Obudziła się w ciemnym pomieszczeniu. Niczego nie
widziała. Dochodził do niej tylko daleki odgłos bijącego zegara i równomierny
odgłos czyjegoś oddechu.
- Ginny? Ginny, czy to ty? – nie doczekała się
odpowiedzi. Próbowała sobie przypomnieć, co wydarzyło się przed tym jak
straciła przytomność.
Pamiętała ślub Billa Weasley’a. To musiało być
niedawno, ciągle miała na sobie sukienkę. Bawiła się z Ginny, ale odeszły
kawałek od zebranych gości, żeby porozmawiać. Trwało to kilka minut, w końcu
zatrzymały się na obrzeżu ochronnego pola. W pewnym momencie usłyszały krzyki
na polanie, ale nie przejęły się tym zbytnio, w końcu to wesele. Dopiero kiedy
krzyki przerodziły się w paniczne wrzaski zorientowały się, że coś jest nie
tak. Próbowały się ruszyć, ale przed nimi pojawiły się dwie czarne sylwetki.
Hermiona złapała Ginny za ramię, ale nie zdążyła już uaktywnić świstoklika
zawieszonego na szyi. Następnym, co pamiętała, był opętańczy śmiech i
obezwładniająca ciemność.
Nic więcej. Przez chwilę zastanawiała się czy jeszcze
ktoś został złapany, ale nie zamierzała się tym zbytnio martwić. Nic nie mogła
na to poradzić. Teraz należało zająć się Ginny, jeśli to naprawdę jej oddech
słyszała. Skoncentrowała się i zaczęła nasłuchiwać, zlokalizowała źródło
dźwięku i próbowała tam podejść, jednak kiedy się poruszyła, coś ją
zablokowało. Na nadgarstkach miała kajdany, przykute łańcuchami do ściany.
Mogła usiąść, a nawet się położyć, ale nie mogła zbliżyć się do przyjaciółki,
była za daleko. Sprawdziła pochewkę na różdżkę przymocowaną do uda, ale nawet
nie spodziewała się jej tam zastać.
- Ginny, obudź się! Ginny! – znowu nie otrzymała
odpowiedzi. Postanowiła poczekać i nasłuchiwać czy coś się dzieje.
Od czasu do czasu lokalizowała jakieś dźwięki
dochodzące z góry, tak jak wcześniejsze bicie zegara, ale nie było to nic
konkretnego. Tylko stuki, szuranie, a raz nawet wydawało jej się, że słyszy
kroki, ale tak ciche, że odbierała je bardziej jak szmer niż wyraźny dźwięk.
Bała się. Nie wiedziała ani gdzie jest, ani kto jeszcze został uwięziony.
Zdawała sobie sprawę, że trafiła w ręce Śmierciożerców.
Nie wiedziała, jak długo siedzi w ciemności.
Dopiero kiedy ponownie usłyszała bicie zegara zrozumiała, że minęła zaledwie
godzina, odkąd się obudziła. Czas wlókł się w nieskończoność.
Zdrętwiały jej nogi, chciała się jakoś inaczej
usadowić. Kiedy próbowała się podnieść, przeszkodził jej dotkliwy ból w nodze w
okolicach kostki. Dotknęła tego miejsca, było opuchnięte, ale bolało tylko
wtedy, kiedy ruszała nogą – to znaczy, że nie była złamana. Szybko sprawdziła
czy nie ma jakiś innych obrażeń, ale wszystko było w porządku. Robiło jej się
za to coraz zimniej. Podłoga, na której siedziała, była twarda, nierówna i
zimna. Tak samo ściana za nią, nieprzyjemnie uwierająca ją w plecy. Na myśl
przyszedł jej średniowieczny, mugolski loch z łańcuchami do przykuwania i
różnymi wymyślnymi narzędziami tortur. Szubko jednak otrząsnęła się z tego.
Pomyślała rozsądnie. Porwali ją czarodzieje, raczej wątpliwe, żeby używali
mugolskich sposobów tortur. Powinna się raczej przygotować psychicznie na
czarnomagiczne klątwy i niewybaczalne…
Przez kilka godzin nic się nie działo. Po
uderzeniach zegara zdążyła się zorientować, że spędziła w lochu całą noc i
przedpołudnie. Co godzinę próbowała krzykiem ocucić nieprzytomną przyjaciółkę.
Niestety, nie udało jej się to. Martwiła się o nią coraz bardziej. Czy podczas
ich pojmania ci barbarzyńcy mogli jej coś zrobić? Dlaczego jeszcze się nie
obudziła, skoro ona sama jest przytomna już od kilku godzin?
Kolejne godziny popołudnia wlokły się
niemiłosiernie. Nikt do nich nie zaglądał. Na domiar złego zaczęły dawać o
sobie znać potrzeby fizjologiczne. Czuła nieprzyjemny uścisk i ból, domagający
się ulżenia pęcherzowi, oraz głód, który coraz głośniejszym burczeniem
przypominał, że ostatni posiłek jadła kilkanaście godzin wcześniej.
Było już mocno po dziewiętnastej, kiedy blisko
siebie usłyszała przeciągły i pełen bólu jęk.
- Ginny?! – zawołała pełna nadziei, że
przyjaciółka w końcu odzyskała świadomość.
- Nie krzycz tak, głowa mnie boli jak po wypiciu
całej butelki ognistej na czas – usłyszała zachrypnięty głos Weasley’ówny.
- Nic ci nie jest? Strasznie długo się nie
budziłaś, zaczęłam się martwić… - tym razem odezwała się niemal szeptem.
Rozległy się szelesty satynowej sukienki i brzęk łańcuchów.
- Poza ogromnym guzem na głowie, jestem cała.
Gdzie jesteśmy? Jestem przykuta do ściany.
- Nie wiem, Ginny, nic tu nie słychać, tylko
bicie zegara. I nikogo nie było.
W momencie, kiedy skończyła mówić, usłyszały
zbliżające się ciężkie kroki dwóch osób. Otworzyły się drzwi i komnatę zalało
światło, oślepiając obie dziewczyny. Hermiona poczuła, że kajdany opadły, ale
jej nadgarstki zostały magicznie spętane. W nozdrzach wyczuła okropny odór
niemytego ciała i przetrawionego alkoholu. Ktoś brutalnie postawił ją na nogi,
ale zwichnięta kostka nie utrzymała jej ciężaru. Gdyby nie ściskająca jej ramię
męska łapa, na pewno by upadła. Oczy powoli przyzwyczajały się do magicznego
światła, ale nie dostrzegła nic poza ciemnym kapturem i wodnistymi, niebieskimi
oczyma pod maską śmierciożercy. Mężczyzna przycisnął ją do siebie. Był żylasty,
ale ściskał ją niemal jak imadło. Usłyszała ordynarny rechot i głos, którego
nie potrafiła powiązać z żadnym ze znanych jej śmierciożerców.
- Twoja przyjaciółeczka w końcu się obudziła, co,
szlamo? Czarny Pan już nie mógł się was doczekać – słowa, które wypowiedział i
smród wydobywający się z jego ust przyprawiłby ją o wymioty, gdyby jej żołądek
nie był pusty. – Idziemy! Ruszaj się, mówię – pociągnął ją za sobą w kierunku wyjścia
i na schody. Starała się tak stawiać nogę, żeby jak najmniej obciążać kostkę,
jednak to nie było łatwe. Za sobą słyszała od czasu do czasu pojękiwania Ginny.
Zostały wywleczone na elegancki korytarz, ale nie miała okazji przyjrzeć się
miejscu, bo zaraz potem weszli do dużej komnaty, oświetlonej kilkoma świecami
wiszącymi w powietrzu. Ściany pokoju tonęły w ciemności. Zobaczyła krąg
odzianych w czerń postaci, ale jej uwagę zwrócił jedyny obecny ze zdjętym
kapturem. Stał na podwyższeniu, jego czerwone oczy wwiercały się w jej umysł.
Starała się jak mogła kontrolować swoją barierę, jednak po chwili nie miała
szans, kiedy nacisk przewyższył jej wytrzymałość. Wiedziała, co musi zrobić.
Zalała swój umysł nieistotnymi wspomnieniami z dzieciństwa, lekcjami, odrabianiem
lekcji, nie myślała o niczym ważnym, nie pozwoliła żadnemu istotnemu
szczegółowi wypłynąć na powierzchnię. Nie było to łatwe, zważywszy na ogromny
ból, jaki sprawiał jej obcy umysł w jej wnętrzu, ale po kilku chwilach nacisk
zelżał i wycofał się. Ulga była natychmiastowa, jednak znowu jej strażnik
musiał ją ratować przed upadkiem.
- A więc chcesz ze mną walczyć… Hermiono Granger,
ogromnie cieszę się, że mogę cię gościć w tych skromnych progach. Kiedy to
ostatnio się widzieliśmy… W ministerstwie, mam rację?… Tyle czasu – ciągnął,
przeciągając każde “s” tak, że coraz mniej zaczynała rozumieć, zdawało się, że
Voldemort wcale nie mówi po angielsku, tylko w jakimś obcym jej języku. Po
jeszcze kilku kurtuazyjnych uwagach przeniósł zainteresowania na Ginny. – I
panna Weasley, takie odwiedziny nie zdarzają się często – w tym momencie
usłyszała krzyk przyjaciółki, musiał sprawdzać również jej umysł. – Jesteś tak
samo nieprzydatna jak ta szlama… Ale to nic, to nic, już niedługo zaczniecie
śpiewać jak skowronki… Potrzeba wam tylko dobrej zachęty… Wybacz, Ginewro,
starsi mają pierwszeństwo.
Nie miała pojęcia, o co chodzi. Jednak widocznie
wszyscy obecni dokładnie wiedzieli, co mają robić. Ustawili je po obu stronach
Czarnego Pana i zostawili, nie miała jednak odwagi się poruszyć. Wszyscy
zebrani zaczęli powiększać krąg, zostawiając miejsce dla kolejnych
zamaskowanych postaci, przybywających co kilka sekund. Krąg śmierciożerców
powiększył się tak, że ledwo mogła dostrzec zarysy poszczególnych osób. Okazało
się, że pokój jest naprawdę wielki lub został magicznie powiększony, by
pomieścić całą rzeszę zwolenników Voldemorta. Kiedy stawili się już wszyscy,
ich Pan przemówił.
- Witajcie wszyscy, moi drodzy. Zebraliśmy się
dziś tutaj, by oddać tę oto kobietę jednemu z was pod opiekę, na wieczne
posiadanie – zamilkł na chwilę, ale jego słowa dziwnie kojarzyły jej się z
przemową przed ślubem Billa. – Zebraliśmy się wszyscy, żeby każdy z was miał
szansę wyrazić chęć posiadania tej szlamy. Ustawcie się więc według rangi, zaczniemy
od najniższego kręgu – zapanowało poruszenie. Z jednego wielkiego okręgu
powstało kilka mniejszych, w najbliższym okręgu znajdowało się tylko kilka
osób. A więc to muszą być najbardziej zaufani. – Dziś mamy wyjątkowych gości,
dlatego chcę, żeby każdy, kto wyrazi chęć posiadania Hermiony powiedział też
nam wszystkim, dlaczego jej pragnie na swoją zabawkę – w tym momencie
zrozumiała, po co to całe zamieszanie. Chcą ją oddać jako niewolnicę jednemu ze
śmierciożerców, czy tak właśnie kończyły wszystkie kobiety trafiające w ich
ręce? Czy jest jakaś szansa na wydostanie się z tej chorej pułapki? W pewnym
momencie usłyszała jak Ginny wciąga głęboko powietrze, musiała zrozumieć to
samo, co ona, od tej pory będą własnością któregoś z tych łajdaków. – Zaczynajcie
– zagrzmiał Voldemort. Na koniec wyczarował sobie wspaniały, marmurowy tron z
zielonymi poduszkami i usiadł na nim. Podchodzili po kolei, klękali przed nim i
mówili głośno i wyraźnie, aż przechodziły ją dreszcze. Zrobił to specjalnie,
żeby napawać się jej strachem, a ona nawet nie miała odwagi się odezwać. Z
największego kręgu wystąpili niemal wszyscy, ale większość z nich musiała być
świeżym narybkiem w kręgach. Zwykle ich wypowiedź brzmiała raczej normalnie.
- Nie miałem jeszcze pod opieką nikogo, chciałbym
przysłużyć się sprawie – ale w miarę jak przechodzili na wyższy krąg, pomysły
na jej wykorzystanie były coraz bardziej przerażające.
- Panie, powierz mi opiekę nad tą szlamą, będzie
świetnym okazem badawczym w moich eksperymentach na mugolach i szlamach, wydaje
się zdrowa, dłużej przeżyje.
- Panie, moja ostatnia zabawka próbowała uciec.
Sam wyznaczyłeś karę za próbę ucieczki. Ta na pewno byłaby bardziej uległa i
jest wyjątkowo przyjemnie zbudowana, dlatego proszę cię, Panie, przekaż ją mnie
– rozpoznała głos mężczyzny, który ją tu przyprowadził. Jednak nie dostał
odpowiedzi, zaraz po nim zjawiła się następna osoba. Ta jeszcze bardziej ją
zaskoczyła i przyprawiła o dreszcze grozy.
- Panie, potrzebuję tej szlamy. Zajmę się nią
odpowiednio. Ostatnia była słaba, nie wytrzymała nawet tygodnia. Ale ta posłuży
mi dłużej, o ile trochę poprawię jej tę gładką buźkę – to była Bellatrix
Lestrange. Jej głos i sposób, w jaki zarechotała na koniec, był najbardziej
przerażającym, jaki kiedykolwiek słyszała. Nie spodziewała się, że kobiety też
zostały wezwane.
Kolejnych śmierciożerców rozpoznawała coraz
częściej.
- Jej głowa pięknie wyglądałaby wbita na pal,
Panie, oczywiście dopiero wtedy, kiedy przestałaby być użyteczna w inny sposób
– McNair.
- Te włosy, Panie, sprawiają, że chciałbym je
złapać i zerżnąć ją tyle razy, że zdechłaby z wyczerpania, ale dopiero po tym,
jak by mi się znudziły inne zabawy z nią w roli głównej – Crabbe.
- Panie, jedna z moich kobiet zginęła, bo
próbowała uciec, wiesz, że nie wystarcza mi jedna, dlatego proszę, daj ją mnie
– Goyle.
- Panie, słyszałem, że ma bardzo zwinny język,
chciałbym go wykorzystać do czegoś lepszego niż gadanie – Rokwood.
- Wiesz, Panie, jak bardzo lubię uczennice.
Żałuję tylko, że nie jest trochę młodsza, ale nadal jest w wieku szkolnym, na
pewno jest jeszcze dosyć niewinna – Avery.
- Mój syn niedługo bierze ślub, Panie. Nie mogę
pozwolić, by wszedł w ten związek niedoświadczony we wszystkich rodzajach
zachcianek. Ta szlama byłaby dla niego świetnym materiałem treningowym - Zabini
senior.
- Moja żona zmarła. Potrzebuję pociechy po jej
stracie, myślę, że ona świetnie by się do tego nadała, podobno jest bardzo
pojętna, szybko nauczy się wszystkiego - Malfoy senior.
Ale to ostatni głos wprawił ją w największe
osłupienie. – Panie, chcę dostać tę szlamę, chcę ją nauczyć szacunku. Przez
wszystkie lata jej nauki próbowałem, jednak była pod ochroną, teraz mógłbym
pokazać jej, jak powinna się do mnie odnosić – to był nikt inny, jak Severus
Snape. Zabójca Dumbledore’a, zdrajca, najgorsza plugawa świnia z nich
wszystkich.
- Severusie, jak dawno nie prosiłeś mnie o
zabawkę? – zdziwiło ją to, Voldemort odezwał się pierwszy raz, odkąd zaczęła
się wyliczanka sposobów na jej wykorzystanie. Ale jeszcze bardziej zdziwiła ją
następna wymiana zdań.
- Od dwudziestu lat, Panie.
- Tak, to bardzo długo. Przypomnij mi, kogo
ostatnio chciałeś mieć, i dlaczego jej nie dostałeś.
- Panie. To była Lily Evans… Lily Potter, ona też
mnie nie szanowała, chciałem ją nauczyć szacunku, ale Ty, Panie, w swojej
mądrości przewidziałeś dla niej inny los.
- Ach, jedna brudna szlama Pottera, a teraz druga
brudna szlama Pottera i obie cię nie szanowały. Tamta nie była przeznaczona na
zabawkę, ale ta będzie świetną zabawką dla ciebie. Nauczysz ją szacunku. Podoba
mi się ten pomysł – następnie odezwał się do wszystkich. – Czy ktoś chciałby
wyrazić sprzeciw, by Severus dostał szlamę? – Malfoy się poruszył, ale Czarny
Pan bardzo szybko uciął jego protest. – Nie, Lucjuszu, jeszcze będzie szansa na
znalezienie dla ciebie idealnej kandydatki, ta będzie idealna dla Severusa, tak
dawno o nic nie prosił. Muszę wynagrodzić go za wierną służbę i za zabicie
mojego największego wroga. Możesz ją teraz naznaczyć jako swoją na oczach nas
wszystkich, Severusie – mówiąc to, wyczarował na środku okręgu ogromny stół,
choć dla niej wyglądał bardziej jak ołtarz ofiarny, z kajdanami wiszącymi po
obu stronach.
Co to wszystko ma znaczyć? Co to za szaleństwo?
Jakie naznaczenie? O co w tym wszystkim chodzi? – chciała krzyczeć, jednak nie
mogła się poruszyć. Zaklęcie Voldemorta sparaliżowało ją i uniosło w górę.
Przeleciała nad salą do środka wszystkich kręgów śmierciożerców. Z każdym
kolejnym kręgiem znikała jedna część jej ubrania, zaczynając od sukienki, a
kończąc na bieliźnie. Niemal krzyknęła, kiedy jej ciało znalazło się na zimnym
drewnie stołu. Kajdany same zatrzasnęły się na jej nadgarstkach i napięły,
rozciągając ją niemiłosiernie. Próbowała się poruszyć, ale to sprawiło jej
tylko jeszcze większy ból. Przekręciła głową. Udało jej się dostrzec Ginny,
stała z lewej strony tronu Voldemorta, miała zaciśnięte pięści, z oczu leciały
jej łzy, a czarny Pan szeptał jej coś do ucha. W pewnym momencie próbowała się
od niego odsunąć, krzyknęła, ale wtedy rozległ się zimny głos Snape’a.
- Jeśli będziesz się tak drzeć, twoja
przyjaciółeczka będzie tylko bardziej cierpiała – obróciła głowę w kierunku, z
którego dochodził jego głos. Powoli zbliżał się do niej. Jej ciało zaczęło
drżeć jeszcze mocniej, nie tylko z powodu zimna emanującego od ołtarza, ale i ze
strachu. Przerażał ją. Zdjął maskę i płaszcz. Jego blada skóra odcinała się od
czerni koszuli. W końcu stanął obok jej głowy, wyciągnął rękę i dotknął nagiej
skóry na jej piersi. Zadrżała, to było niemal jak pieszczota, jednak to, co
stało się potem, na pewno nie przypominało nic podobnego. Przeszedł wzdłuż
stołu, dotykając jej. Kiedy znalazł się przy jej nogach, złapał mocno za
kostki. Przeszył ją ogromny ból. Czuła się okropnie, wystawiona na pożądliwe
spojrzenia wszystkich zgromadzonych wokół. Miała wrażenie, że krąg
śmierciożerców coraz bardziej się zacieśnia, zbliżając się do niej. Mogli
zobaczyć każdy zakątek jej ciała, kiedy Snape rozsunął jej nogi i pociągnął
mocno do siebie. Łańcuchy na jej nadgarstkach zagrzechotały, ale ustąpiły i
wydłużyły się a jej plecy i pośladki przejechały po zimnym, gładkim drewnie.
Puścił jej kostki i podszedł. Znajdował się idealnie między jej nogami.
Wiedziała, co teraz nastąpi. Przez dłuższą chwilę patrzył na nią, w końcu i ona
spojrzała mu w oczy, wyrażając w tym spojrzeniu całą nienawiść i złość, jaką do
niego czuła, ale nie odważyła się odezwać. Nachylił się nad nią. Wplótł rękę w
jej włosy, niemal wyrywając część z nich, zacisnął rękę i jednym szarpnięciem
przyciągnął ją do siebie. Jakby krępujące ją kajdany w ogóle nie istniały.
Przez cienki materiał jego koszuli czuła bijący od niego żar. Jego usta
znalazły się milimetry od jej ucha.
- Krzycz, jeśli chcesz żyć – szepnął tak cicho,
że równie dobrze mogło jej się tylko wydawać. Odciągnął jej głowę do tyłu, na
szyi poczuła jego gorący oddech a później język, zostawiający na skórze mokry
ślad. Chwilę później zrobiła, co jej kazał, kiedy jego zęby znalazły się na
miejscu języka i ścisnęły wrażliwą skórę.
- Podoba ci się… - powiedział cicho, ale w
komnacie panowała taka cisza, że wszyscy go słyszeli. – Dotykał cię kiedyś
prawdziwy mężczyzna, szlamo?
- Nie jesteś mężczyzną, plugawy zboczeńcu –
warknęła kilka centymetrów od jego twarzy. W jego oczach widziała, że tego
właśnie oczekiwał. Przez chwilę przemknęło jej nawet przez myśl, czy mu się nie
sprzeciwić i nie milczeć, ale wolała nie ryzykować życiem dla głupiej chęci
postawienia na swoim.
- Zostawię na tobie moje piętno. Od tej chwili
będziesz moja. Będziesz moją niewolnicą i wykonasz każdy mój rozkaz – wysyczał,
patrząc jej prosto w oczy.
- Nigdy nie będę twoja, morderco, nie dotykaj
mnie tymi brudnymi łapami! – puścił jej włosy, ale w tym momencie łańcuchy
znowu napięły się z taką siłą, że jej głowa wydała głuchy dźwięk, uderzając o
blat. Niemal zamroczyło ją z bólu. Usłyszała nad sobą śmiechy zebranych. Snape
już jej nie dotykał, za to zaczął powoli rozpinać pasek swoich czarnych spodni.
Popatrzyła mu w oczy, ale widziała w nich tylko pustkę, mroczną,
obezwładniającą, lodowatą pustkę. Wtedy zaczęła się szarpać z łańcuchami,
chciała kopać, wierzgała nogami, jednak nie trwało to długo. Snape pstryknął
palcami, a jej nogi oplotły kolejne łańcuchy, przytrzymując je w miejscu. Nie
potrzebował do tego nawet różdżki. Jej wzrok powoli przesunął się w dół jego
ciała. Tam, gdzie jeszcze przed chwilą była sprzączka paska, teraz sterczała
dumnie jego męskość. Zaledwie kilka centymetrów od kwintesencji jej kobiecości.
Zaczęła krzyczeć żeby ją zostawił, że nie chce, ale to tylko podsyciło śmiechy.
Już nie wiedziała, co się wokół niej dzieje, nagle znowu zrobiło się całkiem
cicho. Złapał ją za biodra i jeszcze bardziej pociągnął do siebie tak, że jej
pośladki znalazły się w powietrzu. Przycisnął ją do siebie, czuła jego
pulsującego penisa. W głowie huczała jej krew. Widok jego główki wystającej
spomiędzy włosów łonowych wydał jej się groteskowy. Ale w następnej sekundzie
wszystkie myśli gdzieś uciekły, kiedy wszedł w nią brutalnie. Krzyknęła z
zaskoczenia i bólu, który przeszył nie tylko jej najintymniejsze miejsca, ale
także głowę. W jej umysł po raz kolejny tego wieczoru wbijał się myślowy
sztylet Voldemorta. Straciła całkowicie panowanie nad sobą, choć kolejne
pchnięcia Snape’a nie były już tak bolesne, to penetracja jej umysłu stawała
się coraz gorsza. Przestała rejestrować cokolwiek innego niż ból. Krzyczała ile
sił w płucach, nie zdawała sobie sprawy, że płacze, aż słone kropelki spłynęły
jej po policzkach. Wydawało jej się, że od jednego pchnięcia do drugiego mijają
godziny, podczas gdy jej głowa pękała miliony razy na sekundę. Pragnęła teraz
tylko zemdleć, tylko przestać czuć. Myślała tylko o bólu, ból przesłonił
wszystkie inne myśli, stawiając nieprzeniknioną barierę dla próbującej
wyciągnąć z niej jak najwięcej informacji myślowej macki.
Ból rozdzierający jej głowę zniknął tak nagle,
jak się pojawił. Nie wiedziała, jak długo to trwało, ale równie dobrze mogła
być to minuta, co godzina. Powoli zaczęły do niej docierać otaczające ją
dźwięki, słyszała szloch, gwizdy i śmiechy. Choć ból w głowie minął, ciągle
krzyczała tak, jak kazał jej Snape. Nie wiedziała, co się stało i w jaki
sposób, ale szybkim i mocnym pchnięciom już nie towarzyszył ból, nagła ulga
wywołała w jej oczach kolejne łzy. Spojrzała na swojego oprawcę, nie widziała
go wyraźnie, jednak on wpatrywał się w jej twarz. Jego rysy wyostrzyły się,
wyglądał jak ucieleśnienie najgorszego koszmaru z obłędem w oczach. Czuła go w
sobie, jak gładko wysuwa się i wsuwa głęboko w jej ciało. Czuła się brudna,
zbrukana, niegodna niczego lepszego. Śmierciożercy stali nad nią jak stado sępów,
gotowych rzucić się na swoją ofiarę. Pocieszała się tylko tym, że żaden z nich
jej nie dotknie, skoro jest własnością Snape’a, chyba że on im na to pozwoli. W
tamtej chwili dziękowała Merlinowi za to, że nie była dziewicą ani że nie jest
to żaden z dni, kiedy mogłaby zajść w ciążę.
Pchnięcia stawały się coraz szybsze, a z jego
gardła wydobywały się gardłowe dźwięki, niemal warknięcia. Jej poniżenie miało
się niedługo skończyć. Jej krzyki mieszały się z jego, kiedy dochodził ona
również niemal odczuła radość, ale w tym momencie znowu przeszył ją ostry ból.
Zaczęła oplatać ją czarna magia, jakieś nieznane jej klątwy, rzucane przez
Lucjusza Malfoy’a. Wyraźnie słyszała gdzieś nad sobą jego głos, jednak nie
rozumiała znaczenia wypowiadanych słów. Ich krzyki i głos Malfoy’a dziwnie
brzmiał jej w uszach, rezonując tworzył kakofonię dźwięków. W swoim wnętrzu
poczuła ciepło, ból zniknął, a ją ogarnęła ciemność…