o nim zapomniał. Podniósł kartkę i ze zdziwieniem przeczytał swoje imię i nazwisko. Charakter pisma i atrament były inne niż te na kontrakcie. Z wahaniem rozłożył list. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. 

Malfoy, nie wiem, co tobą kieruje, ale przysięgam: jeśli Ginny spadnie choć włos z głowy, dorwę cię. Jeśli myślisz, że dzięki niej dobierzesz się nam do skóry, to wiedz, że jesteśmy czujni. Nie tak łatwo będzie nas omamić. 
Chcę wiedzieć, jak się czuje Ginny i co dzieje się z Hermioną, czego chce od niej Voldemort, jakie zaklęcia na nią rzucono i czy jakieś zdjęto. Jeśli umożliwisz Hermionie powrót do domu i dotrzymasz słowa danego w kontrakcie, i my dotrzymamy słowa. Nikt z Zakonu cię nie tknie. Będę jednak wiedział, jeśli wymażesz im pamięć lub wykombinujesz coś innego. Radzę ci dobrze – nie knuj. Wiem więcej, niż ci się wydaje.
Czekam na twoją odpowiedź. HP

Draco raz po raz czytał te słowa. Czy Zakon mógł mieć jeszcze jakiegoś szpiega w wśród śmierciożerców? Skąd Potter mógł wiedzieć, co planuje względem Ginny i ich organizacji? Żaden ze śmierciożerców obecnych na ceremonii nie byłby tak głupi, żeby zdradzać takie informacje. Draco starał się przypomnieć sobie, kto ze śmierciożerców konkurował z nim o Ginewrę, kto jeszcze mógł się kryć pod maskami. Jak ta informacja trafiła do Pottera? A może zgadywał, blefował? Nie, zbyt wiele informacji związanych z Ginny się zgadzało. A jeśli tak, to czy to, co pisał o Hermionie, mogło być prawdą? 
Draco miał dziwne przeczucia. Coś było bardzo nie tak, pomijając nawet wiedzę Pottera. Chciał natychmiast iść do komnat Snape'a i sprawdzić, o co chodzi, ale powstrzymał się. Było jeszcze bardzo wcześnie, a on nie miał pełnych informacji i nie mógł wzbudzać żadnych podejrzeń, bo jeżeli Voldemort zdjął z Hermiony jakieś zaklęcia, to ani ona, ani Severus nie powinni o tym wiedzieć, przynajmniej na razie. Draco postanowił ich obserwować i odpowiedzieć Potterowi. Skoro ten sam chciał wpuścić go do Zakonu, to on z tego z chęcią skorzysta. Nigdy nie planował tak naprawdę rzucać na Ginny obliviate, więc warunki nie były trudne do spełnienia. Jej umysł był zbyt słabo chroniony, dlatego nie mogła jeszcze poznać jego sekretów. Może po ślubie lub kiedy odeśle ją do Zakonu będą mogli szczerze porozmawiać – jeśli w ogóle będzie chciała go słuchać. Teraz stanowiła dla niego zbyt wielkie zagrożenie.
Potarł obolałe ramię. Może to było głupie, ale nie zasklepił rany magią, bo chciał, by pozostała blizna, pamiątka po tym dniu. Spojrzał na Ginny ostatni raz. Złożył list i wyszedł cicho, by jej nie obudzić. 

Przez kominek przeniósł się do swojego domu. Niemal natychmiast zjawił się przy nim Rubin, zarządca jego skrzatów i posiadłości. 

– Paniczu, czy przygotować paniczowi śniadanie? – Skrzat dreptał tuż za nim w drodze do gabinetu. 
– Na razie nie. Czy Iskra już wróciła? 
– Tak, panie, przed godziną. Obudzić ją? 
– Nie, przyślij ją, kiedy wstanie. – Usiadł za biurkiem i przejrzał leżące na nim papiery. Zestawienia wydatków i przychodów nie miały dla niego w tej chwili najmniejszego znaczenia.
– Czy mogę zrobić dla pana coś jeszcze?
W roztargnieniu potarł czoło.
– Potrzebuję Tyranki. Poproś, żeby przyszła, jeśli już wstała. – Potrzebował teraz jej pomocy. Psotka nie mogła pilnować Ginny, a Iskra miała inne zadania. Pozostałym skrzatom nie mógł aż tak ufać.
– Panie, ale Tyranka…! – Rubin aż zadrżał. 
– Dlatego masz ją poprosić, a nie wezwać. – Kontakty z tą skrzatką wydawały się dla nich problematyczne. Cóż, jeśli w takim tempie będą rozdawać ubrania, jego ród w ciągu kilku najbliższych lat straci większość skrzatów. To była kolejna sprawa bez znaczenia. Zaklęciem podpalił polana ułożone w kominku. To przypomniało mu o niespodziewanej wiadomości od Pottera. Potrzebował bezpiecznej drogi kontaktu między nimi. Wyciągnął z biurka pusty notes, zduplikował go zaklęciem i rzucił kilka innych czarów, a na koniec włożył do środka list, mrucząc zaklęcie. Notatnik rozjarzył się na chwilę złotym blaskiem. Dzięki temu tylko Potter będzie mógł kontaktować się z nim tą drogą – o ile to on był autorem listu.
Miał właśnie zabrać się za pisanie, kiedy na środku gabinetu pojawiła się wiekowa skrzatka.
– Panicz prosił Tyrankę. – Stworzonko ukłoniło się nisko, ale na jego ustach błąkał się chytry uśmieszek.
– Tak, dziękuję, że jesteś. – Draco znał ją od dziecka, to ona pomagała jego matce w opiece nad nim i była jej osobistym skrzatem. 
– Dlaczego Tyranka jest tutaj, a nie w Malfoy Manor? 
– Tutaj jest wszystko, czego potrzebuję. 
– Ale lady Malfoy jest tam – spojrzała na niego oskarżycielsko.
– Wkrótce ją odwiedzę, a teraz powiedz mi, jak się czuje Psotka. – Draco nie miał teraz zamiaru kontynuować tej rozmowy. Temat był niewygodny, a on miał pilniejsze sprawy.
– Panicza narzeczona to wstrętna baba. – Urok tej skrzatki był niezaprzeczalny. Dawniej uwielbiała wszystkich Malfoyów i była im bardzo oddana. Wszyscy inni byli dla niej nic nieznaczącymi kmiotkami. Teraz, gdy nie miała nad sobą pana, to się trochę zmieniło, ale najwyraźniej niektóre przyzwyczajenia pozostały.
– Dziękuję za opinię, Tyranko. Pytałem, jak się czuje Psotka. 
– Boi się. Tyranka ją przysłała, bo to dobra kandydatka na osobistego skrzata nowej pani, a ta dziewucha przestraszyła ją na śmierć. 
– To przyszła lady Malfoy, Tyranko, i to jest dziewczyna, nie dziewucha. Chciałbym, żebyś jej pilnowała, a jeśli będzie taka potrzeba – pomagała przez jakiś czas. 
– Tyranka zobaczy dziewuchę i się zastanowi, ale nie będzie wykonywać jej rozkazów. Tyranka nie lubi rozkapryszonych smarkul. Ona nie powinna zostać lady Malfoy. To wielki i potężny ród, powinien mieć godną panią. 
– Będzie miał ją – powiedział i odwrócił się. – Dziękuję, możesz odejść. – Podszedł do szafy i wyjął z niej myślodsiewnię. Musiał jeszcze raz obejrzeć wspomnienia Hermiony i te z ceremonii, znajomość nazwisk spiskowców i sztylet Avery’ego mogą rzucić nowe światło na tamte sytuacje. Kiedy się odwrócił, skrzatka nadal stała w tym samym miejscu. Ich oczy spotkały się. 
– Tyranka jest wolnym skrzatem i pójdzie, kiedy będzie chciała. A teraz panicz posłucha! Tyranka zajmie się tą niewychowaną dziewuchą i będzie jej pilnować, ale jeśli ta żmijka jeszcze raz spróbuje coś paniczowi zrobić, to popamięta Tyrankę. Tyranka nie pozwoli, żeby zamorscy przejęli Malfoy Manor, a panicz niech lepiej pamięta o dziedzicu! Pan Abraxas przewraca się w swojej krypcie. Sanctimonia vincet semper
– Ta „dziewucha” to Ginewra Weasley, córka Molly Prewett i wychowanka Artura Weasleya, biologiczne dziecko Notta! Nie zaprzeczysz czystości jej krwi. A może masz obiekcje co do innej czystości? Twój ukochany pan Lucjusz nie miał wątpliwości.
– Tyranka słyszała, pan Lucjusz chwalił się przyjaciołom. Tyranka nie jest głupia, ale nadal ta dziewczyna to dzikuska. Jej matka nie wychowała jej na damę. – Draco zdawał sobie sprawę z różnicy między środowiskami, w jakich dorastali, ale co innego mógł zrobić? W tej chwili mógł liczyć tylko na dobrą wolę i doświadczenie skrzatki.
– Więc twoim zadaniem będzie zrobić z niej damę. 
– Trudne zadanie daje panicz Tyrance. 
– Poradzisz sobie. Jesteś najlepszym skrzatem, jakiego kiedykolwiek mieli Malfoyowie. – Skrzatka aż się zaczerwieniła, a potem spojrzała na niego podejrzliwie. 
– Ha! Pochlebstwa! Tyranka lubi pochlebstwa. – Jej pomarszczona twarz wykrzywiła się w uśmiechu. – Idzie zobaczyć dzikuskę. – Z tymi słowami zniknęła, a Draco usiadł w fotelu, przyglądając się runom wyrytym na brzegach kamiennej misy. Jedną sprawę udało mu się załatwić, teraz pora przyjrzeć się drugiej. 
Przyłożył różdżkę do skroni i uwolnił wspomnienie ceremonii. Włożył je do misy, a potem zanurzył się w cieczy.

Rozglądał się i zastanawiał, co przegapił. Marvolo przyglądał się uważnie rzucanym przez Hermionę zaklęciom, którymi leczyła rany Snape’a po pojedynku. Do jakich wniosków mógł dojść? Czy specjalnie oddał dziewczynie różdżkę, by sprawdzić jej reakcję? Musiało chodzić o zaklęcia, które rzucał na nią Lucjusz. Pośród wielu nieistotnych klątw dwie były bardzo interesujące, ale jednej nie opłacało się zdejmować, natomiast drugą… Gdyby sprawdził reakcje po jej zdjęciu… Gdyby było tak, jak twierdził Lucjusz, można by było rzucić i zdjąć klątwę niepostrzeżenie. Kto zajmował myśli Marvola na tyle, by zmusić go do takich kroków? Kiedy Draco wyszedł z myślodsiewni, był w stanie wydusić tylko krótkie: „Ja pierdolę”. Potarł dłońmi twarz. Jego wnioski były tak abstrakcyjne, że musiały być albo kompletną bzdurą, albo… prawdą. 

Kilka godzin później siedział na jednym z foteli w pracowni Snape'a i relacjonował to, czego się dowiedział od skrzatów. Nie był w najlepszym nastroju, musiał odwiedzić Malfoy Manor i sprawdzić, jak idą przygotowania do ślubu. 
Wszystko szło zbyt gładko i zbyt szybko jak na jego gust. Nie mogłoby wydarzyć się coś, co zmusiłoby go do przełożenia uroczystości? Wrócił do rzeczywistości i starał się przypomnieć sobie, o co pytał go Severus. 
– Sztylet podrzucił Avery. Skrzaty jeszcze nie wiedzą, czy bierze udział w spisku, ale czekał pod moimi komnatami. Obawiam się, że teraz upatrzył sobie Ginny. 
– Musisz jej pilnować. 
– Wiem, ale… – pokręcił tylko głową, ale nie dokończył, bo zbliżała się do nich Hermiona, która właśnie skończyła warzyć jakiś eliksir. 
– Co słychać, Draco? 
– Bez zmian – odpowiedział bezbarwnie. Nie chciał, żeby dziewczyna wiedziała o zachowaniu jego narzeczonej. 
– Nie mamy czasu na pogaduszki. Masz dzisiaj jeszcze jeden eliksir do uwarzenia. – Snape wydawał się średnio zadowolony tym faktem, ale wziął jedną z fiolek spoczywających w zabezpieczonej szufladzie jego biurka. 
– Co to za eliksir?
– Antidotum na „upojny taniec”. – Hermiona patrzyła to na jednego, to na drugiego, nic nie rozumiejąc. 
– Nigdy nie słyszałam o tym eliksirze.
A to ciekawe. Widocznie ta strona magii zupełnie jej nie pociągała. 
– Gryfoni nie gustują w takich używkach? – Draco starał się pomóc, ale Hermiona zupełnie nie rozumiała, o co chodzi. Rozsiadł się wygodniej na fotelu i czekał. Zapowiadało się naprawdę ciekawie. Okoliczności mu sprzyjały. Będzie mógł obserwować Hermionę i może uda mu się odkryć, co dokładnie zrobił Voldemort. Nie mógł teraz rzucić sondy, ale gdyby zmobilizować jakoś Snape'a do wyjścia, chociaż na kilka minut… Draco uśmiechnął się pod nosem. Dziewczyna natomiast wpatrywała się w swojego pana, który uparcie nie podnosił wzroku.
– Severusie, możesz mi to wytłumaczyć? – To nie był błagalny ton. Snape westchnął przeciągle. 
– „Upojny taniec” jest czymś w rodzaju mugolskiej trawki. 
– Narkotyk? Po co ci taki eliksir? 
– Na wesele – odparł niemal wesoło. 
– Chcecie odurzyć Ginny? Najpierw amortencja, teraz narkotyki? 
– Merlinie, uchowaj. Dla niej warzysz odtrutkę. – Czy Snape z niej żartuje? 
– Więc kogo chcesz naćpać? – Jej irytacja wydawała się go bawić. 
– Gości – powiedział z najbardziej zjadliwym uśmieszkiem, jaki u niego widział. Hermiona już otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć, ale powstrzymał ją gestem dłoni. – Będą pamiętać tylko tyle, że świetnie się bawili, jedzenie było pyszne, a panna młoda wyglądała zjawiskowo. Bez żadnych szczegółów. Nie chcemy, żeby ktoś zaczął węszyć. 
– Co takiego szczególnego jest w tym antidotum, że to właśnie ja mam je warzyć? – Jak na gust Dracona Hermiona zbyt szybko rozgryzła sedno sprawy. Czyżby już tak dobrze znała Snape'a? Mężczyzna podniósł się i stanął naprzeciw niej. 
– Tylko ktoś, kto jest pod działaniem eliksiru, może uwarzyć antidotum. Ja jestem na niego odporny. – Wzrok Hermiony momentalnie spoczął na nim, ale tylko pokręcił głową. 
– Jak można się uodpornić na ten eliksir? 
– Żeby się otrzeźwić, wystarczy powąchać gotową odtrutkę, żeby się uodpornić – należy ją wypić. 
– Jeśli zrobię coś głupiego… – zmrużyła wściekle oczy. 
– Na pewno zrobisz, ale nie pozwolę ci wyjść poza laboratorium. – I to miało ją uspokoić? Snape, Snape… 
– Co za pocieszenie. Nie próbujcie się ze mnie śmiać. 
Snape odkorkował fiolkę, a po lochu rozszedł się mocny kwiatowy zapach. 
– Peonie. Mmmm, pięknie pachnie. – Mikstura zadziałała na nią bardzo szybko. Wzrok momentalnie zrobił się szklisty. Severus zaprowadził ją do jednego ze stanowisk, gdzie przygotował wcześniej potrzebne składniki. Nachylił się nad nią i zaczął mówić łagodnym jak na niego tonem. 
– Żeby uwarzyć antidotum, musisz tego bardzo chcieć. Nie ma jednego jasnego przepisu na odtrutkę, daj się ponieść i niczym się nie przejmuj. W razie czego jestem tutaj. – Kiedy stawiał fiolkę z wciąż parującym narkotykiem na jej stanowisku pracy, musiał się nad nią pochylić. Wtuliła się w niego plecami, przymykając oczy. Ufała mu całkowicie, gdyby tak nie było, narkotyk by to ujawnił. Draco zastanawiał się, jak to się ma do jego podejrzeń. Co jeśli Voldemort naprawdę zdjął z Hermiony zaklęcie Lucjusza, to, które sprawiło, że dziewczyna musiała się zakochać w swoim panu? Snape niczego nie zauważył, bo nie podejrzewał nawet takiego scenariusza. Draco musiał jakoś to sprawdzić. Snape zdążył wrócić na swoje miejsce za biurkiem i udawał, że czyta jakieś papiery, ale jego wzrok zbyt często wędrował w stronę Hermiony. Dziewczyna wchodziła w trans, narkotyk nadal parował, otaczając ją lekką pomarańczową chmurką, działał coraz mocniej. Widać było, że się rozluźniła, zaczęła się lekko poruszać w rytm tylko sobie znanej melodii. Brała po kolei każdy składnik i oglądała go, wąchała. Kiedy natrafiła na ten właściwy, nalała wody do kociołka i zaczęła siekać. Draco obserwował ją z fascynacją. Dopiero po jakimś czasie uświadomił sobie, że tak bardzo dał się pochłonąć kwestii związanej z Hermioną, bo próbował odsunąć od siebie myśli o Ginny. Odpychał je, bo nie wiedział, co może jeszcze zrobić. Sytuacja go przerosła. Bezwiednie potarł nadal bolące ramię. 
– Nie wyleczyłeś rany zaklęciem? – Słowa Snape'a dotarły do niego z lekkim opóźnieniem. 
– Sama się zagoi, muszę tylko dać jej czas. – Severus był chyba jedyną osobą, która mogła go zrozumieć. Nie pytał o powody, po prostu wiedział, że niektóre zranienia wymagają czasu. 
– Co zamierzasz? 
– Nie wiem. W ostateczności mam amortencję, ale… – Nie był w stanie dokończyć zdania. To wszystko miało wyglądać inaczej. Gdyby nie Lucjusz, wystarczyłoby ją do siebie przekonać. Ponownie zaczął wzbierać w nim gniew. Musiał się odprężyć, żeby nie wyładować go w najgorszym możliwym momencie. 
– W ostateczności jest jeszcze kilka innych sposobów, ale żaden nie da ci tego, co chcesz uzyskać. Jeśli chcesz prawdziwej więzi, musisz coś wymyślić, jakoś do niej dotrzeć, nawet jeśli miałbyś powiedzieć jej prawdę. – Draco tylko prychnął na te słowa. Prawda jest względna. Jego prawda mogła zniszczyć cały ich plan. Gdyby jego rola wyszła na jaw, byłoby po wszystkim. 
– To zbyt niebezpieczne. 
– Niekoniecznie, zostało niewiele czasu. Wątpię, żeby ktoś podjął bardziej radykalne kroki. 
– A Avery? Znasz go. Co może planować? 
– Będzie się z wami bawił w kotka i myszkę. Będzie chciał wzbudzić jej strach. Kazałeś go obserwować, więc raczej cię nie zaskoczy. Miej się jednak na baczności, rozsądnie będzie powiedzieć jej o zagrożeniu. 
– Wolałbym mieć pewność… Uwarzyłbyś dla mnie pewien eliksir? – Draco zawahał się, gdy Severus spojrzał na niego przenikliwie. Nie był pewny jego reakcji. – Sterilitas. 
– To potrwa. – odpowiedział mężczyzna obojętnym tonem i wrócił wzrokiem do swoich papierów. Draco rozluźnił zaciśnięte pięści. Gdyby miał odmówić, zrobiłby to od razu. 
– Wiem, ale eliksir eunucha waży się jeszcze dłużej, a tak będę miał jakąś kartę przetargową. Poza tym to jest trwałe, a Avery nie ma jeszcze dziedzica. jeśli zagrożę mu tym eliksirem może zrezygnuje.
– Wątpię, żeby dążył do bezpośredniego starcia. Przyczai się i zaatakuje z ukrycia. 
– Będę przygotowany. Ale gdybyś zdążył z eliksirem… Merlinie, sam już nie wiem. 
– Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Uwarzę ci to, albo lepiej oba, dobrze mieć coś takiego w zapasach na wyjątkowe okoliczności. – Jego drapieżny uśmiech podział na Dracona pokrzepiająco. 
– Myślisz o kimś konkretnym? – Snape tylko wzruszył ramionami. Draco przez chwilę zastanawiał się, co też może mu chodzić po głowie, ale po chwili wyleciało mu to z głowy, gdy w ślad za Snape’em spojrzał w kierunku Hermiony. Dziewczyna zaczęła tańczyć przy swoim stanowisku. Z gracją wrzucała składniki do kociołka, potem zaczęła nucić nieznaną mu melodię. Snape jednak musiał ją znać, bo na jego twarzy zagościł wyraz, jakiego Draco jeszcze nie widział, kiedy jednak zauważył, że jest obserwowany, odchrząknął i wrócił do swoich papierów. 
– Mógłbyś zacząć dzisiaj warzenie? Im szybciej, tym lepiej. 
– Później, teraz muszę pilnować Hermiony.
– Ja jej przypilnuję. 
– Ciekawe w jaki sposób ją powstrzymasz, jeśli będzie chciała wyjść. Założę się, że w tym stanie jej magia bezróżdżkowa jest jeszcze silniejsza niż normalnie.
Właśnie stracił okazję na sprawdzenie swojej teorii. Być może jedyną, bo jak wyjaśni Hermionie próbę sondowania, kiedy ta będzie już przytomna? Musi jeszcze dzisiaj napisać wiadomość do Pottera i dowiedzieć się więcej. 
– Ciekawe jak ty ją powstrzymasz. 
– Mam swoje sposoby. – Jego wredny uśmieszek sprawił, że Draco nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Za to nasunęło mu się pytanie, które dręczyło go od dawna. 
– W jaki sposób zdobyłeś zaufanie Hermiony? 
– To przez zaklęcia twojego… – Draco nie dał mu dokończyć.
– Nie. To musi być coś innego. – Snape westchnął i oparł się wygodniej na krześle. 
– Rozmawiałem z nią, postawiłem pewne sprawy jasno. Nie powiedziałem jej wszystkiego, ale to, co mogłem, żeby sytuacja była klarowna. Wyjaśniłem, co mną kieruje. Kiedy przyjęła to do wiadomości, wszystko stało się łatwiejsze. 
– Ja też próbowałem, ale Ginny mnie nie słucha. Nie jest tak racjonalna jak Hermiona. 
– Więc spraw, żeby sama zaczęła zadawać pytania, a potem odpowiedz na tyle blisko prawdy, na ile będziesz mógł się zdobyć. Pozwól jej się poznać. – Raz już zaczęła zadawać pytania, ale wtedy nie chciał jej nic mówić. 
– Nie chcę cię narażać. Jeśli przez nią ktoś pozna plan, wszyscy będziemy martwi. 
– O to się nie martw. Przecież musiałeś ją jakoś przekonać, a że roztoczyłeś przed nią wizję zniszczenia śmierciożerców – cóż.
Nie mógł uwierzyć, że mężczyzna podchodzi do tego tak lekko, ale w końcu i na jego twarzy zagościł uśmiech. Jego ojciec chrzestny był mistrzem w wychodzeniu obronną ręką z niemal każdej sytuacji. Manipulacja i pokrętne wyjaśnienia były jego orężem. Draco sam przez wiele lat myślał, że Snape szpieguje dla Voldemorta, dzięki prawdom i półprawdom, jakie przekazywał i jednym, i drugim, mógł żyć niezależnie od tego, kto wygra wojnę. W każdej chwili mógł też jednak zginąć, gdyby powinęła mu się noga. Do tej pory jakoś udawało mu się przetrwać – i to była prawdziwa sztuka.. 
– Ty to potrafisz odwrócić kota ogonem. 
– Bierz przykład. Wyjdzie ci to na dobre. – Miał oczywiście na myśli Ginny, ale Draco zamierzał skorzystać z tej rady również w innych kwestiach. 
Żaden z nich nie zauważył, że Hermiona skończyła pracę. Draco zorientował się dopiero wtedy, kiedy go minęła, muskając dłonią jego ramię. Uśmiechała się, podchodząc do Snape'a. Draco z niemałym zaskoczeniem patrzył, jak dziewczyna siada mężczyźnie na kolanach, a on jej na to pozwala. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że ona jest nadal pod działaniem narkotyku. Antidotum musi dojrzewać przez kilka minut, nim zacznie działać. Z fascynacją patrzył, jak Hermiona przytula się do Severusa, łasi, a on ją obejmuje. 
– W porządku? – Usłyszał jego cichy głos.
– Ummmm… cudownie. – Chwilę później zaczęła rozpinać guziki koszuli Snape’a, który spojrzał na niego intensywnie i wskazał głową na eliksir. Draco podniósł się i podszedł do kociołka. Mikstura potrzebowała jeszcze kilku minut. Zerknął na parę na krześle. Hermiona była coraz śmielsza, całowała szyję Severusa. Chłopak przelał część płynu do fiolki i podszedł do nich. 
– Nie wysiliłeś się zbytnio – sarknął. Snape spojrzał na niego rozbawiony zza szopy brązowych włosów.
– Mówiłem o sposobie, nie o wysiłku.
Hermiona podniosła głowę i spojrzała Snape'owi w oczy. Draco widział, co się dzieje, dlatego podstawił jej pod nos fiolkę z antidotum. Nie wiedział, jak Snape może zareagować. Widok, jaki sobą przedstawiali, był niecodzienny i na pewno nigdy go nie zapomni, ale nie chciał się dłużej bawić jej kosztem. Dziewczyna zamrugała kilka razy, ale nie odsunęła się. Wręcz przeciwnie, zbliżyła się jeszcze bardziej. Ta chwila między nimi była niemal intymna. Draco chciał odwrócić wzrok… ale nie umiał. Hermiona pocałowała Snape'a raz i drugi, mimo że nie była już pod działaniem narkotyku. To było ledwo muśnięcie warg, ale powietrze wokół nich wręcz iskrzyło od napięcia. Potem uśmiechnęła się, zeskoczyła zgrabnie i otrzepała ubranie z niewidzialnego pyłu. Draco nawet się nie zorientował, że chwilę później zabrała mu fiolkę i wypiła jej zawartość do dna.
– Jak bardzo się wygłupiłam? – zapytała, nadal się uśmiechając. 
– Tylko troszkę… – zaczął, ale Snape wszedł mu w słowo. 
– Bardzo, tańczyłaś, śpiewałaś… – Na jego twarzy znowu zagościł ten wredny uśmieszek. 
– I nie straciliście jeszcze słuchu? To antidotum jest ohydne – powiedziała, oddając mu fiolkę. Zanim zdążyła dokończyć, miała już w ręku kubek z godłem Gryffindoru. Mężczyzna musiał dokładnie wiedzieć, co ona zrobi, kiedy tylko dojdzie do siebie. Spojrzała na Severusa z uśmiechem wdzięczności. Między nimi była jakaś magia, więź czy jak to inaczej nazwać. Dopasowali się do siebie. Żal mu będzie ich rozdzielać. 
– Czy ja też mógłbym napić się herbaty?
– Sam sobie zrób – usłyszał, ale po chwili również w jego rękach znalazł się kubek z godłem jego domu. Snape wyszedł do magazynu, a Hermiona usiadła na drugim fotelu. Milczeli przez chwilę, czuł, że mu się przygląda. 
– Co się dzieje, Draco? Jesteś jakiś smutny, zamyślony. Coś nie tak z Ginny? 
Nie chciał mówić jej całej prawdy. Nie chciał, żeby się martwiła. Była przyjaciółką ich obojga… 
– Trochę tak. Porozmawialiśmy sobie wczoraj i oboje musimy wiele przemyśleć. Przez najbliższe kilka dni nie będziesz jej odwiedzać, chce zastanowić się w spokoju. Jej rodzice zgodzili się na ślub. To wszystko jest dla niej bardzo trudne. 
Półprawda – tak to się robi?
– Rozumiem. Wiem też, że to konieczne. Dogadujecie się? 
– Nie za bardzo – przyznał. 
– Ginny jest bardzo temperamentna, emocjonalna. Musi ci zaufać. 
– Dzięki za radę. Chciałbym tylko wiedzieć, jak mam to sprawić. 
– Nie denerwuj się, wiesz, o co mi chodzi. Spróbuj wykorzystać jej emocjonalność na swoją korzyść, wiem, że to może nie być proste, ale okaż jej trochę czułości, troski. Postaraj się. 
– Staram się. 
– Więc postaraj się bardziej. Widocznie to wciąż za mało. Daj coś z siebie, nie oczekując nic w zamian. 
– Stąpasz po cienkim lodzie, Hermiono, oczekujesz od ślizgona iście gryfońskiego zachowania – usłyszeli głos Snape'a. 
– Ależ skąd. Oczekuję przebiegłości. A poza tym, Severusie, czyj lód jest cieńszy? Twój czy Dracona?
– Mój.
– Więc możesz być spokojny, jestem zupełnie bezpieczna. – uśmiechnęła się lekko. Uniósł pytająco brwi. – Po twoim nauczyłam się tańczyć. 
– Rzeczywiście, umiesz tańczyć. 
Ich wspólny śmiech w przedziwny sposób dodał Draconowi sił i wiary, że to wszystko może się jednak udać. 

*** 
Było późne popołudnie, kiedy przeniósł się do swojego domu. Pogoda sprzyjała. Złapał swoją najszybszą miotłę wyścigową i wyszedł na tyły posiadłości, żeby się aportować. Pamiętał dobrze pierwszy raz, kiedy się tam znalazł, to był zupełny przypadek. Po powrocie z Hogwartu na wakacje nie mógł wytrzymać nawet chwili w Malfoy Manor. Przeniósł się do domu w Newcastle, ale nawet tu nie potrafił zapomnieć. Wziął wtedy miotłę i leciał bardzo, bardzo szybko i bardzo długo. Wleciał w chmury, ale nadal nie zwalniał, a kiedy w końcu zniżył lot, okazało się, że znajduje się nad morzem. Nie było widać lądu, choć przecież leciał na zachód. Teleportowanie się na lecącej miotle było zbyt niebezpieczne, dlatego wziął różdżkę i wypowiedział zaklęcie, które wskazało mu najbliższy ląd. Odbił lekko w lewo i leciał dalej. W końcu wylądował przy drodze na niewielkiej wysepce. Zsiadł z miotły, by rozprostować trochę nogi. Nie miał pojęcia, gdzie się znajduje. Nagle do jego uszu dotarł jakiś warkot, coraz głośniejszy, a dosłownie sekundę później zobaczył pojedyncze światło zbliżające się z ogromną prędkością. Ledwo zdążył dosiąść miotły i odbić się, a ten potwór przemknął tuż pod nim. Chwilę później zza zakrętu wyskoczyły kolejne dwa. A potem jeszcze jeden. Wiedziony ciekawością poleciał za nimi, ale nie mógł ich dogonić. Teren był górzysty, a droga kręta. Kolejne coś śmignęło pod nim. Przyspieszył jeszcze bardziej, ustawił się niemal tuż za tym czymś i w końcu dostrzegł, że to maszyna na dwóch kołach, a na niej jak przyklejony siedzi jakiś mugol w kasku. Pęd był niesamowity, aż wyciskał łzy z oczu. Draco wzniósł się wyżej, upewnił się, że zaklęcie kameleona działa poprawnie, a potem rzucił czar chroniący na twarz. Był ciekaw, jak oni mogą poruszać się aż tak szybko. Jego szaty powiewały w powietrzu. Widział z wysoka, jak mugole pokonują kolejne zakręty, niemal kładąc się na drodze. Poleciał najszybciej, jak się dało. Miał teraz przewagę, bo nie musiał skręcać jak oni, i w końcu ich dogonił. Nie wiedział, co nim kieruje. Czy była to zwykła ciekawość, czy tak bardzo pragnął zapomnieć, że zajmował myśli czymkolwiek innym. Kiedy w końcu się zatrzymali, i on stanął. Krew ciągle w nim buzowała, pęd wyrzucił z jego głowy wszystkie myśli. Chciał to powtórzyć. 
Dziś był dużo lepiej przygotowany, szybko transmutował swój strój. Zaklęcie kameleona było na miejscu. Wiedział już, gdzie się zbierają. Mógł pościgać się razem z nimi. Trasę znał już prawie na pamięć, nie miał pojęcia, który to już raz. Lewy zakręt, ciasna uliczka, prawy, wyjazd w otwarty teren, lewy, prawy, klif, ostry prawy, lewy pomiędzy dwoma kamiennymi płotami, lewy… Słyszał od nich, że razem było ich dwieście, ale nigdy nie był w stanie policzyć. 
Teraz czekał blisko, by ruszyć razem z nimi. To było niesamowite doznanie, ani razu nie udało mu się być na mecie przed nimi, chociaż zaczął się poruszać na miotle jak na motocyklu. Był wiatrem goniącym ich. Był powietrzem, które ich otacza. Przez ten krótki czas był jednym z nich… choć po kilku razach musiał przyznać, że jednak nie do końca. Dla niego było to dużo bezpieczniejsze. On nie musiał się obawiać, że spadnie z klifu. Oni tak, ale nadal jeździli, choć niejeden z nich tam zginął. Nigdy go nie widzieli, choć czasem któryś wyczuł jego obecność. Twierdzili, że jest duchem – i tak się czuł. Tam, pędząc na miotle, był wolny, choć miał tu jeszcze parę spraw do załatwienia. 
Przeciął metę jako trzeci. Był zmęczony fizycznie i psychicznie, ale to było dobre zmęczenie, takie,
po którym po prostu się śpi. A łóżko w laboratorium Snape'a nie było zbyt wygodne.
Spojrzał jeszcze raz na swoich mugolskich towarzyszy, potem na tablicę z napisem „Wyspa Man”.
Potem aportował się.

5 komentarzy:

  1. Bardzo się cieszę, że coraz więcej publikujesz i wróciłaś do pisania na dobre. Historia fajnie się rozwija, troszkę brakuje mi scen sam na sam Hermiony i Severusa ale rozumiem, że teraz jest czas na dopełnienie wątku Malfoya i Ginny, a przerywanie w takim momencie nie byłoby najlepszym pomysłem.
    Twoje teksty są na naprawdę wysokim poziomie zarówno pod względem stylistyczno-językowym jak i fabuły - za to należą Ci się wielkie brawa i podziękowania od wszystkich czytelników. Dlatego nie poddawaj się. Pisz dalej. Na pewno wiele osób czeka kolejne rozdziały.
    Życzę dużo weny i powodzenia
    Jakakolwiek
    Życzę powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział cudowny. Kocham to jak opisujesz relacje bohaterów, uwielbiam jak wykreowałaś postacie w tym opowiadaniu. Mimo, że raczej nie ciekawił mmie na początku wątek Draco i Ginny, tak teraz równie ciekawie śledzę ich losy jak Hermiony i Severusa. Nadawl wspominam rozdział, który napisany był z perspektywy Voldemorta i muszę przyznać, że Tom w twoim wydaniu jest świetny. Zawsze się zastanawiam jak by wyglądał paring Hermiona x Voldemort w twoim wydaniu... Dobra bo zboczyłam z tematu. Cieszę się, że mimo wszystko nie porzuciłaś Mrocznych i często dodajesz rozdziały, a to miód na me serce🙂. Życzę dużo dużo weny i chęci do dalszego publikowania, bo grzechem było by zostawienie tak świetnego opowiadania

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział, cieszę się, że wróciłaś do pisania. Mnóstwo weny i czasu na tworzenie kolejnych rozdziałów!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj, chcę życzyć Ci mnóstwa weny i dużo pewności siebie! :) Piszesz cudownie! Uwielbiam "Mroczne części duszy", czytam je już od kilku lat. Bardzo się ciesze, że wróciłaś po tak długiej przerwie. Historia którą tworzysz jest genialna! :) Bardzo dużo czytam, książki to moi najlepsi przyjaciele, a Twój blog jest jednym z niewielu którymi się tak zachwyciłam. Jestem zawsze na bieżąco i skoro to dla Ciebie ważne, nie zapomnę Ci przypominać o tym że jesteś w tym świetna! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O mamuniu, tak mi się wydawało że już to czytalam. Calkowicie za to zapomniałam, że cos korygowałam. Teraz faktycznie cos mi świta. :* Rozdział super, uwielbiam część z Hermioną i Severusem - faktycznie można wyczuć jakąś więź. Jestem strasznie ciekawa, czy w końcu Draco włączy przebiegłość w stosunku do Ginny. Widać, że zaczął powoli w stosunku do Hermiony. Sama nie wiem, co bym zrobila na jego miejscu. Na pewno na początku bym jej tak nie groziła, no ale mleko już się rozlało. Ciekawy fragment o ściganiu się z mugolami - wydawać by się mogło, że to raczej nie w stylu Dracona.
    Pozdrawiam, mlodzia113 :*<3

    OdpowiedzUsuń