sobota, 28 czerwca 2014

część dwudziesta druga


Z okazji zakończenia roku szkolnego mam dla was nową część. Jest ona ze specjalną dedykacją dla mojego kochanego męża, za inspirację do stworzenia tej konkretnej części. Dodatkowo proszę nie jeść i nie pić przy czytaniu. To może się źle skończyć. Podziękowania dla mojej kochanej Małej_Mi, która pomimo sesji znalazła dla mnie czas.





Po kilku chwilach siedziała już na łóżku w sypialni, a Severus badał jej kostkę. Kilka zaklęć i mogła bez problemu ruszać nogą. Hermiona bardzo chciała zapytać o to, co się wydarzyło w komnatach Ginny, ale odczuwała dziwne zaniepokojenie graniczące ze strachem.
- Dlaczego milczysz, skoro chcesz rozmawiać? Nie mogła uwierzyć w jego zdolności, to nie był już pierwszy raz, kiedy zgadywał jej myśli bez sondowania umysłu. Może gdyby patrzył jej w oczy, nie byłoby to takie zaskakujące, ale od dłuższego czasu nie podnosił wzroku znad jej zranionej nogi.
- Nie wiem, chyba nie potrafię znaleźć odpowiednich słów. – Popatrzył na nią tylko tym swoim wzrokiem, zawierającym w sobie niedowierzanie i ogromną dawkę ironii. – No, dobrze – wzięła głębszy oddech, starając się pozbyć tego dziwnego niepokoju. – Co oznacza ten pojedynek? Dlaczego byłeś taki... – Nie chciała wypowiadać żadnego ze słów, które mogłyby skończyć to zdanie, a które krążyły jej po głowie... – I nie jesteś już wściekły. A Malfoy był po prostu... przerażony? Nie rozumiem tego...
- Nie jestem wściekły, bo dostałem szansę na danie nauczki Lucjuszowi. Widzisz, pojedynki są na co dzień zabronione wśród śmierciożerców, bo w ferworze walki magia potrafi ponieść. Zwłaszcza czarna magia – zamilkł na chwilę, jakby się zastanawiał, czy mówić dalej. Jego czarne oczy emanowały chłodem, ale jednocześnie była w nich dziwna drapieżność. – Hmm... podczas pojedynku mógłbym go nawet zabić i nie poniósłbym żadnych konsekwencji, a wierz mi, ostatnio mam na to ogromna ochotę. – Nie wiedziała, co mogłaby mu odpowiedzieć, ale wierzyła w każde jego słowo. Wiedziała, do czego jest zdolny, a mimo to, to nie jego się bała. Co prawda, ostatnio utrzymywał dystans między nimi. Nie chciał, żeby zaklęcie Malfoy'a rozwijało się, ale to nie miało znaczenia, i tak czuła się do niego coraz bardziej przywiązana. Wolała jednak zmienić temat niż mówić mu to. Wiedziała, że nie byłby zbyt zadowolony.
- Miałeś rację, opiekun Ginny nie widzi nikogo poza nią. Byłam zupełnie bezpieczna. Przekonałam się o tym dzisiaj, kiedy przyszedł z nią porozmawiać. Zupełnie nie rozumiem jej zachowania w stosunku do niego. Dlaczego go odrzuciła, choć był jej jedyną nadzieją? Pokłóciłam się z nią nawet o to. Moim zdaniem, popełnia straszną głupotę – nie sądziła, że Severus w ogóle jej odpowie, zwykle nie wypowiadał się na temat innych osób.
- Honor nie jest głupotą, Hermiono. Niektórych ludzi tylko on trzyma przy życiu. – Wiedziała, że uderzyła w czuły punkt, ale nie mogła już cofnąć swoich słów, więc chciała to pojąć.
- Nie rozumiem, co z tym wszystkim ma wspólnego honor.
- Ty byłaś wychowywana inaczej, ale musisz pamiętać, że pomimo tego, iż śmierciożercy nazywają Weasley’ów zdrajcami krwi, od wielu pokoleń jest to rodzina czystej krwi. W wychowaniu dzieci bardzo duży nacisk kładzie się właśnie na honor. To on w wielu przypadkach jest wyznacznikiem tego, co wolno czarodziejowi. Ginewra do czasu gwałtu uważała, że jest coś warta. Że ma coś do zaoferowania opiekunowi w zamian za dalszą ochronę. Teraz czuje się pusta, obdarta z honoru. Nie warta niczego. Poza tym, musisz wiedzieć, że opiekun panny Weasley po obejrzeniu jej wspomnień powędrował prosto do łazienki. To prawdopodobnie ją dotknęło, uważa, że on się nią brzydzi. Że nie jest już warta jego uwagi, a on chce się o nią starać tylko dlatego, że jej to wcześniej obiecał.
- A nie jest tak? – zapytała. Chciała zrozumieć zachowanie obu stron, żeby jakoś pomóc przyjaciółce. A przynajmniej spróbować.
- On zachował się tak z zupełnie innych powodów. I jeśli już się kimś brzydzi, to osobami, które jej to zrobiły, a nie nią samą.
- Rozumiem. Tylko nie mogę pozbyć się wrażenia, że go znam...
- Może tak właśnie jest. A teraz idź się umyć. Siniakami zajmiemy się później. – Hermiona wiedziała, że to koniec dyskusji na temat Ginny i jej opiekuna, ale nie mogła powstrzymać się, żeby nie usprawiedliwić jeszcze Gin. Wstała i w drzwiach do łazienki odezwała się. Wiedziała, że nie odpowie, znała go już na tyle dobrze, ale chciała, żeby ostatnie słowo należało do niej. A może chciała, żeby Severus przekazał jej słowa opiekunowi… sama nie wiedziała.
- Wiesz, ona boi się, że mogłaby się w nim zakochać. – Nawet się nie odwrócił, ale była pewna, że usłyszał.
Weszła do łazienki i w pierwszym odruchu zamknęła drzwi. Nie chciała jednak zostawać sama nawet na chwilę, dlatego uchyliła je delikatnie, żeby słyszeć Severusa. Ściągnęła z siebie podartą szatę. Rano była to jeszcze piękna suknia. Oczywiście czarna, ale i tak jej się podobała. Teraz nadawała się tylko do wyrzucenia albo na szmaty do podłogi. Czuła się dokładnie jak ta suknia. Rozdarta... Weszła pod prysznic i mimowolnie spojrzała w lustro pokrywające ścianę. Wyglądała okropnie. Blada skóra uwydatniała ślady zaschniętej krwi na policzku. Czerwone dotąd pręgi na twarzy, szyi i biuście zaczęły robić się fioletowo-sine. Wszędzie, na rękach, nogach i plecach miała zadrapania od uderzenia w kamienną ścianę.  Severus uleczył jej kostkę, ale nadal była ona czerwona i spuchnięta. Najgorsze jednak było to, że ciągle czuła na sobie zapach Lucjusza, jego dotyk. Choć go tu nie było, miała wrażenie, że za chwilę znowu ją uderzy. Kiedy zamykała oczy, widziała jego twarz. Jego płonące szaleństwem oczy. Słyszała jego szept, kiedy mówił jej, że one obie z Ginny powinny należeć do niego. W końcu to on złamał większość zabezpieczeń rzuconych na Norę podczas ślubu Billa... Mówił, że polował na nią jak na zwierzę, a teraz dostanie to, co mu się należy. Jej serce galopowało. A miejsce, gdzie ją ugryzł, mrowiło. Kiedy w sypialni coś głośniej stuknęło, niemal krzyknęła ze strachu. Wzięła myjkę i zaczęła się szorować. Chciała się pozbyć tego uczucia, dotyku jego rąk wędrujących po jej ciele. Nie chciała już czuć jego zapachu. Umyła się porządnie, ale nadal czuła się brudna, więc szorowała dalej i tarła jeszcze mocniej. Skóra zaczynała ją piec, ale nie mogła przestać. Musiała się go pozbyć ze swoich myśli, ale nie potrafiła. Polizał ją, to było ohydne! Zbierało jej się na mdłości, z oczu znowu zaczęły cieknąć łzy. Zaczęła paznokciami drapać skórę policzka, gdzie ciągle czuła dotyk jego języka.
- Co ty wyprawiasz? – Nawet nie zauważyła, kiedy Severus wszedł. Jego ostry głos przywitała z ulgą. On jej pomoże. Musi jej pomóc.
 - Muszę zmyć z siebie jego zapach i dotyk. Pomóż mi, nie mogę się tego pozbyć.
- Już wystarczy. Oddaj mi to – odpowiedział miękko. Po jego wcześniejszym ostrym tonie nie było śladu. Hermiona bez wahania oddała mu myjkę, kiedy wyciągnął po nią rękę. Czuła jednak, że musi go przekonać za wszelką cenę. Przecież musiał być jakiś sposób, żeby pozbyć się tego. Żeby jej ciało zapomniało.
- Nieprawda. Ciągle czuję się brudna, czuję jego dotyk. Wiec daj mi szczotkę drucianą albo pomóż mi to wymazać – bezradna usiadła w brodziku. Severus zakręcił wodę, a potem pomógł jej wstać. Chwyciła się go jak tonący brzytwy. Odgarnął jej włosy z twarzy i zmusił, żeby spojrzała mu w oczy.
- Jak mogę ci pomoc? – Poczuła na policzku jego ciepły oddech i zadrżała. Jeszcze mocniej chwyciła się jego czarnej, teraz już przemoczonej koszuli. Bała się, jak zareaguje, ale musiała to powiedzieć. Tylko on mógł jej w tej chwili pomóc.
- Zastąp jego dotyk swoim. Spraw, żeby moje ciało go zapamiętało.  Żebyś pozostał tylko ty. Pomóż mi – wiedziała, że jest bliska histerii, ale nie obchodziło jej to. Ważne było tylko to, żeby z nią był. Czuła, że to właśnie jego potrzebuje, a jednocześnie bała się. Nie chciała, żeby wyczuł na niej zapach Malfoy'a. Brzydziła się samą sobą i bała się, że odmówi. Że też będzie się nią brzydził.
- Jest aż tak źle? – skinęła tylko głową, ciągle opierając się o niego niemal całym ciałem. Po chwili on odsunął się. Zostawił ją. Odwrócił się do niej plecami. Przeczesał włosy dłonią i spojrzał w lustro. Zadrżała. A co będzie, jeśli jej nie pomoże? Co będzie, jeśli naprawdę się nią brzydzi i nie zechce jej nawet tknąć? Spojrzała jeszcze raz na siebie w lustrze. Jej oczy jarzyły się niezdrowym blaskiem. Jej skóra była zaczerwieniona i otarta. Na policzku widniało kilka krwawych szram po jej paznokciach. Tam, gdzie skóra nie była czerwona, robiła się fioletowa. Na pewno nie będzie chciał się do niej zbliżyć, nie po tym, co się stało.
 - A chuj z tym! – podskoczyła zdziwiona na te pełne wściekłości słowa. Musiał to zauważyć, bo następne wypowiedział już bardziej opanowanym głosem. – Dobrze, pomogę ci... ale najpierw musisz coś zjeść. – Uśmiechnęła się słabo. Była zaskoczona zarówno jego zachowaniem, jak i tym, że się zgodził. Zaczęła się trochę uspokajać.
- Nie chce mi się jeść – odpowiedziała buntowniczo. Miała wrażenie, że nic nie przejdzie jej przez gardło.
- Musisz. Na co masz ochotę? – dopytywał się, niezrażony jej zachowaniem.
- Nie wiem, na jajka?
- Nie o to chodziło. Raczej o konkretną potrawę. Umyj włosy i wyjdź. Może jednak jest coś takiego, jak to się mówi... Coś, co za tobą chodzi.
- Hmmm... Chińszczyzna. Tak dawno jej nie jadłam. Kiedyś z rodzicami mieliśmy ulubioną knajpkę. Blisko naszego domu. Miała taka śmieszną nazwę. Pamiętam, że tłumaczyło się to jako „oddech smoka” – umyła włosy i poczuła się troszkę lepiej. Wspomnienia pomogły jej odzyskać równowagę.
- Lubiłaś jakieś szczególne danie?
- Chyba lubiłam wszystko. Może poza kalmarami i ośmiornicą. Macki źle mi się kojarzą – uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo. Co prawda, jego uśmiech był trochę krzywy, ale i jej nie należał do pięknych po dzisiejszych przeżyciach.
 - Ubierz się – wskazał jej ubrania, z którymi przyszedł do łazienki. – Czekam przy stole.
Hermiona spłukała jeszcze raz pianę z włosów i ochłodziła wodę. Zimne strugi orzeźwiły ją. Wyszła spod prysznica i zaczęła się wycierać. Poobcierana skóra piekła niemiłosiernie. Wiedziała, że zachowywała się irracjonalnie, a nawet głupio, ale w tej chwili jej to nie obchodziło. Najważniejsza była jego obietnica. Wiedziała, że nie było to dla niego łatwe. W końcu, nie chciał jej do siebie przywiązywać... ale obiecał. I już wprost nie mogła się tego doczekać. Może to było głupie, niebezpieczne, nielogiczne i dla niektórych chore, ale kochała go. Nie mogła już temu dłużej zaprzeczać. I miała gdzieś, jak to się stało, po prostu chciała się tym cieszyć.
Powoli ubrała się. Szata, jak zwykle, była czarna, co wcale nie ujmowało jej piękna. Severus miał naprawdę świetny gust. Ubrana w coś takiego po prostu musiała czuć się dobrze. Otworzyła drzwi i w nozdrza uderzył ja znajomy zapach. Z zachwytem rozpoznała w nim imbir i sos sojowy. Severus siedział odwrócony do niej tyłem. Podeszła do niewielkiego stolika, przy którym zwykle jedli razem posiłki i usiadła na swoim miejscu. Zaburczało jej w brzuchu na widok makaronu sojowego z warzywami, co mężczyzna skwitował rozbawionym prychnięciem.
- Podobno nie miałaś ochoty na jedzenie – powiedział, kiedy złapała za nóż i widelec. Przed nią leżały też pałeczki, ale nigdy nie nauczyła się nimi posługiwać. Pierwszy kęs wprawił ją w zachwyt, nie miała pojęcia, kto przyrządzał potrawę, ale smakowała równie wybornie jak w jej ulubionym lokalu. Smacznego. Jedzenie naprawdę poprawiło jej humor, dużo bardziej niż sądziła. A widok Severusa, jak sprawnie posługuje się pałeczkami, zaskoczył. Jakoś nigdy nie wyobrażała sobie go jedzącego potrawy azjatyckie. Właściwie nie było w tym nic dziwnego, ale nie spodziewała się tego. Musiał zauważyć jej spojrzenie. Nie smakuje ci?
- Nie. To znaczy tak... Wszystko jest wyśmienite. Po prostu, dobrze władasz pałeczkami.
- Lubię chińszczyznę i lubię wyzwania – powiedział z jakimś tajemniczym błyskiem w oku. Poza tym, to żadna sztuka, wystarczy odpowiednie ułożenie dłoni i trochę praktyki. W odpowiedzi uśmiechnęła się tylko. Chwilę jedli w ciszy. Hermiona przyglądała się grze światła na jego czarnej koszuli i zastanawiała, jak to możliwe, że w szatach Mistrza Eliksirów nie widać, jak dobrze jest zbudowany. I nie chodziło o atletyczne mięśnie, ale o proporcje sylwetki. Zawsze wiedziała, że jest wysoki i dość szczupły, ale dopiero niedawno dostrzegła, że w tym ciele musi się kryć duża siła, a jednocześnie zręczność. Co dzień dziękowała Merlinowi za to, że to właśnie on jest jej panem. A co czeka Ginny... Już za kilka dni odbędzie się jej ceremonia...
- Hermiono, masz zjeść wszystko. Nie próbuj się wykręcać.   Jego głos był jednocześnie rozkazujący, nie znoszący sprzeciwu i rozbawiony. Jej jednak nie było do śmiechu. Coś jest nie tak, prawda?
- Nic, ja tylko... Pomyślałam o Ginny i tyle. Ale skąd ty zawsze wiesz, co się ze mną dzieje? Że chcę porozmawiać albo coś mnie niepokoi... a nawet na mnie nie patrzysz...?
- Jeśli ci powiem, będę musiał cię zabić. To największe tajemnice szpiega – powiedział to tak grobowym głosem, że gdyby nie lekkie drganie kącika ust, uwierzyłaby, że mówi prawdę. Do tego te jego oczy. Gubiła się w nich. To, że nie patrzę ci w twarz, nie znaczy, że nie patrzę na ciebie. Czasem ręce człowieka potrafią powiedzieć dużo więcej niż twarz. A o Ginewrę nie masz się co martwić. Zyskała na pokazaniu Czarnemu Panu wspomnień o jego dzienniku i wątpię, żeby oddał ją komuś, kto ją skrzywdzi.
- Ale kto mógłby ją dostać? Może masz chociaż jakieś przypuszczenia? Pokręcił przecząco głową.
- Jeśli chodzi o to, to niestety jest nieprzewidywalny. Wszystko zależy od tego, co powie dany śmierciożerca. Ona jest dość cenna, więc wątpię, żeby dostał ją jakiś szeregowy sługa. Kilku ma duże zasługi, ale jestem przekonany, że wybór będzie trafny.
- Tak naprawdę, to ja przestaję już to wszystko rozumieć. Śmierciożerców, Zakon a w szczególności Czarnego Pana. On… nie zachowuje się tak, jak się spodziewałam.
- Większość śmierciożerców wyższych rangą przestało to wszystko rozumieć. Reszta nie wie w ogóle, co jest grane. Nie mają dostępu do informacji. Nawet ja nie wiem, co się z nim dzieje, a teraz jestem jego prawą ręką. Ale jest inny niż przed zniknięciem. Jest też inny niż kiedy nosił go na głowie ten jąkała Quirrel. Podejrzewam, że na tamtym cmentarzu podczas rytuału odrodzenia coś poszło nie do końca tak, jak się spodziewał. Ale to na razie nie powinno nas obchodzić. Skoro oboje zjedliśmy, może zajmiemy się twoimi siniakami? Ach, i jeszcze to – jednym zaklęciem uleczył rany, które zrobiła sobie na policzku. Wyszedł z sypialni i zostawił ją pogrążoną w myślach. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Teraz była jeszcze bardziej zdezorientowana niż przed tą rozmową. Zamyślona, bezwiednie sięgnęła po jednorazowe pałeczki w białym papierku. Zaczęła się nimi bawić. W pewnej chwili odkręciła papierek drugą stroną, a jej oczom ukazały się orientalne litery. „Oddech smoka”. Na ten widok łzy stanęły jej w oczach. Nie mogła uwierzyć, że zadał sobie tyle trudu, żeby sprawić jej przyjemność. Opanowała się szybko. Nie chciała, żeby źle zrozumiał jej zachowanie. Kiedy wszedł z kilkoma słoikami w rękach, przywitała go uśmiechem i wstała. Mężczyzna odstawił wszystko na szafkę przy łóżku, wyprostował się i podszedł do niej. Zaszedł ją od tyłu i położył jej ręce na nagich ramionach. Mogła się założyć, że specjalnie wybrał dla niej suknię bez pleców, wiązaną jedynie na szyi cienkim sznureczkiem. Po kręgosłupie przeszedł ją dreszcz oczekiwania, kiedy jego ręce powędrowały na jej kark.
- Masz jakieś specjalne życzenia, jeśli chodzi o dziś wieczór? Jego szept tuż przy uchu wywołał gęsią skórkę na całym jej ciele. Niemal czuła jego usta, muskające z każdym słowem jej skórę. Był tak blisko, a zarazem tak daleko.
- Chcę zapomnieć o całym świecie. - Myślała, że od razu rozwiąże tasiemkę i sukienka swobodnie spłynie na ziemię, ale nie zrobił tego. Podniósł jej włosy i kilka razy delikatnie skubnął zębami jej skórę na karku. Uczucie było wprost niewiarygodne. Nigdy nie sądziła, że to miejsce jest tak podatne na pieszczoty. Opuścił jej włosy, ale zaraz wsunął w nie swoje długie palce, masując skórę jej głowy. Od czasu do czasu czuła na odsłoniętych plecach materiał jego koszuli.
- Za tą pościeraną skórę powinnaś dostać porządne lanie. Nie wiedzieć czemu, te słowa powiedziane z wyrzutem połechtały jej próżność. Może jednak zależało mu na niej w jakiś sposób… Musimy się tym zająć, zanim spełnię twoją prośbę. Tylko trzeba się tego pozbyć. Mogę? Zdziwiła się, że w ogóle zapytał, w końcu sama niemal błagała go, by jej dotykał. Skinęła głową, a on jednym pociągnięciem rozwiązał sznurek. Śliski materiał powoli zsunął się po jej ciele, pieszcząc skórę. Suknia ułożyła się wdzięcznie u jej stóp. Połóż się na łóżku, na brzuchu. Najpierw zajmiemy się plecami. Zadrapania się już wygoiły, ale to, co sama sobie zrobiłaś, musimy posmarować specjalną maścią. I zostały jeszcze siniaki. Nimi też się zajmiemy – mówił, prowadząc ją za ramiona w stronę łóżka. Cały czas był za nią. Wiedziała, że robi to specjalnie, jak zawsze, kiedy pozwalał sobie i jej na odrobinę przyjemności. Miała nadzieję, że jednak pozwoli jej na siebie spojrzeć przynajmniej tak, jak ostatnio, spod rzęs. Na razie jednak nie zapowiadało się na to. Położyła się tak, jak jej kazał. Usiadł obok niej i sięgnął po słoik. Widziała jak nabiera niebieskawej mazi, a potem ogrzewa ją w dłoniach. Zaczął powoli nakładać lek na dół jej pleców, a potem na pośladki. Skórę miała tam mniej czerwoną niż z przodu, bo nie mogła dobrze sięgnąć, ale i tak poczuła ogromną ulgę, kiedy specyfik zaczął działać. Do tego sam dotyk jego dłoni w takim miejscu był niezwykle przyjemny. Rozprowadzał maść kolistymi ruchami, wmasowując ją w jej skórę. Może w jego gestach nie było czułości, może były to tylko mechaniczne ruchy, mające na celu uleczenie jej, ale nie obchodziło jej to. Ważne, że był przy niej, że mogła cieszyć się jego bliskością.
Kiedy skończył nakładać maść na tylne partie jej ciała, myślała, że każe jej się przekręcić, ale nie zrobił tego. Nachylił się nad nią i zaczął dmuchać na miejsca, gdzie wcześniej były jego dłonie. Przeszedł ją dreszcz, a całe jej ciało pokryła gęsia skórka. Bynajmniej nie było to spowodowane zimnem, ale przyjemnością doznania. Wszystko, co robił, było przesiąknięte erotyzmem, choć właściwie nie dotykał jej więcej niż musiał i nie starał się jej podniecić, czuła, że płonie coraz mocniej. Kiedy zamykała oczy, nie widziała już Malfoy'a.
- Wstań – rozanielona, niemal nie słyszała, co powiedział, ale zrozumiała gest. Wyciągnął rękę i pomógł jej podnieść się z łóżka. Próbowała na niego spojrzeć, ale ich oczy się nie spotkały. Odwrócił ją tyłem do siebie, a sam przesunął się na krawędź łóżka. Tym razem zaczął nakładać maść od dołu. Jego ręce wędrowały po jej udach tam, gdzie skóra była najbardziej czerwona i napuchnięta. Jej oddech przyspieszył, kiedy jego dłonie powędrowały w górę do zwieńczenia jej ud. Jego ruchy były celowe i płynne, ale i tak drżała, kiedy kilka razy musnął palcami jej wzgórek łonowy. Podniósł się z łóżka i znowu stanął za nią. Znowu czuła we włosach jego oddech i delikatne muśnięcia materiału koszuli przy każdym jego ruchu. Nie wiedziała, co ma zrobić z rękami. Do tej pory mu nie przeszkadzały, ale kiedy przeniósł swojej na jej brzuch, zaczęły zawadzać. Ujął je w swoje dłonie i skierował na swoje biodra. Wydawało jej się, że jest jeszcze bliżej, a jednak ciągle dzieliło ich kilka milimetrów. Kiedy dotarł w końcu do jej piersi, nabrał nową porcję kremu i bez ostrzeżenia przyłożył ręce z zimnym kremem wprost na jej rozpaloną skórę. Jęknęła z zachwytu. Nie miała pojęcia, jakim sposobem jej ręce znalazły się na jego pośladkach, ale kiedy poczuła zimno, odruchowo ścisnęła palce i przyciągnęła go do siebie. Z jego gardła wydobyło się coś, ni to mruknięcie, ni warknięcie. Przywarła do niego całym ciałem, a on nie przestawał wmasowywać eliksiru w jej piersi. Wtulił twarz w jej włosy. Czuła na pośladkach i w dolnej części pleców jego nabrzmiałą męskość i zaczęła drżeć z oczekiwania. Miała ogromną ochotę kochać się z nim tu i teraz, jednak bała się. Nie potrafiła się przełamać i sama wziąć tego, czego pragnie. A on w żaden inny sposób, poza oczywistym, nie dał jej odczuć, że chce czegoś więcej. Po kilku minutach tej niebiańskiej tortury jego ręce przeniosły się wyżej, na jej szyję. A potem na ramiona. Jego dłonie gładziły jej skórę z coraz większą pasją. Ruchy zaczęły stawać się pieszczotliwe. Do nałożenia maści pozostały już tylko jej ramiona. Z każdym ruchem w dół i w górę, kiedy nakładał krem, jej oddech przyspieszał jeszcze bardziej, a jej palce zaciskały się i rozluźniały na jego pośladkach. Nie wiedziała, czy robi to specjalnie, ale miała nadzieję, że tak. Jego palce po kolei przy każdym ruchu muskały jej nabrzmiałe sutki. Zaczęła delikatnie pojękiwać i ocierać się o niego biodrami.
Merlinie, miała nadzieję, że nie wytrzymał, kiedy poderwał ją z podłogi i rzucił na środek łóżka. Chciała, żeby pozbył się reszty swoich ubrań i kochał się z nią szaleńczo. Niestety. Chwilę stał nad nią. Patrzył na jej ciało, ale wzrok omijał twarz. Miała wrażenie, że boi się spojrzeć jej w oczy, ale nie obchodziło jej to w tej chwili, bo wszedł na łóżko. Rozsunął jej nogi i ukląkł między nimi. Położył ręce po obu stronach jej głowy i zbliżył swoją twarz do jej głowy. Jej dusza krzyczała „pocałuj mnie”, ale on tylko przesunął ustami po jej uchu i wymruczał:
- Zamknij oczy. Czy miała jakieś inne wyjście? Zrobiła, co jej kazał. Wygięła plecy w łuk, kiedy zaczął dmuchać na wilgotne jeszcze po nałożeniu maści ciało. Schodził coraz niżej, aż w końcu dotarł do jej kobiecości. Kiedy i tam poczuła jego ciepły oddech, cicho krzyknęła z zachwytu. Ale dopiero kiedy zagościł tam jego język, przekonała się, czym jest prawdziwa przyjemność. Jego ręce gładziły jej uda i pośladki, a język i usta szalały w esencji jej kobiecości. Krzyczała. Krzyczała i jęczała, aż brakowało jej tchu. Wiła się pod jego dotykiem. Rękami targała nakrycie łóżka. Nagle, kiedy myślała, że zwariuje z rozkoszy, wszystko się urwało. Już podnosiła głowę, żeby zobaczyć, co się stało, ale ciche, ostre słowa, niemal warknięcie, powstrzymały ją.
- Nie. Nie otwieraj oczu. W tym samym momencie jego ręka zajęła miejsce ust, a palce wśliznęły się do jej wnętrza. Pieścił ją szybko i mocno, dokładnie tak, jak w tej chwili tego potrzebowała. Poddała się temu. Orgazm nią wstrząsnął. Czuła, że eksploduje, rozrywa się na miliony kawałeczków i spada.
Powoli wracała do rzeczywistości. Leżała naga na pościeli, z jego głową na swoim brzuchu. Nie miała pewności, ale coś podpowiedziało jej, że sama ją tam umieściła. Wplotła rękę w jego włosy. Śmieszne wydało jej się w tej chwili wspomnienie o tym, jak uczniom zdarzało się nazywać go w szkole: tłustowłosy dupek z lochów. Jak bardzo mylne było to określenie. Jak bardzo krzywdzące...
Poruszyła się, a wtedy i on się podniósł. Zdziwiła się, że ciągle ma na sobie koszulę i spodnie. Spojrzał na nią dopiero kiedy wziął z szafki flakonik. Od razu rozpoznała eliksir nasenny.
- A teraz wypij to i śpij. Wcale nie chciało jej się spać.
 - Ale... Dopiero teraz dojrzała skrywany wyraz zadowolenia na jego twarzy. Wypowiedziane półżartem słowa kazały jej wierzyć, że nie tylko dla niej spełnienie jej prośby było przyjemne.
- Bądź posłuszną niewolnicą. Wypij. Ja zaraz wrócę. Muszę iść pod prysznic.
- To może poczekam? powiedziała to tylko po to, żeby przeciągnąć ten moment. Intymność tej chwili.
- Chcę widzieć, jak to pijesz. Teraz – w jego głosie słyszała groźbę, ale oczy uśmiechały się do niej, więc i ona uśmiechnęła się promiennie. Wcale nie było to trudne, choć tuż po powrocie do ich pokojów miała wrażenie, że już nigdy nie będzie się uśmiechać.
- Nie chcę spać sama w końcu dała za wygraną i wzięła od niego buteleczkę.
- Nie będziesz.

3 komentarze:

  1. Piękna scena, napisana ze pasją i odpowiednim "smaczkiem", ale i tak moją wyobraźnię w pełni pochłania wizja Severusa jedzącego pałeczkami... Mniam! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Co ja tu jeszcze robię, o tej godzinie? Nie mogę się oderwać. Nie rozumiem czemu nie masz zastraszającej rzeszy czytelników, zasługujesz na nią o wiele bardziej niż niektórzy. Naprawdę, twoje teksty są dojrzałe, nie ociekają od góry do dołu słodyczą, występują momenty romantyczne, ale właśnie - romantyczne, nie słodkie, że chce się rzygać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam zaczekać z komentarzem aż przeczytam wszystkie rozdziały, które do tej pory opublikowałaś, ale nie mogę się powstrzymać. Podoba mi się. Bardzo. Mimo że nie lubię parringu Severus/Hermiona, to u Ciebie to jest takie.... fajne:) świetnie kreujesz postacie i cieszę się, że chociaż w świecie fanfiction Severus ma możliwość choć przez chwilę być szczęśliwy? Zaskoczyła mnie Hermiona, nie jest kanoniczna raczej, ale to chyba wina tych wszystkich zaklęć. Jest dobrze :) tak trzymaj dalej :) Komentować będę:)
    Pozdrawiam,
    Claire Jane Carter

    OdpowiedzUsuń