Wrócił. Chciałby powiedzieć choć raz, że do domu,
ale on przecież nie miał domu. Jedynym miejscem, w którym czuł się jak w domu,
był Hogwart, ale szkoła nie była tylko jego, więc to nie do końca był jego dom.
Powinien sobie kupić jakiś zamek i urządzić go po swojemu, ale tak naprawdę nie
chciało mu się poświęcać czasu na coś takiego. Poza tym, gdyby miał jedno stałe
miejsce pobytu, jego wrogom dużo łatwiej byłoby zaatakować go. Wszedł do swoich
kwater; na szczęście sam mógł je sobie wybrać. Jak zwykle, czekała na niego
wiernie jedyna kobieta jego życia. Dotknął jej gładkiej skóry. Poczuł się
trochę lepiej, choć w głowie ciągle mu huczało. Przez chwilę próbował sobie
przypomnieć, kto zaproponował mu to wygwizdowie. Jakieś rumuńskie góry, na
dodatek bezludny region. Jedyne schronienia to jaskinie. Młodzi też wcale nie
poprawili mu humoru. Nie dość, że większość z nich to skończeni idioci, to
jeszcze myślą tylko o jednym. Wydaje im się, że bycie śmierciożercą to świetna
zabawa. Że można sobie pozwolić na wszystko. Chcieli tylko wpaść do jakiejś
mugolskiej wioski, gwałcić, torturować i zabijać. A to przecież nie o to
chodziło. Sam lubił czasem posłuchać krzyków torturowanych, ale zwykle miał do
tego powód, a młodzi… Próbował im wbić do głowy jakieś idee, ale nic. Jedyny
Draco rozumiał coś z tego, co mówił, no i może trochę młody Zabini, ale reszta…
Totalne bezmózgowie. Mugole przecież wcale nie musieli ginąć. Wystarczyło żeby
się bali, wielbili czarodzieja jako swojego boga. Oddawali mu cześć. Wtedy
osiągnąłby nad nimi władzę, byłby potężny. Oczywiście jakieś małe tortury dla
przykładu nigdy nie zaszkodzą, ale po co od razu zabijać?
Próbował się rozgrzać i odpocząć, ale jak zwykle
coś mu przeszkadzało. Myśli ciągle zbaczały z wyznaczonych torów. Położył się
do łóżka, a ciepłe ciało zaraz go oplotło. Ciągle jednak gdzieś w środku czuł
zimno. W ciągu kilku ostatnich tygodni brakowało mu czegoś. Wsłuchał się w
siebie i nie mógł wyjść z podziwu, że to właśnie to tak go mierziło. Ostatnio w
jego świadomości nie pojawiały się te przebłyski… nie było żadnych wybuchów
euforii i poczucia bezpieczeństwa. Gdzieś zniknęła radość życia. Pozostał
smutek, poczucie beznadziei i bezsilności. Czuł się dziwnie, tamto życie było
dla niego od kilku lat odskocznią. Próbował w nie ingerować wiele razy, ale
nigdy nie wywarł na nie aż takiego wpływu. Te przebłyski były zawsze pełne
ciepła, radości i przyjaźni. Na początku strasznie się tym denerwował, nie mógł
znieść tego wszystkiego. Tych śmiechów, cieszenia się małymi rzeczami. Później przyzwyczaił
się do tego i poczuł, jakby to było częścią jego samego. Wiele razy się nad tym
zastanawiał i wciąż dochodził do tego samego wniosku. To musiała być TA krew.
Krew, z której powstał. Dawała mu poznać namiastkę innego życia. Pozwalała mu
poczuć jak to jest, kiedy ma się przyjaciół, kiedy ktoś się o ciebie troszczy.
A teraz sam to zniszczył. Nie było żadnego szczęśliwego przebłysku od… no
właśnie, odkąd? Tak, to musiał być atak na Norę. To wtedy tamto życie się
zmieniło.
Miał właśnie zamiar rozebrać się i spróbować
zasnąć, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
Obok siebie usłyszał zirytowane syknięcie.
- Nie dadzą ci chwili spokoju.
- Kto tam? – zawołał, chcąc odprawić natręta.
- To ja, Severus, panie. Przyszedłem złożyć ci
raport – podła odpowiedź zza drzwi.
- A może po prostu go zjem, wtedy będziesz mógł
odpocząć.
- O nie, moja piękna, Snape jest zbyt żylasty,
jeszcze by ci zaszkodził. A poza tym, z kim mógłbym wtedy tak inteligentnie
porozmawiać? – odpowiedział w języku węży.
- No tak, wokół nas są sami kretyni. Obudź mnie,
jak już sobie pójdzie – skwitowała i położyła swoją trójkątna głowę na
pościeli.
- Wejdź, mój wierny sługo – zawołał, wstając z
łóżka i poprawiając szatę.
- Panie. Właściwie przyszedłem z raportem, ale
mamy też poważniejszy problem.
- Złe wieści? – spojrzał w czarne oczy swojego
sługi, ale nie użył legilimencji, nie było potrzeby, ostatnio Severus
wystarczająco dowiódł swojej wierności zabijając tego cholernego starca, który
myślał, że miłość go uratuje.
- Na drugi dzień po twoim wyjeździe, Panie,
zszedłem do lochów sprawdzić, co z młodą Weasley’ówną. Niestety nie pamiętam,
co się działo, odkąd zamknąłem drzwi do podziemi. Ktoś rzucił na mnie
imperio i prawdopodobnie obliviate. Niestety, zaklęcia były na tyle
silne, że nie udało mi się odzyskać wspomnień i bardzo długo trwało, zanim
przełamałem kontrolę. Obawiam się, że to był ktoś z wewnętrznego kręgu. Byłem
później na miejscu, ale nie znalazłem żadnego śladu. Nie wiem nawet, czy
dotarłem do cel. Byłem też u panny Weasley, ale spała, a ponieważ nie miałem
pewności, nie chciałem jej w to wciągać. Strażnik, który powinien pełnić wtedy
służbę, również został potraktowany obliviate, ale twierdzi, że to ja
zwolniłem go z warty. Nie wie, jak to się stało, musieli mnie zaskoczyć, a to
znowu wskazuje na kogoś zaufanego.
Słuchał tego z coraz większym gniewem. Ktoś
podniósł rękę na jego najwierniejszego sługę, i to na dodatek jego zastępcę.
Musiał odkryć, kto to był i przykładnie go ukarać. Już planował, jak to zrobić,
kiedy znowu rozległo się pukanie do drzwi.
- Może jednak ich pozjadam – usłyszał syk Nagini,
ale wiedział, że w ten sposób wyraża swoje niezadowolenie.
- Kto tam? – zapytał od niechcenia, ale zaraz
potem nakazał sobie wzmożoną czujność, kiedy usłyszał znajomy głos. – Wejdź,
opiekunie – drzwi otworzyły się i stanął w nich mężczyzna w czarnym płaszczu z
maską na twarzy. Miał ją właśnie ściągać. – Przywitaj się z bratem Severusem –
powiedział, powstrzymując jego zamiar. Niby Severus był jego zastępcą, ale
nawet on nie powinien poznać tożsamości opiekuna. W końcu jego niewolnica jest
przyjaciółką Ginewry, a wiedział, jak szybko tajemnice wychodzą na jaw. – Z
czym przychodzisz? – zapytał, kiedy chłopak skinął głową czarnowłosemu i
ponownie spojrzał na swojego Pana.
- Coś jest nie tak z Weasley. Dziwnie się
zachowuje. Nie chciała ze mną rozmawiać. Kiedy wyjeżdżaliśmy, zostawiłem ją w
bardzo dobrym stanie. Nie wiem, co mogło się stać. Skrzat, któremu nakazałem
przynoszenie dziewczynie jedzenia i ubrań powiedział, że od kilku dni nic nie
je i prawie się nie rusza z miejsca – chłopak był niemal roztrzęsiony, ale nic
dziwnego, w końcu chciał jej dla siebie.
- Kolejne złe wieści. Mam wrażenie, Severusie, że
niedługo wszystko się wyjaśni. Przyprowadź ją tutaj, opiekunie. Chcę z nią
porozmawiać – w oczach chłopaka zobaczył zaskoczenie i niepokój.
- Panie, czy mógłbym być obecny przy tej
rozmowie? – nie zawahał się. I to bardzo mu się spodobało. Dobrze, że chłopak
był zdecydowany, ale jak zwykle decyzja zapadnie dopiero podczas ceremonii. Skinął
tylko głową, a młody mężczyzna opuścił jego kwatery.
Wyciągnął z barku karafkę z ognistą. Poczęstował
Severusa i sam wychylił szklaneczkę bursztynowego alkoholu. Miał wrażenie, że
rozmowa z Ginewrą wcale nie będzie należała do przyjemnych. Opiekun wrócił po
kilkunastu minutach, przepuścił w drzwiach swoją podopieczną i zamknął je za
nimi.
Dziewczyna stanęła z wysoko uniesioną głową i
opuszczonymi rękami. Opiekun przyglądał jej się. Próbował to ukryć, ale był
zaniepokojony.
Tom Marvolo Riddle przyjrzał się uważnie obojgu.
A potem wyczarował fotel dla Gryfonki.
- Usiądź. Wezwałem cię tutaj, bo możesz mieć
istotne dla mnie informacje – starał się mówić bez nutki groźby w głosie, ale
nie za bardzo mu to wyszło. Ciągle był wściekły po rewelacjach Severusa.
Weasley patrzyła ciągle przed siebie twardym wzrokiem i nawet nie spojrzała na
fotel, który stał kilka kroków od niej. Nie przejął się tym zbytnio i
kontynuował. – Prawdopodobnie dzień po moim i twojego opiekuna wyjeździe na
misję był u ciebie Severus Snape. Widziałaś się z nim? – żadnej reakcji, nawet
najmniejszej oznaki, że słyszy co do niej mówi. Nie chciał wcześniej tego
robić, ale złość coraz bardziej w nim buzowała. – Odpowiadaj, jak do ciebie
mówię – zażądał, ale znów nie doczekał się reakcji. Powoli podszedł do niej. –
Nie zmuszaj mnie, żebym użył moich zdolności – zagroził, ale było tak, jak się
spodziewał. Dziewczyna nic nie robiła sobie z jego słów. Podchodził do niej
krok za krokiem. Jeśli nie chce po dobroci, to zmusi ją, żeby powiedziała mu,
co wie. A że coś wie – był pewien.
Był już o krok od niej, kiedy wyczuł dziwne
wibracje. To musiały być jakieś zaklęcia.
- Opiekunie – zwrócił się do zamaskowanego – czy
rzucałeś na swoją podopieczną jakieś zaklęcia, gdy była w celi?
- Tylko zaklęcie odświeżające. Nic więcej –
zastanowił się, ale wibracje były zbyt silne jak na takie zaklęcie. Podszedł
jeszcze krok. Dzieliło go od niej zaledwie kilka centymetrów. Tym razem już bez
żadnych wątpliwości mógł stwierdzić, że rzucone na nią zaklęcia w większości są
czarnomagiczne. Wibrował wokół niej ślad, który potrafili wyczuć i rozpoznać
tylko bardzo utalentowany czarodziej.
- Severusie. Rzuć sondę na pannę Weasley. Chcę
wiedzieć, jakie zaklęcia zostały na niej użyte.
Mężczyzna zaczął powoli wymieniać zaklęcie po
zaklęciu. Były to głównie zaklęcia maskujące. Ale było też kilka krępujących.
Nie zastanawiał się długo. Wyciągnął własną różdżkę. Rudowłosa nawet nie
pisnęła, kiedy jedną klątwą pozbył się jej odzieży wierzchniej, pozostawiając
ją w samej bieliźnie. Powinna krzyczeć, zakrywać się, ale nic. Już większy
protest widział oczach jej opiekuna. Nie przejął się tym zbytnio. Zaczął
zdejmować z niej czary dokładnie w takiej kolejności, jaką podał Snape, żeby
żadnego nie pominąć. Widział dokładnie, jak pięści młodego mężczyzny zaciskają
się coraz mocniej. Jak Severus skupia się na kontroli swojego oddechu, żeby
tylko ukryć własną wściekłość. Na twarzy i rękach dziewczyny pojawiało się
coraz więcej siniaków. Uda i pośladki były jednym wielkim krwiakiem. Plecy wyglądały
najgorzej. Skóra była tam otarta do krwi. Nie było tam strupa, jak na kilku
innych skaleczeniach, tylko wielka, ślimacząca się rana. Zastanawiał się, kto
jej to zrobił. Kto był tak głupi, że odważył się zaatakować jego podopieczną.
Musiał się dowiedzieć kto to, nie mógł pozwolić na taka niesubordynację.
Jeszcze nigdy wśród jego sług nie zdążyło się coś takiego. W jego głowie już
zaczynał kiełkować pomysł jak przykładnie ukarać winowajcę. Tak, by już nigdy
nikt nie odważył się tknąć jego własności.
Postanowił nie wymuszać na dziewczynie
posłuszeństwa.
- Severusie, myślodsiewnia – wydał rozkaz, a
chwilę później misa ozdobiona tajemniczymi wzorami stała przed nim na
wyczarowanym stole. – Ginewro – zwrócił się do dziewczyny – jeżeli chce pani,
by pani oprawca cierpiał tak samo, jak pani, albo nawet bardziej, proszę
pozwolić mi obejrzeć swoje wspomnienie z tamtego dnia. Nie mogę powiedzieć
wszystkim, że będzie to kara za pani krzywdę, ale ten ktoś nie posłuchał moich
rozkazów, a za to mogę ukarać go, jak tylko mam na to ochotę – a muszę
przyznać, że mam ogromną. Teraz wszystko w pani rękach. Pani musi dać mi tylko
to wspomnienie, a gwarantuję, że będzie pani mogła wymyślić część kary tego
osobnika – miał pewność, że jego wywód zadziałał, bo kiedy przyłożył
dziewczynie różdżkę do skroni, ta spojrzała mu w oczy. Była w nich tak wielka
nienawiść, że nawet niektórzy śmierciożercy nigdy nie wykrzesali z siebie aż
tyle. Ależ mogłaby rzucić pięknego crutiatusa. Szaleństwo Belli było
niczym w porównaniu do tak czystej, nieokiełznanej nienawiści. Odrywając
różdżkę od jej głowy, poczuł niewypowiedzianą satysfakcję. Będzie miał tego
idiotę i da mu taką szkołę, że do końca życia pozostaną mu ślady po jego
gniewie.
Przeniósł srebrną mgiełkę do starożytnego
naczynia. I patrzył, jak zawartość wiruje przez chwilę.
- Panie? – usłyszał za sobą głos opiekuna.
- Tak, wszyscy obejrzymy to wspomnienie –
pochylili się nad naczyniem i chwilę później wszyscy znaleźli się w lochu. Nie
było trudno zidentyfikować napastników. Idioci, nawet się nie pofatygowali
założyć masek. Pewnie myśleli, że nie zainteresuje go to, że ktoś poturbował
Weasley, w końcu była tylko więźniem. Ale nie pomyśleli też, że była bardzo
cennym więźniem, dzięki niej mógł mieć w szachu całą jej rodzinkę. Była czystokrwista
i nie należało traktować jej jak zwykłej mugolaczki. A oni? No dobrze, Avery i
Nott mogli się jeszcze jakoś tłumaczyć, byli tak pijani, że pewnie na drugi
dzień nawet nie pamiętali, co zrobili, ale Lucjusz? Jeden z jego
najwierniejszych? Nigdy wcześniej nie złamał jego rozkazów, zawsze ślepo za nim
podążał, nie zadając żadnych pytań wykonywał polecenia. Nie musiał się długo
zastanawiać, kiedy Lucjusz zaczął się zmieniać. To było wtedy, kiedy
dowiedzieli się o chorobie Narcyzy. Wcześniej, kiedy Marvolo na nich patrzył,
niemal zaczynał wierzyć, że jest coś takiego jak miłość. Ale potem? Lucjusz
zaczął się staczać… Czerwonooki nie potrzebował więcej. Miał swój dowód.
Patrzenie na cierpienie tej dziewczyny wcale nie sprawiało mu radości. Zaczynał
za to podziwiać ją za jej charakter. Nawet nie pisnęła, a przecież Malfoy bił
ją naprawdę mocno i nie patrzył wcale, gdzie padają ciosy. Usłyszał w pewnej
chwili ciche słowa od strony opiekuna, które brzmiały jak: „zabiję skurwysyna,
przysięgam, że go zabiję”. Ale nie mógł być pewien. Za dźwięki krztuszenia,
jakie wydawał, kiedy do Ginewry podszedł Nott, były jednoznaczne. Dla niego
samego to było niewłaściwe. A dla chłopaka, który pragnął tej dziewczyny dla
siebie… Lucjusz w tym czasie wyszedł z celi.
Tak się zamyślił, że dopiero po krzyku Severusa
zorientował się, że coś się zmieniło. Czarnowłosy mężczyzna aż emanował
wściekłością, choć jego twarz wydawała się spokojna, jego oczy pałały żądzą
zemsty. Krzyczał jednak nie on, ale ten drugi Severus, po drugiej stronie krat.
Chciał wyciągnąć różdżkę, ale wtedy uderzyło go w plecy zaklęcie Malfoy’a, a
zaraz później następne. Rozkaz wypowiedziany zimnym, szyderczym głosem, a
później słowa, których Weasley prawdopodobnie w ogóle nie słyszała. Słowa,
których nigdy nie spodziewałby się usłyszeć od Lucjusza.
- Zobaczysz, Severusie, już niedługo i ją będę ją
miał. Tym razem mi nie ucieknie – Malfoy chcący dotknąć szlamy…? Wtedy na
galerii myślał, że dziewczyna histeryzuje, bo Malfoy ją przestraszył, ale po
tych słowach ciągle nie mógł uwierzyć. Przecież on nigdy wcześniej z własnej
woli nie tknął szlamy końcem różdżki…
Wspomnienie skończyło się wraz z utratą przez
dziewczynę świadomości. Marvolo bez chwili wahania wskazał opiekunowi łazienkę,
miał wrażenie, że ten już długo nie wytrzyma, ale po tym, co wszyscy widzieli,
wcale mu się nie dziwił. Severus odreagowywał zupełnie inaczej. Nie bawił się w
szklanki, tylko od razu sięgnął po karafkę z ognistą. Dość szybko opróżnił ją i
odstawił, dopiero wtedy się odezwał.
- Powinienem chyba przynieść odpowiednie eliksiry
dla Ginewry – aż dziwne, że sam o tym nie pomyślał. Mimo tego, że siniaki były
już sinozielone, to plecy nie wyglądały najlepiej i trzeba było je opatrzyć. Dziewczyna nie wyglądała najlepiej. Widać było
jej zmęczenie i ból, mimo że próbowała je ukryć. Dość szybko postanowił, co z
nią zrobić. Nie chciał, żeby wracała do lochów, gdzie miałaby czekać na
Ceremonię. Powinna być pod opieką magomedyka, ale miał tylko Mistrza Eliksirów,
a ten całe dnie spędzał w pracowni nad kociołkami, więc nie mógł się nią
zajmować. Potrzebował miejsca, gdzie byłaby bezpieczna, a gdzie będzie
bezpieczniejsza, jak nie w jego własnych kwaterach? Miał przecież do dyspozycji
całe skrzydło. Apartament, który zajmował, musiał należeć kiedyś do pana domu.
Był największy i najlepiej urządzony, a do niego przylegał drugi, podobnych
rozmiarów. Prawdopodobnie należący do pani domu. Podjął decyzję, że właśnie tam
umieści Ginewrę. Wystarczy tylko założyć na tamte komnaty odpowiednie zaklęcia
i gotowe. Nie musiałby nawet wychodzić na korytarz, żeby do niej zajrzeć, bo do
tamtych pokojów prowadziły specjalne, ukryte drzwi. Zaprowadził ją tam i
powiedział, co zamierza, ale jedyną reakcją było lekkie kiwnięcie głową.
- Zostań tu. Zaraz przyjdzie Severus z lekami dla
ciebie – powiedział i zostawił ją samą. Wrócił do siebie gdzie zastał opiekuna.
- Wybacz mi, Panie, moją słabość.
- Nadal chcesz jej dla siebie?
- Tak, Panie. To niczego nie zmienia.
- Więc lepiej wymyśl coś oryginalnego na
ceremonię. A teraz już idź, wezwę cię, kiedy będziesz mi potrzebny.
Kilka minut później wrócił Severus. Miał zamiar
jeszcze z nim porozmawiać na temat tego, co widzieli i co zrobić z Lucjuszem,
ale postanowił zaczekać z tym. Musiał porządnie odpocząć, bo po tych czterech
dniach i ostatnich wydarzeniach padał z nóg. Niby był najpotężniejszym
czarnoksiężnikiem, ale ciągle był też w pewnym stopniu człowiekiem i musiał
odpoczywać. Więc zamienił z nim jeszcze tylko kilka słów na temat Weasley i
poszedł wygrzać się przy ciepłym ciele Nagini.
Oho! Ciesze sie ze dowiedzieli sie ze to malfoy. Uwielbiam to opowiadanie ale zawiodlam sie ze niebylo w tej notce nic o hermi :( no trudno, pisz pisz kochana :*
OdpowiedzUsuń-monia :)
Dobry . :) nie dziwny . fajny . :) ale szkoda mi biednej Ginny . :( jejuuu , jakie dadysty pieprzone z nich -,- ehhh .. ;c ale za to ten opiekun jest spoczko . :3 czuję że to jedt godny zaufania człowiek . lubię go i mam szczerą nadzieję , że to jednak do niego Gnin trafi :))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i czekam na nexta . ;*
Ciepłym ciele Nagini, ciekawe. Dużo się teraz dzieje i szczerze mówiąc, nie chce mi się komentować. Przy twoim najaktualniejszym rozdziale zostawię sporych rozmiarów komentarz. :)
OdpowiedzUsuńTeraz idę czytać dalej, potem chyba spać, bo grypa mnie rozkłada.
Dobre niejasności. Raz czystokrwista, potem szlama. No i zachowanie Voldemorta... Raczej nie obchodziłoby go co się stało z Ginewrą nawet gdyby została zgwałcona.
OdpowiedzUsuń