Rozdział nie był betowany. Wyszłam z wprawy. Bądźcie proszę łaskawi i bawcie się dobrze.
Oczywiście nie muszę wspominać że liczę na lawinę komentarzy? 😅
Obudziła się i od razu tego pożałowała. We śnie spowodowanym eliksirem była bezpieczna. Niestety rzeczywistość wróciła zbyt szybko. Wstała i ubrała się, ale nie była w stanie zjeść śniadania przyniesionego jej przez nieznajomego skrzata. Nie potrafiła znaleźć sobie miejsca, ściągnęła z łóżka welon i usiadła w swoim kącie. Łzy przyszły same, niechciane i nie dające ukojenia. Nie potrafiła ich powstrzymać. W końcu po wielu godzinach, wycieńczona ponownie zasnęłam, ale nawet we śnie nie znalazła ukojenia. Tym razem nie było eliksiru.
Śnił jej się Malfoy, noc kiedy stała się jego własnością. Zdjął maskę, a wtedy zalała ją fala przerażenia. Słyszała wyraźnie każde jego słowo. Pieprzony egoista. Śmiał prosić, by dokończyć ceremonię w jego komnatach. Wiedziała co by wtedy zrobił! Coś w jej świadomości szepnęło "nic", ale była zbyt przerażona by zwrócić na to uwagę. Zaraz potem wylądowała na stole przykuta łańcuchami, czuła to samo, co wtedy, kiedy ją brał. Raz za razem jej ciało rozdzierane przez niego i tylko jego twarz stawała się młodsza lub starsza, włosy krótsze albo dłuższe, ale ten wzrok, sadystyczny grymas, jej uczucia pozostawały te same. Znała już ten sen, towarzyszył jej od pierwszej nocy tutaj. Czasem przerywał go głos jej opiekuna szepczący słowa pocieszenia, jednak teraz to nie przechodziło. Trwało i trwało i wciąż widziała nad sobą jego twarz, nie krzyczała, nie mogła. Chciała, żeby to się skończyło, ale nadal go widziała. W pewnym momencie obudziła się zlana potem i zdezorientowana. Usiadła na łóżku ze zdziwieniem. Pewnie znowu ją przeniósł. Spojrzała na jego stronę łóżka, ale nie było go. Usłyszała jakiś szelest, ale zobaczyła tylko wiekowego skrzata domowego.
Panienka miała koszmary. Tyranka przyniosła kolację. Panienka zje. - Ginny pokręciła tylko głową, jakiś obraz próbował wypłynąć z jej pamięci, ale nadal widziała tylko wykrzywioną twarz Malfoya, to co mówił miało chyba jakieś znaczenie, ale nie potrafiła przypomnieć sobie słów. - łzy same pociekły po jej twarzy. Nie miała siły ich powstrzymywać.
Panienka zje, panicz Draco prosił, żeby Tyranka przygotowała panienkę do ślubu. Trzeba zacząć już dzisiaj. Tyranka musi się zająć panienki włosami i twarzą. Tyranka przyniosła eliksiry od pokoleń stosowane przez każdą lady Malfoy. - Ginny już chciała odprawić natrętnego gościa, ale jej żołądek domagał się czegoś do jedzenia, w końcu nie tknęła śniadania ani obiadu. Zjadła trochę a potem pozwoliła by skrzatka posadziła ją na fotelu. Ginny nie protestowała kiedy stworzenie delikatnie rozczesało jej włosy. Przez krótką chwilę zapomniała gdzie się znajduje i wyobraziła sobie, że jest z nią mama. Odprężyła się trochę, ale nie pozwoliła sobie na zatracenie we wspomnieniach. Nie chciała znowu czuć że traci rozum. Zabiegi skrzatki trwały i trwały a myśli Ginny błądziły swobodnie po ostatnich wydarzeniach. To jednak nie sprawiło, że poczuła się lepiej. Wręcz przeciwnie jej strach tylko się wzmagał. Miała wrażenie jakby jego krew ciągle była na jej rękach. Próbowała go zabić. Gdyby jej się udało… właściwie nie wiedziała dlaczego jej się nie udało. Celowała wprost w jego serce.
Kolejne dwie noce minęły jej niemal w jednostajnym rytmie, kładła się spać w kącie. Znowu śnił jej się ten sam koszmar. Budziła się, kiedy skrzatka przenosiła ją na łóżko. Ginny nie potrafiła zasnąć tam ponownie. Znowu szła do swojego kąta. Sen przychodził wraz z koszmarem. Znowu budziła się kiedy Tyranka interweniowała. I tak kilka razy w ciągu nocy. Ginny była wyczerpana.
W dzień ponad paplaniną Skrzatki nasłuchiwała każdego odgłosu, lada chwila spodziewając się przybycia Malfoya. Czuła się osaczona. Nie wiedziała jaką karę jej wymierzy, po tym co zrobiła. Czekanie na jego reakcję sprawiało, że nerwy miała napięte do granic wytrzymałości. Na domiar złego, co dzień czekała ją kolejna seria zabiegów, już nie tylko twarz i włosy, ale reszta ciała z naciskiem na odkryte fragmenty skóry były poddane działaniom różnorakich specyfików. Ginny czasem traciła cierpliwość nie chciała słuchać o tym jaki ród Malfoy'ów jest wielki i jak powinna się zachowywać by nie zhańbić tego nazwiska, jednak w Tyrance było coś tak władczego, że nie protestowała gdy ta wymyślała coraz to nowe zabiegi i gadała bez przerwy. W końcu Ginny była tak psychicznie wycieńczona, że poprosiła skrzatkę by ta nie przenosiła jej na łóżko. Za każdym razem koszmar zaczynał się od nowa. Miała nadzieję, że tym razem po prostu go przeczeka, i może wypocznie chociaż odrobinę. Kiedyś przecież to musi się skończyć.
Zabrała ze sobą welon i po krótkim wahaniu również książkę od Malfoya. W niewyjaśniony sposób czytanie jej dawało ukojenie i chwilę ucieczki od natrętnych myśli. Usiadła w kącie i otuliła się jedwabistymi zwojami. Otworzyła książkę by trochę poczytać, ale już po kilku stronach powieki zaczęły jej opadać. Sen przyszedł szybko i tak samo szybko pojawiła się w nim ta znienawidzona twarz.
Wiedziała, że śni, ale nie potrafiła się uwolnić. Był tam, obaj tam byli.
Malfoy ściągnął maskę podczas ceremonii.
Malfoy w lochu.
Malfoy nad nią.
Jego wściekła twarz i słowa które mówi.
Malfoy w lochu.
Malfoy nad nią.
Malfoy w ich komnatach tuż po jej ataku.
Malfoy w lochu.
Malfoy atakujący Hermionę w komnatach Marvola.
Malfoy podczas ceremonii.
Malfoy i jego wściekłe słowa “Świat nie kręci się wokół ciebie”.
Malfoy w trakcie pojedynku ze Snape’em.
Malfoy podczas ceremonii “ Panie, skoro oddałeś mi ją na żonę, chciałbym prosić o odrobinę szacunku dla mojego nazwiska i dokończenie obrzędu w moich prywatnych kwaterach”
Malfoy w lochu.
Malfoy nad nią.
Malfoy siedzący w fotelu naprzeciw niej “Próbowałem temu zapobiec”.
Malfoy w lochu.
Malfoy trzymający ją w ramionach “wypowiedz moje imię”. Jej drżącą odpowiedź. “Draco”
Malfoy nad nią.
Malfoy… Draco dający jej książkę z lekkim uśmiechem na ustach.
Malfoy tuż po pojedynku ze Snape'em.
Draco w restauracji “Kiedy zamierzasz wymazać moje wspomnienia - Wkrótce kochanie. Już wkrótce”.
Oni w salonie “ To nie ja cię porwałam i trzymam wbrew twojej woli. - Ja cię nie porwałem. Staram się utrzymać cię przy życiu”.
Malfoy w lochu.
Draco obserwujący jak je lody “są zimne jak twoje serce, Malfoy - Ale wystarczy trochę ciepła i się rozpuszczają. Sądzisz, że z moim sercem jest podobnie?”
Malfoy w komnatach Marvola.
Ona pod Veritaserum “Nie chcę wychodzić za Malfoya. - Wychodzisz za mnie, za Draco! - Ty jesteś Draco Malfoy. On jest tobą, ty jesteś nim....
Draco trzymający ją w ramionach. “wypowiedz moje imię”.
Draco wychodzący z sypialni po jej słowach “Żaden z was, przeklętych Malfoy'ów, mnie już nigdy nie dotknie! Prędzej się zabiję. - Mam na imię, Draco.
Malfoy w lochu.
Jej słowa “Ty jesteś Draco Malfoy. On jest tobą, ty jesteś nim”... Ale… przecież to nie prawda!
***
Tyranka obserwowała młodą panienkę gdy ta spała. Koszar znowu targał duszą panienki. Skrzacie serce Tyranki ściskało się na ten widok, ale nie mogła nic zrobić. Panienka zakazała się budzić a i sama skrzatka widziała, że jej wysiłki z poprzednich nocy zdały się na nic. Nie potrafiła pomóc, ale chyba nie mogła też już bardziej zaszkodzić. Usiadła obok Ginny i zaczęła nucić melodię z dawnych czasów, tak dawnych, że niewiele skrzatów już je pamiętało. Chciała jej po prostu pokazać, że nie jest sama. Skrzatka zamknęła oczy by skupić się na rytmie który niósł ze sobą ukojenie, spokój i wiarę że wszystko będzie dobrze. Z każdym wyśpiewanym taktem czuła, że coś w niej narasta. Otworzyła oczy by ujrzeć welon spowity iskrami magii… Było też drugie źródło magicznego blasku panienka ściskała je jak ostatnią deskę ratunku. Tyranka otworzyła szerzej oczy. Jak mogła nie poznać tej książki? Należała przecież do jej ukochanej pani Narcyzy Malfoy a wcześniej do jej teściowej Alix i jej teściowej. Ta książka była w posiadaniu każdej Lady Malfoy od kilku wieków. Dwa przedmioty o wielkiej mocy… Tyranka nagle zrozumiała co musi zrobić. Zaczęła śpiewać głośniej. Pozwoliła tej prastarej melodii ponieść swój głos. Jej ręce poruszały się w skomplikowanym tańcu. Iskry zapłonęły mocniejszym blaskiem. Zaczęły się poruszać, mieszać ze sobą i otaczać śpiącą postać. Skrzatka nie ustawała. Panienka nadal poruszała się walcząc z koszmarem ale nie tak gwałtownie jak wcześniej. Nagle wszystko się urwało a dziewczyna otworzyła oczy.
- Tyranko
- Tak panienko? - odpowiedziała że ściśniętym gardłem.
- Nie przenoś mnie na łóżko. - skrzatka była w stanie tylko pokiwać głową. Kolana się pod nią ugięły, była wyczerpana jak nigdy przedtem, nie była w stanie się podnieść ani powiedzieć czy pradawny rytuał który wykonała pomoże jej paniczowi czy wręcz przeciwnie.
***
Dwa dni przed ślubem skrzaty przekazały jej, że Draco przyjdzie żeby zabrać ją na ostatnią przymiarkę sukni. Propozycje kreacji dla Hermiony były już gotowe, musiała tylko wybrać jedną z nich. Właściwie prawie wszystko już było gotowe do tego strasznego dnia. Wszystko poza nią samą. Przed ślubem będzie się nimi zajmowała cała chmara czarownic: fryzjerki, kosmetyczki, krawcowe, kwiaciarki i sama już nie wiedziała kto jeszcze. Westchnęła głęboko czując rezygnację. Założyła przygotowaną dla niej szatę. Zaczęła niezdarnie zaplatać włosy w jedną z fryzur z poradnika. Miała spotkać Malfoya… Draco, pierwszy raz od jej ataku na niego. Zupełnie nie wiedziała czego ma się spodziewać ani jak ma się zachować. Starała się ułożyć fryzurę, ale bez spinek niewiele mogła zdziałać. Ręce jej drżały.
Tyranka pomoże. - nagle pojawiła się za nią skrzatka i bez problemu poradziła sobie z jej włosami - panienka poczeka - stworzenie zniknęło na dobrych kilka minut wróciło z kilkoma pudełeczkami i Psotką. Mała skrzatka wciąż patrzyła na nią nieufnie, ale zrobiła jej delikatny makijaż. Potem na jej uszach i nadgarstku zabłysnął filigranowy komplet biżuterii. - Teraz panienka wygląda jak przyszła Lady Malfoy. Tylko panienka pamięta proste plecy, głowa wysoko.
Ginny wstała i wzięła głęboki oddech. Spojrzała przez okno. Dzień był wręcz gorący. Będzie dobrze, starała się uspokoić, ale ręka sięgająca do klamki nadal drżała. Otworzyła drzwi do salonu i stanęła w pół kroku. Był tam, stał opierając się o parapet okna. Kiedy na nią spojrzał wyglądał na zaskoczonego, a potem na jego twarzy zagościł wyraz jakiego wcześniej nie widziała. Czy to wykrzywienie warg mogło być uśmiechem? Czy mógłby uśmiechać się na jej widok? Co za głupie myśli.
- Wyglądasz inaczej. Gotowa? - to chyba nie był komplement, ale przecież nie oczekiwała ich od niego. Kolejna głupia myśl. Patrzył na nią tak intensywnie. Czego oczekiwał, czego ona oczekiwała?
- Nie. - odpowiedziała krótko nie potrafiąc znaleźć słów.
- Musimy już iść. - jego głos był zaskakująco łagodny. Odsunął się od okna i podszedł kilka kroków. Spuściła wzrok na swoje ręce czuła potrzebę cofnięcia się, ale nie zrobiła tego. Zebrała się na odwagę i podniosła głowę by ponownie napotkać jego uważne spojrzenie.
- Nie wiem czy powinnam zabrać welon. - mimo wszystko głos jej zadrżał. Nie chciała tego robić, nie chciała się z nim rozstawać. Był jej jedynym połączeniem z rodziną.
- Sądzę że powinnaś fryzjerki muszą go zobaczyć i zadbać o coś co będzie go trzymać we właściwym miejscu. - kiwnęła głową rozczarowana i wróciła do sypialni, otworzyła eleganckie pudełko, w które Tyranka zapakowała delikatną materię. Chciała jeszcze raz pogładzić sploty. Poczuć pod palcami każdy szczegół skomplikowanych ściegów, pożegnać to uczucie które towarzyszyło jej za każdym razem kiedy miała go w dłoniach.
- Nie musisz go tam zostawiać jeśli nie chcesz. - drgnęła zaskoczona słysząc jego głos zdecydowanie zbyt blisko. Nawet nie zauważyła kiedy podszedł. - Zabierzemy go ze sobą kiedy będziemy wracać. - zaskoczenie i wdzięczność mieszkały się ze sobą kiedy na niego spojrzała, nie była w stanie wydusić słowa więc tylko przytaknęła. Nie spodziewała się by mógł zrozumieć, a jednak. Do tego nie wyśmiał jej i nie kazał na złość jej zostawić welonu u krawcowej czego się bardziej spodziewała.
Tym razem przenieśli się kominkiem bezpośrednio do sklepu. Najpierw zadbali o sukienkę dla Hermiony. W poradniku napisane było jak powinna wyglądać strój druhny; kolory jasne, raczej pastelowe na pewno nie krzykliwe. Ginny wybrała błękitną, długą do ziemi, lejącą się sukienkę z dekoltem w kształcie litery V i sporym rozcięciem materiału na spódnicy jej przyjaciółka chodziła ostatnio w podobnych i wyglądała świetnie… a raczej w podobne ubierał ją Snape. Suknia została tak zaczarowana by dopasowała się do sylwetki noszącej za dodatkową opłatą oczywiście.
Potem poszli do banku Gringotta tam w niewielkim biurze podsunięto jej jakieś papiery do podpisu. Spodziewała się intercyzy więc złożyła podpis nie poświęcając dokumentowi uwagi. Kiedy goblin zostawił ich na chwile samych Draco odezwał się.
- Następnym razem wolałbym żebyś czytała co podpisujesz. - musiało jej się coś zupełnie pomieszać bo wydawało jej się że słyszy w jego głosie rozbawienie.
- Po co? Nie mam majątku, którym mógłbyś być zainteresowany.
- Teraz już masz. Naszą skrytkę otwiera goblin dlatego nie dostałaś swojego klucza.
- Naszą? - wydusiła.
- Nie myślałaś chyba, że ty zupełnie nic nie zyskujesz na tym małżeństwie co? - znowu miała wrażenie że jest rozbawiony. Czyżby się z nią droczył? Chyba powinna utrzeć mu nosa. W co on gra?
- Twoje pieniądze są dla mnie właśnie tym. Niczym. - w tym momencie powinien się zdenerwować i porzucić tę maskę. Jego uśmiech jednak tylko się poszerzył.
- To nie tylko pieniądze…
- Co jeszcze tam trzymasz, stado węży? - zadrwiła ale i to nie zadziałało by wyszedł z niego prawdziwy Malfoy.
- Między innymi. - odpowiedział z przekorą jakby to był ich wspólny żart.
Podróż do skarbca Malfoyów upłynęła jej na próbie odsunięcia się od Draco w ciasnym wagoniku. Zajmował zdecydowanie za dużo miejsca. Czuła każdy jego ruch. Nigdy też nie była tak głęboko pod bankiem Gringotta. Wolała nie myśleć jak dużo ziemi ma na sobą. Kiedy w końcu wysiedli owiał ją gorący podmuch. W mrokach korytarza coś się poruszyło i wydało gardłowy warkot. Ginny rozejrzała się gorączkowo szukając źródła tego dziwnego zjawiska. Cofnęła się o krok zaskoczona potknęła się i poczuła że wpadła na coś.
- To tylko smok - usłyszała głos Draco tuż za sobą. Cała zesztywniała kiedy ją złapał i objął ramionami, żeby pomóc złapać równowagę, roześmiał się miękko - uciekając przed jednym wpadasz wprost w ręce drugiego. - puścił ją kiedy tylko odzyskała równowagę. Nie odpowiedziała zmieszana jego bliskością i tym jak zareagowała kiedy się zaśmiał, zrobiło jej się dziwnie ciepło, miała ochotę uśmiechnąć się w odpowiedzi, ale zdusiła w sobie to dziwne uczucie. To tylko jego gra. Ostrożnie przeszła kilka kroków i osłupiała kiedy weszła za min do skrytki. Poukładane w równe stosy złoto zajmowało jedną czwartą objętości wielkiej komnaty. Resztę wypełniła niezliczoną ilość gablot z cennymi artefaktami. i wszędzie, dosłownie wszędzie były węże. Ten motyw był namalowany, wyrzeźbiony, wyhaftowany na wszystkim na czym się tylko dało. Czując się jak intruz stała pośród całego tego bogactwa i patrzyła jak M… Draco otwiera gablotę po gablocie i szuka czegoś. Ścianę przed nim z każdą wyciągniętą szufladą zalewałuy tysiące świetlnych refleksów. Po kilku chwilach obejrzał się szukając jej wzrokiem.
- Podejdź - jego głos był stanowczy, ale łagodny. Na twarzy błąkał się zadowolony uśmieszek i setki maleńkich tęcz. Jak zahipnotyzowana ruszyła w jego stronę. Z każdym krokiem kątem oka wyłapywała coraz wyraźniej blask setek kamieni szlachetnych jednak nie potrafiła oderwać wzroku od jego oczu. W końcu kiedy stanęła tuż przy nim to on zerwał ten kontakt i wskazał jej ogrom klejnotów spoczywających w wyściełanych aksamitem szufladach. Czuła się oszołomiona.
- Wybierz coś na nasz ślub. - jego słowa dotarły do niej dopiero po chwili kiedy odszedł i zaczął przeszukiwać inne witryny. Bała się dotknąć tego ogromu bogactwa a co dopiero nosić coś z tych rzeczy? Jednocześnie coś w jej umyśle drgnęło. "Jedną z najważniejszych tradycji w rodach czystej krwi jest wybór biżuterii dla panny młodej. Matka Pana młodego sama dobiera klejnoty i daruje je swojej przyszłej córce jako wyraz akceptacji.. “
- Ja nie mogę, nie powinnam…
- Oczywiście, że możesz. - widziała jak się spiął na jej słowa. Zdała sobie sprawę, że on spodziewa się kolejnego ataku z jej strony. Zanim zdążyła wytłumaczyć cokolwiek kontynuował nie ukrywając już irytacji. - Sam bym to zrobił, ale nie widziałem twojej sukni. Po prostu weź jakiś diadem i cokolwiek co ci się spodoba. Za pół godziny powinniśmy być w butiku.
-;Rozumiem. Wybiorę sama. - kiwnął tylko i wrócił do swoich poszukiwań. Miała wielki dylemat patrząc na te wszystkie klejnoty. Korciło ją żeby wybrać coś czerwonego, ale zrezygnowała, nie chciała też zieleni chociaż zdawała sobie sprawę że pięknie współgrała by z jej rudymi włosami. Zdecydowała się w końcu na neutralne białe kamienie, nie chciała nawet myśleć, że to mogą być brylanty. Wybrała diadem, delikatną kolię w kwiatowym wzorze i maleńkie kolczyki. Wyjęła klejnoty i ułożyła w przygotowanych przez goblina pudełkach. Pozamykała gabloty w których było też mnóstwo innej biżuterii spinki, bransoletki, pierścionki… i tylko przez chwilę przemknęło jej przez myśl, czy nie powinna jakiegoś od niego dostać? Nie miało to jednak dla niej większego znaczenia. Odwróciła się i oznajmiła, że skończyła. Draco podszedł i ledwo rzucił okiem na jej wybór.
- Możemy ruszać dalej. Gdybyś chciała sama wziąć coś ze skrytki po prostu poproś jednego z goblinów. Wszystko tu jest twoje. To stado węży też. - wyglądało na to, że jej brak oporu przywrócił jego dobry humor. Ona jednak nie potrafiła się odprężyć. Drogę powrotną spędziła dokładnie tak samo jak poprzednio. Dopiero kiedy wydostali się z podziemi poczuła chwilową ulgę. Jednak dręczyło ją ciągle pytanie jaką karę dla niej przewidział. Czy to będzie coś paskudnego jeśli on jest w tak dobrym nastroju?
Potem wszystko działo się tak szybko, jakby bez jej udziału. W salonie sukien została ubrana i uczesana, założyła gotowe buty, nałożono jej welon, diadem i resztę klejnotów. Stała przed lustrem, a wszystkie oczy patrzyły na nią z zachwytem. Miała ochotę wykrzywić wargi w pogardliwym grymasie, ale na twarzy miała przyklejony uśmiech. Kukła. Patrzyła na siebie i czuła się pusta. Słyszała każde westchnienie nad jej suknią, każdy szept opisujący piękno i bogactwo jaki wychodził z ust tych ludzi, a potrafiła tylko nimi pogardzać. Oni nie wiedzieli czym jest prawdziwe piękno, czym jest prawdziwe bogactwo. Za dwa dni pójdzie tak do ślubu, będzie jeszcze więcej westchnień, więcej szeptów, ale nie będzie najważniejszego nie będzie miłości.
Poczuła się sobą dopiero kiedy w końcu mogła z siebie zdjąć to przebranie. Mal… Draco tak jak obiecał kazał na powrót zapakować welon. Zmniejszył pudełko i zabrał ze sobą. Poszli na obiad w to samo miejsce co poprzednio. Tym razem jadła ze smakiem i nie trzeba jej było namawiać. Towarzyszyło jej jednak dziwne wrażenie jakby ktoś ją obserwował. Ktoś poza jej przyszłym mężem który zerkał na nią co chwilę. Zaczęła się dyskretnie rozglądać i w końcu dostrzegła źródło tego uczucia. W kącie sali jakaś dziewczyna patrzyła na nią intensywnie. Ginny jej nie znała, na pewno nie z Hogwartu. Czym sobie zasłużyła na jej uwagę? Po kilku chwilach Draco spostrzegł, że coś jest nie tak. Nachylił się nad stołem i zaczął mówić na tyle cicho by tylko ona mogła go słyszeć.
- Co się dzieje? Coś cię zaniepokoiło? - jak łatwo ją rozgryzł, ale rzeczywiście czuła się niespokojna a po tym co Draco powiedział jej o Averym uznała, że lepiej mówić szczerze.
- Tamta kobieta gapi się na mnie. Nie znam jej. -
Draco odwrócił się momentalnie łapiąc wzrok kobiety, a wtedy ta zorientowała się że sostała przez niego przyłapana niemal zerwała się z miejsca i w zaczęła przyzywać kelnera chcąc jak najbardziej opuścić lokal.
Jest o ciebie zazdrosna.
- O kogo? - on chyba z niej kpił.
- O ciebie i o mnie, nie wiesz, że wychodzisz za najlepszą partię czarodziejskiego świata? Ona chciałaby być na twoim miejscu kochanie. - ujął jejdłoń i zaczął gładzić ją kciukiem. -Spokojnie ona ci nie zagraża - dodał ciszej puszczając do niej oko.
- Nie mam pojęcia kto ci nagadał takich głupot. Chyba coś ci się pomieszało. Na pewno jest jeszcze masa lepszych kawalerów… - Teraz to ona się z nim droczyła? Chciała mu dokuczyć? A może lepiej poznać? - I nie czuję się zagrożona. - dodała po chwili ciszek. Nigdy wcześniej nie myślała o tym że inna kobieta mogłaby chcieć wziąć z nim ślub. Mogłaby go pragnąć a nawet o nim marzyć, kiedy ona sama nie chciała. Gdyby okoliczności były inne może też by o nim marzyła…
- Możesz się śmiać, ale to prawda. Jest masa kawalerów, ale żaden nie jest tak dobry jak ja. - to nie była czcza przechwałka. On doskonale znał swoją wartość a jednak żenił się właśnie z nią. Z Ginny Weasley, biedaczką, prostaczką, kimś odartym z honoru. Jedyna pociecha w tym że ich społeczność nie znała całej prawdy.
- Poszła sobie. - Ginny śledziła ją wzrokiem, aż zniknęła za rogiem - Znasz ją? To dla niej to przedstawienie? - Nie zdziwiłaby się gdyby tak było dziewczyna była przepiękna i nie trzeba było znawcy by wiedzieć, że pochodzi z jakiegoś wpływowego rodu. Więc dlaczego nie wybrał właśnie jej? Być może ta nieznajoma też się nad tym zastanawiała.
- Trochę tak i trochę tak, ale jest tu jeszcze jeden pismak który nas obserwuje. Nie rozglądaj się tylko się uśmiechnij, kochanie. To nic nadzwyczajnego w przeszłości ciągle za mną łazili i to pewnie się nie zmieni. To trochę wkurzające, ale zwykle robią to z daleka więc można się przyzwyczaić. Ty też się przyzwyczaisz.
- Jeśli mam się uśmiechać będę sobie wyobrażać, że urywam ci głowę jak modliszka – roześmiał się.
- Jeśli chcesz być jak modliszka to bądź w pełni... wiesz w takcie czego modliszka urywa samcowi głowę? - zarumieniła się jak burak i miała zamiar już nic nie odpowiadać jednak coś ją dręczyło. Musiała w końcu o to zapytać.
- Jaką karę dla mnie wymyśliłeś? - jej głos był słaby i drżał starała się nie brzmieć jakby za chwilę miała się rozpłakać, co jej nie wyszło.
- Za urwanie głowy? - zachowywał się jakby nie wiedział o co jej chodzi. Uśmiechał się zachowywał zupełnie swobodnie.
- Za ten nóż. Nie powiesz mi chyba, że o tym zapomnisz. Wolałabym wiedzieć co mnie czeka. - czy on zdawał sobie sprawę że ją dręczy i specjalnie przedłużał tę sytuację?
- Nie raczej nigdy o tym nie zapomnę. - odpowiedział po chwili zastanowienia - Chyba byłem bardzo bezmyślny skoro dałem się tak zaskoczyć. - jego spojrzenie stało się bardziej uważne i skupione na niej. - Ginny nie mam zamiaru Cię karać za moje błędy. Powinienem był zauważyć ten sztylet zanim w ogóle miałaś szansę go znaleźć. Rozumiesz? - chyba oczekiwał potwierdzenia więc skinęła krótko głową. - Na twoim miejscu pewnie też bym spróbował. - patrzyła na niego nie potrafiąc znaleźć słów. Czy to na pewno jest gra? Spuściła wzrok na ich nadal splecione dłonie. Kiedy zdała sobie sprawę że gładził ją uspokajająco. Tłumaczyła sobie, że nie wyrwał się, żeby nie robić scen ale czy na pewno? Zanim zdążyła podjąć decyzję czy powinna zabrać rękę odezwał się. - Skończyłaś jeść? - była w stanie tylko przytaknąć. - Więc chodźmy.
***
Kolejnym przystankiem tego dnia było Malfoy Manor. Przenieśli się tam by odnieść klejnoty i sprawdzić jak idą przygotowania. Niestety szły pełną parą. Ginny zauważyła, że wszystkie sprawy Draco załatwiał sam. To znaczy miał sztab ludzi, którzy byli odpowiedzialni za konkretne zadania jednak nigdzie nie widziała tej jednej osoby której się spodziewała. Dlatego kiedy zostali na chwilę sami po prostu zapytała.
- Czy twoja mama nie zgadza się na nasz ślub? - myślała o tym od pobytu w skarbcu. Jego postawa diametralnie się zmieniła. Spiął się i spojrzał na nią twardo. Złapał ją za nadgarstek i ignorując wszystkie jej pytania poprowadził ją przez park do ogromnej altany. Odezwał się dopiero kiedy byli tuż przed wejściem.
- Chcesz znać jej zdanie? Zapytaj ją sama. Jest tam. Jeśli ci odpowie możesz mi przekazać co o tym wszystkim sądzi. - zostawił ją na środku ścieżki i odszedł kilka kroków nie patrząc na nią. Ginny nie wiedziała jak powinna zareagować. Powoli weszła do wielkiej drewnianej konstrukcji oplecionej pędami białych róż jednak zamiast zastać tam kogokolwiek na środku stał sarkofag z białego marmuru. Na nim wyryte było nazwisko i data śmierci Narcyzy Malfoy. Zaskakująco niedawna data śmierci. Wzrok jej się przez chwilę zaszklił. Nigdy o niej nie wspominał, ale myślała, że po prostu nie rozmawiali na tyle dużo albo Narcyza nie zgadza się na ten ślub. Informacja o jej śmierci zupełnie nią wstrząsnęła. Z jej piersi wyrwał się szloch. Nawet sobie nie wyobrażała jak bolesna musi być strata matki. W jej głowie zrodziło się tak wiele pytań. Jak zmarła? Czy była blisko z synem? Jak on to przeżył. Nie mogła się zdobyć na to żeby stamtąd wyjść i stanąć z nim twarzą w twarz. Dopiero po kilkunastu minutach była gotowa zmierzyć się z jego złością. Przejechała opuszkami po wygrawerowanej dacie.
- Spoczywaj w pokoju.
Zmrużyła oczy kiedy wyszła na pełne słońce. Patrzyła przez chwilę na swojego przyszłego męża. Stał w tym samym miejscu nadal się nie odwrócił mimo, iż była pewna że słyszał jak podchodzi. Stanęła na tyle blisko na ile była w stanie. Dzieliło ich kilka kroków.
- Odpowiedziała ci? - jego głos zdradził, że był bardziej smutny niż wściekły. Wyciągnęła rękę jakby chciała chwycić jego dłoń. Zrobiła jeszcze krok w jego kierunku, ale w ostatniej chwili się zawahała. Za blisko. Wciąż nie czuła się pewnie, nie miała pojęcia jak zareaguje.
- Draco, przepraszam. - głos jej się prawie załamał. Pierwszy raz zwróciła się do niego po imieniu, kiedy byli sami i nie wymagała tego sytuacja. Czy on też to zauważył? Westchnął i pokręcił lekko głową.
- Nie mogłaś wiedzieć. Chociaż mój ojciec chyba wspomiał o tym podczas ceremonii Hermiony nie sądzę żebyś to pamiętała. On… nie podał tej informacji publicznie i ucinał wszystkie plotki. Mi też nie pozwolił o tym mówić nikomu spoza rodziny. Jego rozkazy są wiążące. Mogłaś jednak sama to odkryć. - Ginny widziała jego poruszenie pomimo tego jak usilnie starał się kontrolować emocje i głos. Powinien teraz nosić żałobę a nie szykować wesele. Natychmiast stanął jej przed oczami Lucjusz. Czy doszedł do siebie? Chyba nie pojawi się na ślubie ale w takim razie… Jakiś impuls zmusił ją żeby zadać kolejne pytanie.
- Kto będzie z twojej rodziny? - miała nadzieję, że nie zdenerwuje go nim jeszcze bardziej. W końcu się do niej odwrócił.
- Bellatrix od strony Blacków, a ze strony Malfoyów dwie wiekowe ciotki.
- Masz jeszcze jakąś inną rodzinę? - chyba bardziej chciała wiedzieć czy ma jeszcze kogoś bliskiego. Kogoś na kogo mógł liczyć w każdej sytuacji tak jak ona. Czy został sam?
- Kuzynów z drugiej linii, mieszkają w ameryce, nie utrzymujemy kontaktów. Liczą, że szybko umrę i przejmą majątek. - tym razem mówił to zupełnie bez emocji. Jakby to go w ogóle nie obchodziło. Był ostatnim dziedzicem swojego rodu żyjącym w Anglii. Matka nie żyła, ojciec był pokiereszowany z jej winy. Jak on to wszystko znosił? W gardle miała gulę.
- Przykro mi. - wzruszył tylko ramionami na jej słowa.
Chwilę milczała nie wiedząc co może mu na to odpowiedzieć. Rozejrzała się podziwiając piękno ogrodów w Malfoy Manor. Musnęła palcami jeden z kwiatów róży posadzonych przy ścieżce. Miał idealnie biały kolor. Zaczęła oddychać spokojniej odprężając się. Świeże powietrze i słońce zawsze dobrze na nią działało. Dlatego też tak bardzo kochała latanie.
- Pięknie tu, możemy tu trochę zostać? Chciałam…
- Nie - uciął jej prośbę - chodźmy już. - Nie zaprotestowała kiedy splótł ich palce i poprowadził ją z powrotem do dworu. Chciał ją z powrotem zamknąć w tej klatce. Była zła na siebie, bo przez chwilę zapomniała z kim ma do czynienia. Im bliżej byli budynku tym więcej oczu na nich patrzyło, czuła to. Oboje to wyczuwali mimo, że ludzie wydawali się wykonywać swoje obowiązki zupełnie normalnie. Draco spojrzał na nią w końcu, uśmiechnęli się do siebie sztucznie, na pokaz i poszli do najbliższego kominka by przenieść się do McNair Manor.
***
Idąc do dworu Draco zdał sobie sprawę, że zepsuł tę lekką atmosferę, którą starał się wytworzyć między nimi tego dnia. Dał się ponieść chociaż właściwie powinien się spodziewać jej pytania o matkę. Gdyby żyła pewnie już dawno by je sobie oficjalnie przedstawił. Musiał jakoś odbudować to kruche porozumienie. Nie mógł pozwolić by znowu zobaczyła w nim Lucjusza, nie chciał tego. Nie mógł jednak się powstrzymać. Nie miał pojęcia co go podkusiło. Kiedy znowu znaleźli się w jego prywatnych komnatach w McNair Manor nie wypuścił jej od razu z objęć tak jak zwykle. Chciał tylko sprawdzić jej reakcję.
- Widzę, że nie możesz się ode mnie oderwać kochanie. - powiedział z lekką kpiną kiedy wyrwała się z jego objęć i chciała odsunąć się jak najdalej. Nagle przystanęła w pół kroku jakby ją zmroziło.
- Prosiłam, żebyś tak do mnie nie mówił. - rzeczywiście wspominała o tym ale dlaczego to ją tak męczyło? Jej głos był stanowczy, jej postawa również, nie kuliła się mimo iż był tak blisko. Od bardzo dawna jej takiej nie widział. Dzisiaj zachowywała się inaczej niż wcześniej. Udało im się w miarę normalnie porozmawiać. Nawet wymienić uszczypliwości co go cieszyło chyba jeszcze bardziej niż sama rozmowa. Być może kiedyś jeszcze wróci tamta Ginny która naprawdę urwałaby mu głowę. Chciał wykrzesać z niej choć odrobinę dawnego ognia. Odkąd jej nie widział przestał podawać jej eliksir Snapea, mimo że obawiał się pogorszenia jej stanu. Wyglądało na to że nic takiego się nie stało. Wręcz przeciwnie. Jej charakter w końcu zaczął dawać o sobie znać. Podszedł powoli jeszcze bliżej, zachowując tylko niewielki dystans.
- Owszem, ale nie wyjaśniłaś dlaczego. - czemu akurat to jej tak bardzo przeszkadzało? Żadne inne jego słowa nie wywołały jej protestu chociaż nie raz widział go w jej oczach tak jak przed chwilą kiedy chciała zostać w rezydencji. Może zrozumiała w końcu, że to on jest jedynym spadkobiercą tej fortuny?
Czekał na jej reakcję. Powoli jakby musiała się nad tym zastanowić odpowiedziała.
- W twoim sposobie wymawiania tego słowa nie ma żadnych pozytywnych uczuć. Zwykle jest tylko kpina. To w twoich ustach puste słowo. - odwróciła się i dostrzegł w jej oczach ból i zaskoczenie kiedy zorientowała się jak blisko niej się znajduje, ale nie cofnęła się. Draco od rana miał wrażenie jakby ona nadal była pod wpływem Veritaserum. Mówiła to co myśli nie zważając na nic. To ponure milczenie i wymuszanie na niej każdego słowa zastąpiła szczerość. Co przyjął z zaskoczeniem. Widocznie nie obchodziło jej co on sobie pomyśli. Jej strach jakby również się zmniejszył. Zwłaszcza kiedy powiedział jej, że nie będzie żadnej kary. W tym momencie nie zastanawiał się co robi. Po prostu podążył za instynktem.
- Być może powinienem się bardziej postarać. Podpowiedz mi jakie uczucia powinienem tam włożyć i zobaczymy jaki będzie efekt.
- Szacunek, czułość, miłość, tęsknotę, oddanie, - z każdym jej słowem przysuwał się jeszcze odrobinę bliżej - ale nie uda Ci się bo nic takiego między nami nie ma. - zadarła głowę i spojrzała na niego hardo
- zawsze możemy poudawać kochanie. - podniósł rękę do jej twarzy. Delikatnie musnął policzek uważnie obserwując jej twarz. Pogładził kciukiem dolną wargę dziewczyny. Czuł jak niemal niezauważalne drży. W jej oczach widział jeszcze większe zaskoczenie czaił się też strach ale nie cofnął się chciał żeby się z nim oswoiła, nabrała przekonania że nic jej nie grozi. Miał ogromną ochotę ją pocałować. Wcześniej sądził, że będzie musiał wymyślać powody, żeby to zrobić. Teraz ze zdziwieniem stwierdził, że musiał się hamować. Pochylił się lekko.
- Nie rób tego. - szepnęła, ale ona też się nie cofnęła. Nie wiedział o co dokładnie jej chodzi czy ma przestać jej dotykać a może czuła na co ma ochotę? Nie zamierzał dociekać ale chciał przedłużyć tę chwilę.
- Dlaczego. To nieprzyjemne? - była tak blisko. A on czuł tak wiele sprzecznych emocji.
- Nie... Ja… nie... - Miał wrażenie, że wstrzymała oddech. Nie chciał jej straszyć choć ich usta dzieliły tylko centymetry. Draco powoli się wyprostował. Mógł zaczekać. Osiągnął i tak wielki sukces. Nie uciekła. Walczyła ze swoim strachem i stawiła mu czoła. Zadawała pytania. Poznała prawdę o jego matce. Był z niej bardzo dumny. Uśmiech mimowolnie wypłynął na jego usta. Patrzyła na niego jakby w ogóle nie mrugała. Po chwili Draco wyminął ją muskając jej jeszcze jej dłoń. Poszedł do sypialni z zamiarem odświeżenia się i przebrania. Wyjął z kieszeni pudełko z welonem i powiększył je. Chciał położyć je na jej szafce nocnej ale zauważył, że leżał tam poradnik który jej dał. Odłożył pudełko na łóżko i pogładził skórzaną oprawę wiekowego tomu. Jak zawsze poczuł pod opuszkami palców delikatne mrowienie. Kiedy się odwrócił zauważył, że jego narzeczona nadal stała w tym samym miejscu.
Siedział dłuższy czas w swoim gabinecie by dać jej chwilę wytchnienia od jego towarzystwa. Nudziło mu się i nie miał czym się zająć ale nie chciał wychodzić ze swoich pokoi. Chciał być blisko. Zastanawiał się co robi i jak się czuje. W końcu dał za wygraną poszedł jej szukać. Siedziała w sypialni w swoim kącie przebrana i z rozpuszczonymi włosami, czytała a obok niej na podłodze leżało pudełko z welonem który muskała od czasu do czasu. Zdawała się go nie zauważyć więc zamknął drzwi odrobinę głośniej niż zwykle, ale nie na tyle by ją przestraszyć. Dopiero wtedy spojrzała na niego. Podszedł bliżej, aż oparł się o kolumienkę łóżka.
- Mogę coś dla ciebie zrobić? - przekrzywiła głowę nie rozumiejąc. Miał wrażenie że to kolejny raz dzisiaj. Uśmiechnął się tym razem kpiąc z samego siebie, jak ma go rozumieć skoro nigdy wcześniej nie zapytał czego ona potrzebuje. Zawsze liczyły się tylko jego potrzeby. - Nie mam dzisiaj już nic szczególnie ważnego do zrobienia. - Patrzyła dłuższą chwilę sądził, że w ogóle nie odpowie, ale w końcu powiedziała coś czego mógł się spodziewać.
- Chciałabym stąd wyjść. - oczywiście, a najlepiej iść prosto do domu. Nie mógł jej tego zapewnić.
- Byliśmy na Pokątnej. - odparł neutralnie i czekał.
- Myślałam raczej o ogrodzie. Duszę się w tym zamknięciu. - wszystko jasne.
- To dlatego chciałaś zostać w Malfoy Manor? - sądził, że jak wszystkim spodobało jej się bogactwo i przepych rodzinnej posiadłości a ona chciała po prostu pobyć na świeżym powietrzu? Chyba okazał się głupcem. Powinien był wiedzieć że Ginewra Weasley nie jest jak inne dziewczyny a na pewno nie jak te które za nim latały dla jego pozycji. I nie jak Vivien.
- Brakuje mi ruchu. - To nic go nie kosztowało. Nawet więcej. Zrobi to z chęcią.
- Chodź. - z lekkim zdziwieniem przyjął jej zachowanie odłożyła welon i książkę od niego z równą starannością a potem pozwoliła się poprowadzić do punktu aportacyjnego. Po drodze wytłumaczył jej, że przeniosą się gdzie indziej, bo tu w ogrodzie nie będzie spokojnie. Wszędzie kręcą się śmierciożercy. W rzeczywistości nie chciał, żeby spotkali kogoś zabawiającego się ze swoją niewolnicą.
***
Kiedy nie miała już siły biec zwolniła kroku. Wysiłek fizyczny zawsze poprawiał jej nastrój. Oczywiście miotła byłaby o wiele lepsza, ale postanowiła, że będzie zadowolona z tego co osiągnęła. I tak to dużo więcej niż mogła oczekiwać. Słońce już niemal zachodziło a jego jeszcze nie było. W lekkim oddaleniu majaczył zarys budynku a część okien było rozświetlonych jednak nie poszła tam. Chciała nacieszyć się tą ostatnią chwilą wolności. Pojutrze zostanie żoną człowieka którego zupełnie nie znała. Dzisiaj go nie poznawała. Nikt nie może zmienić się tak szybko. To wszystko kłamstwo, gra. Roztarła ramiona. Ochłodziło się, ale nie chciała wracać. Jej myśli znowu błądziły wokół wydarzeń ostatnich dni. Próbowała go zabić. Zostawił ją w spokoju na kilka dni a później kiedy się znowu spotkali… jakby rozmawiała z kimś zupełnie innym. Powiedział, że nie będzie żadnej kary, ale według niej samej zasługiwała na karę. Prawie ją pocałował. Pokazał jej grób matki. Wysłuchał jej i zabrał ją tutaj. Czuła się skołowana. Bała się w to uwierzyć.
W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że słyszy kroki, zbliżały się. Znała je już tak dobrze. Strach znowu dał o sobie znać, ale nie poddała mu się. Zamiast zerwać się z krzykiem z ławki kiedy zatrzymał się tuż za nią starała się siedzieć spokojnie. Właściwie nie wiedziała czego ma się po nim spodziewać na pewno nie ciepłej peleryny na swoich ramionach. Podniosła na niego wzrok. Sam stał teraz tylko w koszuli i spodniach. Poszedł na drugą stronę ścieżki i usiadł na ławce na przeciwko niej.
- Marzniesz. Czemu nie weszłaś do domu? - otoczył ją jego zapach, ciepło jego ciała, przeszedł ją dreszcz. Ze zdziwieniem zarejestrowała, że zrobiło jej się miło z powodu tego gestu.
- Chciałam tu jeszcze zostać. - Znowu to zrobił. Zadbał o jej potrzeby.
- Mogłaś wysłać skrzata po coś cieplejszego. - przez chwilę przez myśl przeszło jej pytanie z czego wynika ten nagły przypływ troski ale uznała że nie warto się tym teraz przejmować może po prostu nie chciał żeby rozchorowała się na ślub.
Nie zmarzłam aż tak, a nie chcę jeszcze wracać. - czuła że w końcu oddycha. Gonitwa myśli trochę się uspokoiła.
- Więc co chciałabyś robić?
- Posiedzieć, powdychać świeże powietrze, posłuchać ptaków. Gdzie jesteśmy?
W Newcastle upon Tyne. Powietrze pachnie tu solą prawda? - rzeczywiście choć nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego więc nie potrafiła zidentyfikować tego zapachu.
- Jesteśmy nad morzem?
- Można tak powiedzieć. - milczeli przez chwilę Ginny szczelniej okryła się peleryną. Spojrzał na nią uważniej. - Myślałem, że uciekasz. - obserwował ją? No tak nie mógł jej zostawić zupełnie samej.
- Uciekałam - miała na tym poprzestać, ale coś kazało jej mówić dalej, tym razem nie było to veritaserum, tama puściła i nie było powodu żeby wznosić nowej - ale przed niektórymi sprawami nie da się uciec one zawsze cię dogonią. - Nie odpowiedział, jednak pokiwał głową dając znać, że wie co ma na myśli. Pogrążyli się we własnych myślach, obserwowała go spod półprzymkniętych powiek. Czasem trudno jej było uwierzyć że był od niej tylko rok starszy. Chciała mu coś powiedzieć ale bardzo długo się wahała. Za długo. Odezwał się zanim zdążyła zebrać się na odwagę. A po tym co usłyszała wszystko inne przestało mieć znaczenie.
- Mówiłem Ci już, że na naszym ślubie będzie Charlie? - ze wszystkich braci, jego kochała najbardziej, był odważny, inteligentny i zawsze miał czas dla swojej małej siostrzyczki. - Może przyjść czas, że w pewien sposób będziemy musieli wyprosić go z wesela.
- Dlaczego rozumiem, że moja rodzina nie należy do twoich kręgów towarzyskich ale wypraszać go? - znowu obserwował ją uważnie. Odnosiła wrażenie że dokładnie bada jej reakcje. Może się ich obawia? W końcu przez wiele dni całkowicie się odcinała.
- Jak sama kiedyś wspominałaś tam będzie pełno śmierciożerców, oni bywają nieobliczalni. Nie mówię, że to pewne, jednak może zdarzyć się taka sytuacja. -
- To jest groźba? - A może tylko daje jej znać że Charlie też naraża życie pojawiając się na ich ślubie?
- A jak myślisz? - zastanowiła się i musiała przyznać mu rację, wszystko zależy od okoliczności. Tam może wydarzyć się wszystko od drugiego ślubu po śmierć wszystkich gości.
- Nie, chyba nie. - uśmiechnął się do niej. To był ledwie uniesiony kącik ust a jednak po raz kolejny tego dnia wywołał w niej pozytywne uczucia. To było całkiem przyjemne tak po prostu rozmawiać.
Siedzieli tam aż zrobiło się zupełnie ciemno. - chciałam… Dziękuję Draco. - naprawdę była mu wdzięczna za to że ją uprzedził. W razie potrzeby sama będzie mogła o tym zdecydować.
- Nie ma za co. Chyba musimy już iść teraz to mi robi się zimno, a raczej nie podzielisz się ze mną odkryciem. - zanim zdążyła się zastanowić nad tym pomysłem wstał i wyciągnął do niej rękę. Przyjęła ją z wahaniem była chłodna ale nie zimna szli blisko siebie alejką prowadzącą na tyły posiadłości do furtki wychodzącej na małą uliczkę, tam aportowali się. Żadne z nich nie było świadome widowni.
***
Kiedy wrócili do McNair Manor Ginny poszła pod prysznic a Draco rozpalił w kominku i zamówił dla nich lekką kolację. Czuła się trochę nieswojo wychodząc. Wiedziała, że on tam jest. Założyła na siebie piżamę długie spodnie i bluzkę a potem ciasno owinęła się szlafrokiem. W sukniach które jej dawał na wyjścia była o wiele bardziej odkryta a jednak czuła się naga. Nigdy wcześniej nie była tak bardzo świadoma że sypiają w jednym łóżku. Otworzyła drzwi i podeszła do kominka. Promieniowało od niego rozkosze ciepło. Zaczęła powoli rozczesywać włosy grzebieniem susząc je. Czuła na sobie jego wzrok, ale nie czuła się zagrożona. Wciąż powtarzała sobie, że musi zachować czujność, bo ludzie nie zmieniają się tak szybko. Strach jednak nadal nie przejmował nad nią kontroli. Spędziła z nim cały dzień i musiała przyznać, że choć między nimi nadal była nieufność to starał się dojść z nią do porozumienia. A ona, czy ona sama też powinna się starać? Nadal nie chciała za niego wychodzić ale tak jak powiedział nie mieli już wyjścia. Gdyby teraz odwołali ślub wybuchłby skandal który zaszkodziłby jej bliskim wszyscy myśleliby, że to oni rozdzielili kochającą się parę. Odwróciła się by na niego spojrzeć. Ich oczy się spotkały.
- Zamierzam tu dzisiaj spać, z tobą w łóżku, bez żadnych wygłupów, z tym kątem. Jeśli chcesz przyniosę dla nas obojga eliksir bezsennego snu. - oznajmił głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Nie dawałeś mi go wcześniej, dlaczego teraz?
- Musimy wypocząć przed ślubem. To będzie ciężki dzień. - pokiwała głową i wstała jej włosy były już niemal suche, usiadła z nim przy stole, to wszystko kwestia przyzwyczajenia, powtarzała sobie. Przywyknie do niego. Spali jednym łóżku już nie raz zwykle jak najdalej od siebie i pod osobnymi okryciami jednak nadal gdyby tylko chciała i wyciągnęła rękę pewnie mogłaby go dotknąć. Nie zamierzała teraz zgłaszać sprzeciwu. Coś ją jednak nurtowało.
- Rozumiem. Czy możesz mi powiedzieć jakim zaklęciem przenosiłeś mnie do łóżka, że nigdy się nie obudziłam? Dorastając z bliźniakami… cóż śpię raczej czujnie. - zwłaszcza po tym jak kilka razy budziła się z różnymi niespodziankami.
- Nigdy nie przenosiłem cię zaklęciem. - rzucił jakby nie przywiązywał do tego zbytniej wagi. I wrócił do jedzenia. Spojrzała na niego zaskoczona szukając potwierdzenia. - Jesteś lekka. - dodał widząc jej reakcję. Jak to możliwe? Na jej policzki mimowolnie wypłynął rumieniec. Nosił ją na rękach! To samo zrobił tego dnia kiedy dźgnęła go nożem. Nie poznawała go. Dlaczego nigdy wcześniej nie widziała go takim. Może to była prawda że nie chciała go takim widzieć? Na choćby najmniejsze gesty dobrej woli z jego strony zamykała się i uciekała. Tak jak wtedy kiedy dał jej książkę.
Jedli w milczeniu jakiś czas. Nie wiedziała co powinna powiedzieć. Czy w ogóle trzeba coś mówić? Ich milczenie nie było napięte tak jak zwykle. Po kolacji Draco zniknął na kilka minut. Wrócił z dwiema fiolkami eliksiru nasennego. Postawił je na ich szafkach nocnych a potem wszedł do łazienki. Kiedy usłyszała szum wody zdjęła szlafrok i weszła pod kołdrę. Miała zażyć eliksir, ale nie zrobiła tego. Jeszcze nie.
- Nie śpisz? Czekałaś żeby sprawdzić czy zażyję eliksir? - pokręciła przecząco głową . Przeszedł obok łóżka, zadrżała kiedy zauważyła na jego nagim ramieniu gojącą się ranę po jej ataku. Wyrzuty sumienia uderzyły ją z nową siłą. Odsunął kołdrę po swojej stronie i wszedł do łóżka. Spojrzał na nią oczekując odpowiedzi. - zamierzasz mi powiedzieć o co chodzi? - spięła się mimowolnie
- Nie popędzaj mnie to nie jest łatwe.
- Dobrze tylko jeśli zażyję eliksir na pewno mnie nie dobudzisz mam poczekać? - pokiwała głową ale miała wrażenie, że zapada się w sobie. Patrzyła jak leży spokojnie i czeka na jej słowa.
- Żałuję że to zrobiłam. - wydusiła w końcu. Nie musiała tłumaczyć o co chodzi oboje doskonale to wiedzieli. Uśmiechnął się i założył ręce za głowę. Wydawał jej się taki rozluźniony.
- A ja nie. - odparł krótko.
- Nie? - mógł już nie żyć! Była w szoku.
- Nie. Zobacz wynikło z tego coś dobrego, rozmawiamy ze sobą. Cieszę się, że wtedy nie uciekłaś. - przy ostatnim zdaniu spojrzał na nią uważnie.
- Dlaczego?
- Bo on na ciebie czekał. Avery. Liczył na to, że mnie zabijesz i będziesz próbowała uciec. Gdybyś to zrobiła trafiła byś wprost w jego łapy. A wtedy czekała by cię albo śmierć albo stałabyś się jego właściwością. Nie wiem co gorsze. - Ginny milczała przerażona tym faktem nie wiedziała, co ma mu powiedzieć. On jednak kontynuował. - Obiecaj mi, że nie uciekniesz nawet jeśli będziesz miała szansę. Obiecaj, że będziesz ze mną rozmawiać. Ten związek nie musi być torturą dla nas obojga. Możemy spróbować się jakoś dogadać. - jej emocje buzowały, gdyby wtedy jej się udało nic by nie zyskała prawdopodobnie czekałoby ją tylko więcej cierpienia. Spojrzała na niego, jego wzrok stał się twardy - obiecaj mi Ginny.
- O… Obiecuję.
Obiecała mu, że od niego nie ucieknie a niedługo obieca mu też miłość, wierność i uczciwość… - Sięgnął po eliksir i wypił całą zawartość fiolki.
- Śpij dobrze Ginny - ona też zażyła swoją miksturę. Co ona najlepszego robi?
- Ty również Draco.
Jejku. Naprawdę warto było czekać. Przepiękny rozdział. Widać, jak z każdym rozdziałem polepsza się eh warsztat (chociaż wolałabym, gdyby przerwy między nimi tyle nie trwały 😜).
OdpowiedzUsuńJestem w ogromnym szoku, bo normalnie nie lubiłam rozdziałów z Ginny (strasznie upierdliwa bywała), więc pozytywnie mnie zaskoczyło, że w te dwa lata poszła po rozum do głowy.
Przepiękne sceny rozmów, i to zadbanie o jej poczucie wolności. Może kiedyś razem będą się ścigać z motocyklami 🤣
Zainteresowałaś mnie tym ślubem. Zwłaszcza w połączeniu z przygotowaniami Hermiony i Severusa.
Ciekawe co tam u nich? 🤔
Też średnio lubiłam ten parring ale pasowałi tu najbardziej więc postanowiłam napisać go tak żeby dało się w nim nawet zakochać 😅 zobaczymy co z tego wyjdzie.
UsuńZastanawiałam się właśnie czy ten rozdział nie jest za bardzo przegadany ale jak widzę jest lepiej niż sądziłam.
Co do naszej głównej parki to cóż pracują nad kolejnym rozdziałem 😁🤪
Kurczę, ten blogger jednak jest mocno problematyczny.
UsuńJa na przykład nie dostałam żadnego powiadomienia. To, że udało mi się trafić na nowy rozdział wynika tylko i wyłącznie z faktu, że akurat skończyłam czytać całość kilkanaście dni przed i jak szalona wracałam co kilka dni z nadzieją. 🙈
Mimo wielu minusów, Wattpad ma w tym przypadku przewagę, bo wystarczy, że raz zaobserwujesz opowiadanie i dostajesz powiadomienia o każdym nowym rozdziale, plus wisi Ci w bibliotece, przypominając o sobie i motywując do zostawiania komentarzy.
Rzeczywiście. Ja tu publikuję... 🤔 Wattpada to chyba jeszcze na świecie nie było 🤣🤣😂
UsuńNie wiem czy opłaca się to przenosić zwłaszcza że tak mało publikuję. Chociaż może motywacja byłaby większa jakby i mi od czasu do czasu jakieś powiadomienie wpadło. Na wattpadzie mam tylko jedną miniaturkę wrzuconą.
Polecam jeśli jeszcze nie czytałaś.
A, to jeszcze nie czytałam. Muszę odnaleźć <3
UsuńMyślę, że zawsze warto spróbować. Większe szanse na trafienie do czytelników, których komentarze na pewno lepiej karmią wenę. ;)
Zwłaszcza, że Twoje opowiadanie naprawdę jest wysokich lotów.
Możesz szukać po rapsodia89 lub po tytule " podobieństwo"
UsuńPrzemyślę sprawę. Już kiedyś pyblikowałam na 2 platformach na raz jak jeszcze był blox 😅. To były czasy.
Przyznaję, słabo już pamiętam całość, więc tak naprawdę wpadłam tu przypadkiem. I prawie nie zauważyłam, że jest nowy rozdział. A tu proszę.
OdpowiedzUsuńJakoś tak mi się kojarzy, że z Ginny nie było za dobrze, ale teraz widzę, że powoli dochodzi do siebie. I Draco też stara się jakoś opanować niełatwą sytuację. Obeszło się bez ataków, krzyków, może nawet oboje spokojnie prześpią noc. Zresztą czuć to napięcie pomiędzy nimi i sytuacją, ten niepokój co do spraw.
Cieszę się, że pomimo wszystkiego udało się napisać kolejny rozdział. Oby dla następnego znalazły się czas i chęci.
Pozdrawiam
Mam już z połowę kolejnego rozdziału więc jest spora szansa na kontynuację 😉
Usuń