środa, 18 czerwca 2014

część dwudziesta pierwsza

Z dedykacją dla Alex. najlepsze życzenia z okazji urodzin kochana.






- Moje dwie gołąbeczki zupełnie same i bez opieki. – Ginny nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Wiedziała że kilku najbardziej zaufanych śmierciożerców może wejść do pokoi Czarnego Pana bez zaproszenia, ale nie myślała, że po tym, co się stało, Lucjusz Malfoy pozostawał jednym z nich.
- Ginny, uciekaj – usłyszała ciche słowa przyjaciółki, a już w następnej chwili wszystkie małe przedmioty okrążyły mężczyznę, nie pozwalając mu zrobić kroku w ich stronę. Ruda posłuchała polecenia przyjaciółki i ruszyła do drzwi.
- Idiotko, raz mogłaś mnie zaskoczyć, ale więcej ci się taka tania sztuczka nie uda – usłyszała, kiedy była już niemal przy drzwiach. Zanim zdążyła się odwrócić, usłyszała jeszcze huk. Zaklęcie Malfoy'a posłało Hermionę na ścianę. Z kącika ust ciekła jej krew, ale dziewczyna była zupełnie przytomna. Patrzyła prosto na nią. Jej oczy krzyczały "uciekaj", ale Ginny nie mogła tego zrobić. Blondyn wolnym, niemal nonszalanckim krokiem zbliżał się do brązowowłosej.
- I co, głupia szlamo? Już nie jesteś taka harda. Ciekawe, czy Severus dobrze cię wyszkolił... – Mężczyzna w ogóle nie zwrócił uwagi, że ciągle była w pokoju. Pewnie myślał, że uciekła, gdy tylko nadarzyła się taka okazja. Musiała to wykorzystać, nie mogła pozwolić, żeby ten pokręcony sadysta skrzywdził również Hermionę. Cicho podbiegła do niego i rzuciła się, próbując wyrwać mu różdżkę. On jednak wydawał się na to przygotowany. Odkręcił się. Jej palce musnęły różdżkę, ale Malfoy nadal trzymał ją pewnie. Ginny straciła równowagę. Malfoy złapał ją mocno za włosy i zaczął nimi szarpać. Z każdym wypowiedzianym słowem podnosił ją coraz wyżej, aż stała na czubkach palców. Ich twarze dzieliły centymetry.
- Co ty, kurwa, wyprawiasz? Miałaś uciec gdzie pieprz rośnie, a ty co? Zachowujesz się jak jakaś dzika kotka. Ale wiesz co? Ty już mnie nie interesujesz. Jeśli aż tak ci się podobało ostatnim razem, że teraz się na mnie rzucasz wystarczyło powiedzieć. Starczyłoby mi sił na was obie. A teraz proszę bardzo, będziesz mogła sobie popatrzeć, jak zabawiam się z tą brudną dziwką Snape'a. Szkoda, że to nie on jest na twoim miejscu... – Ciągle trzymając ją za włosy, posadził ją na fotelu i spetryfikował. Nie mogła się ruszyć. Nie mogła w żaden sposób pomóc Hermionie. Widziała, jak dziewczyna desperacko próbuje wstać, ale skręcona noga nie pozwalała jej na to. Starała się ponownie użyć magii bezróżdżkowej, niestety bezskutecznie. Malfoy z obleśnym uśmiechem podszedł do brązowowłosej i złapał ją za szyję tak, że ledwo mogła złapać oddech. Zaczął ją podnosić, cały czas przyciskając do ściany. Łzy spływały jej po twarzy. Ginny nie wiedziała, czy są one oznaką strachu, czy bólu. Malfoy zlizał jedną z nich koniuszkiem języka. Hermiona wzdrygnęła się z obrzydzenia. Próbowała coś powiedzieć, ale nie wydusiła ani słowa. Z trudem łapała powietrze.
- Kto by pomyślał, że szlamy bywają takie gładkie. Snape, wieczny pierdolony esteta, nawet nie zrobił ci siniaka. Ale nie martw się, na pewno dzisiaj to nadrobimy – Malfoy wolną ręką wędrował po ciele Hermiony, w końcu złapał za przód jej szaty i szarpnął z całej siły. Delikatny materiał rozdarł się niemal do pasa, ukazując mleczną skórę jej piersi i czarny koronkowy gorset opinający jej biust. – No, no, no. Kto by pomyślał, że ten parszywy garkotłuk trafił na taką sztukę – Malfoy ścisnął pierś dziewczyny, aż pisnęła z bólu. – Jesteś nawet lepsza od tej rudej kurewki. Smarkerus musi cię nieźle ruchać, skoro chodzi ostatnio taki rozanielony. Jeszcze go takim nie widziałem, nawet mniej chla.
Ginny nie mogła na to dłużej patrzeć. Wszystko podchodziło jej do gardła, ale nie mogła się nawet odwrócić ,bo zaklęcie trzymało mocno. Łzy napłynęły jej do oczu. Jak mogły być tak nieostrożne... Ale nigdy nie pomyślałaby, że Malfoy będzie na tyle szalony, żeby atakować w prywatnym apartamencie Czarnego Pana... Wolała się nie zastanawiać, co zrobi czarnoksiężnik kiedy odkryje, co się stało. Nie mogła też zrozumieć, dlaczego blondyn tak uparł się, żeby zrobić krzywdę właśnie im. Nie wiedziała, co nim kierowało. Znowu spróbowała się szarpać, krzyczeć, ale na nic zdały się jej wysiłki, nie mogła nic zrobić, żeby uratować przyjaciółkę. Już by wolała, żeby ten sadysta znowu znęcał się nad nią, żeby tylko zostawił Hermionę w spokoju... Malfoy robił się coraz brutalniejszy. Zaczął wściekle całować i przygryzać skórę na piersiach dziewczyny. Rozerwał jej szatę do końca. Ginny musiała patrzeć, jak przyciska ją do swojej nabrzmiałej męskości, zaznaczającej się wyraźnie pod spodniami. Widziała, jak mężczyzna szepcze coś do ucha Gryfonki, a potem sięga do własnych spodni, żeby się ich pozbyć. Hermiona próbowała wielokrotnie krzyczeć, ale blondyn musiał w międzyczasie rzucić na nią silenzio, bo z jej ust nie wydobył się nawet najcichszy szept.
Ruda myślała, że już nikt ich nie uratuje. Zaczęła tracić nadzieję, kiedy coś usłyszała. Charakterystyczny szelest i cichy syk dał jej nową nadzieję, a słowa jakie rozpoznała, mogłyby wywołać uśmiech na jej twarzy.
- Nie martw się, kochanie, Marvolo zaraz tu będzie. Ale najpierw ja się zajmę tym gagatkiem. Mam z nim na pieńku od dłuższego czasu... i nie dał mi się wyspać – ostatnie stwierdzenie Nagini było zabawne nawet w sytuacji, w której się znalazły. Teraz były uratowane. Ginny z niemałą satysfakcją patrzyła, jak ogromne ciało węża z zadziwiającą prędkością oplata się wokół Malfoy'a. Mężczyzna puścił Hermionę, a ta osunęła się na podłogę. Nic to nie dało, bo Lucjusz i tak nie zdążył chwycić odłożonej na bok różdżki. Nagini ciasno owinęła się wokół Malfoy'a, a potem uniosła swój wielki łeb tak, że patrzyła mu prosto w oczy. Wysunęła rozwidlony język. Ginny była pewna, że wąż wyczuł w powietrzu zapach strachu. Blondyn oniemiały wpatrywał się jak zahipnotyzowany w oczy Nagini.
- Już nie jesteś taki odważny – stwierdziła, a potem w mgnieniu oka wbiła zęby jadowe w prawe ramię Lucjusza. Powoli wpuściła toksyczny jad, a mężczyzna zawył z bólu. Ruda pierwszy raz słyszała taki wrzask z ust Malfoy'a. Należało mu się – to tą ręką ściskał wcześniej szyję Hermiony.
- Nie zabijaj, Nag – usłyszała od progu syk. Potem kilka rzeczy wydarzyło się w tym samym czasie. Nagini puściła ramię Malfoy'a i odpowiedziała, że będzie miał przez kilka dni sparaliżowaną rękę. Rękę od różdżki... Marvolo podszedł i uwolnił Ginny spod działania zaklęcia. Snape, który pojawił się razem z nim, podbiegł do Hermiony i wziął ją na ręce, potem posadził na sofie. Dziewczyna była blada, ale trzymała się dzielnie. Ginny z niedowierzaniem patrzyła, jak cicho rozmawia z Mistrzem Eliksirów i bez żadnego skrępowania przytula się do niego. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że Voldemort coś do niej mówi.
- Ginewro, dobrze się czujesz? Zrobił ci coś? – dopiero teraz zalała ją fala ulgi, zrozumiała, że już nic im nie grozi.
- Mi nie, ale Hermiona...
- Severus się nią dobrze zaopiekuje. Zaufaj mi. A teraz ja muszę zająć się czymś paskudnym, co wlazło mi do komnat. Widziałaś może? Taki wielki robal. O, tu jest... Dziękuję Nag. – Podszedł do Nagini, która powoli zwalniała uścisk na ciele arystokraty. Musiał mieć połamane żebra, pluł krwią i ledwo trzymał się na nogach. Sparaliżowana ręka wisiała bezwładnie wzdłuż jego ciała. Voldemort podszedł do niego i wyciągnął różdżkę. Bez żadnych wstępów posłał podtrzymującemu się ściany mężczyźnie crutiatusa. Oczy czarnoksiężnika zabłysły jeszcze intensywniejszą czerwienią. Promień zaklęcia uderzył w Mafoy’a z taką mocą, że rzuciło go na ścianę. Jego głowa z głuchym odgłosem uderzyła o mur. Chwilę później zwijał się na podłodze krzycząc i pojękując z bólu, ale nie był to taki wrzask jak przy ugryzieniu Nagini. Ginny straciła poczucie czasu, zaklęcie mogło działać zarówno kilka sekund, jak i godzinę. Patrzyła na to z mieszanymi uczuciami. W pierwszej chwili chciała się odwrócić, żeby nie oglądać tego, ale zmusiła się. Również za jej sprawą spotkała go ta kara, więc musiała to zobaczyć. Z jednej strony była zadowolona, wręcz zafascynowana tym widokiem. W końcu dostała jakąś namiastkę swojej zemsty. Z drugiej jednak strony była na tyle wrażliwa, że w jakiś sposób go żałowała. Chyba nie potrafiłaby z zimną krwią patrzeć na czyjeś cierpienie. Jak w takim razie zdobędzie się, by patrzeć na to, co wymyśliła dla niego jako jej część zemsty? Czy, jeśli byłaby taka możliwość, będzie potrafiła patrzeć jak kogoś okaleczają? Nawet jeśli ta osoba tak bardzo ją skrzywdziła? Voldemort zakończył zaklęcie, ale zaraz posłał Malfoy’owi kilka klątw tnących po, których mężczyzna zalał się krwią. Kiedy na to patrzyła, zaczynała wierzyć w to, co mówili o Marvolo członkowie Zakonu. Nigdy do końca nie dowierzała, że ktoś może odczuwać czystą przyjemność z zadawania bólu. A jednak. Do tej pory znała go jako Toma Marvolo Riddle'a. Osieroconego chłopca z pamiętnika, który, co prawda, był okrutny, ale nigdy do końca nie utożsamiała go z Voldemortem. Teraz odsłonił przed nią swoją drugą twarz. Niemal tańczył z radości, słuchając krzyków Malfoy'a, śmiał się i posyłała kolejną klątwę większość z nich musiała być czarnomagiczna ale nawet nie wymawiał głośno zaklęć. Znęcał się tak nad min kilkanaście minut, a jej samej robiło się niedobrze. Zauważyła, że Hermiona zrobiła się jeszcze bardziej blada. Nie do końca zdając sobie z tego sprawę, postąpiła krok do przodu. Sama nie wiedziała, czy zdobyłaby się na odwagę, żeby to przerwać, ale w tym momencie Marvolo odwrócił się gwałtownie, a płonące szaleństwem czerwone tęczówki spoczęły na niej. Teraz to ona czuła się jak zahipnotyzowana, nie wiedziała, co się z nią dzieje. Przez chwilę dosłownie zmroziło jej krew w żyłach, ale po chwili coś się zmieniło. Wydawało jej się, jakby ten jaskrawy blask w oczach mężczyzny wygasł i pozostały one tylko jak zwykle czerwone. Voldemort przeniósł swoje spojrzenie z niej na Hermionę, a potem na siedzącego ciągle przy dziewczynie Snape'a. Ten skinął lekko głową, ale był to tak niewielki ruch, że równie dobrze mogło jej się wydawać. Potem znowu ich spojrzenia się spotkały. Teraz wydawał się być zupełnie spokojny. Zdezorientowana rozejrzała się po pokoju. Jej wzrok padł na zwiniętą blisko niej Nagini, ale wężyca nie zwracała zbytnio uwagi na to, co się dzieje wokół, wyglądała jakby zapadła w sen. W tym czasie czarnoksiężnik zwrócił się z powrotem w stronę Malfoy'a.
- Lucjuszu, czy ja cię przypadkiem nie ostrzegałem, co grozi za napastowanie cudzych niewolnic? – Marvolo zaczął się bawić swoją różdżką, obracając ją między palcami. – Dostałeś wiele ostrzeżeń, ponieważ byłeś mi potrzebny, ale koniec z tym. Teraz równie dobrze twoje obowiązki może wypełnić twój syn albo inny, wyższy rangą śmierciożerca. To koniec twoich wybryków. Od dziś możesz uważać się za zwykłego szeregowego sługę. Publiczna kara oczywiście cię nie ominie. Równo za dziesięć dni od dzisiaj odbędzie się ceremonia Ginewry, ale przedtem uraczę moich śmierciożerców małym pokazem – jego głos był zupełnie spokojny. Po ekscytacji sprzed kilku chwil nie było nawet śladu. Za to Ginny wstrzymała oddech, już zaczęła się uspokajać, ale teraz znowu serce zabiło jej mocniej. Za dziesięć dni ktoś obejmie całkowitą kontrolę nad jej życiem. Już miała się rozpłakać, ale czerwonooki kontynuował swoją wypowiedź. – Jako że to Severusa niewolnicę napastowałeś, już zresztą nie pierwszy raz, ma on prawo wyzwać cię na pojedynek. Severusie, co ty na to? – zwrócił się do mężczyzny.
- To będzie dla mnie ogromne wyróżnienie, panie – Snape ukłonił się nisko, a kiedy znowu stanął prosto, na jego twarzy gościł najbardziej sadystyczny uśmiech, jaki w życiu widziała. Jego wzrok utkwiony był w leżącym na podłodze blondynie. Również Ginny spojrzała na niego. Zdziwił ją strach wypisany na twarzy Malfoy'a. Czyżby bardziej bał się Snape'a niż Voldemorta?
- Nie możesz mi tego zrobić. Błagam, panie – Ginny była zszokowana zachowaniem arystokraty. Z wysiłkiem podniósł się na kolana, a z jego oczu płynęły autentyczne łzy. Podpełzł do czarnoksiężnika i zaczął całować skraj jego płaszcza. Nic z tego nie rozumiała. Snape był aż tak groźny? – Teraz to „panie”, tak? – Zamaszystym gestem wyrwał materiał z ręki blondyna, a ten, nie mogąc utrzymać równowagi, padł znowu na podłogę. – Pozwoliłeś sobie na zbyt wiele i wielokrotnie uchybiłeś Severusowi. A dzisiaj dowiedziałem się jeszcze, że zataiłeś przede mną ważne informacje, wykorzystując to, że początkowo miał on niższą pozycję. Czy możesz mi w takim razie powiedzieć, co stało się z tym niewielkim czarnym tomikiem, który ci powierzyłem? Czy nie mówiłem ci, że jest dla mnie bardzo cenny?
- Potter go zniszczył, panie. – Ginny czuła na skórze wściekłość, jaką emanował Voldemort. Było dokładnie tak jak wtedy, kiedy trafiła do jego komnat i kilka minut wcześniej kiedy torturował Malfoy’a. Ta energia była niewyobrażalna, choć twarz zupełnie nie wyrażała emocji.
- Ja się pytam, co TY z nim zrobiłeś? Jak trafił w ręce Pottera, skoro miałeś go dobrze ukryć? – głos nawet mu nie zadrżał.
- Panie, ja... – Malfoy próbował się tłumaczyć, ale w tym momencie cierpliwość czarnoksiężnika się wyczerpała.
- Zamilcz! Crucio – po tym zaklęciu Malfoy już się nie poruszył. Musiał być ledwie przytomny. Voldemort pochylił się nad nim i dotknął Mrocznego Znaku. – I pamiętaj, Lucjuszu. Ucieczka nie ma żadnego sensu. Tylko bardziej by mnie to rozzłościło. – Podniósł się i wytarł ręce w szatę, jakby dotykał czegoś brudnego. – Zaraz ktoś tu przyjdzie po niego. A potem poślę po kogoś, żeby posprzątał ten bałagan. – zwrócił się do Ginny.
- Nie lepiej posłać po jego syna? Pewnie będzie chciał zająć się ojcem – wiedziała, że odzywa się zbyt swobodnie po tym, co przed chwilą widziała, ale nie mogła pozbyć się tego nawyku. Zupełnie jakby wcale nie bała się Voldemorta.
- Draco? Wątpię, żeby chociaż na niego spojrzał.
- Ale przecież to jego ojciec...
- Teraz to tylko niższy rangą śmierciożerca. Ojcem był może kiedyś. – Ginny nic z tego nie rozumiała, ale wolała się nie dopytywać. Zresztą Marvolo zwrócił się już do Snape'a:
- Severusie, możesz zabrać swoją niewolnicę i już iść. Porozmawiamy później. Tylko przyślij mi jeszcze fiolkę Bezsennego dla Ginewry.
- Oczywiście. Możemy użyć kominka? Z jej kostką nie jest najlepiej. – Czarnoksiężnik zezwolił i Snape, podtrzymując Hermionę, wyszedł z pokoju. Dziewczyna obejrzała się jeszcze i posłała Ginny pokrzepiający uśmiech. Zaraz potem pojawiło się dwóch niskich rangą śmierciożerców, którzy zabrali Malfoy'a. W tym samym czasie pojawił się też skrzat z flakonikiem. Od tego wszystkiego zaczęło jej się kręcić w głowie. Ale zaraz jej uwagę znowu zwrócił Voldemort.
- Dziś śpisz w innym pokoju. – W jednej ze ścian zmaterializowały się nagle drzwi. Mężczyzna otworzył je i gestem zaprosił ją do środka. Kiedy podeszła, podał jej eliksir. Zanim wyszedł, złożył jej jeszcze obietnicę: – Nie martw się. Wybiorę ci najlepszego pana z możliwych. Jeśli kiedykolwiek cię uderzy, osobiście obetnę mu rękę. A teraz śpij dobrze – i już go nie było. Ginny nie wiedziała co o tym myśleć ta makabryczna wizja niemal ją ucieszyła. Z mieszanymi uczuciami podeszła do łóżka, które nie było tak wspaniałe jak to w jej pokoju, ale było jej wszystko jedno. Teraz chciała tylko, żeby ten dzień się skończył, więc rozebrała się, wskoczyła pod kołdrę i zażyła eliksir...

4 komentarze:

  1. Pisalam juz komentarze na drugiej wersji blogu,ale tutaj tez napisze.Dla mnie to jest jedno z najlepszych opowiadan jakie czytalam.Rownie dobre jak Twoje to GJS I BEZ CUKRU.Pisz dla nas jak najwiecej.Ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę nie pasuje ten Riddle, który troszczy się o Ginny. Ale skoro niektórzy sobie spłaszczają nagminnie postać Ron, to rób ta co chceta z Voldzim, przynajmniej jest śmiesznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy tylko mi się podoba voldzio w takiej wersji ? :D serio aż go polubilam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się twój Voldemort. Jestem ciekawa dalszych jego poczynań. Jest taki inny i... Po prostu go polubiłam :D

    OdpowiedzUsuń