niedziela, 7 września 2014

część dwudziesta piąta



Dla Małej_Mi i Alex 
Nie ukrywam że liczę na choć jeden komentarz pod tym rozdziałem ;-)



Przemierzali korytarze McNair Manor jednostajnym tempem. Jak zwykle ciągnął ją za sobą, jednak nie czuła jego mocnego uścisku na nadgarstku. Jego palce tylko lekko obejmowały przegub jej ręki. Kierowali się w nieznane jej zakątki ogromnej posiadłości. Po drodze nie widzieli nikogo. Wszyscy śmierciożercy pochowali się jak myszy, a raczej jak szczury do swoich dziur po pokazie siły zemsty Voldemorta. Jak i zręczności jego nadwornego kata. Szła za nim, nie zwracając zbytnio uwagi na otoczenie. Przed oczami ciągle stawały jej obrazy z ostatnich kilku godzin. Dziwne zachowanie Severusa. Jeszcze dziwniejsze słowa i czyny Voldemorta. Zagadkowy wzrok Draco Malfoy’a tuż po ceremonii. Było w nim coś takiego, co wywołało dreszcze. Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Ten ślub... Zaskoczył ją. Nie sądziła, żeby był on powodowany jakimiś głębokimi uczuciami. Za to ciągle po głowie chodziło jej kilka słów, które usłyszała przypadkiem. To było rankiem, kiedy Malfoy opuszczał komnaty Severusa po rekonwalescencji. Wtedy nie zwróciła na nie większej uwagi, ale teraz…
Wróciłam myślami do tamtego dnia. Była w sypialni, a Severus i Draco właśnie wychodzili z gabinetu. Nie, żeby podsłuchiwała, ale drzwi do saloniku były uchylone…
- To nie będzie ani proste, ani przyjemne – Draco nie brzmiał na zadowolonego. Severus również, ale on zawsze był niezadowolony, więc nie zwróciła na to większej uwagi.
- Kiedy proponowałem ci ten plan, wcale ci tego nie obiecywałem. Chyba nie chcesz teraz zrezygnować?
- Nie, ale… do końca życia? Nie wiem… – teraz jego głos był nie tylko niezadowolony, ale wręcz niechętny.
- Dasz radę. To najlepsze, co teraz możemy zrobić. Może nie jest to jedyne wyjście, ale… sam wiesz. Jak będzie bardzo źle, to coś wymyślimy… później…
- Taa, jeśli dożyjemy do tego „później” – Draco wyszedł, żegnany prychnięciem jej pana, a on sam wrócił do gabinetu.
Do rzeczywistości przywróciło ją potrząsanie za ramię i wściekły głos.
- Nie słuchasz mnie, a ja nie mam zamiaru drugi raz powtarzać tego samego. – Zamrugała zdziwiona. Znajdowali się w jakimś wielkim pomieszczeniu, ale było tak ciemno, że ledwo widziała bladą twarz Severusa, choć ich nosy niemal się stykały.
- Gdzie jesteśmy? – zadała pytanie, ale odpowiedziało jej tylko milczenie. Za to śmignęła różdżka. Dziewczyna nagle poczuła na skórze chłodne powietrze. Zdawało jej się, że jest zupełnie naga. Na dodatek Severus gdzieś zniknął. Bała się nawet poruszyć. Jej wzrok powoli przyzwyczajał się do panującej ciemności. Gdzieś niedaleko słyszała szelest materiału i kilka cichych przekleństw. Objęła się ramionami. Niby nie było jej bardzo zimno, ale ta ciemność przyprawiła ją o dreszcze. Ze zdziwieniem poczuła, że jednak ma na sobie coś, co krojem i rodzajem materiału przypominało dwuczęściowy i dość skąpy kostium kąpielowy. Zadrżała kolejny raz. Nie wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi i nie czuła się komfortowo.
- Severusie? Co tu robimy? W ogóle co to za ubranie? Nie mógłbyś dać mi czegoś bardziej kryjącego?
- Trzeba było mnie słuchać, zamiast bujać w obłokach – jego głos był ostry, ale musiał zauważyć jej skuloną sylwetkę. – Zimno ci? – nie zdążyła odpowiedzieć, a poczuła na sobie warstwę materiału i zaklęcie ocieplające. Zaczęła się odprężać, ale głośny plusk znowu przyprawił ją o szybsze bicie serca.
- Severusie? – nie było odpowiedzi. – Severusie?! – zaczęła się poważnie denerwować. W końcu dobrze wiedział, że jest rozstrojona po tym wszystkim, a teraz jeszcze ot, tak sobie znika. Zawołała kolejny raz, ale odpowiedziało jej tylko delikatne echo. Tego już było za wiele. Gdzie on do cholery ją przyprowadził i na dodatek zostawił samą? – Markotko! – Skrzatka pojawiła się z cichym trzaskiem. Hermiona dojrzała tylko błysk jej wielkich oczu. Czy mogłabyś przynieść mi kilka świec i coś, żeby je zapalić? – Ciągle głupio jej było, kiedy wzywała skrzata, ale czasem to była jedyna istota, do której mogła się odezwać w ciągu dnia. Poza tym Markotka wcale nie prezentowała się tak źle, jak skrzaty, które widziała dotychczas. Kolejny trzask zasygnalizował powrót skrzatki. Dopiero kiedy stworzenie zapaliło pierwszą świecę, dziewczyna poczuła się raźniej. Złapała kolejną świecę ze stosu i zapaliła. Potem kolejną i kolejną, aż wszystkie zostały rozstawione wzdłuż ściany. Cofnęła się, żeby zobaczyć efekt.
- Panienko! – Usłyszała skrzek w tym samym momencie, w którym jej noga trafiła w próżnię. Zachwiała się i niechybnie spadłaby, gdyby nie szybka reakcja Markotki. Choć nie sięgała jej nawet pasa, zdołała ją chwycić i pomóc przywrócić równowagę.
- Dziękuję – opadła na kolana, przytuliła skrzatkę i znowu się rozpłakała. Była kompletnie rozchwiana emocjonalnie.
- To tylko woda, panienko.
- Co, woda? - Odwróciła się, a jej oczom ukazał się ogromny kryty basen. Sama zdziwiła się, że dopiero teraz zrozumiała, co oznaczał ten głośny plusk. Nie mogła też pojąć, dlaczego wcześniej się nie rozejrzała i nie sprawdziła, gdzie właściwie przyprowadził ją Severus. – Cholera, Hermiono, ogarnij się. – Zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu. Właściwie trudno było nazwać to pomieszczeniem. Trzy ściany i sufit zbudowane były z okien. Migotliwy blask świec odbijał się od przejrzystej wody. Gdzieś pośrodku basenu widziała ciemną sylwetkę płynącego Severusa. Był całkowicie zanurzony, tylko co chwilę wynurzał się na ułamek sekundy, by zaczerpnąć powietrza. Odesłała skrzatkę, jeszcze raz jej dziękując, i  poszła wzdłuż basenu za oddalającym się mężczyzną. Szła kilkanaście sekund, a przeciwległa ściana wydawała się w ogóle nie przybliżać. Odwróciła się zaciekawiona. Świece, które postawiła, były już dość daleko, ale wydawało jej się, że może być dopiero w połowie basenu. Severus odbił się pod wodą od ściany basenu i zawrócił, płynął teraz kraulem. Nie było sensu iść dalej. Zatrzymała się i nachyliła, zanurzyła rękę, chcąc sprawdzić temperaturę. Woda była przyjemnie ciepła, tak samo jak marmur pod jej bosymi stopami. Usiadła ze spuszczonymi do wody nogami. Delikatny szmer wody uspokajał ją. Spojrzała w niebo. Gdzieniegdzie pomiędzy chmurami widać było gwiazdy. Z przyzwyczajenia pomyślała życzenie, jej mama zawsze wymyślała jakąś prośbę. Chciała wrócić do dnia, kiedy ten koszmar się zaczął. Nie, nie żałowała czasu spędzonego z Severusem ani nawet nie chciała cofnąć własnych krzywd, ale... Chodziło o Ginny. Cierpienie, jakie dojrzała w jej oczach w momencie, kiedy Draco zdjął maskę, graniczyło z szaleństwem. Wspomnienie jej bezwładnego ciała, spoczywającego na rękach arystokraty, przelało czarę goryczy. Z jej zamkniętych oczu znowu poleciały niechciane łzy. Tym razem nie był to jednak tak rozdzierający szloch, jak podczas ceremonii. Severus uciszał ją wtedy, przyciskając do siebie. Starał się ją uspokoić, ale miała wrażenie że robi to tylko po to, żeby nie zwrócić na nich uwagi reszty zebranych i Voldemorta. Przypomniała sobie wzrok swojego pana, kiedy czarnoksiężnik powiedział mu o różdżce... Próbowała wyczytać wtedy coś z jego oczu. Dojrzeć jakiś bardziej znajomy błysk... Cokolwiek, ale była w nich pustka i zimno. Zadrżała pomimo zaklęcia grzejącego.
Tej nocy nie dane jej było nacieszyć się spokojem. Niczego się nie spodziewała, kiedy nagle ktoś chwycił ją za nogi i pociągnął w dół. Jej krzyk przerażenia odbił się echem. Szarpała się i wyrywała, dopóki nie zrozumiała, że to tylko Severus robił sobie z niej głupie żarty. Wynurzył się z ironicznym uśmieszkiem na ustach. Serce zabiło jej mocniej, a przed oczami stanął jej inny jego uśmiech i inny wzrok. Ten, kiedy znęcał się z sadystyczną radością nad Malfoy'em.
- Dlaczego ryczysz? – Znowu ten ostry ton. Łzy pociekły jeszcze bardziej obficie. – No, nie becz już, przecież nic by ci się nie stało. Tu jest płytko. – Rzeczywiście. Stał przy niej po pas w wodzie. Z oczami na wysokości jej własnych. – Dlaczego nie weszłaś? – Otarła oczy ręką. Nie chciała pokazywać mu, jak bardzo się przestraszyła. Pewnie tylko by się z niej nabijał, ale od dziecka bała się wody.
- Nie umiem pływać.
- I?
- Co, i? – kompletnie nie wiedziała, o co mu chodzi
- Nie odpowiedziałaś na moje pierwsze pytanie. Czemu znowu płaczesz? Zwykle się tak nie rozklejasz. – Teraz dopiero zdała sobie sprawę z jego bliskości. Stał tuż przy niej. Woda spływała po jego ciele i włosach. Był kompletnie nagi i ten jego głos tak blisko. Chciała go dotykać. Pieścić tę bladą skórę. Zbadać każdą bliznę, całować wąskie usta, smakować każdy skrawek skóry… Stop! STOP!...
- Miałam dziś za dużo wrażeń… Ginny… nigdy nie spodziewałabym się… ten ślub. To chyba nie był najlepszy pomysł. Ginny tego nie zaakceptuje. Nie po tym, co jej zrobił jego ojciec.
- Jakoś będzie musiała się z tym pogodzić.
- Ty jej chyba nie znasz. Będzie walczyła, dopóki starczy jej sił, a kiedy zabraknie, prędzej się zabije niż będzie z nim współpracować. – Mężczyzna długo milczał. Zastanawiała się, czy mówić dalej, ale musiała, chyba nie potrafiła już nie dzielić się z nim swoimi myślami.
- Poza tym... Kiedy walczyłeś z Malfoy'em, umierałam ze strachu. Czułam, jakby to we mnie trafiały te wszystkie Avady. Nie mogłam patrzeć na to obojętnie. Nic więcej mnie nie obchodziło, byłeś tylko ty i twoje bezpieczeństwo. Ja… jak dla mnie za dużo emocji jak na jeden dzień.
- To efekt klątwy – jego wzrok pozostał nieprzenikniony, choć nie był już tak zimny, jak zaraz po pojedynku. Było w nim jednak coś drapieżnego. Za to jego głos, choć nie pozbawiony pewności, stał się miękki i głęboki.
- Nie sądzę. Wydaje mi się, że potrafię rozróżnić własne emocje od działania klątwy.
- To już jakiś postęp. Może w takim razie podzielisz się ze mną swoimi wnioskami. – Poruszyła się delikatnie, a jej noga musnęła jego biodro.
- Chciałabym poczekać z tym jeszcze kilka dni, aż zyskam pewność. Było kilka sytuacji, kiedy byłam pewna, że działałam nie do końca z własnej woli, ale nie zawsze jest to takie oczywiste.
- Tylko nie zwlekaj z tym zbyt długo, wolałbym wiedzieć, kiedy mam cię przywoływać do porządku. – uśmiechnęła się w odpowiedzi. – Nie siedź tu tak, chodź do wody.
- Przecież mówiłam ci, że nie umiem pływać.
- Nauczę cię. – Jak mogłaby mu odmówić, kiedy tak stał z wyciągniętą ręką i uśmiechem w oczach... Złapała jego dłoń i poszła, choć czuła się jak skazaniec prowadzony na ścięcie. Im głębiej się zanurzali, tym bardziej wpadała w panikę, starała się tego nie okazywać, ale oddech ją zdradził.
- Przestań się trząść jak galareta, przecież cię nie utopię.
- To chyba po prostu nie jest najlepszy moment na naukę czegokolwiek.
- Nie dość, że mażesz się jak jakiś przedszkolak, to jeszcze jęczysz. Taka z ciebie Gryfonka? – oczywiście, że wiedziała, że Severus stara się ją sprowokować, dlatego zacisnęła zęby i nie odezwała się nawet słowem. Kiedy woda sięgała jej już do połowy ramienia, zatrzymał się. Przyciągnął ją do siebie. Zaczął ją powoli obchodzić dookoła. Czuła, jak woda porusza się wraz z nim.
- A teraz zamknij oczy... Wyobraź sobie, że jesteśmy sami na tropikalnej wyspie. Woda jest spokojna i czysta. Słychać szum fal i świergot ptaków. Odprężasz się. Jest ciepło i słonecznie. Oddychaj spokojnie i głęboko – wziął ją na ręce. – Powoli połóż się na wodzie. Oddychaj równomiernie. Nie bój się, trzymam cię. Poruszaj lekko rękami i nogami. – Robiła wszystko, co jej kazał. Starała się nie denerwować. Kiedy jednak zamykała oczy, nie widziała obrazów, które starał się jej przedstawić Severus. Był tam za to jakby na stałe wyryty obraz zrozpaczonej i zapłakanej Ginny. Patrzyła prosto na nią, błagając o ratunek. Nawet jeśli tym ratunkiem miałaby być śmierć. Otworzyła oczy i nabrała gwałtownie powietrza. Woda zalała jej twarz. Zaczęła się krztusić i szamotać. Nim całkowicie wpadła w panikę, silne ramiona wyciągnęły ją spod wody.
- Może rzeczywiście dziś nie zdołasz się skupić. No, nie krztuś się już, bo znowu nic do ciebie nie dotrze. Wyłaź z wody i osusz się... Markotko, ręczniki! – Mówiąc to, zaczął wspinać się po dnie basenu do miejsca, z którego ją wcześniej zabrał. Cały czas trzymał ją w ramionach, przytuloną do jego klatki piersiowej. Jej emocje buzowały i popadały z jednej skrajności w drugą. Od paniki po euforię. Od strachu do radości. – Daj mi jeszcze kilka minut. Muszę jeszcze popływać.
- Musisz? – nie wiedziała, dlaczego to słowo wydawało jej się takie ważne.
- Wysiłek fizyczny jest jednym z najlepszych sposobów pozbycia się resztek czarnej magii. Sądzę, że nie chcesz, aby mną zawładnęła... Zresztą ja też tego nie chcę. – Nie czytała zbyt wiele o opętaniach przez czarną magię, wiedziała tylko, że mężczyzna byłby wtedy groźny nie tylko dla niej, ale i dla siebie, więc przytaknęła tylko i wyszła z basenu. Znowu chwilę obserwowała jego sylwetkę, poruszającą się pod wodą. Wzięła jeden z wielkich ręczników pozostawionych przez skrzatkę, owinęła się i poszła w stronę ściany przeciwległej do wejścia. Stało tam kilka leżaków basenowych oraz foteli z czegoś przypominającego wiklinę.
Myślami znowu wróciła do Ginny i Malfoy'a... Ten jego wzrok. Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak dziewczyna zniesie obecność u swojego boku kogoś tak podobnego do Lucjusza Malfoy'a. Draco wydawał się inny, ale po tym, co dziś widziała, już niczego nie mogła być pewna. Czy naprawdę to był ten plan Severusa? Czy ciągle działał na korzyść Zakonu? Ostatnio w ogóle o tym nie myślała. Miała wyrzuty sumienia, że zachowuje się tak egoistycznie, zamiast jakoś skorzystać z tego, że jest w kwaterze wroga i zacząć jakoś działać lub przynajmniej zebrać kilka informacji...
Severus wyszedł z wody i zbliżał się powoli. Wycierał włosy ręcznikiem przerzuconym przez ramię. Jego szczupłe ciało przyciągało jej wzrok jak magnes.
- Czemu tak mi się przyglądasz?
- Podziwiam – wypaliła bez zastanowienia. A potem spłonęła rumieńcem. Chcąc się wytłumaczyć, zaczęła się plątać. – Przepraszam, to na pewno działanie klątwy... To znaczy, tak mi się wydaje... Chyba. – Pokręcił tylko głową nad jej mało elokwentną wypowiedzią i usiadł na drugim fotelu. Znikąd w jego ręku pojawiła się różdżka. Zaklęciem przywołał do siebie płaszcz i wyciągnął z kieszeni pudełeczko. Powiększył je i zaczął przeszukiwać znajdujące się w nim słoiczki i butelki. Przyglądała się temu bez słowa. Musiał tam mieć zapas ze dwustu eliksirów. Wliczając w to sporą butelkę wielosoku oraz eliksiry pieprzowy i witalności. Tylko te zdołała rozpoznać na pierwszy rzut oka. W końcu wyciągnął jeden ze słoiczków i wręczył jej.
- Venesanctis. Co to?
- Klątwa, którą oberwałem w plecy. Tworzy ranę jak zwykła klątwa tnąca, ale wprowadza do niej jad węża. Z moich badań wynika, że to zaklęcie jest tak stare, że węże, których jadu użyto w przy jego tworzeniu, już dawno wyginęły. To dziedzictwo Malfoy'ów, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Wetrzyj to w ranę i około pięciu centymetrów wokół. Żeby zniwelować działanie jadu, zabieg będzie trzeba codziennie powtarzać przez jakieś dwa tygodnie. Wszystko jednak zależy od wyglądu rany. – podniosła się i stanęła za mężczyzną. Nabrała chłodnego balsamu na rękę i poczekała chwilę, aż się rozgrzeje. Przypomniała sobie, jak niedawno to Severus smarował jej rany eliksirami. W końcu mogła dotknąć jego skóry, od dawna miała na to ogromną ochotę. Zawsze jednak bała się wyjść z inicjatywą. Bała się odrzucenia. Zrobiło jej się gorąco na myśl o tym, jak ją pieścił. Wzięła głębszy oddech i skupiła się na czymś innym. Nie chciała odkryć się ze swoimi uczuciami. Jeszcze nie teraz.
- Myślisz, że Draco też zna tę klątwę?
- Wiem, o czym myślisz, ale nie martw się, on na pewno nie użyje takich zaklęć przeciwko pannie Weasley. Mówiłem ci już zresztą, że on nie jest taki jak ojciec. – Starała się fachowo zająć swoim zadaniem. Skóra była tu jeszcze bardzo czerwona i napuchnięta, ale to mógł być właśnie efekt jadu. – Okrężnymi ruchami i nie żałuj eliksiru, mam jeszcze kilka takich słoików – poinstruował
- Dobrze. Wiesz, jeśli chodzi o Draco, to staram się pamiętać, jaki był przez te parę dni po chorobie. Nie mam jednak żadnej gwarancji, że będzie ją dobrze traktował. Zresztą, znając ich charaktery, będą sobie skakać do oczu.
- Nie ma co martwić się na zapas. Draco zmienił się w trakcie choroby Narcyzy.
- Na co chorowała? Magomedycy nie potrafili jej uratować.
- Już ci mówiłem kiedyś, że to nie jest twoja sprawa. – Wydawało jej się, że jej ciekawość denerwuje mężczyznę bardziej niż zwykle.
- On ma zostać mężem mojej najlepszej przyjaciółki. Jeśli pozwoli szlamie spotykać się ze swoją żoną, chciałabym utrzymać tę przyjaźń. Poza tym, mam jako taki wpływ na Ginny, może będę potrafiła ją jakoś przekonać, żeby się z tym pogodziła. Oczywiście, jeśli w ogóle dojdzie do tego ślubu. – odwrócił głowę i spojrzał na nią ostro.
- Nie masz co się oszukiwać. Ślub się odbędzie. Zakon jest w rozsypce. Nie ma przywódcy. Wybraniec nie potrafi sobie poradzić z odpowiedzialnością. Panuje ogólny chaos i panika.
- Skąd o tym wiesz? Myślałam, że nie kontaktujesz się z nikim z Zakonu… – jego wzrok szybko ją uciszył.
- Nie trzeba być geniuszem, żeby domyśleć się, co dzieje się po śmierci Dumbledore’a – ostatnie dwa słowa powiedział zmienionym głosem. – Poza tym, nie powinnaś wtykać nosa w nie swoje sprawy – czyli, czytając pomiędzy wierszami, więcej informacji mogłoby stanowić dla niej lub dla niego niebezpieczeństwo. Zadziwiające, jak szybko nauczyła się rozumieć jego najbardziej złośliwe lub zawiłe wypowiedzi.
- Dobrze, w takim razie opowiedz mi chociaż o Narcyzie Malfoy – skończyła wmasowywać eliksir i usiadła z oczekiwaniem i zaciekawieniem wypisanym na twarzy. Mężczyzna mruknął coś pod nosem. Słów nie dosłyszała, ale była niemal pewna, że było to przekleństwo.
- Narcyza zachorowała ponad rok temu. To był złośliwy nowotwór mózgu. Choć wykryto go wcześnie, choroba postępowała bardzo szybko. Magomedycyna jest w stanie wyleczyć niemal wszystko, co ma związek z magią, ale w zderzeniu z taką chorobą jest bezsilna. Draco chciał uratować matkę. Jeden z magomedyków zaproponował mugolską metodę wycięcia guza. Lucjusz jednak się nie zgodził. Nawet nie chciał słuchać o mugolskich metodach leczenia. Nie obchodziło go, że jego żona mogłaby przeżyć, jeśli miałby dotknąć ją jakiś mugol. Wiele razy próbowałem go przekonać, ale był głuchy na wszelkie argumenty. W końcu Draco mu się sprzeciwił i w tajemnicy przetransportował matkę do Stanów. Miał do dyspozycji własne pieniądze. Zapłacił fortunę lekarzom, a ci mieli za kilka dni zoperować Narcyzę. Niestety, Lucjusz szybciej, niż wszyscy sądzili, zorientował się w podstępie Draco i dość łatwo znalazł żonę i syna. Nie było mnie tam, ale Narcyza opowiedziała mi później, co zaszło. Chłopak błagał ojca na kolanach, by ratował matkę ale ten się nie zgodził...
- A Narcyza? Ona nie mogła przekonać męża?
- Nie przerywaj mi, do cholery! Stul dziób i słuchaj albo nie powiem więcej ani słowa... – przejechała sobie palcami po ustach, jakby zamykała zamek błyskawiczny, i czekała. Severus zirytowany pokręcił głową i prychnął, ale kontynuował. – Nie, ona sama nie mogła zrobić nic. Nie wiem, na jakiej zasadzie to działało, ale po ślubie stała się całkowitą własnością Lucjusza. To nie było nawet coś takiego, jak zaklęcia rzucone na ciebie, ale o wiele potężniejszego. Ona mogła decydować tylko o rzeczach, które mało obchodziły Lucjusza, takich jak urządzenie domu czy wychowanie Draco w pierwszych latach życia... Tak, jak już mówiłem, zanim mi bezczelnie przerwano, Lucjusz nie zgodził się na mugolskie leczenie. Zabrał ich do Malfoy Manor. To były wakacje, więc nic nie przeszkadzało mu zamknąć chłopaka na trzy tygodnie w lochu. Lucjusz pił wtedy na umór. Nie zorientowałem się, co się dzieje, bo nie było mnie wtedy w kraju, byłem na jednej z wypraw po składniki. Kiedy jednak nie przyszła żadna odpowiedź na kolejny mój list, wróciłem. Najpierw udałem się sprawdzić, co się dzieje. Lucjusz nigdy nie lubił, kiedy ktoś mu się sprzeciwiał, ale trzymać własnego syna przez trzy tygodnie jak więźnia o chlebie i wodzie... do tej pory nie mieści mi się to w głowie. Na dodatek przez pół dnia Lucjusz nie chciał mi powiedzieć, co zrobił z synem, tylko próbował mnie upić. W końcu udałem, że idę spać, a w rzeczywistości przywołałem osobistego skrzata Draco. Dopiero on powiedział mi, gdzie go szukać. A to była dopiero pierwsza próba. Za drugim razem zabrał matkę do Japonii i znowu Lucjusz ich znalazł. Tym razem spotkała go chłosta. Za trzecim razem Narcyza błagała go, żeby już nie próbowali, ale on był uparty. Nie udało mu się jednak... Lucjusz nałożył jakieś bariery. Narcyza nie mogła ruszyć się z domu. Nie mogła nawet wyjść do ogrodu. Draco nie chciał wracać do szkoły, ale w końcu go przekonała. W każdy weekend jednak korzystał z mojego kominka i przenosił się do Malfoy Manor. Żył tak długie miesiące nie wiedząc, czy zobaczy ją kolejny raz, czy otrzyma informację o jej śmierci. Trudno mi było patrzeć na jego cierpienie... I jeszcze to zadanie od Voldemorta. Narcyza zmarła na rękach syna. Jej ostatnim życzeniem było, żeby nie szedł w ślady ojca. Żeby miał prawdziwą rodzinę. To stało się na kilka dni przed śmiercią Dumbledore'a. Wcześniej jednak złożyłem wieczystą przysięgę, że będę chronił Draco, że pomogę mu znaleźć szczęście.
- Mam kilka pytań. – Severus westchnął malowniczo. – No co, byłam grzeczna, a jest kilka niejasności. – Jego uniesione brwi i wredny uśmieszek powiedziały mu, że odebrał te słowa inaczej niż ona. – Nie przesadzaj. Po prostu… czy Lucjusz nie powinien siedzieć wtedy w Azkabanie?
- Naprawdę myślisz, że taki bogacz siedziałby w więzieniu? Zapłacił komu trzeba i podstawił figuranta. 
- Ok, ale przecież w poprzednie wakacje spotykałeś się z Zakonem…
- Teleportacja miedzykontynentalna jest beznadziejna – powiedział w taki sposób, że zrobiło jej się go szkoda.
- Oj, biedactwo. – Pogłaskała go po włosach. Miało wyjść żartobliwie, ale w jakiś dziwny sposób ich twarze znalazły się centymetry od siebie. Najpierw spotkały się ich spojrzenia. Hermiona gubiła się w tej czerni. Zaraz potem złączyły się ich usta. Najpierw delikatnie, ale z chwili na chwilę pocałunek się pogłębiał. Dziewczyna smakowała jego usta. Czuła się jak w niebie. W końcu bezpieczna. W końcu w jego ramionach. Teraz nie musiała się martwić swoim dzisiejszym skołowaniem. Po prostu nie myślała. Czuła. Chłonęła go całą sobą. Nawet nie wiedziała, w jaki sposób znalazła się na jego kolanach. Dzielił ich tylko ręcznik ale Severus poluzował go i zaczął muskać jej piersi. Nagle Severus zesztywniał cały. Gryfonka nie od razu zorientowała się w sytuacji, ale zaraz się opamiętała i zeszła szybko z jego kolan. Poprawiła ręcznik.
- To czarna magia…
- To klątwa Malfoy’a – wypalili równocześnie. Severus wstał i owinął się ręcznikiem choć wcześniej wcale nie przejmował się swoją nagością
- Lepiej wracajmy już do siebie. – poszedł w stronę wyjścia. Widziała jak się ubiera. Jej ubranie również wróciło na miejsce. W tym czasie dziewczyna starała się pozbierać i przeanalizować zaistniałą sytuację… po chwili uśmiechnęła się promiennie. To on ją pocałował…

3 komentarze:

  1. Ciekawy pomysł z miejscem akcji. Bardzo pięknie ukazałaś miłość, jaką Draco darzył matkę. Lucjusz w twojej wersji to taki bezduszny, nieczuły potwór... Pasuje mu taka rola, choć lubię go też, jako troskliwego tatuśka :) Nie napisałam wcześniej dlaczego nadrabiam czytanie na blogspocie - a no właśnie po to, żeby to tutaj zostawiać komentarze, bo na bloxie przecież zawsze są :) Liczę, że inne czytelniczki pójdą moim śladem. Pozdrawiam ponownie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie ukazana scena, bardzo realistyczna. Miejsce po prostu... nie wyobrażam sobie, że Riddle ma w swoim domu basen z jacuzzi, ale to przecież arystokratyczny dwór, nie może tak niczego zabraknąć, prawda?
    Śmieszyłoby mnie to, że w rezydencji McNaira, gdyby sam McNair popełnił jakiś błąd i nie byłby godny mieszkania u boku Riddle'a to czy Tom by go wywalił z własnego domu z zbity pysk. Śmieszy mnie ta wizja, ale ja mam dziwne poczucie humoru.
    Czemu masz pod postami tak mało komentarzy? To jest dziwne, bo opowieść jest inna, a do tego intrygująca. Ale dużo osób zaczytuje się w tanim romansie, niektórzy nie dostrzegają prawdziwego kunsztu. Nie przejmuj się tym.
    Salvio

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sądzę, że co najwyżej zamknąłby go w jego własnym lochu lub wysłał na jakąś wielomiesięczną misję. jeśli chodzi komentarze to na początku pracowałam i publikowałam na Bloxie i tam miałam komentarzy ale niestety liczba wszystkich ledwo przekroczyła 400 z moimi prośbami groźbami i ustalaniem minimalnej liczby zanim dodam kolejny rozdział. pamiętam jak mnie to męczyło ale cóż... to chyba była jedna z głównych przyczyn mojego przeniesienia na blogspota. jeśli miałabyś kiedyś ochotę to jest mój bloxowy adres http://mroczneczesciduszy.blox.pl/html dodatkowo można tam znaleźć moje gg czy maila jeśli się poszuka.

      Usuń