Z tego miejsca chciałam ogromnie podziękować mlodzi113 za przeczytanie tekstu i korekty przed publikacją.
Koniecznie dajcie mi znać jak Wam się podoba rozwój sytuacji. Cierpię na niedobór waszych reakcji. Z weną na razie walczę, ale mam nadzieję już niedługo wróci w normalnej formie. Mam trochę tekstu do przodu, więc na początku nowego roku możecie się spodziewać kolejnego rozdziału. A teraz już nie zanudzam.
Budzenie
się w tym łóżku, jego łóżku, stało się już normą chociaż
zawsze zasypiała w swoim kąciku. Niemal od razu zrozumiała, że
nie jest sama. Z łazienki dobiegał szum wody. W nogach łóżka
leżała wytworna szata w kolorze głębokiego granatu. Znowu ją
gdzieś zabierał. Nie chciała tego, znowu będzie zmuszona być
blisko niego. Iść pod ramię, uśmiechać się, powiedzieć przy
ludziach jakieś czułe słówko. Tego od niej oczekiwał. Musiała
grać. Właściwie nie wierzyła by mógł zrobić coś Hermionie,
ale nie mogła uciec sama. Wyślizgnęła się z łóżka i zerkając
nerwowo na drzwi zaczęła się szybko ubierać. Kiedy była już w
pełni ubrana poczuła się trochę pewniej. Pogoda była piękna a
ona miała w końcu się stąd
wyrwać. Ta wizja bardzo
jej się spodobała. Zapatrzyła się w okno. Przestało jej nawet
przeszkadzać towarzystwo, ważniejsza była zmiana otoczenia.
Zaczęła rozczesywać palcami włosy.
-
Miałem nadzieję, że ten kolor będzie pasował do twoich włosów
i chyba nie jest źle - drgnęła zaskoczona, nie słyszała kiedy
wszedł. Jak długo tam stał? Nie chciała się odwracać w jego
stronę, nie chciała na niego patrzeć. Jego widok nadal tak bardzo
bolał. Objęła się rękami w obronnym geście. - Chodź, zjedz ze
mną. Przymiarki sukni mogą potrwać. - Nie odpowiedziała. Nie
poruszyła się. Kontynuował jakby prowadzili miłą pogawędkę.
Nie miała pojęcia po co znowu udaje. Nikogo z nimi nie było. - Na
co masz dzisiaj ochotę? Kuchnia Włoska? Francuska? Amerykańska?
Nie? Może coś bardziej orientalnego? Dobrze, więc skoro nic ci
nie odpowiada to standardowo. Psotko. Poprosimy śniadanie, to co
zwykle. – kontynuował, kiedy skrzata pojawiła się z cichym
pyknięciem - I przynieś to o co cię prosiłem wczoraj. - stworzono
skłoniło się i znikło. On znów na nią spojrzał. -Usiądź -
nie zareagowała - nie rób tego znowu, dobrze? Wiesz, że twój opór
jest bezcelowy. Jak długo tym razem zniesiesz moją obecność? -
sztywnym, niepewnym krokiem podeszła do stolika przy którym
siedział rozparty na krześle. Usiadła naprzeciw niego
i
przez chwilę patrzyli sobie w oczy. - Jak miło, że jednak
zdecydowałaś się przyłączyć kochanie. - zmarszczyła gniewnie
brwi. Dlaczego to do niego nie dociera?
-
Nie nazywaj mnie tak. - puścił jej oko jakby wiedział,
że na to zareaguje. Wstręt i obrzydzenie mieszały się z
nienawiścią i strachem. Na każdy jego najmniejszy ruch chciała
się poderwać z krzesła i uciec. Nie potrafiła zapomnieć. Kiedy
zamykała oczy pokój znikał a ona znowu znajdowała się w lochu,
i choć kiedy je otwierała wracało słońce,
to jego widok pozostawał niemal taki sam. Zadrżała znowu.
Odwróciła wzrok wpatrując się w otwarte okno starała się
uspokoić. Wyrwie się stąd dzisiaj, choć na chwilę. Na stole
pojawiły się potrawy, ale ona miała w żołądku supeł. Zmusiła
się jednak, żeby wziąć widelec do ręki. Powtarzała sobie w
myślach żeby na niego nie patrzeć. Nie widzieć tej aroganckiej,
pewnej siebie postawy. Nie pozwolić strachowi sobą zawładnąć.
Chciał jej coś odpowiedzieć, ale przerwało mu pojawienie się
skrzatki, która dźwigała dość grubą książkę. Zabrał ją,
a wtedy stworzonko zniknęło.
-
To dla ciebie, są tu opisane czarodziejskiej tradycje. Chcę, żebyś
ją przeczytała. Zwróć większą uwagę na rozdział ósmy. Tam
jest wszystko, co jest związane ze ślubami.
-
Nie potrzebuję tej książki. Mama nauczyła mnie wszystkiego, co
powinnam wiedzieć. Zresztą
nie wiem czy pamiętasz, ale porwaliście mnie z wesela mojego brata.
- sądziła, że go zdenerwuje tymi słowami, ale on tylko uśmiechnął
się z przekąsem.
-
To dobrze, że matka cię uczyła, ale jak zapewne zdajesz sobie
sprawę, obrzędy poszczególnych rodów mogą się różnić. Ta
książka uwzględnia tradycję starych czystokrwistych rodów takich
jak mój. A one bywają bardzo rygorystyczne. Nie chcemy popełnić
żadnej gafy na naszym weselu, dlatego przeczytasz tę książkę.
-
Nie chcę.
-
Przeczytasz inaczej będę zmuszony czytać ci ją
na głos. Nie powiem, to
może okazać się całkiem przyjemne. Wyobraź sobie te długie
godziny spędzone razem.
-
Dobrze. Wygrałeś. Przeczytam to. - sięgnęła po książkę i
chciała ją zabrać. Spojrzał jej w oczy z lekkim uśmiechem.
-
Cieszę się. - kiedy chwyciła tom nakrył jej dłoń swoją.
Wyrwała się jak oparzona zabierając książkę. Uciekła z nią w
stronę swojego kącika, ale zanim tam dotarła zdała sobie sprawę
z tego, jak głupio się zachowuje. Potrzebowała chwili, żeby się
uspokoić. Dlaczego zareagowała aż tak nerwowo? Udawała, że
kartkuje książkę, czuła na sobie jego wzrok, ale nie odwracała
się. Nic takiego nie zrobił, dlaczego wzbudził w niej tak skrajne
emocje? To przez ten dotyk? Tak delikatny, tak inny od tego co
reprezentował sobą do tej pory? Jej galopujące serce w końcu
trochę się uspokoiło. Odłożyła książkę na nocną szafkę i z
podniesioną wysoko głową i obojętnym wyrazem twarzy wróciła do
stolika. Udawanie, że nic się nie stało było łatwiejsze, niż
określenie własnych uczuć. Nadal na nią patrzył, ale udawała,
że tego nie widzi. Nałożyła sobie jedzenie na talerz. Jadła
machinalnie nie zwracając zbytnio uwagi co wkłada do ust. On
również zaczął jeść. Obserwowała go ukradkiem. Jego ruchy były
celowe, eleganckie i pełne gracji. Twarz spokojna, zrelaksowana nic
nie wskazywało na to jak groźny może być. Zwracał się do niej
uprzejmie, z szacunkiem. Nie rozumiała go, nie rozumiała siebie,
ale... Musi grać. Wybierają się przecież na Pokątną. Nie może
zachowywać się w taki sposób. Musi kontrolować strach, ukrywać
nienawiść.
***
Ludzie
gapili się na nich inaczej niż poprzednio. Wcześniej spojrzenia
były ciekawskie i raczej wrogo nastawione do tak niecodziennego
widoku. Teraz uświadomiła sobie moc tego artykułu, którego nie
miała nawet szansy przeczytać. Ludzie uśmiechali się do nich,
machali rękami. Jakiś reporter robił im zdjęcia. Czy jeden
artykuł nie wystarczył? Śledzeni przez spojrzenia przeszli znowu
do luksusowej części Pokątnej i weszli do salonu, gdzie poprzednio
wybierała suknię. Tym razem właścicielka już na nią czekała.
Tak jak poprzednio Malfoy zostawił ją z obsługą i poszedł sobie.
Stała tam jak manekin, a ekspedientki ubrały ją w jeszcze
niedokończoną suknię i dosłownie skakały wokół. Mierzyły
koronki, dopasowywały w talii, sprawdzały długość, pytały o
każdy szczegół. Starała się znosić to cierpliwie, ale tak
naprawdę chciała uciec. Chciałaby móc uciec. Po jakimś czasie w
przymierzalni zaroiło się od ludzi, przyszły kobiety z kwiatami,
miała wybrać bukiet. Fryzjerka dopytywała o ułożenie włosów.
Zjawił się szewc z butami do mierzenia. Każdy czegoś od niej
chciał, a ona chciała mieć po prostu święty spokój. Chciała
zniknąć. Po kilku godzinach, kiedy odpowiedziała na dziesiątki
pytań, wybrała dodatki, miała zaplanowane setki szczegółów
pozwolono jej w końcu odpocząć. Przebrała się w szatę od
Malfoya i usiadła czekając, aż po nią przyjdzie. Na stoliku
leżały magazyny modowe, ale coś przykuło jej uwagę na jednej z
okładek dostrzegła godło gryffindoru. Sięgnęła po gazetę i
wyciągnęła ze stosu wydanie Proroka, w którym był artykuł o
nich. Godło jej domu widniało na jej własnym mundurku. Skąd oni
mieli jej szkolne zdjęcie?
Otworzyła
Proroka na odpowiedniej stronie i zaczęła czytać o ich wielkiej
miłości, o ujawnieniu tajemnicy, o planowanej uroczystości. Czy
jej dalsza rodzina w to uwierzy? Jak zareagowali na to jej rodzice?
Bracia? Harry?
-
Nie dowiedzieli się stąd. - głos Malfoy’a dochodził jakby z
daleka. Tak bardzo pogrążyła się w myślach, że nie zauważyła
jego przyjścia? Znowu. Wytarła mokre policzki zanim spojrzała na
niego zdziwiona. - wysłałem do nich twoje listy. - cała krew
odpłynęła jej z twarzy. Znalazł jej listy? - jeszcze nie
odpisali, ale mam nadzieję, że to zrobią. - Nie wiedziała co ma
mu powiedzieć. W tej chwili na myśl przychodziło jej tylko
“dziękuję”, ale nie była gotowa na te słowa. Odłożyła
gazetę, wstała, zamrugała kilka razy, żeby odpędzić łzy i
podniosła dumnie głowę jak poprzednio. Z wahaniem położyła dłoń
na jego przedramieniu. Wyszli znowu na zalaną słońcem ulicę. Szli
powoli nie wiedziała gdzie konkretnie, ale to nie miało znaczenia.
Miała cieszyć się wyjściem z czterech ścian, ale nie potrafiła.
Słońce grzało jej twarz a ona nie umiała wyrzucić go ze swoich
myśli. Wysłał jej listy. Dlaczego to zrobił?
-
Hermiona będzie twoim świadkiem jeśli chcesz. Tylko nie zaczynaj
znowu, dobrze? Wiem doskonale co sądzisz o naszym ślubie. -
przyjęła z ulgą zmianę tematu obiecując sobie, że jeszcze pozna
powody. - Zapytaj ją czy się zgodzi, powinniśmy też kupić dla
niej suknię. Raczej nie będziemy mogli jej zabrać ze sobą na
Pokątną, więc to ty będziesz musiała wybrać jej kreację. Moim
świadkiem będzie Snape, sądzę, że to będzie najlepsze wyjście.
- znowu nie odpowiedziała, bo co miała odpowiedzieć? Nie chciała
planować z nim tego ślubu. Nie zamierzała też nic mu ułatwiać.
Poprowadził ją do znanej jej już restauracji, zamówił obiad i
czekał. Nie chciała zaczynać rozmowy, ale nie miała wyjścia.
Usiedli tak, że nikt nie mógł ich słyszeć więc musiała tylko
zadbać o swoją mimikę i pilnować się.
-
Dlaczego wysłałeś moje listy? - spojrzał na nią przenikliwie.
Gdyby nie to, że byli w miejscu publicznym i wiedziała, że przy
ludziach nic jej nie zrobi znowu by uciekła. Mimo
strachu pytała dalej. - Jaki masz w tym cel?
-
Potrzebuję, żeby ktoś z twoich bliskich był na naszym ślubie.
Inaczej ta cała farsa nie będzie miała większego sensu. - czy to
była jedyna odpowiedź? Czy on ją wtedy podpuścił do napisania
tych listów? A może tylko wykorzystał je do własnych celów? Co
napisał jej rodzinie? Jak chciał ich do siebie przekonać?
Próbowała doszukać się drugiego dna, tak jak kiedyś poradziła
jej Hermiona, ale nie potrafiła znaleźć dla jego zachowania
żadnego wytłumaczenia, poza próbą wykorzystania jej cierpienia.
Chciała pytać dalej o jego motywy, ale kelner właśnie przyniósł
im obiad. - Zjedz, porozmawiamy jak skończysz. - jego łagodny głos
zaskoczył ją, ale zaraz uświadomiła sobie, że kelner nadal jest
dość blisko. Jedzenie było wyśmienite, a ona naprawdę była
wyczerpana i głodna po całym przedpołudniu. Mogła poczekać
jeszcze chwilę. Do głowy zaczęły jej przychodzić tysiące pytań,
ale żadne z nich nie było tak ważne jak to jedno. Kiedy skończyli
jeść zabrano im talerze i tak jak poprzednio przyniesiono jedną
olbrzymią porcję lodów. Przypomniała jej się ich ostatnia
rozmowa o jego lodowatym sercu. Nie wierzyła, że mógł się
zmienić, nic na to nie wskazywało. Hermiona się myliła. Musiała
się mylić.
-
Kiedy zamierzasz wymazać moje wspomnienia? - była pewna, że
jeszcze tego nie zrobił. W końcu pamiętała każdy szczegół i
pamiętała, że miał to zrobić. Jak bardzo zmodyfikuje jej pamięć?
Które wspomnienia zachowa? Czy będzie pamiętała co jej zrobili?
Wolałaby pamiętać, czy zapomnieć?
-
Wkrótce kochanie. Już wkrótce. - tym razem nawet nie podniosła
swojej łyżeczki. Czuła taki chłód, że nie była w stanie się
ruszyć. Powrotu do NcNair Manor prawie nie pamiętała.
***
Hermiona
siedziała z Ginny, ale nie mogła się skupić na tym co mówiła
dziewczyna. Starała się zrozumieć jej strach, ale dzisiaj nie
potrafiła. Jedyne o czym myślała to Severus i jego bezpieczeństwo.
Wyrzucała sobie w myślach, że nie potrafi skojarzyć głosu z
twarzą. Albo chociaż przypomnieć sobie okoliczności w jakich
słyszała ten głos. Severus rozmawiał z Draco w gabinecie.
Zostawiła otwarte drzwi do salonu by słyszeć, kiedy skończą.
Ginny
znowu zaczęła płakać mówiąc o swojej rodzinie, usuwaniu
wspomnień, o jakichś listach. Hermionie było żal przyjaciółki,
ale nie wierzyła, że Draco może ją skrzywdzić, ufała mu i
powoli brakło jej sił by przekonywać Ginny, że ona też może mu
zaufać. Jej tłumaczenia nic nie dawały. Powoli dochodziła do
wniosku, że Draco musi sam zdobyć jej zaufanie. To jego czyny muszą
o nim świadczyć, a nie jej słowa. Zastanowiła się przez chwilę,
jak naprawdę układają się ich stosunki. Czy oni w ogóle ze sobą
rozmawiają? Czy Ginny rozumie jego postępowanie? Dziewczyna nadal
się go bała, nadal widziała w nim najgorsze, ale czy Draco pokazał
jej to co w nim dobre? Czy tylko ją zastrasza, tak jak przed
poprzednim wyjściem na Pokątną? Hermiona powoli zaczynała tracić
nadzieję że oni mogą się dogadać. Przytulała Ginny, ale jej
myśli galopowały. Severus, Ginny, Draco, niebezpieczeństwo, ślub,
strach... Strach przeważał… Strach o Severusa... Strach o
Ginny... Strach o Draco… Strach Ginny przed Malfoyami… Jej własny
strach o bliskich. To zaczynało ją przerastać. Sama niemal się
rozpłakała, znowu, powinna z tym skończyć. Szloch Ginny zagłuszył
wszystkie dźwięki dlatego Hermiona nie słyszała, kiedy mężczyźni
skończyli rozmawiać.
Dopiero
mignięcie czarnego materiału i trzask drzwi na korytarz uświadomił
jej, że któryś z nich wyszedł.
-
Przepraszam cię Ginny. - Wstała, przeszył ją ból na widok kupki
nieszczęścia jaką była w tej chwili jej przyjaciółka, ale do
działania pchała ją troska o Severusa. Weszła do salonu. Przy
rozpalonym kominku stał Draco. Coś ją tknęło. Zatrzymała się
wpół kroku na jego widok, ale kiedy spojrzał w jej stronę
podeszła do niego.
-
Wyszedł? - zacisnęła kurczowo ręce na sukni próbując zdusić
strach.
-
Nic mu nie będzie. - odpowiedział wpatrując się w ogień. -
poradzi sobie, najważniejsze, że wie kogo ma się wystrzegać.
-
Możesz mi powiedzieć, kto to jest? Kto…? - chłopak pokręcił
tylko głową. Spodziewała się tego. - Dlaczego on mi nie ufa? -
spojrzał na nią lekko zdziwiony. Wyglądało jakby miał coś
powiedzieć, ale zrezygnował i zwiesił na chwilę głowę.
-
Boi się… - nie dała mu dokończyć.
-
Nie musi. Ja… - nie potrafiła tego powiedzieć, nie kiedy była
pod działaniem zaklęcia. I tak nikt by jej nie uwierzył. - ja chcę
mu pomóc. - Spojrzał na nią. - Mam pewien pomysł, ale Severus nie
chciał słuchać. Moglibyśmy zastawić na nich pułapkę.
Wydawałoby im się, że mają nas w garści, a to my byśmy wszystko
kontrolowali. Potrafię to zrobić. - zawahała się - Ktoś mówił
mi kiedyś, że jeżeli Severus każe mi kłamać, to skłamię nawet
pod Veritaserum. To może się udać. - emocje zaczęły brać nad
nią górę i Draco musiał to zauważyć bo przytulił ją. -
Proszę. Może tobie uda się go przekonać? Ja muszę coś robić.
Nie mogę siedzieć i czekać, kiedy wam grozi niebezpieczeństwo.
-
To mogłoby się udać, ale bardzo wiele zależałoby od ciebie. -
Odsunął ją trochę by spojrzeć jej w oczy. -Być może dla niego
to zbyt wiele.
-
Wiem, ale dam radę. - jej oczy były pełne determinacji, jego
nieodgadnione.
-
Porozmawiam z nim, ale nic nie mogę obiecać. - Odetchnęła
głębiej. Kiedy trochę się uspokoiła poczuła wdzięczność,
cieszyła się, że ma w Draco przyjaciela i może na niego liczyć.
Odprężyła się trochę i uśmiechnęła.
-
Ginny na nas patrzy. - Mruknął cicho.
-
To dobrze. Może da jej to do myślenia. - przytuliła się jeszcze
raz do niego - dziękuję Draco, i przepraszam, ale chyba już pójdę
- powiedziała tak cicho, żeby tylko on mógł ją usłyszeć. - nie
jestem dzisiaj w stanie wspierać Ginny.
-
Bo sama potrzebujesz wsparcia. - po chwili z westchnieniem odsunęła
się. - Porozmawiam z nim, a ty trzymaj się jakoś.
Hermiona
minęła Ginny, która nadal patrzyła w to samo miejsce z
zaskoczeniem wypisanym na twarzy.
Wyszła
zostawiając ich samych sobie. Nie mogła słyszeć wymiany zdań,
która nastąpiła potem.
***
-
Co się tak patrzysz? Pocieszyłaś ją jakoś?
-
To ona potrzebuje pocieszenia? Nic nie mówiła… - podszedł do
niej.
-
Czy ty widzisz tylko czubek własnego nosa? Ktoś planuje zabić
Snape'a. Była bliska ataku paniki, a ty niczego nie zauważyłaś?
Zacznij myśleć! Świat nie kręci się wokół ciebie.
-
Tylko wokół ciebie. - mruknęła bardziej do siebie niż do niego.
Zmrużył wściekle
oczy.
-
Jesteś wrzodem na tyłku. - Syknął. Nie potrafił się
powstrzymać.
-
To nie ja cię porwałam i trzymam wbrew twojej woli. - jej strach
był niemal namacalny, cofała się powoli, ręce trzymała
zaciśnięte wzdłuż boków, ale język nadal miała cięty.
-
Ja cię nie porwałem. Staram się utrzymać cię przy życiu. -
próbował załagodzić sytuację, ale gniew w nim narastał.
Podszedł ponownie do kominka, by się uspokoić. Zacisnął
palce na gzymsie. Nie da jej się sprowokować.
-
Nie. Ty chcesz mnie wykorzystać do własnych celów. Nie pozwalasz
mi odejść. Trzymasz mnie tu i chcesz mnie uwiązać do siebie na
zawsze. Nienawidzę cię. - jad w jej głosie był jak kropla, która
przelała czarę. Odwrócił się gwałtownie w jej kierunku,
ale nie wydusił słowa.
Potem
było już tylko trzaśnięcie drzwi.
***
Cały
czas intensywnie myślał, co powinien zrobić. Obserwował
wydarzenia szukając jakiejś sposobności. Jak miał się
dowiedzieć, co tam się dzieje? Mimo braku zaufania chciał jakoś
przekazać Snape'owi, co Voldemort zrobił Hermionie. Nie wiedział,
jak to zrobić nie wzbudzając podejrzeń członków Zakonu. Nie miał
teraz nawet własnej sowy, którą mógłby wysłać z wiadomością.
Nie miał,- też pomysłu, do kogo miałby zaadresować tę
wiadomość. Komu miał zaufać? Komu mógł zaufać? Czy Hermiona
dostałaby jego list? A Snape? Zważywszy na ich relacje odrzucił tę
możliwość niemal od razu. Nie potrafił się przemóc. Ginny nie
wysłała własnych listów, więc nie było pewności, czy może je
odbierać. Była w takiej samej sytuacji jak Hermiona, zależna,
poddana woli kogoś innego. Myślał nad tym kilka dni bez większych
postępów. Voldemort wcale nie pomagał w podjęciu decyzji. Po
tamtym ranku Harry'emu nie udało się nawiązać połączenia, choć
próbował wiele razy. Być może On był zbyt spokojny, by pozwolić
swoim emocjom przejąć kontrolę i dotrzeć poza granice własnej
świadomości. Harry snuł się po domu samotnie, choć było
kilka osób, które zawsze próbowały go zagadywać. Lupin
twierdził, że może mu pomóc, ale Harry bał się otworzyć. Bał
się, że ten nie zrozumie, że wymusi na nim obietnicę ćwiczenia
oklumencji i będzie nalegał na całkowite zablokowanie połączenia.
Nie chciał tego, więc unikał rozmowy. Obserwował za to ukradkiem
członków Zakonu pojawiających się na Grimmauld Place. Część
osób niemal wróciła do normalnego życia, część prawie cieszyła
się z tego ślubu, tylko jego milcząca obecność nie pozwalała im
w pełni pokazać, co o tym sądzą. Tonks znowu przybierała
wściekle różowy kolor włosów. Pan Weasley z zakłopotaniem
otwierał listy, w których dalsza rodzina przesyłała mu gratulacje
z powodu tak świetnego zamążpójścia córki. Pani Weasley jakby
odzyskała werwę. Była prawie dawną sobą, choć nieco
smutniejszą. Przez kilka dni siedziała w bibliotece z piękną
białą jak śnieg materią. Ktoś mówił, że to welon, że chcą
go wysłać Ginny. Po kilku dniach, kiedy pani Weasley skończyła,
Harry podjął wreszcie decyzję. Wziął pergamin i skreślił kilka
słów w nadziei, że może zaufać adresatowi. Miał nadzieję, że
nie zaszkodzi sobie i Zakonowi, a jednocześnie tak bardzo
potrzebował coś zrobić. Siedzenie bezczynnie i czekanie, co
przyniesie los doprowadzało go do szaleństwa i być może, to
właśnie to szaleństwo popchnęło go do włożenia pergaminu
między zwoje welonu Ginny. Upewnił się, że kartka nie wypadnie
przypadkiem, poprawił pelerynę niewidkę i wyśliznął się z
biblioteki.
***
Hermiona
czekała na niego jeszcze długo po zapadnięciu zmroku, w końcu,
kiedy się pojawił mogła odetchnąć z ulgą. Usiadła na łóżku,
i co chwilę zerkała nerwowo na drzwi łazienki, za którymi
zniknął. Zbyt wiele myślała tego wieczora.
-
Czekałaś na mnie? - jego aksamitny głos koił jej skołatane
nerwy.
-
Tak, martwiłam się – stanął, jak wiele razy wcześniej,
w smudze księżycowego światła. Zbliżała się pełnia.
Dziewczyna była ciekawa, czy tak samo,
jak ona myśli w te dni o Lupinie. Chciała go o to zapytać, ale on
pierwszy przerwał milczenie.
-
Nie powinnaś na mnie czekać, ani się martwić. Następnym razem
weź po prostu eliksir. - Nie dał jej nic powiedzieć - Twierdziłaś,
że chcesz zwodzić moich wrogów, jeśli tak, powinnaś raczej
zastanawiać się jakimi obelgami mnie obrzucić, zamiast udawać
troskę. - jego głos był wyprany z emocji.
-
Udawać troskę? - znowu zapatrzył się w okno. No tak, próbuje
wytrącić ją z równowagi, testuje ją, sprawdza. - A zresztą,
może masz rację. Kto by się tam troszczył o takiego drania, jak
ty? Jesteś najgorszym sukinsynem, jakiego znam, odrażającym
potworem bez serca. - Wstała i zaczęła powoli do niego podchodzić.
On nawet nie drgnął - Gardzę tobą. Nienawidzę cię. Powinieneś
zdechnąć zamknięty w jakiejś podłej, ciemnej celi. Nikt nie
wspomniałby nawet twojego imienia. - spojrzał na nią twardym
wzrokiem, ale widziała, że robi wszystko by ukryć emocje. Nie
zatrzymała się jednak, mówiła dalej, choć wiedziała, że
sprawia mu ból. Wyobrażała sobie, że stoi przed kimś zupełnie
innym. Musiała mu pokazać, że potrafi to zrobić, a jeśli on sam
uwierzy, to inni też to zrobią. - Żałuję, że nie dobili cię
kiedy mieli okazję. Nienawidzę, kiedy mnie dotykasz. - Kiedy była
już tuż przy nim, wzięła głębszy oddech by kontynuować i to
wszystko zniszczyło. Pachniał Severusem. Pomimo prysznica nadal
pachniał suszonymi ziołami, eliksirami i książkami, jego skóra
przesiąkła tym zapachem, dla niej był oszałamiający. Zamrugała
kilka razy, ale nie potrafiła już przywołać tej innej twarzy. -
Cholera! Twój zapach wszystko zepsuł. - wydusiła niezadowolona, w
jego oczach przez ułamek sekundy dostrzegła zaskoczenie. Stała tuż
przy nim, wdychając ten zapach, chłonąc go całą sobą.
-
Nie wyrażaj się. Co jest nie tak z moim zapachem? - gdyby go nie
znała powiedziałby, że jest oburzony jej słowami.
-
Nie jest drogą wodą kolońską, jakiej używa Lucjusz Malfoy. -
zamknął oczy. Czy próbował w ten sposób ukryć ulgę? Blask
księżyca oświetlał jego pooraną zmarszczkami twarz, dotknęła
jego policzka opuszkami palców. Przysunęła się jeszcze bliżej.
-
Severusie,
-
Mmm…?
-
Mam ogromną ochotę cię pocałować. - otworzył oczy, kolejny raz
dostrzegła w nich zaskoczenie.
-
Walcz z tym to skutek klątwy. - jego cichy głos pobudził ją
jeszcze bardziej. Pokręciła głową
-
Nie potrafię walczyć, nie chcę.
-
Co… - dotknęła jego ust, by go uciszyć.
-
Jest coś jeszcze. Pamiętasz to pytanie Severusie? To, które mi
zadałeś tyle razy? "Co
czujesz?" Ono nie
daje mi spokoju. Chcę poznać na nie odpowiedź. - podniosła się
na palce, by dosięgnąć jego warg. Odsunęła rękę, a wtedy on
wpił się w jej usta. Był natarczywy, niemal brutalny, ale to jej
odpowiadało. Przestał się kontrolować, a ona tego właśnie
chciała, tego pragnęła. Zacisnęła pięść na jego włosach.
Złapał ją za biodra i uniósł, a ona oplotła go nogami, chwilę
później leżała już pod nim na łóżku. Drapała nagą skórę
jego pleców, kiedy podgryzał jej szyję. Kiedy złapał i ścisnął
jej pierś wydała z siebie okrzyk zachwytu. On jednak nagle się
zatrzymał. Ten dźwięk jakby go otrzeźwił. Oparł głowę o jej
ramię.
-
Nie przestawaj. - szepnęła z naganą, spojrzał na nią i zaczął
się wyplątywać z jej objęć.
-
To była słaba próba, jeśli chciałaś mnie uwieść. - powiedział
kładąc się na plecach po swojej stronie łóżka.
-
Oczywiście, że nie chciałam, nawet o tym nie pomyślałam. -
skłamała całując go w ramię z uśmiechem igrającym na ustach.
Nie poruszył się, więc nie wróciła na swoją stronę. Po jakimś
czasie kiedy już myślała, że zasnął usłyszała jego głos.
-
Odpowiedziałaś już na swoje pytanie?
-
Nie, bo przerwałeś.
-
Słyszałem cię.
-
Na razie było bardzo przyjemnie.
-
W takim razie, zastanów się nad robieniem tego, co trzeba. Czasem
to przynosi cierpienie, które ciężko znieść. Co, jeśli coś
pójdzie nie tak? Jeżeli popełniamy jakiś błąd? Jak będziesz
się czuła, jeśli oni się do ciebie dostaną? Może będzie ich
pięciu, sześciu, a może dziesięciu… Jak się będziesz czuła,
jeśli w ogóle przeżyjesz? Oni lubią się bawić, przeciągać
tortury, podtrzymywać świadomość ofiary tylko po to, by bardziej
cierpiała. Pomyślałaś o tym? Pomyślałaś, jak ja się będę
czuł wiedząc, że to moja wina? Że na to pozwoliłem?
-
Dużo tych jeśli. Ale tak. Myślałam o tym i nie widzę powodu, dla
którego tylko ty masz się poświęcać dla sprawy. Dam radę. -
wiedziała, że nie można się na coś takiego przygotować.
-
Nie wiesz o czym mówisz. Może powinnaś zobaczyć wspomnienia panny
Weasley? Wtedy zrozumiesz. - wydawał się być poruszony jej
słowami, ale nadal nie dawał się przekonać. - Jak długo będziesz
dochodzić do siebie po czymś takim?
-
Ja podjęłam już decyzję i nic jej nie zmieni. Ufam Ci. - prychnął
poirytowany i odwrócił się do niej.
-
A jeśli to ja będę do tego zmuszony? Może przy świadkach? Może
będę musiał cię uderzyć? Pobić do nieprzytomności? Użyć
cruciatusa. Nadal będziesz mi ufać?
-
Tak. - jej odpowiedź była prosta, a przekonanie niezachwiane.
-
Jestem tym złym. Pamiętasz pojedynek? Odczuwałem wtedy nieziemską
przyjemność. Co jeśli się zatracę? Nie zawsze potrafię
kontrolować czarną magię. Co jeśli cię zabiję? - Wydawał się
być przerażony taką perspektywą. Wyciągnęła rękę, dotknęła
jego twarzy. W jego oczach malował się ból. - To niczego nie
zmienia. Nic, co powiesz nie zmieni mojego zdania o tobie. - odsunął
się.
-
Sama je zmienisz, kiedy zdejmę z ciebie to przeklęte zaklęcie.
Kiedy nie będzie już działać wszystko zobaczysz w innym świetle.
-
Nie licz na to. Zawsze pozostaną mi wspomnienia, nawet jeśli
zniknie to dziwne przywiązanie, zawsze będę pamiętać jaki
naprawdę jesteś. - odwrócił się do niej plecami. - Nie odpychaj
mnie Severusie, to jest nie do zniesienia. Nie obchodzi mnie czy to
efekt zaklęcia. Chcę być blisko ciebie. - Nie odezwał się już
więcej. Nie miał już gdzie uciec, więc przysunęła się do
niego, okryła go kołdrą i położyła się za nim. Gładziła jego
ramię, sama nie wiedziała, czy chce go uspokoić, czy potrzebuje po
prostu jego bliskości. Po chwili złapał jej rękę. Myślała że
ją odtrąci, ale on splótł swoje palce z jej.
-
Śpij.
***
Draco
upewnił się, że Hermiona jest w komnatach Snape'a, a potem zszedł
do lochów. Miał obietnicę do spełnienia i zamierzał dotrzymać
słowa. Nacisnął klamkę a drzwi otworzyły się bez oporów. Snape
spojrzał na niego ponad jednym z parujących eliksirów. Dorzucił
jakiś składnik a z kociołka buchnęły kłęby krwistoczerwonej
pary. Jego czarne oczy i spowita mgłą postać nadawały mu
diabolicznego wyglądu.
-
Co cię sprowadza? - grobowy głos Snape'a dopełniał wrażenia
mroku i niebezpieczeństwa, ale on tylko uśmiechnął się pod
nosem. Znał dobrze te sztuczki. Tutaj byli bezpieczni, mogli
spokojnie porozmawiać bez czujnych uszu ich wrogów.
-
Przyszedłem sprawdzić jak postępy. Eliksir w porządku? -
mężczyzna zamieszał w kociołku i pociągnął swoim wydatnym
nosem.
-
Tak. Będzie gotowy jeszcze przed czasem. To wszystko? Z czym jeszcze
przychodzisz?
-
To może potrwać - Draco rozsiadł się na jednym z wygodnych
foteli, które ostatnio na stałe weszły do wystroju tego
pomieszczenia. To była zasługa Hermiony, sam Severus zwykle katował
się twardym krzesłem. Po kilku minutach gospodarz usiadł
naprzeciwko. Draco dostrzegł jego nienajlepszy humor.
-
Napijesz się czegoś? Whisky?
-
To zależy jak dużo Veritaserum tam dodałeś.
-
Kapeńkę. - na twarz mężczyzny wypłynął drapieżny uśmieszek.
Draco tylko pokręcił głową. - Powiesz mi w końcu, po co
spotykamy się tutaj? - pomimo obojętnego tonu Draco widział
zainteresowanie mężczyzny.
-
Myślałem o tym, czy Hermiona nie mogłaby nam pomóc… -
spojrzenia Snape'a momentalnie stwardniało.
-
To ona cię nasłała. - spodziewał się takiej reakcji i czy nie
była właściwa?
-
Powiedzmy. Wysłuchałem jej argumentów i są całkiem logiczne,
teraz czekam na twoje.
-
Nie będzie argumentów. Po prostu się nie zgadzam.
-
Snape? - Draco nie zamierzał się tak łatwo poddać, zwłaszcza, że
plan Hermiony był sprytny, wymagał co prawda pewnych przygotowań,
ale mógł się doskonale powieść. Mieli nazwiska kilku spiskowców,
ale obaj nie wierzyli, że oni sami wszystkiego nie wymyślili. Ktoś
musiał nimi kierować, ktoś dużo wyżej postawiony niż oni.
-
Powiedziałem nie, nie będziemy jej narażać na niebezpieczeństwo
z tak głupich powodów. - czyli to był powód jego podłego
nastroju. Hermiona nie zmieniła zdania, a on nie mógł tego
znieść.
-To
znacznie ułatwiłoby sprawę. Nie sądzisz chyba, że pozwoliłbym,
żeby coś jej się stało?
-Ty?
- Chłopak wiedział, że naciskiem nic nie zdziała, że Snape musi
dojść do takich samych wniosków, jak on. Nawet, jeśli będzie to
dla niego trudne, to wie, że to może być najlepsze rozwiązanie.
Wiedział jednak dlaczego tak się przed nim broni, tylko czy on sam
zdawał sobie z tego sprawę? Nie szkodziło trochę go podejść i
wyprowadzić z równowagi, żeby zrozumiał, że jego sprzeciw nic
nie zmieni.
-
Dobrze, nie nalegam, ale co Władca ma na ten temat do powiedzenia? -
Snape spojrzał na niego wściekle i potarł nasadę nosa.
-
Sam zgadnij. Sądziłem, że chociaż ty staniesz po mojej stronie,
ale oczywiście myliłem się.
-
Stanąłbym, gdyby głupie sentymenty nie przesłoniły klarowności
twojego umysłu.
-
Zapominasz się smarkaczu.
-
Wybacz wuju. Pamiętam, że przysięgałeś chronić ją i Ginny za
cenę własnego życia, ale Hermiona sama tego chce. Co więcej
sądzę, że świetnie sobie poradzi i nie tylko ty będziesz ją
chronił. Jeśli będzie trzeba ochronię ją nawet przed tobą.
-
No co ty powiesz? - sarknął.
-
Stała się dla mnie na tyle ważna, że jestem w stanie zaakceptować
jej wolę.
-
Nie przesadź z tą ważnością. - burknął.
-
Dlaczego? To inteligentna, miła dziewczyna i wydaje się mnie lubić.
Może ostatni skok w bok przed ślubem…
-
Skacz sobie ile chcesz, ale nie z nią. - w jego oczach było
ostrzeżenie. - Wiem, że musisz jakoś odreagować sytuację z Panną
Weasleya, ale na litość Merlina nie prowokuj mnie bezmyślnie.
Inaczej zamiast ślubu będziemy urządzać pogrzeb.
-
Spokojnie, spokojnie, wiem przecież, że ona należy do ciebie.
-
Nie należy.
-
Owszem, należy. A tak na poważnie Wujaszku, ona chce tego. Chce nam
pomóc, chce pomóc tobie bo…
-
Przestań. - jego ostrzegawczy ton wcale go nie przestraszył.
-
Bo w tej chwili wydaje jej się, że cię kocha. Nawet jeśli
zaklęcie wywołało to uczucie, to moim zdaniem ono samo jest
prawdziwe. Hermiona w tej chwili nie widzi świata poza tobą i
krzywdzisz ją, nie pozwalając sobie pomóc. - Snape poderwał się
z fotela i zaczął się przechadzać. Wściekłość aż w nim
buzowała. - To Gryfonka, chyba nie sądzisz, że będzie siedziała
z założonymi rękoma i czekała na ciebie? Więc jeśli nie chcesz,
żeby zaczęła działać na własną rękę, to wykorzystaj ją. -
kiedy Draco skończył mężczyzna podszedł, oparł rękę na jego
fotelu i wrzasnął mu prosto w twarz. Wyglądał przerażająco.
-
Nie chcę jej wykorzystywać - Draco tylko się uśmiechnął. Widząc
jego zachowanie mężczyzna musiał zdać sobie sprawę, że dał się
sprowokować. Odsunął się. - oboje niech was trafi jasny szlag!
-
Zachowaj swoje mordercze instynkty na tamtych. Przemyśl to wszystko
na chłodno. Wystarczy, że pokażesz im, że ją poniżasz, i że
ona cię nienawidzi, a sami do niej przyjdą.
Mężczyzna
dłuższy czas chodził w tę i z powrotem.
-
Dobrze wygraliście, ale jeżeli coś jej się stanie to ty za to
odpowiesz, również przede mną.
-
Powinieneś ją zatrzymać.
-
Wiesz, że nie mogę.
-
Więc walcz o nią, kiedy to wszystko się skończy. Jest tego warta.
- wyszedł zostawiając Snape'a z własnymi myślami.
Rozdział jest super. Bardzo się cieszę, że jest kontynuacja tego opowiadania. Kciuki w górę za wenę.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Wena na razie mnie nie opuszcza więc rozdział niedługo powinien się pojawić. ❤️
UsuńDoczekałam się xD Rozdział super. W końcu do tego zakutego łba coś dotarło. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Germiona zaczęła kombinować na własną rękę. Z niecierpliwością czekam na kolejny wpis.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam i dużo dużo weny życzę kochana
Senri97
Łeb zakuty tu się zgadzam ale żeby te plany Hermiony się nie obróciły przeciwko niej. 😁 Różnie to w życiu bywa. 😋
UsuńNo nareszcie! Świetny rozdział
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału:)
OdpowiedzUsuńO matko! Nowe rozdziały! Sesja poczeka, muszę odświeżyć sobie całość! Bardzo się cieszę, że pojawiła się kontynuacja.
OdpowiedzUsuńStudenckie bez spiny są drugie terminy. 😉 Teraz warto zaglądać częściej bo rozdziały będą się pojawiać. Mam trochę tekstu do przodu tylko motywacji do poprawiania własnych błędów w tekście brak 😂. Trzymaj za mnie kciuki.
UsuńTo opowiadanie jest tak idealne
OdpowiedzUsuńNo nie, ja dopiero teraz czytam?!? Nie ma za co kochana, piszę się na przyszłość bardzo chętnie. Mistrzem w poprawach nie jestem, ale zawsze coś tam zobaczę.:D :*
OdpowiedzUsuńChoćbym nie wiem ile razy czytała ten rozdział, zawsze będę się śmiała ze sposobu, w jaki Draco podszedł Ginny. Teksty o długich godzinach spędzonych przy czytaniu... ;D
Zastanowiła mnie ucieczka Ginny przed dotykiem Draco. Tu już nie jest tak pewna tego, że spowodował to wstręt. Czuje zmieszanie? Hmm czyżby coś powolutku się zmieniało? Mam nadzieję, strasznie im kibicuję. <3
Nadal intryguje mnie, czy faktycznie usuną Ginny pamięć. Draco ma rację, Ginny za bardzo skupia się na swoim nieszczęściu, by zauważyć problemy przyjaciółki. Z drugiej strony ma prawo przeżywać swoje nieszczęście. W ogóle tak teram mi przyszło na myśl, że zaklęcie "miłości" Hermiony w stosunku do Snape'a to trochę jak syndrom Sztokholmski. XD
List Harry'ego.. Adresowany do Ginny, czy do kogoś innego? W ogóle lubię twojego Harry'ego coraz bardziej.
Wyobraziłam sobie minę Severusa w reakcji na słowa Hermiony o jego zapachu i parsknęłam śmiechem. Znowu. XD
Mam nadzieję, że Hermionę ominą atrakcje, których doświadczyła Ginny. ;.; Severus jak zwykle widzi same superlatywy. XD Haha czy tylko ja widzę, że Snape w rozmowie z Draco zachowuje się jak mąż w długoletnim małżeństwie? "Ona cię nasłała" tak pięknie do tego pasuje. ;D Haha ostatni skok w bok.. Piękne. ;D Ooo tak, Draco jest szczwanym lisem. Teraz tylko niech zacznie ten spryt wykorzystywać w stosunku do Ginny zamiast gróźb. :D Mam nadzieję, że Snape posłucha chrześniaka i zatrzyma Hermionę. :D
Jak zwykle świetny rozdział, u ciebie nie można się nudzić. <3
Już nie mogę się doczekać, aż jutro przeczytam kolejny rozdział. :*