- Moje dwie gołąbeczki zupełnie
same i bez opieki. – Ginny nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Wiedziała że
kilku najbardziej zaufanych śmierciożerców może wejść do pokoi Czarnego Pana
bez zaproszenia, ale nie myślała, że po tym, co się stało, Lucjusz Malfoy
pozostawał jednym z nich.
- Ginny, uciekaj – usłyszała ciche
słowa przyjaciółki, a już w następnej chwili wszystkie małe przedmioty okrążyły
mężczyznę, nie pozwalając mu zrobić kroku w ich stronę. Ruda posłuchała
polecenia przyjaciółki i ruszyła do drzwi.
- Idiotko, raz mogłaś mnie
zaskoczyć, ale więcej ci się taka tania sztuczka nie uda – usłyszała, kiedy
była już niemal przy drzwiach. Zanim zdążyła się odwrócić, usłyszała jeszcze
huk. Zaklęcie Malfoy'a posłało Hermionę na ścianę. Z kącika ust ciekła jej
krew, ale dziewczyna była zupełnie przytomna. Patrzyła prosto na nią. Jej oczy
krzyczały "uciekaj", ale Ginny nie mogła tego zrobić. Blondyn wolnym,
niemal nonszalanckim krokiem zbliżał się do brązowowłosej.
- I co, głupia szlamo? Już nie
jesteś taka harda. Ciekawe, czy Severus dobrze cię wyszkolił... – Mężczyzna w
ogóle nie zwrócił uwagi, że ciągle była w pokoju. Pewnie myślał, że uciekła,
gdy tylko nadarzyła się taka okazja. Musiała to wykorzystać, nie mogła
pozwolić, żeby ten pokręcony sadysta skrzywdził również Hermionę. Cicho
podbiegła do niego i rzuciła się, próbując wyrwać mu różdżkę. On jednak wydawał
się na to przygotowany. Odkręcił się. Jej palce musnęły różdżkę, ale Malfoy
nadal trzymał ją pewnie. Ginny straciła równowagę. Malfoy złapał ją mocno za
włosy i zaczął nimi szarpać. Z każdym wypowiedzianym słowem podnosił ją coraz
wyżej, aż stała na czubkach palców. Ich twarze dzieliły centymetry.
- Co ty, kurwa, wyprawiasz? Miałaś
uciec gdzie pieprz rośnie, a ty co? Zachowujesz się jak jakaś dzika kotka. Ale
wiesz co? Ty już mnie nie interesujesz. Jeśli aż tak ci się podobało ostatnim
razem, że teraz się na mnie rzucasz wystarczyło powiedzieć. Starczyłoby mi sił
na was obie. A teraz proszę bardzo, będziesz mogła sobie popatrzeć, jak
zabawiam się z tą brudną dziwką Snape'a. Szkoda, że to nie on jest na twoim
miejscu... – Ciągle trzymając ją za włosy, posadził ją na fotelu i
spetryfikował. Nie mogła się ruszyć. Nie mogła w żaden sposób pomóc Hermionie.
Widziała, jak dziewczyna desperacko próbuje wstać, ale skręcona noga nie
pozwalała jej na to. Starała się ponownie użyć magii bezróżdżkowej, niestety
bezskutecznie. Malfoy z obleśnym uśmiechem podszedł do brązowowłosej i złapał
ją za szyję tak, że ledwo mogła złapać oddech. Zaczął ją podnosić, cały czas
przyciskając do ściany. Łzy spływały jej po
twarzy. Ginny nie wiedziała, czy są one oznaką strachu, czy bólu. Malfoy zlizał
jedną z nich koniuszkiem języka. Hermiona wzdrygnęła się z obrzydzenia.
Próbowała coś powiedzieć, ale nie wydusiła ani słowa. Z trudem łapała
powietrze.
- Kto by pomyślał, że szlamy
bywają takie gładkie. Snape, wieczny pierdolony esteta, nawet nie zrobił ci siniaka. Ale nie
martw się, na pewno dzisiaj to nadrobimy – Malfoy wolną ręką wędrował po ciele
Hermiony, w końcu złapał za przód jej szaty i szarpnął z całej siły. Delikatny
materiał rozdarł się niemal do pasa, ukazując mleczną skórę jej piersi i czarny
koronkowy gorset opinający jej biust. – No, no, no. Kto by pomyślał, że ten
parszywy garkotłuk trafił na taką sztukę – Malfoy ścisnął pierś dziewczyny, aż pisnęła z bólu. – Jesteś nawet lepsza od
tej rudej kurewki. Smarkerus musi cię nieźle ruchać, skoro chodzi ostatnio taki
rozanielony. Jeszcze go takim nie widziałem,
nawet mniej chla.
Ginny nie mogła na to dłużej
patrzeć. Wszystko podchodziło jej do gardła, ale nie mogła się nawet odwrócić
,bo zaklęcie trzymało mocno. Łzy napłynęły jej do oczu. Jak mogły być tak nieostrożne...
Ale nigdy nie pomyślałaby, że Malfoy będzie na tyle szalony, żeby atakować w
prywatnym apartamencie Czarnego Pana... Wolała się nie
zastanawiać, co zrobi czarnoksiężnik kiedy odkryje, co się stało. Nie mogła też
zrozumieć, dlaczego blondyn tak uparł się, żeby zrobić krzywdę właśnie im. Nie
wiedziała, co nim kierowało. Znowu spróbowała się szarpać, krzyczeć,
ale na nic zdały się jej wysiłki, nie mogła nic zrobić, żeby uratować
przyjaciółkę. Już by wolała, żeby ten sadysta znowu znęcał się nad nią, żeby tylko zostawił Hermionę w
spokoju... Malfoy robił się coraz
brutalniejszy. Zaczął wściekle całować i przygryzać skórę na piersiach
dziewczyny. Rozerwał jej szatę do końca. Ginny musiała patrzeć, jak przyciska
ją do swojej nabrzmiałej męskości, zaznaczającej się wyraźnie pod spodniami.
Widziała, jak mężczyzna szepcze coś do ucha Gryfonki, a potem sięga do własnych
spodni, żeby się ich pozbyć. Hermiona próbowała wielokrotnie krzyczeć, ale
blondyn musiał w międzyczasie rzucić na nią silenzio, bo z jej ust nie
wydobył się nawet najcichszy szept.
Ruda myślała, że już nikt ich nie uratuje. Zaczęła tracić nadzieję,
kiedy coś usłyszała. Charakterystyczny szelest i cichy syk dał jej nową nadzieję, a słowa jakie rozpoznała, mogłyby wywołać uśmiech na jej twarzy.
- Nie martw się, kochanie, Marvolo
zaraz tu będzie. Ale najpierw ja się zajmę tym gagatkiem. Mam z nim na pieńku
od dłuższego czasu... i nie dał mi się wyspać – ostatnie stwierdzenie Nagini było zabawne nawet w sytuacji, w której się znalazły. Teraz były uratowane. Ginny z niemałą satysfakcją patrzyła, jak ogromne
ciało węża z zadziwiającą prędkością oplata się wokół Malfoy'a. Mężczyzna puścił
Hermionę, a ta osunęła się na podłogę. Nic to nie dało, bo Lucjusz i tak nie zdążył chwycić odłożonej na bok różdżki. Nagini ciasno
owinęła się wokół Malfoy'a, a potem uniosła swój
wielki łeb tak, że patrzyła mu prosto w oczy. Wysunęła rozwidlony język. Ginny
była pewna, że wąż wyczuł w powietrzu zapach strachu. Blondyn oniemiały wpatrywał się jak zahipnotyzowany w oczy
Nagini.
- Już nie jesteś taki odważny –
stwierdziła, a potem w mgnieniu oka wbiła zęby jadowe w prawe ramię Lucjusza.
Powoli wpuściła toksyczny jad, a mężczyzna zawył z bólu. Ruda pierwszy raz
słyszała taki wrzask z ust Malfoy'a. Należało mu się – to tą ręką ściskał wcześniej szyję Hermiony.
- Nie zabijaj, Nag – usłyszała od
progu syk. Potem kilka rzeczy wydarzyło się w tym samym czasie. Nagini puściła
ramię Malfoy'a i odpowiedziała, że będzie miał przez kilka dni sparaliżowaną
rękę. Rękę od różdżki... Marvolo podszedł i uwolnił Ginny spod działania zaklęcia. Snape, który
pojawił się razem z nim, podbiegł do Hermiony i wziął ją na ręce, potem posadził na sofie. Dziewczyna była blada, ale
trzymała się dzielnie. Ginny z niedowierzaniem patrzyła, jak cicho rozmawia z
Mistrzem Eliksirów i bez żadnego skrępowania przytula się do niego. Dopiero po chwili
zdała sobie sprawę, że Voldemort coś do niej mówi.
- Ginewro, dobrze się czujesz?
Zrobił ci coś? – dopiero teraz zalała ją fala ulgi, zrozumiała, że już nic im
nie grozi.
- Mi nie, ale
Hermiona...
- Severus się nią dobrze
zaopiekuje. Zaufaj mi. A teraz ja muszę zająć się czymś paskudnym, co wlazło mi
do komnat. Widziałaś może? Taki wielki robal. O, tu jest... Dziękuję Nag. –
Podszedł do Nagini, która powoli zwalniała uścisk na ciele arystokraty. Musiał
mieć połamane żebra, pluł krwią i ledwo trzymał się na nogach. Sparaliżowana
ręka wisiała bezwładnie wzdłuż jego ciała. Voldemort podszedł do niego i
wyciągnął różdżkę. Bez żadnych wstępów posłał podtrzymującemu się ściany
mężczyźnie crutiatusa. Oczy czarnoksiężnika zabłysły jeszcze
intensywniejszą czerwienią. Promień zaklęcia uderzył w Mafoy’a z taką mocą, że
rzuciło go na ścianę. Jego głowa z głuchym odgłosem uderzyła o mur. Chwilę
później zwijał się na podłodze krzycząc i pojękując z bólu, ale nie był to taki
wrzask jak przy ugryzieniu Nagini. Ginny straciła poczucie czasu, zaklęcie
mogło działać zarówno kilka sekund, jak i godzinę. Patrzyła na to z mieszanymi
uczuciami. W pierwszej chwili chciała się odwrócić, żeby nie oglądać tego, ale
zmusiła się. Również za jej sprawą spotkała go ta kara, więc musiała to
zobaczyć. Z jednej strony była zadowolona, wręcz zafascynowana tym widokiem. W
końcu dostała jakąś namiastkę swojej zemsty. Z drugiej jednak strony była na
tyle wrażliwa, że w jakiś sposób go żałowała. Chyba nie potrafiłaby z zimną
krwią patrzeć na czyjeś cierpienie. Jak w takim razie zdobędzie się, by patrzeć
na to, co wymyśliła dla niego jako jej część zemsty? Czy, jeśli byłaby taka
możliwość, będzie potrafiła patrzeć jak kogoś okaleczają? Nawet jeśli ta osoba
tak bardzo ją skrzywdziła? Voldemort zakończył zaklęcie, ale zaraz posłał
Malfoy’owi kilka klątw tnących po, których mężczyzna zalał się krwią. Kiedy na
to patrzyła, zaczynała wierzyć w to, co mówili o Marvolo członkowie Zakonu.
Nigdy do końca nie dowierzała, że ktoś może odczuwać czystą przyjemność z
zadawania bólu. A jednak. Do tej pory znała go jako Toma Marvolo Riddle'a.
Osieroconego chłopca z pamiętnika, który, co prawda, był okrutny, ale nigdy do
końca nie utożsamiała go z Voldemortem. Teraz odsłonił przed nią swoją drugą
twarz. Niemal tańczył z radości, słuchając krzyków Malfoy'a, śmiał się i
posyłała kolejną klątwę większość z nich musiała być czarnomagiczna ale nawet
nie wymawiał głośno zaklęć. Znęcał się tak nad min kilkanaście minut, a jej
samej robiło się niedobrze. Zauważyła, że Hermiona zrobiła się jeszcze bardziej
blada. Nie do końca zdając sobie z tego sprawę, postąpiła krok do przodu. Sama
nie wiedziała, czy zdobyłaby się na odwagę, żeby to przerwać, ale w tym
momencie Marvolo odwrócił się gwałtownie, a płonące szaleństwem czerwone
tęczówki spoczęły na niej. Teraz to ona czuła się jak zahipnotyzowana, nie
wiedziała, co się z nią dzieje. Przez chwilę dosłownie zmroziło jej krew w
żyłach, ale po chwili coś się zmieniło. Wydawało jej się, jakby ten jaskrawy
blask w oczach mężczyzny wygasł i pozostały one tylko jak zwykle czerwone.
Voldemort przeniósł swoje spojrzenie z niej na Hermionę, a potem na siedzącego
ciągle przy dziewczynie Snape'a. Ten skinął lekko głową, ale był to tak
niewielki ruch, że równie dobrze mogło jej się wydawać. Potem znowu ich
spojrzenia się spotkały. Teraz wydawał się być zupełnie spokojny.
Zdezorientowana rozejrzała się po pokoju. Jej wzrok padł na zwiniętą blisko
niej Nagini, ale wężyca nie zwracała zbytnio uwagi na to, co się dzieje wokół,
wyglądała jakby zapadła w sen. W tym czasie czarnoksiężnik zwrócił się z
powrotem w stronę Malfoy'a.
- Lucjuszu, czy ja cię
przypadkiem nie ostrzegałem, co grozi za napastowanie cudzych niewolnic? –
Marvolo zaczął się bawić swoją różdżką, obracając ją między palcami. – Dostałeś
wiele ostrzeżeń, ponieważ byłeś mi potrzebny, ale koniec z tym. Teraz równie
dobrze twoje obowiązki może wypełnić twój syn albo inny, wyższy rangą
śmierciożerca. To koniec twoich wybryków. Od dziś możesz uważać się za zwykłego
szeregowego sługę. Publiczna kara oczywiście cię nie ominie. Równo za dziesięć dni od dzisiaj odbędzie się ceremonia Ginewry, ale przedtem uraczę moich śmierciożerców małym pokazem – jego głos był zupełnie spokojny. Po ekscytacji
sprzed kilku chwil nie było nawet śladu. Za to Ginny wstrzymała oddech, już
zaczęła się uspokajać, ale teraz znowu serce zabiło jej mocniej. Za dziesięć
dni ktoś obejmie całkowitą kontrolę nad jej życiem. Już miała się rozpłakać,
ale czerwonooki kontynuował swoją wypowiedź. – Jako że to Severusa niewolnicę
napastowałeś, już zresztą nie pierwszy raz, ma on prawo wyzwać cię na
pojedynek. Severusie, co ty na to? – zwrócił się do mężczyzny.
- To będzie dla mnie
ogromne wyróżnienie, panie – Snape ukłonił się nisko, a kiedy znowu stanął
prosto, na jego twarzy gościł najbardziej sadystyczny uśmiech, jaki w życiu
widziała. Jego wzrok utkwiony był w leżącym na podłodze blondynie. Również
Ginny spojrzała na niego. Zdziwił ją strach wypisany na twarzy Malfoy'a. Czyżby
bardziej bał się Snape'a niż Voldemorta?
- Nie możesz mi tego
zrobić. Błagam, panie – Ginny była zszokowana zachowaniem arystokraty. Z
wysiłkiem podniósł się na kolana, a z jego oczu płynęły autentyczne łzy.
Podpełzł do czarnoksiężnika i zaczął całować skraj jego płaszcza. Nic z tego
nie rozumiała. Snape był aż tak groźny? – Teraz to „panie”, tak? – Zamaszystym
gestem wyrwał materiał z ręki blondyna, a ten, nie mogąc utrzymać równowagi,
padł znowu na podłogę. – Pozwoliłeś sobie na zbyt wiele i wielokrotnie
uchybiłeś Severusowi. A dzisiaj dowiedziałem się jeszcze, że zataiłeś przede
mną ważne informacje, wykorzystując to, że początkowo miał on niższą pozycję.
Czy możesz mi w takim razie powiedzieć, co stało się z tym niewielkim czarnym
tomikiem, który ci powierzyłem? Czy nie mówiłem ci, że jest dla mnie bardzo
cenny?
- Potter go zniszczył,
panie. – Ginny czuła na skórze wściekłość, jaką emanował Voldemort. Było
dokładnie tak jak wtedy, kiedy trafiła do jego komnat i kilka minut wcześniej
kiedy torturował Malfoy’a. Ta energia była niewyobrażalna, choć twarz zupełnie
nie wyrażała emocji.
- Ja się pytam, co TY z
nim zrobiłeś? Jak trafił w ręce Pottera, skoro miałeś go dobrze ukryć? – głos
nawet mu nie zadrżał.
- Panie, ja... – Malfoy
próbował się tłumaczyć, ale w tym momencie cierpliwość czarnoksiężnika się
wyczerpała.
- Zamilcz! Crucio
– po tym zaklęciu Malfoy już się nie poruszył. Musiał być ledwie przytomny.
Voldemort pochylił się nad nim i dotknął Mrocznego Znaku. – I pamiętaj,
Lucjuszu. Ucieczka nie ma żadnego sensu. Tylko bardziej by mnie to rozzłościło.
– Podniósł się i wytarł ręce w szatę, jakby dotykał czegoś brudnego. – Zaraz
ktoś tu przyjdzie po niego. A potem poślę po kogoś, żeby posprzątał ten
bałagan. – zwrócił się do Ginny.
- Nie lepiej posłać po
jego syna? Pewnie będzie chciał zająć się ojcem – wiedziała, że odzywa się zbyt
swobodnie po tym, co przed chwilą widziała, ale nie mogła pozbyć się tego
nawyku. Zupełnie jakby wcale nie bała się Voldemorta.
- Draco? Wątpię, żeby
chociaż na niego spojrzał.
- Ale przecież to jego
ojciec...
- Teraz to tylko niższy
rangą śmierciożerca. Ojcem był może kiedyś. – Ginny nic z tego nie rozumiała,
ale wolała się nie dopytywać. Zresztą Marvolo zwrócił się już do Snape'a:
- Severusie, możesz
zabrać swoją niewolnicę i już iść. Porozmawiamy później. Tylko przyślij mi
jeszcze fiolkę Bezsennego dla Ginewry.
- Oczywiście. Możemy
użyć kominka? Z jej kostką nie jest najlepiej. – Czarnoksiężnik zezwolił i
Snape, podtrzymując Hermionę, wyszedł z pokoju. Dziewczyna obejrzała się
jeszcze i posłała Ginny pokrzepiający uśmiech. Zaraz potem pojawiło się dwóch
niskich rangą śmierciożerców, którzy zabrali Malfoy'a. W tym samym czasie
pojawił się też skrzat z flakonikiem. Od tego wszystkiego zaczęło jej się
kręcić w głowie. Ale zaraz jej uwagę znowu zwrócił Voldemort.
- Dziś śpisz w innym
pokoju. – W jednej ze ścian zmaterializowały się nagle drzwi. Mężczyzna
otworzył je i gestem zaprosił ją do środka. Kiedy podeszła, podał jej eliksir.
Zanim wyszedł, złożył jej jeszcze obietnicę: – Nie martw się. Wybiorę ci
najlepszego pana z możliwych. Jeśli kiedykolwiek cię uderzy, osobiście obetnę
mu rękę. A teraz śpij dobrze – i już go nie było. Ginny nie wiedziała co o tym
myśleć ta makabryczna wizja niemal ją ucieszyła. Z mieszanymi uczuciami
podeszła do łóżka, które nie było tak wspaniałe jak to w jej pokoju, ale było
jej wszystko jedno. Teraz chciała tylko, żeby ten dzień się skończył, więc
rozebrała się, wskoczyła pod kołdrę i zażyła eliksir...
Pisalam juz komentarze na drugiej wersji blogu,ale tutaj tez napisze.Dla mnie to jest jedno z najlepszych opowiadan jakie czytalam.Rownie dobre jak Twoje to GJS I BEZ CUKRU.Pisz dla nas jak najwiecej.Ewa
OdpowiedzUsuńTrochę nie pasuje ten Riddle, który troszczy się o Ginny. Ale skoro niektórzy sobie spłaszczają nagminnie postać Ron, to rób ta co chceta z Voldzim, przynajmniej jest śmiesznie.
OdpowiedzUsuńCzy tylko mi się podoba voldzio w takiej wersji ? :D serio aż go polubilam :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się twój Voldemort. Jestem ciekawa dalszych jego poczynań. Jest taki inny i... Po prostu go polubiłam :D
OdpowiedzUsuń