Dla Małej_Mi i Alex
Nie ukrywam że liczę na choć jeden komentarz pod tym rozdziałem ;-)
Nie ukrywam że liczę na choć jeden komentarz pod tym rozdziałem ;-)
Przemierzali
korytarze McNair Manor jednostajnym tempem. Jak zwykle ciągnął ją za sobą,
jednak nie czuła jego mocnego uścisku na nadgarstku. Jego palce tylko lekko
obejmowały przegub jej ręki. Kierowali się w nieznane jej zakątki ogromnej
posiadłości. Po drodze nie widzieli nikogo. Wszyscy śmierciożercy pochowali się
jak myszy, a raczej jak szczury do swoich dziur po pokazie siły zemsty
Voldemorta. Jak i zręczności jego nadwornego kata. Szła za nim, nie zwracając
zbytnio uwagi na otoczenie. Przed oczami ciągle stawały jej obrazy z ostatnich
kilku godzin. Dziwne zachowanie Severusa. Jeszcze dziwniejsze słowa i czyny
Voldemorta. Zagadkowy wzrok Draco Malfoy’a tuż po ceremonii. Było w nim coś
takiego, co wywołało dreszcze. Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Ten
ślub... Zaskoczył ją. Nie sądziła, żeby był on powodowany jakimiś głębokimi
uczuciami. Za to ciągle po głowie chodziło jej kilka słów, które usłyszała
przypadkiem. To było rankiem, kiedy Malfoy opuszczał komnaty Severusa po
rekonwalescencji. Wtedy nie zwróciła na nie większej uwagi, ale teraz…
Wróciłam
myślami do tamtego dnia. Była w sypialni, a Severus i Draco właśnie wychodzili
z gabinetu. Nie, żeby podsłuchiwała, ale drzwi do saloniku były uchylone…
- To nie
będzie ani proste, ani przyjemne – Draco nie brzmiał na zadowolonego. Severus
również, ale on zawsze był niezadowolony, więc nie zwróciła na to większej
uwagi.
- Kiedy
proponowałem ci ten plan, wcale ci tego nie obiecywałem. Chyba nie chcesz teraz
zrezygnować?
- Nie, ale…
do końca życia? Nie wiem… – teraz jego głos był nie tylko niezadowolony, ale
wręcz niechętny.
- Dasz radę.
To najlepsze, co teraz możemy zrobić. Może nie jest to jedyne wyjście, ale… sam
wiesz. Jak będzie bardzo źle, to coś wymyślimy… później…
- Taa, jeśli
dożyjemy do tego „później” – Draco wyszedł, żegnany prychnięciem jej pana, a on
sam wrócił do gabinetu.
Do
rzeczywistości przywróciło ją potrząsanie za ramię i wściekły głos.
- Nie
słuchasz mnie, a ja nie mam zamiaru drugi raz powtarzać tego samego. –
Zamrugała zdziwiona. Znajdowali się w jakimś wielkim pomieszczeniu, ale było
tak ciemno, że ledwo widziała bladą twarz Severusa, choć ich nosy niemal się
stykały.
- Gdzie
jesteśmy? – zadała pytanie, ale odpowiedziało jej tylko milczenie. Za to
śmignęła różdżka. Dziewczyna nagle poczuła na skórze chłodne powietrze. Zdawało
jej się, że jest zupełnie naga. Na dodatek Severus gdzieś zniknął. Bała się
nawet poruszyć. Jej wzrok powoli przyzwyczajał się do panującej ciemności.
Gdzieś niedaleko słyszała szelest materiału i kilka cichych przekleństw. Objęła
się ramionami. Niby nie było jej bardzo zimno, ale ta ciemność przyprawiła ją o
dreszcze. Ze zdziwieniem poczuła, że jednak ma na sobie coś, co krojem i
rodzajem materiału przypominało dwuczęściowy i dość skąpy kostium kąpielowy. Zadrżała
kolejny raz. Nie wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi i nie czuła się
komfortowo.
- Severusie?
Co tu robimy? W ogóle co to za ubranie? Nie mógłbyś dać mi czegoś bardziej
kryjącego?
- Trzeba było
mnie słuchać, zamiast bujać w obłokach – jego głos był ostry, ale musiał
zauważyć jej skuloną sylwetkę. – Zimno ci? – nie zdążyła odpowiedzieć, a
poczuła na sobie warstwę materiału i zaklęcie ocieplające. Zaczęła się
odprężać, ale głośny plusk znowu przyprawił ją o szybsze bicie serca.
- Severusie?
– nie było odpowiedzi. – Severusie?! – zaczęła się poważnie denerwować. W końcu
dobrze wiedział, że jest rozstrojona po tym wszystkim, a teraz jeszcze ot, tak
sobie znika. Zawołała kolejny raz, ale odpowiedziało jej tylko delikatne echo.
Tego już było za wiele. Gdzie on do cholery ją przyprowadził i na dodatek
zostawił samą? – Markotko! – Skrzatka pojawiła się z cichym trzaskiem. Hermiona
dojrzała tylko błysk jej wielkich oczu. –
Czy mogłabyś przynieść mi kilka świec i coś, żeby je zapalić? – Ciągle głupio
jej było, kiedy wzywała skrzata, ale czasem to była jedyna istota, do której
mogła się odezwać w ciągu dnia. Poza tym Markotka wcale nie prezentowała się
tak źle, jak skrzaty, które widziała dotychczas. Kolejny trzask zasygnalizował
powrót skrzatki. Dopiero kiedy stworzenie zapaliło pierwszą świecę, dziewczyna
poczuła się raźniej. Złapała kolejną świecę ze stosu i zapaliła. Potem kolejną
i kolejną, aż wszystkie zostały rozstawione wzdłuż ściany. Cofnęła się, żeby
zobaczyć efekt.
- Panienko! –
Usłyszała skrzek w tym samym momencie, w którym jej noga trafiła w próżnię.
Zachwiała się i niechybnie spadłaby, gdyby nie szybka reakcja Markotki. Choć
nie sięgała jej nawet pasa, zdołała ją chwycić i pomóc przywrócić równowagę.
- Dziękuję –
opadła na kolana, przytuliła skrzatkę i znowu się rozpłakała. Była kompletnie
rozchwiana emocjonalnie.
- To tylko
woda, panienko.
- Co, woda? -
Odwróciła się, a jej oczom ukazał się ogromny kryty basen. Sama zdziwiła się,
że dopiero teraz zrozumiała, co oznaczał ten głośny plusk. Nie mogła też pojąć,
dlaczego wcześniej się nie rozejrzała i nie sprawdziła, gdzie właściwie
przyprowadził ją Severus. – Cholera, Hermiono, ogarnij się. – Zaczęła się
rozglądać po pomieszczeniu. Właściwie trudno było nazwać to pomieszczeniem.
Trzy ściany i sufit zbudowane były z okien. Migotliwy blask świec odbijał się
od przejrzystej wody. Gdzieś pośrodku basenu widziała ciemną sylwetkę płynącego
Severusa. Był całkowicie zanurzony, tylko co chwilę wynurzał się na ułamek
sekundy, by zaczerpnąć powietrza. Odesłała skrzatkę, jeszcze raz jej dziękując,
i poszła wzdłuż basenu za oddalającym
się mężczyzną. Szła kilkanaście sekund, a przeciwległa ściana wydawała się w
ogóle nie przybliżać. Odwróciła się zaciekawiona. Świece, które postawiła, były
już dość daleko, ale wydawało jej się, że może być dopiero w połowie basenu.
Severus odbił się pod wodą od ściany basenu i zawrócił, płynął teraz kraulem.
Nie było sensu iść dalej. Zatrzymała się i nachyliła, zanurzyła rękę, chcąc
sprawdzić temperaturę. Woda była przyjemnie ciepła, tak samo jak marmur pod jej
bosymi stopami. Usiadła ze spuszczonymi do wody nogami. Delikatny szmer wody
uspokajał ją. Spojrzała w niebo. Gdzieniegdzie pomiędzy chmurami widać było
gwiazdy. Z przyzwyczajenia pomyślała życzenie, jej mama zawsze wymyślała jakąś
prośbę. Chciała wrócić do dnia, kiedy ten koszmar się zaczął. Nie, nie żałowała
czasu spędzonego z Severusem ani nawet nie chciała cofnąć własnych krzywd,
ale... Chodziło o Ginny. Cierpienie, jakie dojrzała w jej oczach w momencie,
kiedy Draco zdjął maskę, graniczyło z szaleństwem. Wspomnienie jej bezwładnego
ciała, spoczywającego na rękach arystokraty, przelało czarę goryczy. Z jej
zamkniętych oczu znowu poleciały niechciane łzy. Tym razem nie był to jednak
tak rozdzierający szloch, jak podczas ceremonii. Severus uciszał ją wtedy,
przyciskając do siebie. Starał się ją uspokoić, ale miała wrażenie że robi to
tylko po to, żeby nie zwrócić na nich uwagi reszty zebranych i Voldemorta.
Przypomniała sobie wzrok swojego pana, kiedy czarnoksiężnik powiedział mu o
różdżce... Próbowała wyczytać wtedy coś z jego oczu. Dojrzeć jakiś bardziej
znajomy błysk... Cokolwiek, ale była w nich pustka i zimno. Zadrżała pomimo
zaklęcia grzejącego.
Tej nocy nie
dane jej było nacieszyć się spokojem. Niczego się nie spodziewała, kiedy nagle
ktoś chwycił ją za nogi i pociągnął w dół. Jej krzyk przerażenia odbił się
echem. Szarpała się i wyrywała, dopóki nie zrozumiała, że to tylko Severus
robił sobie z niej głupie żarty. Wynurzył się z ironicznym uśmieszkiem na
ustach. Serce zabiło jej mocniej, a przed oczami stanął jej inny jego uśmiech i
inny wzrok. Ten, kiedy znęcał się z sadystyczną radością nad Malfoy'em.
- Dlaczego
ryczysz? – Znowu ten ostry ton. Łzy pociekły jeszcze bardziej obficie. – No,
nie becz już, przecież nic by ci się nie stało. Tu jest płytko. – Rzeczywiście.
Stał przy niej po pas w wodzie. Z oczami na wysokości jej własnych. – Dlaczego
nie weszłaś? – Otarła oczy ręką. Nie chciała pokazywać mu, jak bardzo się
przestraszyła. Pewnie tylko by się z niej nabijał, ale od dziecka bała się
wody.
- Nie umiem
pływać.
- I?
- Co, i? –
kompletnie nie wiedziała, o co mu chodzi
- Nie
odpowiedziałaś na moje pierwsze pytanie. Czemu znowu płaczesz? Zwykle się tak
nie rozklejasz. – Teraz dopiero zdała sobie sprawę z jego bliskości. Stał tuż
przy niej. Woda spływała po jego ciele i włosach. Był kompletnie nagi i ten
jego głos tak blisko. Chciała go dotykać. Pieścić tę bladą skórę. Zbadać każdą
bliznę, całować wąskie usta, smakować każdy skrawek skóry… Stop! STOP!...
- Miałam dziś
za dużo wrażeń… Ginny… nigdy nie spodziewałabym się… ten ślub. To chyba nie był
najlepszy pomysł. Ginny tego nie zaakceptuje. Nie po tym, co jej zrobił jego
ojciec.
- Jakoś
będzie musiała się z tym pogodzić.
- Ty jej
chyba nie znasz. Będzie walczyła, dopóki starczy jej sił, a kiedy zabraknie,
prędzej się zabije niż będzie z nim współpracować. – Mężczyzna długo milczał.
Zastanawiała się, czy mówić dalej, ale musiała, chyba nie potrafiła już nie
dzielić się z nim swoimi myślami.
- Poza tym...
Kiedy walczyłeś z Malfoy'em, umierałam ze strachu. Czułam, jakby to we mnie
trafiały te wszystkie Avady. Nie mogłam patrzeć na to obojętnie. Nic
więcej mnie nie obchodziło, byłeś tylko ty i twoje bezpieczeństwo. Ja… jak dla
mnie za dużo emocji jak na jeden dzień.
- To efekt
klątwy – jego wzrok pozostał nieprzenikniony, choć nie był już tak zimny, jak
zaraz po pojedynku. Było w nim jednak coś drapieżnego. Za to jego głos, choć
nie pozbawiony pewności, stał się miękki i głęboki.
- Nie sądzę.
Wydaje mi się, że potrafię rozróżnić własne emocje od działania klątwy.
- To już
jakiś postęp. Może w takim razie podzielisz się ze mną swoimi wnioskami. –
Poruszyła się delikatnie, a jej noga musnęła jego biodro.
- Chciałabym
poczekać z tym jeszcze kilka dni, aż zyskam pewność. Było kilka sytuacji, kiedy
byłam pewna, że działałam nie do końca z własnej woli, ale nie zawsze jest to
takie oczywiste.
- Tylko nie
zwlekaj z tym zbyt długo, wolałbym wiedzieć, kiedy mam cię przywoływać do
porządku. – uśmiechnęła się w odpowiedzi. – Nie siedź tu tak, chodź do wody.
- Przecież
mówiłam ci, że nie umiem pływać.
- Nauczę cię.
– Jak mogłaby mu odmówić, kiedy tak stał z wyciągniętą ręką i uśmiechem w
oczach... Złapała jego dłoń i poszła, choć czuła się jak skazaniec prowadzony
na ścięcie. Im głębiej się zanurzali, tym bardziej wpadała w panikę, starała
się tego nie okazywać, ale oddech ją zdradził.
- Przestań
się trząść jak galareta, przecież cię nie utopię.
- To chyba po
prostu nie jest najlepszy moment na naukę czegokolwiek.
- Nie dość,
że mażesz się jak jakiś przedszkolak, to jeszcze jęczysz. Taka z ciebie
Gryfonka? – oczywiście, że wiedziała, że Severus stara się ją sprowokować,
dlatego zacisnęła zęby i nie odezwała się nawet słowem. Kiedy woda sięgała jej
już do połowy ramienia, zatrzymał się. Przyciągnął ją do siebie. Zaczął ją
powoli obchodzić dookoła. Czuła, jak woda porusza się wraz z nim.
- A teraz
zamknij oczy... Wyobraź sobie, że jesteśmy sami na tropikalnej wyspie. Woda
jest spokojna i czysta. Słychać szum fal i świergot ptaków. Odprężasz się. Jest
ciepło i słonecznie. Oddychaj spokojnie i głęboko – wziął ją na ręce. – Powoli
połóż się na wodzie. Oddychaj równomiernie. Nie bój się, trzymam cię. Poruszaj
lekko rękami i nogami. – Robiła wszystko, co jej kazał. Starała się nie
denerwować. Kiedy jednak zamykała oczy, nie widziała obrazów, które starał się
jej przedstawić Severus. Był tam za to jakby na stałe wyryty obraz zrozpaczonej
i zapłakanej Ginny. Patrzyła prosto na nią, błagając o ratunek. Nawet jeśli tym
ratunkiem miałaby być śmierć. Otworzyła oczy i nabrała gwałtownie powietrza.
Woda zalała jej twarz. Zaczęła się krztusić i szamotać. Nim całkowicie wpadła w
panikę, silne ramiona wyciągnęły ją spod wody.
- Może rzeczywiście
dziś nie zdołasz się skupić. No, nie krztuś się już, bo znowu nic do ciebie nie
dotrze. Wyłaź z wody i osusz się... Markotko, ręczniki! – Mówiąc to, zaczął
wspinać się po dnie basenu do miejsca, z którego ją wcześniej zabrał. Cały czas
trzymał ją w ramionach, przytuloną do jego klatki piersiowej. Jej emocje
buzowały i popadały z jednej skrajności w drugą. Od paniki po euforię. Od
strachu do radości. – Daj mi jeszcze kilka minut. Muszę jeszcze popływać.
- Musisz? –
nie wiedziała, dlaczego to słowo wydawało jej się takie ważne.
- Wysiłek
fizyczny jest jednym z najlepszych sposobów pozbycia się resztek czarnej magii.
Sądzę, że nie chcesz, aby mną zawładnęła... Zresztą ja też tego nie chcę. – Nie
czytała zbyt wiele o opętaniach przez czarną magię, wiedziała tylko, że
mężczyzna byłby wtedy groźny nie tylko dla niej, ale i dla siebie, więc
przytaknęła tylko i wyszła z basenu. Znowu chwilę obserwowała jego sylwetkę,
poruszającą się pod wodą. Wzięła jeden z wielkich ręczników pozostawionych
przez skrzatkę, owinęła się i poszła w stronę ściany przeciwległej do wejścia.
Stało tam kilka leżaków basenowych oraz foteli z czegoś przypominającego
wiklinę.
Myślami znowu
wróciła do Ginny i Malfoy'a... Ten jego wzrok. Nie potrafiła sobie wyobrazić,
jak dziewczyna zniesie obecność u swojego boku kogoś tak podobnego do Lucjusza
Malfoy'a. Draco wydawał się inny, ale po tym, co dziś widziała, już niczego nie
mogła być pewna. Czy naprawdę to był ten plan Severusa? Czy ciągle działał na
korzyść Zakonu? Ostatnio w ogóle o tym nie myślała. Miała wyrzuty sumienia, że
zachowuje się tak egoistycznie, zamiast jakoś skorzystać z tego, że jest w
kwaterze wroga i zacząć jakoś działać lub przynajmniej zebrać kilka
informacji...
Severus
wyszedł z wody i zbliżał się powoli. Wycierał włosy ręcznikiem przerzuconym
przez ramię. Jego szczupłe ciało przyciągało jej wzrok jak magnes.
- Czemu tak
mi się przyglądasz?
- Podziwiam –
wypaliła bez zastanowienia. A potem spłonęła rumieńcem. Chcąc się wytłumaczyć,
zaczęła się plątać. – Przepraszam, to na pewno działanie klątwy... To znaczy,
tak mi się wydaje... Chyba. – Pokręcił tylko głową nad jej mało elokwentną
wypowiedzią i usiadł na drugim fotelu. Znikąd w jego ręku pojawiła się różdżka.
Zaklęciem przywołał do siebie płaszcz i wyciągnął z kieszeni pudełeczko.
Powiększył je i zaczął przeszukiwać znajdujące się w nim słoiczki i butelki.
Przyglądała się temu bez słowa. Musiał tam mieć zapas ze dwustu eliksirów.
Wliczając w to sporą butelkę wielosoku oraz eliksiry pieprzowy i witalności.
Tylko te zdołała rozpoznać na pierwszy rzut oka. W końcu wyciągnął jeden ze
słoiczków i wręczył jej.
- Venesanctis.
Co to?
- Klątwa,
którą oberwałem w plecy. Tworzy ranę jak zwykła klątwa tnąca, ale wprowadza do
niej jad węża. Z moich badań wynika, że to zaklęcie jest tak stare, że węże,
których jadu użyto w przy jego tworzeniu, już dawno wyginęły. To dziedzictwo
Malfoy'ów, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Wetrzyj to w ranę i około
pięciu centymetrów wokół. Żeby zniwelować działanie jadu, zabieg będzie trzeba
codziennie powtarzać przez jakieś dwa tygodnie. Wszystko jednak zależy od
wyglądu rany. – podniosła się i stanęła za mężczyzną. Nabrała chłodnego balsamu
na rękę i poczekała chwilę, aż się rozgrzeje. Przypomniała sobie, jak niedawno
to Severus smarował jej rany eliksirami. W końcu mogła dotknąć jego skóry, od
dawna miała na to ogromną ochotę. Zawsze jednak bała się wyjść z inicjatywą.
Bała się odrzucenia. Zrobiło jej się gorąco na myśl o tym, jak ją pieścił.
Wzięła głębszy oddech i skupiła się na czymś innym. Nie chciała odkryć się ze
swoimi uczuciami. Jeszcze nie teraz.
- Myślisz, że
Draco też zna tę klątwę?
- Wiem, o
czym myślisz, ale nie martw się, on na pewno nie użyje takich zaklęć przeciwko
pannie Weasley. Mówiłem ci już zresztą, że on nie jest taki jak ojciec. –
Starała się fachowo zająć swoim zadaniem. Skóra była tu jeszcze bardzo czerwona
i napuchnięta, ale to mógł być właśnie efekt jadu. – Okrężnymi ruchami i nie
żałuj eliksiru, mam jeszcze kilka takich słoików – poinstruował
- Dobrze.
Wiesz, jeśli chodzi o Draco, to staram się pamiętać, jaki był przez te parę dni
po chorobie. Nie mam jednak żadnej gwarancji, że będzie ją dobrze traktował.
Zresztą, znając ich charaktery, będą sobie skakać do oczu.
- Nie ma co
martwić się na zapas. Draco zmienił się w trakcie choroby Narcyzy.
- Na co
chorowała? Magomedycy nie potrafili jej uratować.
- Już ci
mówiłem kiedyś, że to nie jest twoja sprawa. – Wydawało jej się, że jej
ciekawość denerwuje mężczyznę bardziej niż zwykle.
- On ma
zostać mężem mojej najlepszej przyjaciółki. Jeśli pozwoli szlamie spotykać się
ze swoją żoną, chciałabym utrzymać tę przyjaźń. Poza tym, mam jako taki wpływ
na Ginny, może będę potrafiła ją jakoś przekonać, żeby się z tym pogodziła.
Oczywiście, jeśli w ogóle dojdzie do tego ślubu. – odwrócił głowę i spojrzał na
nią ostro.
- Nie masz co
się oszukiwać. Ślub się odbędzie. Zakon jest w rozsypce. Nie ma przywódcy.
Wybraniec nie potrafi sobie poradzić z odpowiedzialnością. Panuje ogólny chaos
i panika.
- Skąd o tym
wiesz? Myślałam, że nie kontaktujesz się z nikim z Zakonu… – jego wzrok szybko
ją uciszył.
- Nie trzeba
być geniuszem, żeby domyśleć się, co dzieje się po śmierci Dumbledore’a –
ostatnie dwa słowa powiedział zmienionym głosem. – Poza tym, nie powinnaś
wtykać nosa w nie swoje sprawy – czyli, czytając pomiędzy wierszami, więcej
informacji mogłoby stanowić dla niej lub dla niego niebezpieczeństwo.
Zadziwiające, jak szybko nauczyła się rozumieć jego najbardziej złośliwe lub
zawiłe wypowiedzi.
- Dobrze, w
takim razie opowiedz mi chociaż o Narcyzie Malfoy – skończyła wmasowywać
eliksir i usiadła z oczekiwaniem i zaciekawieniem wypisanym na twarzy.
Mężczyzna mruknął coś pod nosem. Słów nie dosłyszała, ale była niemal pewna, że
było to przekleństwo.
- Narcyza
zachorowała ponad rok temu. To był złośliwy nowotwór mózgu. Choć wykryto go
wcześnie, choroba postępowała bardzo szybko. Magomedycyna jest w stanie
wyleczyć niemal wszystko, co ma związek z magią, ale w zderzeniu z taką chorobą
jest bezsilna. Draco chciał uratować matkę. Jeden z magomedyków zaproponował
mugolską metodę wycięcia guza. Lucjusz jednak się nie zgodził. Nawet nie chciał
słuchać o mugolskich metodach leczenia. Nie obchodziło go, że jego żona mogłaby
przeżyć, jeśli miałby dotknąć ją jakiś mugol. Wiele razy próbowałem go
przekonać, ale był głuchy na wszelkie argumenty. W końcu Draco mu się
sprzeciwił i w tajemnicy przetransportował matkę do Stanów. Miał do dyspozycji
własne pieniądze. Zapłacił fortunę lekarzom, a ci mieli za kilka dni zoperować
Narcyzę. Niestety, Lucjusz szybciej, niż wszyscy sądzili, zorientował się w
podstępie Draco i dość łatwo znalazł żonę i syna. Nie było mnie tam, ale
Narcyza opowiedziała mi później, co zaszło. Chłopak błagał ojca na kolanach, by
ratował matkę ale ten się nie zgodził...
- A Narcyza?
Ona nie mogła przekonać męża?
- Nie
przerywaj mi, do cholery! Stul dziób i słuchaj albo nie powiem więcej ani
słowa... – przejechała sobie palcami po ustach, jakby zamykała zamek
błyskawiczny, i czekała. Severus zirytowany pokręcił głową i prychnął, ale
kontynuował. – Nie, ona sama nie mogła zrobić nic. Nie wiem, na jakiej zasadzie
to działało, ale po ślubie stała się całkowitą własnością Lucjusza. To nie było
nawet coś takiego, jak zaklęcia rzucone na ciebie, ale o wiele potężniejszego.
Ona mogła decydować tylko o rzeczach, które mało obchodziły Lucjusza, takich
jak urządzenie domu czy wychowanie Draco w pierwszych latach życia... Tak, jak
już mówiłem, zanim mi bezczelnie przerwano, Lucjusz nie zgodził się na
mugolskie leczenie. Zabrał ich do Malfoy Manor. To były wakacje, więc nic nie
przeszkadzało mu zamknąć chłopaka na trzy tygodnie w lochu. Lucjusz pił wtedy
na umór. Nie zorientowałem się, co się dzieje, bo nie było mnie wtedy w kraju,
byłem na jednej z wypraw po składniki. Kiedy jednak nie przyszła żadna
odpowiedź na kolejny mój list, wróciłem. Najpierw udałem się sprawdzić, co się
dzieje. Lucjusz nigdy nie lubił, kiedy ktoś mu się sprzeciwiał, ale trzymać
własnego syna przez trzy tygodnie jak więźnia o chlebie i wodzie... do tej pory
nie mieści mi się to w głowie. Na dodatek przez pół dnia Lucjusz nie chciał mi
powiedzieć, co zrobił z synem, tylko próbował mnie upić. W końcu udałem, że idę
spać, a w rzeczywistości przywołałem osobistego skrzata Draco. Dopiero on
powiedział mi, gdzie go szukać. A to była dopiero pierwsza próba. Za drugim
razem zabrał matkę do Japonii i znowu Lucjusz ich znalazł. Tym razem spotkała
go chłosta. Za trzecim razem Narcyza błagała go, żeby już nie próbowali, ale on
był uparty. Nie udało mu się jednak... Lucjusz nałożył jakieś bariery. Narcyza
nie mogła ruszyć się z domu. Nie mogła nawet wyjść do ogrodu. Draco nie chciał
wracać do szkoły, ale w końcu go przekonała. W każdy weekend jednak korzystał z
mojego kominka i przenosił się do Malfoy Manor. Żył tak długie miesiące nie
wiedząc, czy zobaczy ją kolejny raz, czy otrzyma informację o jej śmierci.
Trudno mi było patrzeć na jego cierpienie... I jeszcze to zadanie od
Voldemorta. Narcyza zmarła na rękach syna. Jej ostatnim życzeniem było, żeby
nie szedł w ślady ojca. Żeby miał prawdziwą rodzinę. To stało się na kilka dni
przed śmiercią Dumbledore'a. Wcześniej jednak złożyłem wieczystą przysięgę, że
będę chronił Draco, że pomogę mu znaleźć szczęście.
- Mam kilka
pytań. – Severus westchnął malowniczo. – No co, byłam grzeczna, a jest kilka
niejasności. – Jego uniesione brwi i wredny uśmieszek powiedziały mu, że
odebrał te słowa inaczej niż ona. – Nie przesadzaj. Po prostu… czy Lucjusz nie
powinien siedzieć wtedy w Azkabanie?
- Naprawdę
myślisz, że taki bogacz siedziałby w więzieniu? Zapłacił komu trzeba i
podstawił figuranta.
- Ok, ale
przecież w poprzednie wakacje spotykałeś się z Zakonem…
-
Teleportacja miedzykontynentalna jest beznadziejna – powiedział w taki sposób,
że zrobiło jej się go szkoda.
- Oj,
biedactwo. – Pogłaskała go po włosach. Miało wyjść żartobliwie, ale w jakiś
dziwny sposób ich twarze znalazły się centymetry od siebie. Najpierw spotkały
się ich spojrzenia. Hermiona gubiła się w tej czerni. Zaraz potem złączyły się
ich usta. Najpierw delikatnie, ale z chwili na chwilę pocałunek się pogłębiał.
Dziewczyna smakowała jego usta. Czuła się jak w niebie. W końcu bezpieczna. W
końcu w jego ramionach. Teraz nie musiała się martwić swoim dzisiejszym
skołowaniem. Po prostu nie myślała. Czuła. Chłonęła go całą sobą. Nawet nie
wiedziała, w jaki sposób znalazła się na jego kolanach. Dzielił ich tylko
ręcznik ale Severus poluzował go i zaczął muskać jej piersi. Nagle Severus
zesztywniał cały. Gryfonka nie od razu zorientowała się w sytuacji, ale zaraz się
opamiętała i zeszła szybko z jego kolan. Poprawiła ręcznik.
- To czarna
magia…
- To klątwa
Malfoy’a – wypalili równocześnie. Severus wstał i owinął się ręcznikiem choć
wcześniej wcale nie przejmował się swoją nagością
- Lepiej
wracajmy już do siebie. – poszedł w stronę wyjścia. Widziała jak się ubiera.
Jej ubranie również wróciło na miejsce. W tym czasie dziewczyna starała się
pozbierać i przeanalizować zaistniałą sytuację… po chwili uśmiechnęła się
promiennie. To on ją pocałował…
Ciekawy pomysł z miejscem akcji. Bardzo pięknie ukazałaś miłość, jaką Draco darzył matkę. Lucjusz w twojej wersji to taki bezduszny, nieczuły potwór... Pasuje mu taka rola, choć lubię go też, jako troskliwego tatuśka :) Nie napisałam wcześniej dlaczego nadrabiam czytanie na blogspocie - a no właśnie po to, żeby to tutaj zostawiać komentarze, bo na bloxie przecież zawsze są :) Liczę, że inne czytelniczki pójdą moim śladem. Pozdrawiam ponownie :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie ukazana scena, bardzo realistyczna. Miejsce po prostu... nie wyobrażam sobie, że Riddle ma w swoim domu basen z jacuzzi, ale to przecież arystokratyczny dwór, nie może tak niczego zabraknąć, prawda?
OdpowiedzUsuńŚmieszyłoby mnie to, że w rezydencji McNaira, gdyby sam McNair popełnił jakiś błąd i nie byłby godny mieszkania u boku Riddle'a to czy Tom by go wywalił z własnego domu z zbity pysk. Śmieszy mnie ta wizja, ale ja mam dziwne poczucie humoru.
Czemu masz pod postami tak mało komentarzy? To jest dziwne, bo opowieść jest inna, a do tego intrygująca. Ale dużo osób zaczytuje się w tanim romansie, niektórzy nie dostrzegają prawdziwego kunsztu. Nie przejmuj się tym.
Salvio
sądzę, że co najwyżej zamknąłby go w jego własnym lochu lub wysłał na jakąś wielomiesięczną misję. jeśli chodzi komentarze to na początku pracowałam i publikowałam na Bloxie i tam miałam komentarzy ale niestety liczba wszystkich ledwo przekroczyła 400 z moimi prośbami groźbami i ustalaniem minimalnej liczby zanim dodam kolejny rozdział. pamiętam jak mnie to męczyło ale cóż... to chyba była jedna z głównych przyczyn mojego przeniesienia na blogspota. jeśli miałabyś kiedyś ochotę to jest mój bloxowy adres http://mroczneczesciduszy.blox.pl/html dodatkowo można tam znaleźć moje gg czy maila jeśli się poszuka.
Usuń