Nawet nie wiem jak dawno obiecywałam wam nowy rozdział. Nie wiem ile miał wersji, jak wiele razy zmieniałam koncepcję, dialogi, skracałam i dopisywałam nowe zdania, usuwałam calutki tekst i pisałam na nowo. To był najtrudniejszy rozdział tego opowiadania i nie liczcie, że jest idealny do tego wiele brakuje ja jednak dzisiaj stwierdzam, że nie zdołam już nic poprawić. I albo opublikuje to tak jak jest i pójdę dalej albo będę poprawić tą część w nieskończoność. trzymajcie za mnie kciuki i by więcej coś takiego mi się nie zdarzyło i jakoś przebrnijcie przez to pisadło. pozdrawiam was cieplutko w en jesienny dzień i jak zwykle liczę na wasz odzew.
tekst był betowany tylko częściowo i wprowadziłam w nim potem jeszcze sporo zmian. Wybaczcie wszystkie błędy.
Nagini
sunęła korytarzami McNair Manor w poszukiwaniu zdobyczy. Z braku
lepszego posiłku musiała się zadowolić kryjącymi się po kątach
gryzoniami. Wysunęła rozwidlony język, badając powietrze. Czuła
je, swoje ofiary… Na zewnątrz było mokro i wilgotno, więc
szukały ciepła… Była coraz bliżej… Czuła ich zapach, ale w
powietrzu było coś jeszcze. Coś, co mogło zainteresować Marvola…
Ona mogła zaczekać, jej przekąski pożyją chwilę dłużej.
Marvolo
czekał właśnie na ten znak. Spodziewał się tego. Teraz nic nie
zakłóci jego postanowienia. Magiczne bariery nie były dla niego
przeszkodą, wystarczyło je obejść. Podszedł do łóżka, w
którym spali szlama której poświęcił ostatnio sporo uwagi i
Severus Snape - jego najwierniejszy sługa, najwierniejszy przjaciel
jeśli można było tak nazwać zdrajcę. Leżeli tak blisko siebie,
on trzymał ją za rękę – urocza scena. Podszedł jeszcze bliżej,
Snape na pewno wyczuł jego obecność, bo prawie się obudził, ale
jego organizm był zbyt osłabiony usuwaniem toksyn, by się bronić.
Szybkie zaklęcie i po sprawie. Teraz mógł zająć się nią.
Wysłał kilka sond, by zebrać potrzebne mu informacje. Obejrzał
dokładnie jej aurę. Znalazł zaklęcie, które go interesowało, a
potem po prostu je zdjął. To było takie proste. Nikt nie powinien
wiedzieć o tym braku. Nawet jeśli Severus widzi aurę tak dobrze
jak on sam, nie powinien niczego zauważyć . Zostawił ich śpiących,
zupełnie nieświadomych.
Nagini
czekała na niego na korytarzu.
– Nadal
mnie dziwi, że zadajesz sobie tyle trudu – zasyczała i wróciła
do przerwanego polowania.
– Mnie
również to dziwi – odpowiedział jej w mowie węży, kiedy niemal
zniknęła z pola jego widzenia.
***
Koszmar
za koszmarem. Niekończący się koszmar zarówno we śnie jak
i na jawie. Bał się spać i bał się budzić a wszystko nie
chciało być tylko złym snem. Niepotrzebnie wtedy poszedł do
swojego pokoju. Niepotrzebnie otwierał się na tę obcą ingerencję,
niepotrzebnie umacniał połączenie. Wcześniej istniała
jeszcze jakaś nadzieja. Istniała przyszłość - teraz nie było
nic. Zaczeło się fascynująco. Nigdy wcześniej nie widział czegoś
takiego. Ucieleśnienie furii, walka cios za cios, zaklęcia
śmigające o włos od ludzkiej sylwetki, odczucie Jego satysfakcji
pomieszanej z chorą, wręcz fascynacją. Urywki wspomnień,
znajoma twarz, potem koniec. Krew i najgorszy widok z możliwych
gdyby nie wiedział nie poznałby a potem... Potem była już tylko
nienawiść, próba zerwania kontaktu, ale to nie było takie
proste. Odczucia były zbyt natarczywe by móc je tak po prostu
zablokować. Wtedy się zaczęło, nie był w stanie tego znieść.
Znajome twarze, głosy. Oczy pełne bólu. Zamykał własne chcąc
zablokować obrazy, zakrywał uszy starając się zagłuszyć
dźwięki, ale to nic nie dawało, to było w jego głowie działo
się naprawdę, ale on nie mógł nic. Był bezsilny.
Ocknął
się wtedy na podłodze pod peleryną niewidką zbyt zmęczony żeby
się poruszyć czy odezwać. Wiedział, że go szukają, że się
martwią o swojego wybrańca, ale nie potrafił spojrzeć w oczy
żadnemu z nich po tym co widział. Za bardzo żałował, za bardzo
nienawidził. Za bardzo rozumiał.
Po
kilku dniach nadal nie potrafił wyjść z cienia. Snuł się po
korytarzach lub siedział otępiały w swoim pokoju. Nikt się temu
nie dziwił wszyscy byli w podobnych nastrojach. Do czasu aż państwo
Weasley dostali list od Malfoya. Coś w nim umarło kiedy stał w
korytarzu obok kuchni. Oni ją odzyskali i odzyskali nadzieję. Dla
niego miała być stracona na zawsze. Zastanawiał się tylko jak ona
to zniesie, jak poradzi sobie z rzeczywistością. Znał ją
wystarczająco dobrze by wiedzieć jakie to będzie trudne.
Intensywnie szukał czegoś co i jemu dałoby jakąś nić nadziei.
Wiedział, że już jej nie odzyska takiej jak dawniej. Już nigdy
nie będzie jego, ale może będzie szczęśliwa bez niego?
Nienawidził Malfoya, ale może ten ślub przyniesie dla niej jakieś
korzyści? Czy któryś ze śmierciożerców będzie chciał się
narażać Malfoyom? Czy po wszystkim naprawdę pozwoli jej wrócić
do rodziców? Czy jego słowa z ceremonii miały się ziścić? Nie
wiedział, ale przynajmniej miał tę przewagę, że je słyszał.
Mógł się przygotować. Mógł dalej drążyć choć to było
sprzeczne z jego naturą. Wolał być sam tak łatwiej było mu się
skupić. Przypominał sobie fragmenty wspomnień Voldemorta choć
wolałby wymazać je z pamięci. Starał się jednocześnie coś
zrozumieć i nie myśleć wyłącznie o Ginny, ale wywnioskować coś
z całej sytuacji. To dziwne jak wyraźnie pamiętał niemal każdy
szczegół.
Wnioski
jakie wyciągnął z tego wszystkiego były niepokojące. Czuł
pustkę i był bezradny. Ten ślub był już nieunikniony, ale poza
tym… czy Hermiona musiała przejść podobną ceremonię jak Ginny
a jej Panem był Snape? Widział jej wzrok, jej gesty, nie było w
nich strachu przed nim. Opatrywała go. Co więcej ona mu ufała,
pozwalała się pocieszyć… oddała mu własną różdżkę kiedy
skończyła, nie musiał nic mówić tylko wyciągnął rękę,
zrobiła to bez wahania. Harry nie rozumiał tego, ale przez lata
nauczył się ufać Hermionie i choć sam nienawidził Snape’a to
musiało być coś czym przekonał ją do siebie. Ona miała
intuicję, wiedziała komu można ufać a komu nie. Było w tym
wszystkim jeszcze coś ważnego. Malfoy i jego słowa przed
śmierciożercami. Chciał dostać się do Zakonu, chciał żeby
znowu zaufali Snape’owi. W głowie Harry’ego panował
chaos, myśli przychodziły jedna za drugą bez żadnego związku.
Nie wiedział co w tym wszystkim jest prawdą a co kłamstwem, ale
jednego był pewien. Musi się tego dowiedzieć zanim Malfoy będzie
próbował dobrać się do nich. Był na to tylko jeden pewny sposób.
Otworzyć się na Voldemorta nie bacząc na konsekwencje.
Późnym
wieczorem zwołano zebranie zakonu. Prawie wszyscy wiedzieli już o
planowanym ślubie, z każdym kolejnym członkiem zakonu przybyłym
na Grimmauld Place rozpętywało się coraz gorętsze piekło. Każdy
krzyczał jeden przez drugiego. Ktoś coś komuś tłumaczył, ktoś
pytał, ktoś przekonywał. Kiedy w końcu udało się wszystkich
uciszyć Państwo Weasley powiedzieli, że nie mają innego wyjścia
i że Charlie pojawi się na ślubie siostry. Ron zrobił się
czerwony jak burak i już chciał szukać Malfoya, ale szybko został
sprowadzony do parteru przez własną matkę. Bliźniacy chcieli
wybrać się na uroczystość razem z Charliem, ale w końcu ustąpiło
pod stanowczym protestem brata. Harry nie odezwał się nawet słowem
stał z boku i starał się nie zwracać uwagi na współczujące
spojrzenia, które od czasu do czasu rzucały mu Tonks i McGonagall.
Te jakoś zniósł dużo gorsze jednak były te oczy pełne prośby,
oczy które patrzyły na niego z nadzieją. Szukały u niego
wsparcia, jakiegoś planu, sprzeciwu, czegokolwiek…
Oczekiwano od niego by wziął na siebie odpowiedzialność, by był
wybrańcem, by ich poprowadził i odbił dziewczyny. On jednak nie
potrafił. Brakowało mu wsparcia i przewodnictwa Dumbledore’a. Nie
wiedział co ma robić, jak ma pokonać śmierciożerców. Zebranie
trwało i trwało, a on już nie mógł wytrzymać, próbował wyjść.
Wtedy Lupin i Pan Weasley wzięli go na bok, chcieli z nim rozmawiać
o tej sytuacji, ale nie chciał. Nie potrafił wydusić z siebie
słowa. Zamknął się w sobie zupełnie. Wybiegł na niewielkie
podwórko. Chciał… krzyczeć, chciał zrobić komuś krzywdę,
chciał iść gdzieś, gdziekolwiek, zniszczyć coś, rwać, tłuc,
wyrzucić z siebie całą złość, całe cierpienie. Usiadł jednak
tylko na mokrej trawie, czas płynął. Czuł że domownicy i
członkowie Zakonu obserwują go przez okno, ale nie zwracał na nich
uwagi, siedział tam samotnie a ciemność powoli bladła. Poranne
słońce oświetlało jego twarz na której widniały ślady łez.
Tak bardzo chciał wiedzieć co tam się dzieje. Bał się tego a
jednocześnie tak bardzo tego potrzebował. Próbował ze wszystkich
sił nawiązać połączenie tak jak ostatnio, ale z drugiej strony
na początku była tylko mgła. Nie poddawał się jednak. Nagle
poczuł się jakby dostał czymś w głowę. Ktoś z mocą zawołał
“Marvolo”. Oczy otworzyły się a do Jego świadomości spłynęły
informacje przekazane od Nagini, wiedział to. Kwaśny zapach
wyraźnie wyczuwalny w powietrzu. Kilka sekund i On był gotowy do
wyjścia. Harry zadrżał. To działo się naprawdę, to działo się
teraz! On sunął pustymi korytarzami zalanymi światłem słonecznym.
W dole fontanna rzucała migotliwe błyski, ale On miał cel i dążył
do niego. W końcu znalazł się pod drzwiami, czuł wyraźnie
wszystkie magiczne bariery były niemal namacalne. Żadne inne
komnaty w tej rezydencji nie były tak zabezpieczone, Jemu jednak nie
mogło to przeszkodzić. Kilka zaklęć potem był już w środku.
Przeszedł przez pokój, otworzył kolejne drzwi, to była sypialnia.
Na ogromnym łóżku leżały dwie osoby. Harry rozpoznał je od
razu. Hermiona i Snape. Przez sen trzymali się za ręce. Podniósł
różdżkę…
-Harry!
- Ktoś go zawołał, ale teraz to nie miało znaczenia. Skupił się
w całości na tym co działo się gdzieś tam, daleko. - Harry -
Niebieski promień zaklęcia trafił w mężczyznę. W tym samym
momencie ktoś zaczął szarpać Harry'ego za ramię. - Daj mi spokój
- wykrzyczał za wszelką cenę starając się zachować połączenie.
Różdżka została wymierzona w Hermionę z jej końca wystrzeliły
kule światła, po kilku chwilach wróciły do Niego niosąc ze sobą
informacje, które niewiele Harry’emu mówiły, ale Jego zalała
fala zadowolenia. Kolejne zaklęcie. Harry złapał się za głowę
chcąc wyczuć coś, rozpoznać Jego emocje, dowiedzieć się co mógł
zrobić Hermionie, ale nie wyczuł wiele. Ktoś nadal ściskał go za
ramię i mówił coś, nie pozwalał się skupić. Jedyne czego był
pewien, to to, że ruchy Jego różdżki przypominały ruchy w
zaklęcie Finite inkantatem, ale nie były dokładnie takie same. On
popatrzył jeszcze chwilę, na ich twarze i złączone dłonie, a
potem opuścił komnaty Snapea przywracając wszystkie bariery. Po
Jego wizycie nie pozostał nawet ślad.
-
Harry! - Ktoś siłą odciągnął jego ręce od twarzy. - Harry
słyszysz mnie? Co się dzieje? - spojrzał na piegowatego rudzielca
zamglonym, niewidzącym wzrokiem. Przez chwilę nie mógł
sobie przypomnieć gdzie jest teraz, nie mógł też powiedzieć
gdzie był przed chwilą. Po kilku sekundach zorientował się co się
dzieje i dlaczego jest na podwórku, choć to co kazało mu tu
przyjść wydawało się zdarzyć tygodnie, a nie godziny temu. Nagle
znowu poczuł tę wściekłość i pustkę które go tu przygnały.
-
Nie rozumiem tego - jego głos był schrypnięty - wiem o tym ślubie
od wczorajszego ranka, słyszałem was, ale nadal nie rozumiem, po co
ten skurwiel to robi?
-
Nie wiem Harry, ale ja tam będę, muszę być. Mama wydaje się mu
ufać, chwyta się każdej iskierka nadziei… - Charlie nigdy nie
wydawał mu się bardziej poważny niż w tej chwili.
-
Jemu nie można ufać!
-
daj mi skończyć. Jest coś jeszcze o czym nie mówiliśmy reszcie.
On przysłał list… - chłopak przerwał szukając słów. - Wiesz
czym jest białe małżeństwo? - Harry kiwnął głową - Ten list z
rodową pieczęcią jest jak kontrakt… rozumiesz? Zobowiązanie.
Nikt nie powinien o tym wiedzieć ale ty chyba musisz.
-
I sądzisz że Ginny o tym wie? Po tym co… Chłopak zawahał się
po raz kolejny musiał ukrywać informacje jakie posiadał, ciągle
jednak stawały mu przed oczami te sceny, rozpaczliwy krzyk Ginny
kiedy zobaczyła twarz tego do kogo ma należeć, ona rozciągniętą
na stole, przed nią Draco Malfoy a wokół śmierciożercy. Ledwo
powstrzymał mdłości. Kolejny raz pożałował że to widział,
kolejny raz uświadamiał sobie, że to wszystko prawda i że musi
milczeć inaczej Zakon będzie chciał się dowiedzieć skąd ma
informacje. Co im powie? Że prosto od Voldemorta? - Po tym co zrobił
jej jego ojciec - i on sam dodał w myślach. Z wściekłości aż
trzęsły mu się ręce.
-
Nie ważne co ona wie, ważne jest jego słowo, jego honor.
-
Jaki honor? co ty pieprzysz?!
-
posłuchaj! Matka nie patrzy na niego jak na parszywego gnojka
którego ty znasz ze szkoły. Patrzy jak na potomka potężnego rodu
czystej krwi i tak też traktuje ten kontrakt. Ja też zamierzam tak
go traktować - jako gest dobrej woli. Spróbuję mu zaufać. Zrób
to samo. - Harry milczał dłuższą chwilę rozważając jego słowa.
Nie było sensu się kłócić. Oni nie wiedzieli nic o ceremonii,
nie słyszeli jego zapewnień, nie znali jego planów.
-
Nie wiem czy potrafię. - Jak miał to zrobić? Jak? Nadal widział
jego twarz wykrzywioną w nienawistnym wyrazie kiedy ceremonia
dobiegła końca.
-
Spróbuj i nie rób nic głupiego. Nie próbuj go znaleźć, nie
wychodź z domu. - odszedł zostawiając Harryego samego z myślami.
Zaczynał się tu czuć jak Syriusz. Jak więzień we własnym domu,
pilnowany na każdym kroku. Był ich nadzieją, wybrańcem. Jak
zareagują jeśli dowiedzą się, że z własnej woli włamuje się
do umysłu Voldemorta? Co ma teraz zrobić? Co powinien zrobić? Co
powiedziałby Dumbledore? Położył się na trawie zakrył dłońmi
twarz. Słońce jakby drwiło z jego bezsilności. Łzy ponownie
napłynęły mu do oczu. Musiał coś zrobić. Jeszcze nie wiedział
co, ale musiał.
***
Wstała
wcześniej niż zwykle, lekko zaskoczona jego obecnością w łóżku
i spokojnym oddechem. Niemal zawsze budził się wcześniej od niej
lub na najmniejszy jej ruch. Tym razem spał spokojnie, nawet kiedy
wyszła do łazienki i wróciła po kilkunastu minutach. Usiadła na
łóżku i przyglądała się, jak śpi. Twarz miał zrelaksowaną,
choć nadal był bardziej blady niż zwykle, na policzkach zaczynał
pojawiać się zarost. Leżał na brzuchu, a kompres nadal spoczywał
na jego plecach. Zastanawiała się, co dzieje się pod nim, ale nie
odważyła się poruszyć materiału, bojąc się, że sprawi mu ból.
Kiedy tylko o tym pomyślała i wróciły wspomnienia z poprzedniego
wieczoru, miała ochotę krzyczeć. To było potworne, ta klątwa
powodowała tak ogromny ból, że zastanawiała się, jaki
zwyrodnialec ją wymyślił. Wtedy też przypomniała sobie blizny na
ciele Dracona po sectumsemprze.
I zawahała się. Tę klątwę wymyślił Książę Półkrwi…
nadal trudno jej było utożsamiać go z Severusem, ale czy jego
również mogła określić mianem sadysty? Być może kiedyś, kiedy
znała go tylko jako wrednego belfra, nazwałaby go potworem. Czy
miała jednak prawo oceniać twórcę klątwy venescantis
– teraz,
kiedy sama stworzyła tak podstępną broń, która miała być użyta
przeciwko jej przyjaciółce? Czy jeśli Ginny dowie się, że to ona
uwarzyła amortencję, znienawidzi ją? Czy mogła być pewna, że
nie myli się co do Draco i że nie pomoże mu w zniszczeniu Zakonu?
Jak bardzo dała się zmanipulować?
Bezwiednie
odsunęła kosmyk włosów z twarzy śpiącego mężczyzny.
–
Niemożliwe
– usłyszała lekko zachrypnięty głos. Przez chwilę myślała,
że to odpowiedź na jej pytania, zaraz jednak opanowała się na
tyle, by się odezwać.
–
Słucham?
–
Niemożliwe,
że wstałaś wcześniej ode mnie zwykle kiedy wychodzę jeszcze
śpisz
a kiedy przychodzę już
śpisz
– mruknął lekko zaspanym głosem jednak wyraźnie dał jej do
zrozumienia, że z niej kpi.
– Nie
prawda. poza tym to wszystko przez ciebie. Rozleniwiam się, musisz
dać mi jakieś produktywne zajęcie. - uśmiechnęła się lekko
ostatnio często wdawali się w takie słowne przepychanki.
– Na
początek możesz zdjąć mi okład z pleców. – Cienie pod oczami
jeszcze bardziej podkreślały intensywną czerń jego oczu.
– Może
najpierw czymś namoczyć? Pewnie się przykleił.
–
Sądzisz,
że o tym nie pomyślałem? Eliksir pozwoli na zasklepienie rany
dopiero wtedy, kiedy będzie dopływ powietrza.
Hermiona
przesunęła się na łóżku i z wahaniem podniosła krawędź
materiału, który odszedł bez najmniejszego problemu. Rana
wyglądała o wiele lepiej. Skóra wokół niej nie była tak
napuchnięta, a i żyły wydawały się mniej nabrzmiałe niż
poprzedniego dnia.
– Pokaż
mi kompres.
Zrobiła,
o co prosił. Przyjrzał się dokładnie kilku niewielkim śladom na
materiale i zmarszczył brwi, jakby nad czymś się zastanawiał.
– Coś
się stało? – zaniepokoiła się lekko. Czyżby coś poszło nie
tak?
– Czy
pod skórą zostały jakieś ślady jadu? – zapytał.
Przyjrzała
się dokładniej, sunąc delikatnie palcami wzdłuż nacięcia na
skórze. Równocześnie zerkała na jego twarz, doszukując się
jakiejś oznaki bólu. Zastanawiała się, o co może mu chodzić, w
jego głosie było coś jakby lekkie zdziwienie, może
niedowierzanie?
– Nie,
rana jest czysta.
Mężczyzna
jeszcze raz zerknął na materiał, a potem odezwał się jakby z
ociąganiem.
–
Dobrze
się spisałaś.
Dziewczyna
była bardzo zaskoczona jego słowami. W ciągu dwóch dni usłyszała
z jego ust dwie pochwały. Przyłożyła mu dłoń do czoła jak
małemu dziecku.
– Co
ty wyprawiasz? – Strącił jej rękę.
–
Sprawdzam,
czy masz gorączkę. Majaczysz. – Uśmiechnęła się uroczo.
– Nie
pleć bzdur. Sprawdź lepiej drugą ranę. Nie mogę spędzić tu
całego dnia. – Zaczął się podnosić, widziała, jak mięśnie
ramion drżą mu z wysiłku.
– Nie
powinieneś jeszcze wstawać. Możesz zrobić sobie krzywdę. –
Położyła mu rękę na ramieniu i zauważyła świeżą krew pod
warstwą eliksiru. – Jątrzysz ranę.
Spojrzał
na nią z mordem w oczach.
–
Zapominasz
się. – Jego głos był lodowaty.
– Dbam
o Ciebie.
Nadal
wpatrywał się w nią, jakby chciał ją zabić, ale nie ugięła
się. Nie odważyła się uśmiechnąć, kiedy przymknął oczy, a
potem z głębokim westchnieniem opuścił się z powrotem na
posłanie, czuła jednak, że wygrała. Było to bardzo
satysfakcjonujące, ale to co usłyszała potem wprawiło ją w
niemałe osłupienie.
–
Pójdziesz
do mojego laboratorium i dodasz składniki do kilku eliksirów.
Warzyłaś już wielosok… Resztę tworzyliśmy na zajęciach w
Hogwarcie. Nie spieprz niczego… Nie chcę, żeby ktoś znowu pluł
kłakami sierści. – Spojrzał na nią dopiero przy ostatnim
zdaniu. Wiedziała, że jest przytyk do jej przygody z drugiego roku,
a mimo to dosłownie ją zatkało z przejęcia. Zastanawiała się,
czy on w ogóle wie, jak wiele znaczą dla niej jego słowa. Nie
wiedziała, co mu odpowiedzieć, czy podziękować, czy może lepiej
nie dać nic po sobie poznać.
– Może
najpierw zajmiemy się twoją nogą. Obawiam się, że jednak
będziesz musiał podnieść się, żebym miała swobodny dostęp.
– Tylko
tyle? – sarknął i zaczął się od niej odsuwać. Kiedy dotarł
do krawędzi łóżka, przekręcił się na bok. Obserwowała jego
poczynania, nie chcąc się narzucać z pomocą. Wiedziała już, jak
reaguje na jej nadopiekuńczość. – Ruszysz się? – Wyrzut w
jego głosie był aż nadto wyczuwalny, ale miała wrażenie, że
bardziej ma pretensje do siebie samego niż do niej. Obeszła łóżko
i wyciągnęła rękę. Przy jej pomocy podniósł się do pozycji
siedzącej. Od razu zaczęła rozplątywać bandaże, które
przytrzymywały opatrunek we właściwym miejscu. Zdjęła materiał
i dopiero wtedy zorientowała się, dlaczego Severus dopytywał o
ślady jadu pod skórą. Pomimo że ta rana była dużo mniejsza od
tej na plecach i mężczyzna sam się nią zajmował, zarówno na
kompresie, jak i w samej ranie pozostały resztki jadu. Być może
lód nie tylko uśmierzył ból, ale też zwiększył efektywność
usuwania toksyn. Mężczyzna mruknął coś, a ona podniosła na
niego wzrok. Trzymał w ręku miskę wypełnioną kostkami lodu. Obok
niego na łóżku stało naczynko na jad oraz słoik venescantis,
wyglądało na to, że zabieg trzeba powtórzyć. Bez słowa wzięła
od niego potrzebne rzeczy, usiadła na podłodze i unieruchomiła
jego stopę pomiędzy swoimi udami. Starała się nie myśleć o tym,
że Severus siedzi przed nią prawie zupełnie nagi, a jego stopa…
Stop. Skupiła całą uwagę na ranie, powtarzając wszystko, co
robiła poprzedniego wieczoru. Szybko uporała się z pracą, a w tym
samym czasie Severus przygotował świeży kompres. Założyła
opatrunek. I dopiero wtedy spojrzała mu w oczy. Ich wyraz był
nieodgadniony.
– Co
z plecami?
– Skoro
wykonasz za mnie moje obowiązki, przez kilka godzin będę tu
bezproduktywnie leżał i czekał, aż wysadzisz moje laboratorium. W
tym czasie plecy trochę zaschną. Potem zamkniesz ranę zaklęciem.
– Machnięciem różdżki pozbierał niepotrzebne już rzeczy i
odstawił na komodę. Bez ostrzeżenia wycelował w nią różdżkę
i zaczął rzucać nieznany jej, skomplikowany czar. Nawet nie
drgnęła, choć jego zachowanie w pierwszej chwili trochę zbiło ją
z tropu. Zaraz jednak domyśliła się, że na pracownię Severusa
muszą być nałożone jakieś specjalne bariery, które chronią
jego cenne eliksiry. A ona miała wejść tam sama. Kiedy skończył,
wyczarował jeszcze kartkę z wytycznymi i podał jej.
– Idź
już.
Hermiona
wzięła proszek Fiuu i wrzuciła do kominka. Wcześniej nie
próbowała wydostać się z komnat Severusa przez kominek. Bała się
wychodzić sama po tym, co stało się w bibliotece. Nie chciała też
wystawiać na próbę cierpliwości i zaufania swojego pana. Weszła
w zielone płomienie ze słowami:
–
Laboratorium.
Rezydencja McNair.
Kiedy
wychodziła z kominka, poczuła, że bez trudu przechodzi przez
bariery ochronne. Od razu zabrała się do pracy. Nie wiedziała, jak
Severus radzi sobie z taką ilością eliksirów warzonych w tym
samym czasie. Miała dokładne wytyczne, ale i tak bała się, że
coś pójdzie nie tak i rzeczywiście wysadzi pracownię. Siekała,
mieszała, kruszyła, dodawała, sprawdzała temperaturę. Minęło
kilka godzin, zanim mogła stwierdzić, że prawie skończyła.
Podchodziła właśnie do ostatniego kociołka, w którym warzył się
wielobok, miała tam dodać dwa składniki jeden po drugim.
Postanowiła najpierw je przygotować, a dopiero potem na spokojnie
dodać. Stresowała się trochę, bo wiedziała, że w tym cyklu
księżyca nie uda się już uwarzyć drugiego kociołka. Sprawdziła
temperaturę, zapach i konsystencję – wszystko było w porządku –
i miała już wrzucać pierwszy składnik, kiedy usłyszała jakieś
głosy i kroki na korytarzu. Nie spodziewała się nikogo, dlatego
trochę się przestraszyła. Pamiętała o zabezpieczeniach Severusa,
ale coś kazało jej zachować wzmożoną czujność. Jeden z głosów
wydawał jej się dziwnie znajomy.
–
Myślisz,
że jest tutaj? Dzisiaj żaden z naszych go nie widział. szeptali
ale zaklęcia rzucone przez Severusa na pracownię sprawiły że
słyszała ich wyraźnie jakby stali tuż obok
–
Przekonajmy
się. Jeśli go nie ma, na pewno nie dostaniemy się do środka. –
Chwilę później ktoś złapał za klamkę i próbował wejść, ale
drzwi się nie otworzyły. Potem rozległo się łomotanie, ale nawet
nie pisnęła. – Znowu będziemy musieli poczekać.
– Ilu
ludzi będziemy potrzebować? Paniczyk dał sobie radę z trzema. A
sam widziałeś, co Książę zrobił Lucjuszowi.
– Może
lepiej byłoby go jakoś podejść, myślisz że ta szlama nam
pomoże? – Mężczyźni zaczęli się oddalać, ostatnie zdanie
było już ledwo słyszalne. – Musimy pozbyć się ich obu, i to
jak najszybciej…
Nogi
się pod nią ugięły. Chcą się ich pozbyć, to znaczy zabić?
Wiedziała, kim jest Książę, Paniczykiem musiał być Draco. Czyli
to oni go ostatnio napadli. Dlaczego Severus nie powiedział jej o
tym niebezpieczeństwie? A może mówił, tylko ona źle go
zrozumiała? Sądziła, że niebezpieczeństwo stanowił Voldemort, a
okazało się, że zagrożenie nadchodziło również z zupełnie
innej strony.
Bardzo
starała się opanować, ale ręce cały czas jej drżały, a łzy
powstrzymywała ostatkiem sił. Severus powierzył jej ważne zadanie
i musiała je skończyć. Nie mogła go zawieść. Podniosła się.
Powtarzała sobie, że musi być silna. Starała się myśleć o
eliksirze, ale w głowie huczało jej od myśli. Ciągle też
zadawała sobie pytanie. Dlaczego jej nie powiedział? Strach i
niepewność zaczęły zamieniać się w gniew. Po kilku minutach
była już w stanie dodać ingrediencje do wywaru. Jak najszybciej
wróciła przez kominek do komnat Severusa i wpadła do sypialni.
–
Dlaczego
mi nie powiedziałeś, że ktoś chce cię zabić? – Wydawał się
zupełnie spokojny. Ze sporym wysiłkiem usiadł na łóżku, ale nie
podeszła, żeby mu pomóc.
– Skąd
wiesz?
–
Słyszałam
ich, chcieli wejść do laboratorium. Dlaczego mnie nie uprzedziłeś?
– Była rozgorączkowana, ręce znowu zaczęły jej drżeć.
–
Wiesz,
kto to był? – Jego twarz przypominała nieruchomą maskę, ale w
głosie wyczuwało napięcie.
– Nie
rozpoznałam ich. Severusie, dlaczego?
Chwilę
patrzył na nią, zanim odpowiedział beznamiętnym tonem.
– Po
co? Żebyś im pomogła?
–
Pomogła?
Zwariowałeś? Ja nie… – zamilkła, kiedy odwrócił od niej
wzrok. Znała tę postawę – nie wierzył jej. Po chwili odezwał
się cicho.
– A
gdyby zaproponowali ci coś wystarczająco cennego? Coś czym od
dawna się gryziesz? Na przykład uwolnienie ciebie i panny Weasley
jeszcze przed ślubem z Draco?
– Nie
zrobiłabym tego! – odpowiedziała szybko. Może za szybko. I za
głośno. Przypomniała sobie swoje poranne rozmyślania. Jak bardzo
jest podatna na manipulacje? Czy gdyby namawiali ją wystarczająco
skutecznie, zdecydowałaby się posłać Severusa na śmierć?
–
Jesteś
pewna? – Spojrzał na nią znowu. – A gdyby zaproponowali jeszcze
więcej? Może pozbycie się Czarnego Pana? Nietykalność? – Jego
spojrzenie paliło ją, ale nie spuściła wzroku. Czy poświęciłaby
jego życie dla własnego bezpieczeństwa?
– Nie…
– Jego szczęki zacisnęły się, aż na policzku drgał mu
mięsień. – Ty mi nie wierzysz. Nie ufasz mi?
–
Ja
nie ufam nikomu. – Niemal wypluł te słowa. Był osłabiony i
chory, ale w tej chwili wydawał jej się groźniejszy i bardziej
niedostępny niż kiedykolwiek. W jej oczach wezbrały łzy.
Odwróciła się na pięcie, chciała uciec, ale nie zrobiła tego,
opanowała chęć ucieczki i podeszła do fotela. Usiadła ciężko
opierając łokcie na kolanach ukryła twarz w dłoniach. Po kilku
minutach opanowała też łzy. Dlaczego?
Ta jedna myśl kołatała się w jej głowie. Dlaczego zachowywał
się właśnie tak? Dlaczego starał się ją od siebie odsunąć.
Spojrzała na niego przez palce. Jego twarz wykrzywiła się w
grymasie bólu. Miała go wyleczyć kiedy wróci. Jej ciałem
wstrząsnął ostatni spazmatyczny oddech, a umysł nadal gorączkowo
pracował. Nie chciał jej mieszać w swoje sprawy, ale było na to za
późno, została w nie wmieszana w chwili kiedy poprosił o nią
Voldemorta. Uspokoiła oddech i otarła oczy. Spojrzała na niego
znowu, siedział na łóżku i przyglądał się jej uważnie. Pod
tym spojrzeniem wyprostowała się. Patrzenie mu prosto w oczy nie
należało do najłatwiejszych zadań.
-
Możesz mówić co chcesz, ba nawet możesz w to wierzyć, jeśli
taka twoja wola, ale ja też wierzę w pewne rzeczy i tu najwyraźniej
nasze poglądy są odmienne. - Nie dała mu dojść do słowa. - Nic
to nie zmienia. Mam zamiar ci pomagać tak jak będę potrafiła. Nie
ważne czy będzie to wrażenie eliksirów, zwodzenie twoich wrogów
czy opatrywanie twoich ran. Zrobię co będzie trzeba. - podeszła do
niego i wyciągnęła rękę. Severus przyglądał jej się uważnie, badawczo w końcy dał jej różdżkę a ona
wspięła się na łóżko i zaczęła zamykać ranę po Venescantis. Milczała do czasu, aż nie uporała się z jego
nogą. On też nie przerywał tej ciszy. Miała nadzieję że rozważa
jej słowa. oddała mu różdżkę i podniosła się.
- Pewnie lepiej by było korzystać z myślodsiewni, ale podejrzewam,
że nie masz żadnej pod ręką dlatego jeśli chcesz wiedzieć kto
próbował się dostać do laboratorium musisz użyć legilimecji i
obejrzeć moje wspomnienia. Miejmy nadzieję, że ty rozpoznasz
głosy.
-
To nie jest najlepszy pomysł. - wydawał się jej zaskoczony ale
było to tylko mgliste wrażenie bo maska tkwiała na swoim miejscu.
-
W tej chwili nie widzę innego wyjścia, nie będę cię blokować.
-
Nie mam pod ręką myślodsiewni ale wiem gdzie jej szukać. - stanął
obok niej i wyczarował niewielką fiolkę. - Wystarczy że pomyślisz
o sytuacji w laboratorium i będziesz chciała podzielić się ze mną
tym wspomnieniem. - przyłożył różdżkę do jej skroni oboje
patrzyła, na strzęp mgiełki, który Severus umieścił we flakoniku. Stali tak przez chwilę wpatrzeni w siebie Hermiona
wiedziona instynktem uniosła dłoń i położyła ją na jego klatce
piersiowej tuż nad sercem. Czuła jego stały mocny rytm. Mógł się
oszukiwać, że jej nie ufa, dla niej to były tylko słowa. Czuła
ciepło jego nagiej skóry pod swoimi palcami. Położył swoją dłoń
na jej. Trwali tak przez chwilę między nimi było napięcie, ale
nie liczyła na nic. Uścisnął lekko jej dłoń a potem odsunął
się o krok. Chwila minęła, nie mogła jednak przestać na niego
patrzeć i się uśmiechać. Jego twarz nie wyrażałam żadnych
emocji, ale niemal drżała pod tym mrocznym tajemniczym spojrzeniem.
Patrząc na nią zaczął się ubierać koszula, surdut. Jego zręczne
palce manewrowały przy dziesiątkach guzików a ona
wiedziała że to przedstawienie było dla niej. Mógł przecież
zapiąć je zaklęciem.
–
Wychodzisz?
– To było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
– Muszę
spotkać się z Draco. Twoje informacje dotyczą także jego. Możesz
iść ze mną i spotkać się z panną Weasley, jeśli chcesz.
–
Oczywiście,
że chcę.
Zdecydowanie warto było czekać na ten rozdział. Jak dla mnie jest on totalnie inny od poprzednich rozdziałów i widać gigantyczny postem jaki zrobiłaś w tym czasie. Styl pisania, dokładność opisu jest taki jakby doroślejszy, bardziej przemyślany. Nie twierdzę, że poprzedni rozdziały są złe, bo takie nie są. Zresztą doskonale wiesz, że bardzo lubię twoje opowiadanie co często zaznaczam na Facebooku. Natomiast ten ma zdecydowanie to coś. Mam wrażenie że historia staje się coraz bardziej zagmatwana i coraz bardziej niejednoznaczna. Liczę na to że po tym jak się przełamałaś w tym rozdziale to kolejne przyjdą Ci już zdecydowanie z większą łatwością, a sama wiem że gorzej jest się przełamać.
OdpowiedzUsuńNie umiem wyrazić słowami jak się cieszę, że zamieściłaś rozdział;). Jestem w stanie euforii wręcz;). liczę, że już nas nieporzucisz na tak długo:(.
OdpowiedzUsuńMjRachel
Uuuu, to jest genialne �� Czekam na dalszy ciąg ��
OdpowiedzUsuńNadal trzymasz nas w niepewności. Na czym polega zaklęcie Toma? Coś podejrzewam, że zdjął zauroczenie Severusem z Hermiony. Ciekawe, czy jestem chociaż w pobliżu prawdy. :D
OdpowiedzUsuńStrasznie żal mi Harrego, wydaje mi się że w tym momencie tak naprawdę ukazujesz nam, jaki ciężar na niego spadł. Ciężko być kimś, u kogo wszyscy szukają pocieszenia i rady na wszelkie zło.
No nie, że też nikt nie może dać Harry’emu chwili spokoju… A mógł nam trochę rozjaśnić w głowach. Nadal mnie intryguje, jak zamierzasz potem odkręcić białe małżeństwo Ginny i Draco. Chyba, że po prostu nie planujesz tego odkręcać, a wręcz zrobić coś przeciwnego. :D
Bardzo mi się spodobał dialog Hermiony i Severusa. Jest zabawny i czuć jednocześnie, że w swoim towarzystwie czują się dobrze (na ile dobrze w ich sytuacji można się czuć). No i te zaufanie Severusa w stosunku do Hermiony. Nadal przecieram oczy, że pozwolił jej dodać jakieś składniki do eliksiru. :D Mam nadzieję, że aż tak go nie bolało. :/
No i na końcu wychodzi, że jednak Severus nie do końca jej ufa. W sumie mu się nie dziwię, ale nie dziwię się też, że jego brak zaufania zabolał Hermionę. Mam nadzieję (w sumie to to wiem :P), że później jednak wyjdzie jak jest naprawdę z tym zaufaniem. :D
Nasuwa się też pytanie kto chce zabić Draco i Severusa? Co dalej z tego wyniknie? Kto odpowiada za spisek? No i ciekawa jestem skąd Tom dowiedział się, że Severus jest zdrajcą? Czy od tej samej osoby, która planuje go zabić? Jednak to by było trochę bez sensu, tak myślę. Może twój Voldzio jest mądrzejszy i sam zauważył. XD A może Nagini? Hmm
Rozdział mi się bardzo spodobał, czytałam go z zapartym tchem. A na koniec stwierdziłam, że znowu przerwałaś w dosyć ważnym momencie. :P Chętnie przeczytałabym pod rząd jeszcze z kilkanaście twoich rozdziałów. ;P Cieszę się, że przełamałaś swoją barierę i dodałaś kolejny rozdział. Należą ci się brawa. <3 Wiem jak trudno po dłuższej przerwie wrócić do pisania. I jak trudno na to znaleźć czas w codziennym życiu, kiedy ma się rodzinę i obowiązki. Sama ledwo znajduję czas na czytanie, co dopiero jakbym miała pisać? Ciężka sprawa, a jednak ty ciągle przesz do przodu. Tym bardziej podziwiam:D Z niecierpliwością czekam zawsze na twoje rozdziały.
Życzę dużo weny, radości z samego tworzenia i czasu na pisanie! <3
~~mlodzia113
Podziwiam Cię, bardzo. Masz tak piękne, bogate opisy, które sprawiają, że odczuwa się Twoją lekkość pióra. Och, jak ja chciałabym umieć pisać w tak ujmujący sposób, by wciągnąć bez reszty i sprawić, że nawet spory upływ czasu nie ma znaczenia, że te drobne błędy wydają się niczym. Bo prawda jest taka, że to rzeczy drobiazgowe, literówki, które nie mają większego znaczenia. A to tylko dlatego, że władasz słowem w tak absorbującym stylu.
OdpowiedzUsuńNiesamowicie potrafisz ująć uczucia bohaterów. Można je poczuć.
Zafascynowała mnie najbardziej początkową scena, kiedy Voldemort pojawił się w pokoju Snape'a. A rzecz najbardziej intrygująca to jego świadomość, że Severus jest zdrajcą. Będę czekać na rozwianie moich wątpliwości.
Cieszę się, że udało Ci się przełamać i dodać ten rozdział. To piękny powrót po trzech latach. I mam nadzieję, że uda Ci się kontynuować. ^.^
Ściskam mocno i dziękuję,
Ann
Czytam twój komentarz zawsze kiedy potrzebuję odrobiny, lub całego wiadra motywacji dla takich czytelników naprawdę warto pisać dalej dlatego nadal tu jestem. Pozdrawiam serdecznie i mogę zdradzić że już niedługo kolejny rozdział ❤️
UsuńO nie... To już koniec? Tak szybko? No nic. Czekam na dalsze rozdziały tego cudeńka ❤
OdpowiedzUsuńTrafiłam tutaj kilka dni temu...
OdpowiedzUsuńDawno nie czytalam tak wciągającej i dobrze napisanej historii!!
Mam nadzieję na dalsze wydarzenia!
To co się dzieje z Severusem... Fascynująca umiejętność przedstawiania uczuć bohatera :)
Świetne opowiadanie, liczę że pojawią sie kolejne rozdziały
OdpowiedzUsuńKochana kilka dni postanowiłam sobie odświeżyć twoje odpowiadanie i czekała niespodzianka mnie! Nowy rozdział. Mam nadzieję, że qena dopisze i zaniedługo pojawi się kolejny rozdział. Jesteś fantastyczna pisarka i trzymaj tak dalej.
OdpowiedzUsuńAlexia :*