środa, 8 maja 2013

część dziewiąta

jak zwykle proszę o komentarze. rozdział dedykowany Venikowi, Alex i Vampirkowi (nie koniecznie w tej kolejności) oraz mojej kochanej becie buziaki




Zadziwiające było to, jak dobrze się czuła, zważywszy na jej stan jeszcze wczorajszego dnia. To było niemal niewiarygodne. Wyspała się w czystej pościeli, zjadła śniadanie, które przyniósł jej skrzat. Założyła czyste ubrania, które zostawił dla niej dzień wcześniej tajemniczy mężczyzna. Długo zastanawiała się, kim on jest, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Zastanawiała się też, czy jeszcze do niej przyjdzie. Nasłuchiwała każdych kroków, mając nadzieję, że któreś do niego należą, ale jak do tej pory były to tylko regularne zmiany wart przy celach więźniów. Niestety wieczorna zmiana warty przyniosła to, czego się obawiała. Na straży ponownie stanął Teodor Nott, z daleka słyszała jego parszywy glos. Gdy tylko jego poprzednik odszedł, chłopak podszedł do krat jej celi.
- Kurwa, tak szybko dostałaś opiekuna... - był jednocześnie zaskoczony i wściekły. - Szybko to załatwili - mruknął do siebie.
Ginny nic nie odpowiedziała, nie chciała znowu słuchać o swojej matce. Jeśli miała to być prawda, że jest córka Teodora Notta seniora, wolała ją zignorować i żyć dalej tak, jakby nic nie wiedziała. Nie było dla niej ważne, kto ją spłodził. Za to ważne było, kto i jak ją wychował. I jeśli jej rodzice uznali, że lepiej nie mówić jej prawdy, to niech tak będzie. Zresztą z perspektywy uznała, że jednak lepiej by było, gdyby nie wiedziała. Ojciec kochał ją tak samo jak swoich synów, a może i bardziej. Oboje rodzice nie zasługiwali na to, żeby cierpieć, a na pewno bolałoby ich, gdyby o tym mówili i gdyby ona powiedziała im, że wie.
- Ciekawe, kto to jest - mówił dalej Nott - muszę się dowiedzieć, może wpuściłby mnie do twojej celi - Ginny słuchała uważnie, pomyślała, że powinna zapamiętać każdą informację, jaką usłyszy. A ta była ciekawa, bardzo ciekawa. Jego słowa oznaczały, że nie każdy może wejść do jej celi. Ciekawe było też to, że on również nie wiedział, kim jest ten mężczyzna.
- Mój ojciec nie będzie zadowolony, miał nadzieje, że dorwie cię zanim jeszcze dostaniesz patrona. Nieważne, to jego problem. To o czym chciałabyś dziś posłuchać? Może o tym, jak Snape traktuje twoją przyjaciółeczkę? Podobno dziś wziął ją pierwszy raz od ceremonii. Słyszałem, jak Lucjusz Malfoy mówił, że uaktywniło się zaklęcie współżycia. Musiało być ciekawie, bo jak widziałem dziś Snape'a, to był nieźle nawalony. Nic dziwnego, ta szlama jest tak brudna, że na trzeźwo by jej nie tknął - Ginny przestała słuchać, bo chłopak znowu zaczął opowiadać jak poprzednio. Z początku niepewnie, a później z coraz większą perfidią. Nie chciała wierzyć, że profesor Snape mógłby zrobić coś takiego, ale przecież na własne oczy widziała, jak w obecności wszystkich śmierciożerców zgwałcił Hermionę. Ale skoro pierwsza historia Notta była prawdziwa, to czy miała wierzyć w kolejną... Wyłączyła się. Starała się myśleć o czymś innym, o czymś przyjemnym, ale od samego brzmienia jego głosu i tego obłąkanego śmiechu robiło jej się niedobrze. Miała nadzieję, że szybko skończy i jak poprzednio pójdzie sobie, ale on zaczął snuć domysły. Ponieważ nie wiedział, co dokładnie się działo zasypywał ją własnymi pomysłami, jak obszedłby się ze swoją niewolnicą. Nie mogła go już słuchać. Zaczęła nucić w myślach każdą piosenkę, jaka przyszła jej do głowy, żeby tylko zagłuszyć potok słów. Jak poprzednio, zakończył swój wywód szaleńczym śmiechem. Miała tego dosyć, wolałaby, żeby już więcej tu nie przychodził.
W nocy przez te jego opowieści miała koszmary. Obudziła się późno a przynajmniej na to wskazywały smugi słonecznego światła na korytarzu. Nie chciało jej się jeszcze podnosić. Leżała i nasłuchiwała odgłosów lochu. Kroków strażnika, odgłosów wydawanych przez innych więźniów, cieknącej gdzieś wody. W pewnym momencie dotarł do niej trzask drzwi. Zaraz po nim usłyszała energiczne kroki zmierzające do jej celi. Miała nadzieję, że to jej opiekun, podniosła się z pryczy i czekała.
- Witaj – powiedział swoim miękkim głosem. – Widzę, że czujesz się już lepiej. Dobrze spałaś?
- Nie bardzo – odpowiedziała szczerze, nie widziała powodu, żeby kłamać. – Miałam koszmary. Ale to nieważne. Podobno jesteś moim opiekunem. Nie za bardzo wiem, co to znaczy, ale to chyba dobrze?
- Pewnie, że dobrze, przynajmniej dla ciebie. A kto ci powiedział o opiekunie?
- Nott, znowu tu był. To przez niego miałam koszmary. Zaczął mi opowiadać o Hermionie i Snape’ie. Myślisz, że znowu mówił prawdę o tym, że Snape źle traktuje Hermionę?
- Jeśli tak się tym martwisz, to postaram się czegoś dowiedzieć, po to w sumie tu jestem. Zajmę się chyba tym Nottem, będzie miał tyle roboty, że nie będzie już miał siły zgłaszać się na strażnika – wyczarował sobie krzesło i usiadł. – Brakuje ci może czegoś? Chciałabyś, żebym coś ci przyniósł? Możesz tu jeszcze trochę posiedzieć, więc trochę rozrywki nie zawadzi.
- Zaskocz mnie czymś. I przynieś szachy, może jak będziesz miał czas, to zagrasz ze mną? – umilkła na chwilę, chciała zadać ważne dla niej pytanie, ale najpierw musiała zebrać się na odwagę. – Czy to zawsze tak wygląda? Wiesz, to całe ofiarowanie niewolnicy jej nowemu panu.
- Niestety tak, to jeszcze tradycja z czasów przed upadkiem Czarnego Pana. Musi się to odbyć na oczach świadków, żeby nie było żadnych wątpliwości, do kogo należy dana kobieta. To nie będzie przyjemne, ale będziesz musiała jakoś to znieść – cierpliwie wszystko jej wytłumaczył.
- A wiesz, kto najprawdopodobniej mnie dostanie? – zaciekawiła się. Gdyby wiedziała, mogłaby się jakoś przygotować.
- Bardzo wiele zależy od tego, kto najbardziej się wykaże, ale Lord podejmuje decyzję dopiero w czasie ceremonii. Czasem zależy to od oryginalnego pomysłu albo – jak w przypadku Snape’a – od tego, że tak dawno nie prosił o żadną niewolnicę – Ginny musiała przemyśleć to, co jej powiedział. Kilka minut minęło w ciszy. Aż w końcu opiekun podniósł się z wyczarowanego przez siebie krzesła i jednym machnięciem różdżki odesłał je w niebyt. – Muszę zaraz iść. Zastanów się, czy jeszcze czegoś ci trzeba. Przyjdę pojutrze i wtedy postaram się mieć więcej czasu. Był już prawie przy kratach, gdy wypaliła znienacka.
- A jest jakaś szansa, żebym mogła wziąć prysznic? – zrobiła się przy tym czerwona jak burak, bo już wcześniej zastanawiała się, w jaki sposób poprzednio usunął z niej brud i pot.
- Chyba to jest niewykonalne, musisz pozostać w tej celi, aż sam Czarny Pan po ciebie pośle, a czary rzucone z zewnątrz celi nie działają w środku. To zabezpieczenie na wypadek, gdyby ktoś próbował zrobić ci coś złego. Musiałbym być w środku, a to raczej nie byłoby dla ciebie komfortowe – wyczuła w jego głosie rozbawienie, o dziwo wcale jej to nie zdenerwowało. - Mogę zrobić dla ciebie tylko to… - machnął różdżką rzucając niewerbalnie jakieś zaklęcie. Od razu poczuła się czystsza, miała nadzieję, że poprzednio dokonał tego w ten sam sposób. – Do zobaczenia – powiedział na odchodne i już go nie było.
Jeszcze tego samego dnia skrzat przyniósł jej kilka książek i pudełko eleganckich szachów. Zdziwiła się, widząc wśród tomów mugolską Meyer, ale podobno w jej rodzinie było kilku czarodziejów, a ona, choć sama nie została obdarzona magią, zawsze o tym marzyła, i to właśnie z tych marzeń o niezwykłości powstał „Zmierzch”. Otworzyła książkę, chcąc się trochę zrelaksować taką lekką lekturą, niestety światło w jej celi było już tak nikłe, że litery jej się zlewały. Odłożyła to na później. Znowu zadawała sobie pytanie, kim jest ten tajemniczy mężczyzna, ale jakoś nic nie przychodziło jej do głowy. Serce podpowiadało, że go zna… Tylko skąd? Zdegustowana tym, że ciągle nie wie, kim on jest, położyła się spać. Pomyślała, że może sen pozwoli jej sobie przypomnieć coś, co pozwoliłoby jej przypisać te oczy i głos do twarzy...
Od tej pory odliczała czas od jednego do kolejnego spotkania z jej opiekunem. Przychodził do niej co dwa dni. Dzięki niemu jej warunki bardzo się poprawiły. Miała światło kiedy chciała, książki i szachy, w które z nią grał. Zawsze rozgrywali przynajmniej jedną partię. Oboje byli dobrzy, ale żadne z nich nie miało widocznej przewagi w wygranych. Ginny dobrze się czuła w jego towarzystwie. Gdyby nie miała pewności, że jest śmierciożercą, nigdy by w to nie uwierzyła. Był dla niej taki miły i sympatyczny. Razem się śmiali i dogryzali sobie jak dobrzy znajomi, w tych momentach Ginny zapominała nawet o swojej niewoli i o ciążącym na niej ciężarze, jakim miało być jej podarowanie jakiemuś poddanemu Voldemorta. Pewnego razu przemycił jej nawet w opasłym tomie butelkę piwa kremowego z przykazaniem, żeby wypiła tak, by nikt nie widział, bo inaczej może mieć kłopoty. Niemal żałowała, że nie spędzał z nią zwykle więcej niż godzinę, najwyżej dwie.
Po kilku dniach zaczęła się zastanawiać, czy gdyby została właśnie jego niewolnicą, to czy tak bardzo by jej to przeszkadzało… zapytała go nawet, czy jest taka możliwość, ale zaprzeczył. Pozostawił jej jednak furtkę, dzięki której ciągle miała nadzieję. Powiedział, że to bardzo mało prawdopodobne i Czarny Pan tylko kilka razy zrobił coś takiego, więc jednak było to możliwe.
Czas mijał jej szybko, prawie niezauważalnie. Pewnego dnia bardzo zaskoczyła ją wizyta kogoś, kogo nie chciała więcej widzieć w swoim życiu. Gdyby miała przy sobie różdżkę, na pewno mocno by go poturbowała. Mówiła sobie, że by go zabiła, ale w końcu zdała sobie sprawę, że nigdy nie byłaby zdolna zabić. Czytała właśnie jedną z książek, kiedy nagle w jej celi zrobiło się ciemniej. Spojrzała w górę i jej oczy spotkały się z czarnymi tęczówkami jej profesora.
- Witam panią, panno Weasley – powiedział, bez problemu otwierając kraty i wchodząc do jej celi. Wyczarował sobie krzesło i usiadł, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi. Dziewczynę po prostu zatkało, jeszcze kilka dni temu widziała, jak ten człowiek krzywdzi jej przyjaciółkę, a teraz wchodzi tu sobie jak gdyby nigdy nic. Co on sobie wyobraża... Już miała mu wygarnąć, ale odezwał się cicho, spoglądając ukradkiem na kraty. Ona również spojrzała i zauważyła, że strażnik wyraźnie przysunął się do krat jej celi i podsłuchuje. Zagryzła język i nie odezwała się słowem.
- Widzę, że twój opiekun o ciebie dba bardziej, niż powinien. Wręcz cię rozpieszcza. Czarny Pan na pewno się o tym dowie. Doszły mnie słuchy, że bardzo się z nim zbliżyłaś. Obyś tego nie żałowała – zabrzmiało to jak groźba, ale raczej odebrała to tak, jakby to jej opiekunowi groziło jakieś niebezpieczeństwo w związku z tym.
- Myślałam, że od tego jest patron.
- Ach co za naiwność, Weasley, on jest tylko po to, byś była w dobrej formie, kiedy nasz Pan odda cię jednemu ze swoich wiernych sług, a podobno ma się to wydarzyć już niedługo – jego jedwabisty głos, jakim zawsze posługiwał się dając jej szlaban, kazał jej zachować najwyższą czujność i analizować każde usłyszane słowo. – A wtedy twoja sielanka się skończy. Widzisz, niewolnice są zupełnie inaczej traktowane niż te, które są pod opieką Czarnego Pana w osobie protektora – mówił, przysuwając się do niej coraz bliżej, ledwo dostrzegła kątem oka, jak wsuwa coś między kartki książki, którą trzymała na kolanach. – Nic nie mówisz, Weasley, czyżby odebrało ci mowę? – spod swojej rudej grzywki zerknęła na strażnika, przyglądał im się. – Już niedługo, Weasley, podzielisz los swojej przyjaciółeczki. Muszę przyznać, że ta mała szlama całkiem nieźle ogrzewa mi łóżko, a niedługo i ciebie to czeka – powiedział i śmiejąc się, wyszedł z jej celi.
Nie odważyła się od razu poszukać tego, co jej zostawił. Odczekała kilka godzin, aż zmienił się strażnik. W tym czasie starała się dokładnie odtworzyć każde słowo i zrozumieć, co starał się jej przez to przekazać. Na pewno chciał, żeby się przygotowała do ceremonii i ostrzegał ją, by zbytnio nie przywiązała się do opiekuna. Wiedziała już na pewno, że Hermiona żyje.
W końcu drżącymi rękoma zaczęła przeszukiwać książkę. Specjalnie odwróciła się tyłem do krat i wcisnęła książkę tak, żeby nie było jej widać. W końcu znalazła złożony na czworo kawałek pergaminu.
Hermiona prosiła mnie, żebym sprawdził co z tobą i przekazał ci, że jest cała i zdrowa.
Masz jeszcze około tygodnia spokoju przed ceremonią.
Postaraj się nie wyciągać z opiekuna za wiele informacji, jesteś pod stałą obserwacją.
Do jutra ten pergamin będzie tylko czystą kartą, ukryj go do tego czasu.
Niewiele myśląc, złożyła pergamin i wcisnęła go między deski pryczy. Miała szczęście, bo kilka minut później pojawił się jej patron. Przywitała się z nim jak zwykle.
- Miałam dziś gościa. Snape tu przyszedł – zauważyła, że mężczyzna spiął się lekko.
- I co chciał? – zapytał bez większego zainteresowania.
- Powiedział, że już długo tu nie posiedzę.
- Czyli pewnie Lord podaruje cię komuś po nadchodzącej misji. Ja też się na nią wybieram, jak większość młodszych Śmierciożerców. Zostaną tylko ci najważniejsi. To nie powinno potrwać długo, cztery, może pięć dni – miała nie wyciągać od niego informacji, ale on sam tak chętnie się nimi dzielił. – Postaram się przyjść do ciebie jeszcze raz, zanim wyjadę. Jakaś jesteś dzisiaj milcząca. Snape chyba nie powiedział ci nic, co by cię zasmuciło. Z Hermioną jest wszystko w porządku, widziałem ją wczoraj na korytarzu. Wyglądała całkiem dobrze.
- Rozmawiałeś z nią? – zapytała, uradowana tą wiadomością. Ufała mu trochę, więc teraz po liściku Snape’a i słowach opiekuna bardzo jej ulżyło.
- Nie, tylko widziałem, jak gdzieś szła, ale nie miała żadnych siniaków, co jest dość rzadkie wśród niewolnic, więc raczej Snape dobrze ją traktuje.
- To dobrze, bo po tym, co naopowiadał mi Nott, myślałam ciągle i martwiłam się, co u niej – odpowiedziała mu szczerze.
- Masz może ochotę na partyjkę szachów? – zmienił temat na weselszy.
- Pewnie jedną z ostatnich… - szepnęła smutno.
- Dlaczego?
- Snape powiedział też, że długo już tu nie zostanę, a skoro wyjeżdżasz na kilka dni, to możemy się już nie zobaczyć.
- Będziesz tęsknić? – zapytał jakimś dziwnym głosem, ni to poważnie, ni na żarty.
- Chciałbyś – odpowiedziała spokojnie, wyciągając pudełko z szachami. Ale musiała się przyznać sama przed sobą, że kłamała...

5 komentarzy:

  1. Wstaw dzisiaj kolejny. ; ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Super blog przeczytałam cały i jest niezły :) styl pisania... Nie no musze powiedziec że super. Czekam na kolejny. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. aaaa dziękuję za dedykacje :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoje opowiadanie jest po prostu genialne. Gratuluję talentu do pisania;) oraz dużo weny i czasu na pisanie życzę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tylko Malfy wchodzi w rachubę, jeśli chodzi o Ginny. Musiał kłamać. No chyba, że znalazł się kolejny ,,dobry" Śmierciożerca, ale chyba byłoby ich tu już za dużo. Koniec teorii spiskowych, czytam dalej. :)

    OdpowiedzUsuń