wtorek, 8 października 2019

część trzydziesta czwarta

Nawet nie wiem jak dawno obiecywałam wam nowy rozdział. Nie wiem ile miał wersji, jak wiele razy zmieniałam koncepcję, dialogi, skracałam i dopisywałam nowe zdania, usuwałam calutki tekst i pisałam na nowo. To był najtrudniejszy rozdział tego opowiadania i nie liczcie, że jest idealny do tego wiele brakuje ja jednak dzisiaj stwierdzam, że nie zdołam już nic poprawić. I albo opublikuje to tak jak jest i pójdę dalej albo będę poprawić tą część w nieskończoność. trzymajcie za mnie kciuki i by więcej coś takiego mi się nie zdarzyło i jakoś przebrnijcie przez to pisadło. pozdrawiam was cieplutko w en jesienny dzień i jak zwykle liczę na wasz odzew.
tekst był betowany tylko częściowo i wprowadziłam w nim potem jeszcze sporo zmian. Wybaczcie wszystkie błędy.



Nagini sunęła korytarzami McNair Manor w poszukiwaniu zdobyczy. Z braku lepszego posiłku musiała się zadowolić kryjącymi się po kątach gryzoniami. Wysunęła rozwidlony język, badając powietrze. Czuła je, swoje ofiary… Na zewnątrz było mokro i wilgotno, więc szukały ciepła… Była coraz bliżej… Czuła ich zapach, ale w powietrzu było coś jeszcze. Coś, co mogło zainteresować Marvola… Ona mogła zaczekać, jej przekąski pożyją chwilę dłużej. 




Marvolo czekał właśnie na ten znak. Spodziewał się tego. Teraz nic nie zakłóci jego postanowienia. Magiczne bariery nie były dla niego przeszkodą, wystarczyło je obejść. Podszedł do łóżka, w którym spali szlama której poświęcił ostatnio sporo uwagi i Severus Snape - jego najwierniejszy sługa, najwierniejszy przjaciel jeśli można było tak nazwać zdrajcę. Leżeli tak blisko siebie, on trzymał ją za rękę – urocza scena. Podszedł jeszcze bliżej, Snape na pewno wyczuł jego obecność, bo prawie się obudził, ale jego organizm był zbyt osłabiony usuwaniem toksyn, by się bronić. Szybkie zaklęcie i po sprawie. Teraz mógł zająć się nią. Wysłał kilka sond, by zebrać potrzebne mu informacje. Obejrzał dokładnie jej aurę. Znalazł zaklęcie, które go interesowało, a potem po prostu je zdjął. To było takie proste. Nikt nie powinien wiedzieć o tym braku. Nawet jeśli Severus widzi aurę tak dobrze jak on sam, nie powinien niczego zauważyć . Zostawił ich śpiących, zupełnie nieświadomych. 

Nagini czekała na niego na korytarzu. 

Nadal mnie dziwi, że zadajesz sobie tyle trudu – zasyczała i wróciła do przerwanego polowania. 

Mnie również to dziwi – odpowiedział jej w mowie węży, kiedy niemal zniknęła z pola jego widzenia. 




***




Koszmar za koszmarem.  Niekończący się koszmar zarówno we śnie jak i na jawie.  Bał się spać i bał się budzić a wszystko nie chciało być tylko złym snem.  Niepotrzebnie wtedy poszedł do swojego pokoju. Niepotrzebnie otwierał się na tę obcą ingerencję, niepotrzebnie umacniał połączenie.  Wcześniej istniała jeszcze jakaś nadzieja. Istniała przyszłość - teraz nie było nic. Zaczeło się fascynująco. Nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego.  Ucieleśnienie furii, walka cios za cios, zaklęcia śmigające o włos od ludzkiej sylwetki, odczucie Jego satysfakcji pomieszanej z chorą, wręcz fascynacją. Urywki wspomnień,  znajoma twarz, potem koniec. Krew i najgorszy widok z możliwych gdyby nie wiedział nie poznałby a potem... Potem była już tylko nienawiść, próba zerwania kontaktu, ale to nie było takie proste.  Odczucia były zbyt natarczywe by móc je tak po prostu zablokować. Wtedy się zaczęło, nie był w stanie tego znieść. Znajome twarze, głosy. Oczy pełne bólu. Zamykał własne chcąc zablokować obrazy, zakrywał uszy starając się zagłuszyć dźwięki, ale to nic nie dawało, to było w jego głowie działo się naprawdę, ale on nie mógł nic.  Był bezsilny.




Ocknął się wtedy na podłodze pod peleryną niewidką zbyt zmęczony żeby się poruszyć czy odezwać. Wiedział, że go szukają, że się martwią o swojego wybrańca, ale nie potrafił spojrzeć w oczy żadnemu z nich po tym co widział. Za bardzo żałował, za bardzo nienawidził. Za bardzo rozumiał.




Po kilku dniach nadal nie potrafił wyjść z cienia. Snuł się po korytarzach lub siedział otępiały w swoim pokoju. Nikt się temu nie dziwił wszyscy byli w podobnych nastrojach. Do czasu aż państwo Weasley dostali list od Malfoya. Coś w nim umarło kiedy stał w korytarzu obok kuchni. Oni ją odzyskali i odzyskali nadzieję. Dla niego miała być stracona na zawsze. Zastanawiał się tylko jak ona to zniesie, jak poradzi sobie z rzeczywistością. Znał ją wystarczająco dobrze by wiedzieć jakie to będzie trudne. Intensywnie szukał czegoś co i jemu dałoby jakąś nić nadziei. Wiedział, że już jej nie odzyska takiej jak dawniej. Już nigdy nie będzie jego, ale może będzie szczęśliwa bez niego? Nienawidził Malfoya, ale może ten ślub przyniesie dla niej jakieś korzyści? Czy któryś ze śmierciożerców będzie chciał się narażać Malfoyom? Czy po wszystkim naprawdę pozwoli jej wrócić do rodziców? Czy jego słowa z ceremonii miały się ziścić? Nie wiedział, ale przynajmniej miał tę przewagę, że je słyszał. Mógł się przygotować. Mógł dalej drążyć choć to było sprzeczne z jego naturą. Wolał być sam tak łatwiej było mu się skupić. Przypominał sobie fragmenty wspomnień Voldemorta choć wolałby wymazać je z pamięci. Starał się jednocześnie coś zrozumieć i nie myśleć wyłącznie o Ginny, ale wywnioskować coś z całej sytuacji. To dziwne jak wyraźnie pamiętał niemal każdy szczegół. 

Wnioski jakie wyciągnął z tego wszystkiego były niepokojące. Czuł  pustkę i był bezradny. Ten ślub był już nieunikniony, ale poza tym… czy Hermiona musiała przejść podobną ceremonię jak Ginny a jej Panem był Snape? Widział jej wzrok, jej gesty, nie było w nich strachu przed nim. Opatrywała go. Co więcej ona mu ufała, pozwalała się pocieszyć… oddała mu własną różdżkę kiedy skończyła, nie musiał nic mówić tylko wyciągnął rękę, zrobiła to bez wahania. Harry nie rozumiał tego, ale przez lata nauczył się ufać Hermionie i choć sam nienawidził Snape’a to musiało być coś czym przekonał ją do siebie. Ona miała intuicję, wiedziała komu można ufać a komu nie. Było w tym wszystkim jeszcze coś ważnego. Malfoy i jego słowa przed śmierciożercami. Chciał dostać się do Zakonu, chciał żeby znowu zaufali Snape’owi. W głowie  Harry’ego panował chaos, myśli przychodziły jedna za drugą bez żadnego związku. Nie wiedział co w tym wszystkim jest prawdą a co kłamstwem, ale jednego był pewien. Musi się tego dowiedzieć zanim Malfoy będzie próbował dobrać się do nich. Był na to tylko jeden pewny sposób. Otworzyć się na Voldemorta nie bacząc na konsekwencje. 




Późnym wieczorem zwołano zebranie zakonu. Prawie wszyscy wiedzieli już o planowanym ślubie, z każdym kolejnym członkiem zakonu przybyłym na Grimmauld Place rozpętywało się coraz gorętsze piekło. Każdy krzyczał jeden przez drugiego. Ktoś coś komuś tłumaczył, ktoś pytał, ktoś przekonywał. Kiedy w końcu udało się wszystkich uciszyć Państwo Weasley powiedzieli, że nie mają innego wyjścia i że Charlie pojawi się na ślubie siostry. Ron zrobił się czerwony jak burak i już chciał szukać Malfoya, ale szybko został sprowadzony do parteru przez własną matkę. Bliźniacy chcieli wybrać się na uroczystość razem z Charliem, ale w końcu ustąpiło pod stanowczym protestem brata. Harry nie odezwał się nawet słowem stał z boku i starał się nie zwracać uwagi na współczujące spojrzenia, które od czasu do czasu rzucały mu Tonks i McGonagall. Te jakoś zniósł dużo gorsze jednak były te oczy pełne prośby, oczy które patrzyły na niego z nadzieją. Szukały u niego wsparcia, jakiegoś planu, sprzeciwu, czegokolwiek…  Oczekiwano od niego by wziął na siebie odpowiedzialność, by był wybrańcem, by ich poprowadził i odbił dziewczyny. On jednak nie potrafił. Brakowało mu wsparcia i przewodnictwa Dumbledore’a. Nie wiedział co ma robić, jak ma pokonać śmierciożerców. Zebranie trwało i trwało, a on już nie mógł wytrzymać, próbował wyjść. Wtedy Lupin i Pan Weasley wzięli go na bok, chcieli z nim rozmawiać o tej sytuacji, ale nie chciał. Nie potrafił wydusić z siebie słowa. Zamknął się w sobie zupełnie. Wybiegł na niewielkie podwórko. Chciał… krzyczeć, chciał zrobić komuś krzywdę, chciał iść gdzieś, gdziekolwiek, zniszczyć coś, rwać, tłuc, wyrzucić z siebie całą złość, całe cierpienie. Usiadł jednak tylko na mokrej trawie, czas płynął. Czuł że domownicy i członkowie Zakonu obserwują go przez okno, ale nie zwracał na nich uwagi, siedział tam samotnie a ciemność powoli bladła. Poranne słońce oświetlało jego twarz na której widniały ślady łez. Tak bardzo chciał wiedzieć co tam się dzieje. Bał się tego a jednocześnie tak bardzo tego potrzebował. Próbował ze wszystkich sił nawiązać połączenie tak jak ostatnio, ale z drugiej strony na początku była tylko mgła. Nie poddawał się jednak. Nagle poczuł się jakby dostał czymś w głowę. Ktoś z mocą zawołał “Marvolo”. Oczy otworzyły się a do Jego świadomości spłynęły informacje przekazane od Nagini, wiedział to. Kwaśny zapach wyraźnie wyczuwalny w powietrzu. Kilka sekund i On był gotowy do wyjścia. Harry zadrżał. To działo się naprawdę, to działo się teraz! On sunął pustymi korytarzami zalanymi światłem słonecznym. W dole fontanna rzucała migotliwe błyski, ale On miał cel i dążył do niego. W końcu znalazł się pod drzwiami, czuł wyraźnie wszystkie magiczne bariery były niemal namacalne. Żadne inne komnaty w tej rezydencji nie były tak zabezpieczone, Jemu jednak nie mogło to przeszkodzić. Kilka zaklęć potem był już w środku. Przeszedł przez pokój, otworzył kolejne drzwi, to była sypialnia. Na ogromnym łóżku leżały dwie osoby. Harry rozpoznał je od razu. Hermiona i Snape. Przez sen trzymali się za ręce. Podniósł różdżkę…

-Harry! - Ktoś go zawołał, ale teraz to nie miało znaczenia. Skupił się w całości na tym co działo się gdzieś tam, daleko. - Harry - Niebieski promień zaklęcia trafił w mężczyznę. W tym samym momencie ktoś zaczął szarpać Harry'ego za ramię. - Daj mi spokój - wykrzyczał za wszelką cenę starając się zachować połączenie. Różdżka została wymierzona w Hermionę z jej końca wystrzeliły kule światła, po kilku chwilach wróciły do Niego niosąc ze sobą informacje, które niewiele Harry’emu mówiły, ale Jego zalała fala zadowolenia. Kolejne zaklęcie. Harry złapał się za głowę chcąc wyczuć coś, rozpoznać Jego emocje, dowiedzieć się co mógł zrobić Hermionie, ale nie wyczuł wiele. Ktoś nadal ściskał go za ramię i mówił coś, nie pozwalał się skupić. Jedyne czego był pewien, to to, że ruchy Jego różdżki przypominały ruchy w zaklęcie Finite inkantatem, ale nie były dokładnie takie same. On popatrzył jeszcze chwilę, na ich twarze i złączone dłonie, a potem opuścił komnaty Snapea przywracając wszystkie bariery. Po Jego wizycie nie pozostał nawet ślad.

- Harry! - Ktoś siłą odciągnął jego ręce od twarzy. - Harry słyszysz mnie? Co się dzieje? - spojrzał na piegowatego rudzielca zamglonym, niewidzącym wzrokiem. Przez chwilę nie mógł  sobie przypomnieć gdzie jest teraz, nie mógł też powiedzieć gdzie był przed chwilą. Po kilku sekundach zorientował się co się dzieje i dlaczego jest na podwórku, choć to co kazało mu tu przyjść wydawało się zdarzyć tygodnie, a nie godziny temu. Nagle znowu poczuł tę wściekłość i pustkę które go tu przygnały.

- Nie rozumiem tego - jego głos był schrypnięty - wiem o tym ślubie od wczorajszego ranka, słyszałem was, ale nadal nie rozumiem, po co ten skurwiel to robi?

- Nie wiem Harry, ale ja tam będę, muszę być. Mama wydaje się mu ufać, chwyta się każdej iskierka nadziei… - Charlie nigdy nie wydawał mu się bardziej poważny niż w tej chwili.

- Jemu nie można ufać!

- daj mi skończyć. Jest coś jeszcze o czym nie mówiliśmy reszcie. On przysłał list… - chłopak przerwał szukając słów. - Wiesz czym jest białe małżeństwo? - Harry kiwnął głową - Ten list z rodową pieczęcią jest jak kontrakt… rozumiesz? Zobowiązanie. Nikt nie powinien o tym wiedzieć ale ty chyba musisz.




- I sądzisz że Ginny o tym wie? Po tym co… Chłopak zawahał się po raz kolejny musiał ukrywać informacje jakie posiadał, ciągle jednak stawały mu przed oczami te sceny, rozpaczliwy krzyk Ginny kiedy zobaczyła twarz tego do kogo ma należeć, ona rozciągniętą na stole, przed nią Draco Malfoy a wokół śmierciożercy. Ledwo powstrzymał mdłości. Kolejny raz pożałował że to widział, kolejny raz uświadamiał sobie, że to wszystko prawda i że musi milczeć inaczej Zakon będzie chciał się dowiedzieć skąd ma informacje. Co im powie? Że prosto od Voldemorta? - Po tym co zrobił jej jego ojciec - i on sam dodał w myślach. Z wściekłości aż trzęsły mu się ręce.




- Nie ważne co ona wie, ważne jest jego słowo, jego honor.




- Jaki honor? co ty pieprzysz?!

- posłuchaj! Matka nie patrzy na niego jak na parszywego gnojka którego ty znasz ze szkoły. Patrzy jak na potomka potężnego rodu czystej krwi i tak też traktuje ten kontrakt. Ja też zamierzam tak go traktować - jako gest dobrej woli. Spróbuję mu zaufać. Zrób to samo. - Harry milczał dłuższą chwilę rozważając jego słowa. Nie było sensu się kłócić. Oni nie wiedzieli nic o ceremonii, nie słyszeli jego zapewnień, nie znali jego planów.

- Nie wiem czy potrafię. - Jak miał to zrobić? Jak? Nadal widział jego twarz wykrzywioną w nienawistnym wyrazie kiedy ceremonia dobiegła końca.




- Spróbuj i nie rób nic głupiego. Nie próbuj go znaleźć, nie wychodź z domu. - odszedł zostawiając Harryego samego z myślami. Zaczynał się tu czuć jak Syriusz. Jak więzień we własnym domu, pilnowany na każdym kroku. Był ich nadzieją, wybrańcem. Jak zareagują jeśli dowiedzą się, że z własnej woli włamuje się do umysłu Voldemorta? Co ma teraz zrobić? Co powinien zrobić? Co powiedziałby Dumbledore? Położył się na trawie zakrył dłońmi twarz. Słońce jakby drwiło z jego bezsilności. Łzy ponownie napłynęły mu do oczu. Musiał coś zrobić. Jeszcze nie wiedział co, ale musiał. 





***




Wstała wcześniej niż zwykle, lekko zaskoczona jego obecnością w łóżku i spokojnym oddechem. Niemal zawsze budził się wcześniej od niej lub na najmniejszy jej ruch. Tym razem spał spokojnie, nawet kiedy wyszła do łazienki i wróciła po kilkunastu minutach. Usiadła na łóżku i przyglądała się, jak śpi. Twarz miał zrelaksowaną, choć nadal był bardziej blady niż zwykle, na policzkach zaczynał pojawiać się zarost. Leżał na brzuchu, a kompres nadal spoczywał na jego plecach. Zastanawiała się, co dzieje się pod nim, ale nie odważyła się poruszyć materiału, bojąc się, że sprawi mu ból. Kiedy tylko o tym pomyślała i wróciły wspomnienia z poprzedniego wieczoru, miała ochotę krzyczeć. To było potworne, ta klątwa powodowała tak ogromny ból, że zastanawiała się, jaki zwyrodnialec ją wymyślił. Wtedy też przypomniała sobie blizny na ciele Dracona po sectumsemprze. I zawahała się. Tę klątwę wymyślił Książę Półkrwi… nadal trudno jej było utożsamiać go z Severusem, ale czy jego również mogła określić mianem sadysty? Być może kiedyś, kiedy znała go tylko jako wrednego belfra, nazwałaby go potworem. Czy miała jednak prawo oceniać twórcę klątwy venescantisteraz, kiedy sama stworzyła tak podstępną broń, która miała być użyta przeciwko jej przyjaciółce? Czy jeśli Ginny dowie się, że to ona uwarzyła amortencję, znienawidzi ją? Czy mogła być pewna, że nie myli się co do Draco i że nie pomoże mu w zniszczeniu Zakonu? Jak bardzo dała się zmanipulować? 

Bezwiednie odsunęła kosmyk włosów z twarzy śpiącego mężczyzny.

Niemożliwe – usłyszała lekko zachrypnięty głos. Przez chwilę myślała, że to odpowiedź na jej pytania, zaraz jednak opanowała się na tyle, by się odezwać.

Słucham?

Niemożliwe, że wstałaś wcześniej ode mnie zwykle kiedy wychodzę jeszcze śpisz a kiedy przychodzę już śpisz – mruknął lekko zaspanym głosem jednak wyraźnie dał jej do zrozumienia, że z niej kpi.

Nie prawda. poza tym to wszystko przez ciebie. Rozleniwiam się, musisz dać mi jakieś produktywne zajęcie. - uśmiechnęła się lekko ostatnio często wdawali się w takie słowne przepychanki. 

Na początek możesz zdjąć mi okład z pleców. – Cienie pod oczami jeszcze bardziej podkreślały intensywną czerń jego oczu.

Może najpierw czymś namoczyć? Pewnie się przykleił.

Sądzisz, że o tym nie pomyślałem? Eliksir pozwoli na zasklepienie rany dopiero wtedy, kiedy będzie dopływ powietrza.

Hermiona przesunęła się na łóżku i z wahaniem podniosła krawędź materiału, który odszedł bez najmniejszego problemu. Rana wyglądała o wiele lepiej. Skóra wokół niej nie była tak napuchnięta, a i żyły wydawały się mniej nabrzmiałe niż poprzedniego dnia.

Pokaż mi kompres.

Zrobiła, o co prosił. Przyjrzał się dokładnie kilku niewielkim śladom na materiale i zmarszczył brwi, jakby nad czymś się zastanawiał.

Coś się stało? – zaniepokoiła się lekko. Czyżby coś poszło nie tak?

Czy pod skórą zostały jakieś ślady jadu? – zapytał.

Przyjrzała się dokładniej, sunąc delikatnie palcami wzdłuż nacięcia na skórze. Równocześnie zerkała na jego twarz, doszukując się jakiejś oznaki bólu. Zastanawiała się, o co może mu chodzić, w jego głosie było coś jakby lekkie zdziwienie, może niedowierzanie?

Nie, rana jest czysta.

Mężczyzna jeszcze raz zerknął na materiał, a potem odezwał się jakby z ociąganiem.

Dobrze się spisałaś.

Dziewczyna była bardzo zaskoczona jego słowami. W ciągu dwóch dni usłyszała z jego ust dwie pochwały. Przyłożyła mu dłoń do czoła jak małemu dziecku.

Co ty wyprawiasz? – Strącił jej rękę.

Sprawdzam, czy masz gorączkę. Majaczysz. – Uśmiechnęła się uroczo.

Nie pleć bzdur. Sprawdź lepiej drugą ranę. Nie mogę spędzić tu całego dnia. – Zaczął się podnosić, widziała, jak mięśnie ramion drżą mu z wysiłku.

Nie powinieneś jeszcze wstawać. Możesz zrobić sobie krzywdę. – Położyła mu rękę na ramieniu i zauważyła świeżą krew pod warstwą eliksiru. – Jątrzysz ranę.

Spojrzał na nią z mordem w oczach.

Zapominasz się. – Jego głos był lodowaty.

Dbam o Ciebie. 

Nadal wpatrywał się w nią, jakby chciał ją zabić, ale nie ugięła się. Nie odważyła się uśmiechnąć, kiedy przymknął oczy, a potem z głębokim westchnieniem opuścił się z powrotem na posłanie, czuła jednak, że wygrała. Było to bardzo satysfakcjonujące, ale to co usłyszała potem wprawiło ją w niemałe osłupienie.

Pójdziesz do mojego laboratorium i dodasz składniki do kilku eliksirów. Warzyłaś już wielosok… Resztę tworzyliśmy na zajęciach w Hogwarcie. Nie spieprz niczego… Nie chcę, żeby ktoś znowu pluł kłakami sierści. – Spojrzał na nią dopiero przy ostatnim zdaniu. Wiedziała, że jest przytyk do jej przygody z drugiego roku, a mimo to dosłownie ją zatkało z przejęcia. Zastanawiała się, czy on w ogóle wie, jak wiele znaczą dla niej jego słowa. Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć, czy podziękować, czy może lepiej nie dać nic po sobie poznać.

Może najpierw zajmiemy się twoją nogą. Obawiam się, że jednak będziesz musiał podnieść się, żebym miała swobodny dostęp.

Tylko tyle? – sarknął i zaczął się od niej odsuwać. Kiedy dotarł do krawędzi łóżka, przekręcił się na bok. Obserwowała jego poczynania, nie chcąc się narzucać z pomocą. Wiedziała już, jak reaguje na jej nadopiekuńczość. – Ruszysz się? – Wyrzut w jego głosie był aż nadto wyczuwalny, ale miała wrażenie, że bardziej ma pretensje do siebie samego niż do niej. Obeszła łóżko i wyciągnęła rękę. Przy jej pomocy podniósł się do pozycji siedzącej. Od razu zaczęła rozplątywać bandaże, które przytrzymywały opatrunek we właściwym miejscu. Zdjęła materiał i dopiero wtedy zorientowała się, dlaczego Severus dopytywał o ślady jadu pod skórą. Pomimo że ta rana była dużo mniejsza od tej na plecach i mężczyzna sam się nią zajmował, zarówno na kompresie, jak i w samej ranie pozostały resztki jadu. Być może lód nie tylko uśmierzył ból, ale też zwiększył efektywność usuwania toksyn. Mężczyzna mruknął coś, a ona podniosła na niego wzrok. Trzymał w ręku miskę wypełnioną kostkami lodu. Obok niego na łóżku stało naczynko na jad oraz słoik venescantis, wyglądało na to, że zabieg trzeba powtórzyć. Bez słowa wzięła od niego potrzebne rzeczy, usiadła na podłodze i unieruchomiła jego stopę pomiędzy swoimi udami. Starała się nie myśleć o tym, że Severus siedzi przed nią prawie zupełnie nagi, a jego stopa… Stop. Skupiła całą uwagę na ranie, powtarzając wszystko, co robiła poprzedniego wieczoru. Szybko uporała się z pracą, a w tym samym czasie Severus przygotował świeży kompres. Założyła opatrunek. I dopiero wtedy spojrzała mu w oczy. Ich wyraz był nieodgadniony.

Co z plecami?

Skoro wykonasz za mnie moje obowiązki, przez kilka godzin będę tu bezproduktywnie leżał i czekał, aż wysadzisz moje laboratorium. W tym czasie plecy trochę zaschną. Potem zamkniesz ranę zaklęciem. – Machnięciem różdżki pozbierał niepotrzebne już rzeczy i odstawił na komodę. Bez ostrzeżenia wycelował w nią różdżkę i zaczął rzucać nieznany jej, skomplikowany czar. Nawet nie drgnęła, choć jego zachowanie w pierwszej chwili trochę zbiło ją z tropu. Zaraz jednak domyśliła się, że na pracownię Severusa muszą być nałożone jakieś specjalne bariery, które chronią jego cenne eliksiry. A ona miała wejść tam sama. Kiedy skończył, wyczarował jeszcze kartkę z wytycznymi i podał jej.

Idź już.

Hermiona wzięła proszek Fiuu i wrzuciła do kominka. Wcześniej nie próbowała wydostać się z komnat Severusa przez kominek. Bała się wychodzić sama po tym, co stało się w bibliotece. Nie chciała też wystawiać na próbę cierpliwości i zaufania swojego pana. Weszła w zielone płomienie ze słowami:

Laboratorium. Rezydencja McNair.

Kiedy wychodziła z kominka, poczuła, że bez trudu przechodzi przez bariery ochronne. Od razu zabrała się do pracy. Nie wiedziała, jak Severus radzi sobie z taką ilością eliksirów warzonych w tym samym czasie. Miała dokładne wytyczne, ale i tak bała się, że coś pójdzie nie tak i rzeczywiście wysadzi pracownię. Siekała, mieszała, kruszyła, dodawała, sprawdzała temperaturę. Minęło kilka godzin, zanim mogła stwierdzić, że prawie skończyła. Podchodziła właśnie do ostatniego kociołka, w którym warzył się wielobok, miała tam dodać dwa składniki jeden po drugim. Postanowiła najpierw je przygotować, a dopiero potem na spokojnie dodać. Stresowała się trochę, bo wiedziała, że w tym cyklu księżyca nie uda się już uwarzyć drugiego kociołka. Sprawdziła temperaturę, zapach i konsystencję – wszystko było w porządku – i miała już wrzucać pierwszy składnik, kiedy usłyszała jakieś głosy i kroki na korytarzu. Nie spodziewała się nikogo, dlatego trochę się przestraszyła. Pamiętała o zabezpieczeniach Severusa, ale coś kazało jej zachować wzmożoną czujność. Jeden z głosów wydawał jej się dziwnie znajomy.

Myślisz, że jest tutaj? Dzisiaj żaden z naszych go nie widział. szeptali ale zaklęcia rzucone przez Severusa na pracownię sprawiły że słyszała ich wyraźnie jakby stali tuż obok

Przekonajmy się. Jeśli go nie ma, na pewno nie dostaniemy się do środka. – Chwilę później ktoś złapał za klamkę i próbował wejść, ale drzwi się nie otworzyły. Potem rozległo się łomotanie, ale nawet nie pisnęła. – Znowu będziemy musieli poczekać.

Ilu ludzi będziemy potrzebować? Paniczyk dał sobie radę z trzema. A sam widziałeś, co Książę zrobił Lucjuszowi. 

Może lepiej byłoby go jakoś podejść, myślisz że ta szlama nam pomoże? – Mężczyźni zaczęli się oddalać, ostatnie zdanie było już ledwo słyszalne. – Musimy pozbyć się ich obu, i to jak najszybciej…

Nogi się pod nią ugięły. Chcą się ich pozbyć, to znaczy zabić? Wiedziała, kim jest Książę, Paniczykiem musiał być Draco. Czyli to oni go ostatnio napadli. Dlaczego Severus nie powiedział jej o tym niebezpieczeństwie? A może mówił, tylko ona źle go zrozumiała? Sądziła, że niebezpieczeństwo stanowił Voldemort, a okazało się, że zagrożenie nadchodziło również z zupełnie innej strony.

Bardzo starała się opanować, ale ręce cały czas jej drżały, a łzy powstrzymywała ostatkiem sił. Severus powierzył jej ważne zadanie i musiała je skończyć. Nie mogła go zawieść. Podniosła się. Powtarzała sobie, że musi być silna. Starała się myśleć o eliksirze, ale w głowie huczało jej od myśli. Ciągle też zadawała sobie pytanie. Dlaczego jej nie powiedział? Strach i niepewność zaczęły zamieniać się w gniew. Po kilku minutach była już w stanie dodać ingrediencje do wywaru. Jak najszybciej wróciła przez kominek do komnat Severusa i wpadła do sypialni.

Dlaczego mi nie powiedziałeś, że ktoś chce cię zabić? – Wydawał się zupełnie spokojny. Ze sporym wysiłkiem usiadł na łóżku, ale nie podeszła, żeby mu pomóc.

Skąd wiesz? 

Słyszałam ich, chcieli wejść do laboratorium. Dlaczego mnie nie uprzedziłeś? – Była rozgorączkowana, ręce znowu zaczęły jej drżeć. 

Wiesz, kto to był? – Jego twarz przypominała nieruchomą maskę, ale w głosie wyczuwało napięcie. 

Nie rozpoznałam ich. Severusie, dlaczego?

Chwilę patrzył na nią, zanim odpowiedział beznamiętnym tonem.

Po co? Żebyś im pomogła? 

Pomogła? Zwariowałeś? Ja nie… – zamilkła, kiedy odwrócił od niej wzrok. Znała tę postawę – nie wierzył jej. Po chwili odezwał się cicho.

A gdyby zaproponowali ci coś wystarczająco cennego? Coś czym od dawna się gryziesz? Na przykład uwolnienie ciebie i panny Weasley jeszcze przed ślubem z Draco?

Nie zrobiłabym tego! – odpowiedziała szybko. Może za szybko. I za głośno. Przypomniała sobie swoje poranne rozmyślania. Jak bardzo jest podatna na manipulacje? Czy gdyby namawiali ją wystarczająco skutecznie, zdecydowałaby się posłać Severusa na śmierć?

Jesteś pewna? – Spojrzał na nią znowu. – A gdyby zaproponowali jeszcze więcej? Może pozbycie się Czarnego Pana? Nietykalność? – Jego spojrzenie paliło ją, ale nie spuściła wzroku. Czy poświęciłaby jego życie dla własnego bezpieczeństwa?

Nie… – Jego szczęki zacisnęły się, aż na policzku drgał mu mięsień. – Ty mi nie wierzysz. Nie ufasz mi?

Ja nie ufam nikomu. – Niemal wypluł te słowa. Był osłabiony i chory, ale w tej chwili wydawał jej się groźniejszy i bardziej niedostępny niż kiedykolwiek. W jej oczach wezbrały łzy. Odwróciła się na pięcie, chciała uciec, ale nie zrobiła tego, opanowała chęć ucieczki i podeszła do fotela. Usiadła ciężko opierając łokcie na kolanach ukryła twarz w dłoniach. Po kilku minutach opanowała też  łzy. Dlaczego? Ta jedna myśl kołatała się w jej głowie. Dlaczego zachowywał się właśnie tak? Dlaczego starał się ją od siebie odsunąć. Spojrzała na niego przez palce. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu. Miała go wyleczyć kiedy wróci. Jej ciałem wstrząsnął ostatni spazmatyczny oddech, a umysł nadal gorączkowo pracował. Nie chciał jej mieszać w swoje sprawy, ale było na to za późno, została w nie wmieszana w chwili kiedy poprosił o nią Voldemorta. Uspokoiła oddech i otarła oczy. Spojrzała na niego znowu, siedział na łóżku i przyglądał się jej uważnie. Pod tym spojrzeniem wyprostowała się. Patrzenie mu prosto w oczy nie należało do najłatwiejszych zadań. 

- Możesz mówić co chcesz, ba nawet możesz w to wierzyć, jeśli taka twoja wola, ale ja też wierzę w pewne rzeczy i tu najwyraźniej nasze poglądy są odmienne. - Nie dała mu dojść do słowa. - Nic to nie zmienia. Mam zamiar ci pomagać tak jak będę potrafiła. Nie ważne czy będzie to wrażenie eliksirów, zwodzenie twoich wrogów czy opatrywanie twoich ran. Zrobię co będzie trzeba. - podeszła do niego i wyciągnęła rękę. Severus przyglądał jej się uważnie, badawczo w końcy dał jej różdżkę a ona wspięła się na łóżko i zaczęła zamykać ranę po Venescantis.  Milczała do czasu, aż nie uporała się z jego nogą. On też nie przerywał tej ciszy. Miała nadzieję że rozważa jej słowa. oddała mu różdżkę i podniosła się.

- Pewnie lepiej by było korzystać z myślodsiewni, ale podejrzewam, że nie masz żadnej pod ręką dlatego jeśli chcesz wiedzieć kto próbował się dostać do laboratorium musisz użyć legilimecji i obejrzeć moje wspomnienia. Miejmy nadzieję, że ty rozpoznasz głosy.

- To nie jest najlepszy pomysł. - wydawał się jej zaskoczony ale było to tylko mgliste wrażenie bo maska tkwiała na swoim miejscu.

- W tej chwili nie widzę innego wyjścia, nie będę cię blokować. 

- Nie mam pod ręką myślodsiewni ale wiem gdzie jej szukać. - stanął obok niej i wyczarował niewielką fiolkę. - Wystarczy że pomyślisz o sytuacji w laboratorium i będziesz chciała podzielić się ze mną tym wspomnieniem. - przyłożył różdżkę do jej skroni oboje patrzyła, na strzęp mgiełki, który Severus umieścił we flakoniku. Stali tak przez chwilę wpatrzeni w siebie Hermiona wiedziona instynktem uniosła dłoń i położyła ją na jego klatce piersiowej tuż nad sercem. Czuła jego stały mocny rytm. Mógł się oszukiwać, że jej nie ufa, dla niej to były tylko słowa. Czuła ciepło jego nagiej skóry pod swoimi palcami. Położył swoją dłoń na jej. Trwali tak przez chwilę między nimi było napięcie, ale nie liczyła na nic. Uścisnął lekko jej dłoń a potem odsunął się o krok. Chwila minęła, nie mogła jednak przestać na niego patrzeć i się uśmiechać. Jego twarz nie wyrażałam żadnych emocji, ale niemal drżała pod tym mrocznym tajemniczym spojrzeniem. Patrząc na nią zaczął się ubierać koszula, surdut. Jego zręczne palce manewrowały przy dziesiątkach guzików a ona wiedziała że to przedstawienie było dla niej. Mógł przecież zapiąć je zaklęciem. 

Wychodzisz? – To było bardziej stwierdzenie niż pytanie. 

Muszę spotkać się z Draco. Twoje informacje dotyczą także jego. Możesz iść ze mną i spotkać się z panną Weasley, jeśli chcesz. 

Oczywiście, że chcę.



10 komentarzy:

  1. Zdecydowanie warto było czekać na ten rozdział. Jak dla mnie jest on totalnie inny od poprzednich rozdziałów i widać gigantyczny postem jaki zrobiłaś w tym czasie. Styl pisania, dokładność opisu jest taki jakby doroślejszy, bardziej przemyślany. Nie twierdzę, że poprzedni rozdziały są złe, bo takie nie są. Zresztą doskonale wiesz, że bardzo lubię twoje opowiadanie co często zaznaczam na Facebooku. Natomiast ten ma zdecydowanie to coś. Mam wrażenie że historia staje się coraz bardziej zagmatwana i coraz bardziej niejednoznaczna. Liczę na to że po tym jak się przełamałaś w tym rozdziale to kolejne przyjdą Ci już zdecydowanie z większą łatwością, a sama wiem że gorzej jest się przełamać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie umiem wyrazić słowami jak się cieszę, że zamieściłaś rozdział;). Jestem w stanie euforii wręcz;). liczę, że już nas nieporzucisz na tak długo:(.
    MjRachel

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuuu, to jest genialne �� Czekam na dalszy ciąg ��

    OdpowiedzUsuń
  4. Nadal trzymasz nas w niepewności. Na czym polega zaklęcie Toma? Coś podejrzewam, że zdjął zauroczenie Severusem z Hermiony. Ciekawe, czy jestem chociaż w pobliżu prawdy. :D
    Strasznie żal mi Harrego, wydaje mi się że w tym momencie tak naprawdę ukazujesz nam, jaki ciężar na niego spadł. Ciężko być kimś, u kogo wszyscy szukają pocieszenia i rady na wszelkie zło. 
    No nie, że też nikt nie może dać Harry’emu chwili spokoju… A mógł nam trochę rozjaśnić w głowach. Nadal mnie intryguje, jak zamierzasz potem odkręcić białe małżeństwo Ginny i Draco. Chyba, że po prostu nie planujesz tego odkręcać, a wręcz zrobić coś przeciwnego. :D
    Bardzo mi się spodobał dialog Hermiony i Severusa. Jest zabawny i czuć jednocześnie, że w swoim towarzystwie czują się dobrze (na ile dobrze w ich sytuacji można się czuć). No i te zaufanie Severusa w stosunku do Hermiony. Nadal przecieram oczy, że pozwolił jej dodać jakieś składniki do eliksiru. :D Mam nadzieję, że aż tak go nie bolało. :/
    No i na końcu wychodzi, że jednak Severus nie do końca jej ufa. W sumie mu się nie dziwię, ale nie dziwię się też, że jego brak zaufania zabolał Hermionę. Mam nadzieję (w sumie to to wiem :P), że później jednak wyjdzie jak jest naprawdę z tym zaufaniem. :D
    Nasuwa się też pytanie kto chce zabić Draco i Severusa? Co dalej z tego wyniknie? Kto odpowiada za spisek? No i ciekawa jestem skąd Tom dowiedział się, że Severus jest zdrajcą? Czy od tej samej osoby, która planuje go zabić? Jednak to by było trochę bez sensu, tak myślę. Może twój Voldzio jest mądrzejszy i sam zauważył. XD A może Nagini? Hmm
    Rozdział mi się bardzo spodobał, czytałam go z zapartym tchem. A na koniec stwierdziłam, że znowu przerwałaś w dosyć ważnym momencie. :P Chętnie przeczytałabym pod rząd jeszcze z kilkanaście twoich rozdziałów. ;P Cieszę się, że przełamałaś swoją barierę i dodałaś kolejny rozdział. Należą ci się brawa. <3 Wiem jak trudno po dłuższej przerwie wrócić do pisania. I jak trudno na to znaleźć czas w codziennym życiu, kiedy ma się rodzinę i obowiązki. Sama ledwo znajduję czas na czytanie, co dopiero jakbym miała pisać? Ciężka sprawa, a jednak ty ciągle przesz do przodu. Tym bardziej podziwiam:D Z niecierpliwością czekam zawsze na twoje rozdziały.
    Życzę dużo weny, radości z samego tworzenia i czasu na pisanie! <3
    ~~mlodzia113

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam Cię, bardzo. Masz tak piękne, bogate opisy, które sprawiają, że odczuwa się Twoją lekkość pióra. Och, jak ja chciałabym umieć pisać w tak ujmujący sposób, by wciągnąć bez reszty i sprawić, że nawet spory upływ czasu nie ma znaczenia, że te drobne błędy wydają się niczym. Bo prawda jest taka, że to rzeczy drobiazgowe, literówki, które nie mają większego znaczenia. A to tylko dlatego, że władasz słowem w tak absorbującym stylu.
    Niesamowicie potrafisz ująć uczucia bohaterów. Można je poczuć.
    Zafascynowała mnie najbardziej początkową scena, kiedy Voldemort pojawił się w pokoju Snape'a. A rzecz najbardziej intrygująca to jego świadomość, że Severus jest zdrajcą. Będę czekać na rozwianie moich wątpliwości.
    Cieszę się, że udało Ci się przełamać i dodać ten rozdział. To piękny powrót po trzech latach. I mam nadzieję, że uda Ci się kontynuować. ^.^
    Ściskam mocno i dziękuję,
    Ann

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytam twój komentarz zawsze kiedy potrzebuję odrobiny, lub całego wiadra motywacji dla takich czytelników naprawdę warto pisać dalej dlatego nadal tu jestem. Pozdrawiam serdecznie i mogę zdradzić że już niedługo kolejny rozdział ❤️

      Usuń
  6. O nie... To już koniec? Tak szybko? No nic. Czekam na dalsze rozdziały tego cudeńka ❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Trafiłam tutaj kilka dni temu...
    Dawno nie czytalam tak wciągającej i dobrze napisanej historii!!
    Mam nadzieję na dalsze wydarzenia!

    To co się dzieje z Severusem... Fascynująca umiejętność przedstawiania uczuć bohatera :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne opowiadanie, liczę że pojawią sie kolejne rozdziały

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochana kilka dni postanowiłam sobie odświeżyć twoje odpowiadanie i czekała niespodzianka mnie! Nowy rozdział. Mam nadzieję, że qena dopisze i zaniedługo pojawi się kolejny rozdział. Jesteś fantastyczna pisarka i trzymaj tak dalej.
    Alexia :*

    OdpowiedzUsuń